Poranki w Akademii były spokojne i urocze. O ile zignorowało się jęczenie siostry i skupiło chociażby na pogodzie. Albo wesołym Hatim. Siedział sobie właśnie na termoforze i jadł śniadanie. Tak jak ja. Helen usiadła naprzeciwko i wsadziła nos w telefon.
– Młoda, czy ty nie jesteś uzależniona? – Uniosłem brew.
– Nico pisze, cicho. – Machnęła ręką i zjadła kolejną łyżkę płatków.
– Udobruchałaś go? – Poruszyłem wymownie brwiami.
– Może. – Odparła bez zainteresowania. – Odwołali mi dziś pierwszą lekcję, jakby co.
– Na pewno? – Oparłem głowę na ręce.
Dziewczyna ciężko westchnęła i pokazała mi ogłoszenie na stronie szkoły. Faktycznie. Zgadzało się. Dziewczyna faktycznie miała odwołane pierwsze zajęcia. Popatrzyłem na resztę jej planu.
– Nie powinienem tego mówić, ale… chcesz mieć dzisiaj wolne? – Zapytałem.
– Nie, pójdę do szkoły. – Dokończyła płatki. – Mama Nico nas zawiezie!
– Zabujałaś się w młodszym Chainsawie? – Zaśmiałem się.
– Ja ci nie wyrzucam Skylar! – Prychnęła i wstała. – A teraz wybacz, idę pomóc Nico z… czymkolwiek!
– Jasne młoda, tylko paznokci nie połam! – Rzuciłem za nią i przypilnowałem, żeby Hati nie zszedł z termofora. – Pacz Hati, mamy kolejny romans. Jakby Rodo nam nie wystarczało…
***
Spacer z Klio był jedną z przyjemniejszych rzeczy, jakie odbyłem tego dnia. Blue wyjątkowo nie mogła z nią wyjść, bo dostała jakieś duże zamówienie na rękodzieło. Cóż, dobrze było wiedzieć, zawsze będzie można ją poprosić o zrobienie jakiejś bransoletki. Z zaskoczeniem zauważyłem, że na drodze mojego spaceru stoi Leonard i z furią rzuca telefonem. Podszedłem do niego i zagaiłem:
– Hej, nie tak agresywnie.
– A ty jakbyś zareagował, gdy po raz setny rodzice odmawiają ci powrotu do ojczyzny? Stany to nie moja bajka, ale weź im to wytłumacz… – Westchnął i pokręcił głową.
– Mogę mieć jedno bardzo ważne pytanie? – Uniosłem brew.
– Tak. – Machnął ręką.
– Ile ty masz lat? – Popatrzyłem na Klio, która z zadowoleniem obwąchiwała drzewo.
– Dwadzieścia dwa. – Popatrzył na mnie zdziwiony.
– To powiedz mi, po co prosisz ich o zgodę? – Założyłem ręce. – Jesteś dorosły, jesteś księciem i chyba jesteś odpowiedzialny. Chyba możesz sobie jechać gdzie chcesz i kiedy chcesz.
– No nie do końca… – Popatrzył na mnie sceptycznie. – Muszę…
– Jedyne co musisz, to żyć w zgodzie ze sobą. – Popatrzyłem na niego. – Może nie jesteś jakoś blisko w kolejce do tronu, ale chyba jako książę masz prawo robić co chcesz. O ile to nie jakoś mocno zabronione. No dalej Leoś, tupnij nogą. To tylko weekend, a ty pewnie masz prywatny samolot.
– Nie mogę. – Skrzywił się lekko.
– Bo ty miękka fajka jesteś. – Przewróciłem oczami. – Ludzie. Przecież paparazzi cię nie zjedzą za to, że wróciłeś.
– To nie o to chodzi! – Wybuchnął. – Rodzice mi nie pozwalają!
– Leonardzie Williamie II Windsorze! Masz jebane dwadzieścia dwa lata i powinieneś wiedzieć, że sam za siebie odpowiadasz! – Zamachałem mu ręką przed twarzą. – Powinieneś umieć się postawić rodzicom! To twoje konto, twoje życie… nikt go za ciebie nie przeżyje.
Chłopak tylko prychnął i miałem wrażenie, że wymamrotał coś w stylu „Nigdy nie zrozumiesz”. Warknąłem tylko i rzuciłem z pogardą.
– Może nie zrozumiem, bo nie jestem księciem, ale przynajmniej sam za siebie podejmuję decyzję i odpowiadam w pełni za moje życie. – Potem cmoknąłem na Klio. – Chodź mała, idziemy dalej.
***
– Nie wiem czy to było odważne, czy głupie, ale chyba właśnie ma konsekwencje. – Ronan wskazał Leonarda, który właśnie pojawił się pod naszą uczelnią.
– Co on tu robi? – Zmarszczyłem brwi.
– Nie mam pojęcia. – Ronan poprawił torbę. – Radź sobie z ksiażątkiem. Ja jestem umówiony z Adamem.
– Oczywiście, ty i twój kochaś. – Zaśmiałem się. – Dobrze, że dzieci z tego nie będzie…
Ronan z politowaniem popatrzył się na mnie. Wcale nie miał dzisiaj na sobie bluzy w kolorach flagi aseksualistów, wcale. Wyszczerzyłem się zadowolony i poprawiłem swoja flagę, która robiła mi za pelerynkę. Tydzień równości był pomysłem klasy aktorskiej i zaliczeniem ich projektu. To było super.
– Dasz sobie z nim radę. – Ronan poklepał mnie po plecach i zakładając kaptur, ruszył w stronę swojego motocykla, do którego dążył już Japończyk.
Popatrzyłem w stronę Windsora, a potem przypomniałem sobie, że mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Odwróciłem się szybko i pobiegłem na umówione miejsce.
– Hej Sky. – Uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny. – To w czym miałem pomóc?
***
Kiedy już nie miałem innej wymówki, w końcu ruszyłem do wyjścia. Poprawiłem pelerynę, bluzę i plecak, a następnie przeszedłem przez dziedziniec, zatrzymując się dopiero przed Leonardem, który wyraźnie na coś czekał. Coś, albo kogoś.
– Windsor, myślałem, że odjechałeś z Greywarenem. – Uniosłem lekko kącik ust.
– W co ty się ubrałeś? – Uniósł brwi książę.
– To? Moja flaga. – Wypiąłem pierś. – Wiesz. Nie mam problemu z całowaniem mężczyzny urodzonego w ciele kobiety i na odwrót. Ale to nie ważne. Co tu robisz?
Lełoś? Jak ci się podoba uczelnia filmowa? XD
742 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz