Piosenka Adama, prawdopodobnie koreańska, była o wiele spokojniejsza niż wcześniejszy Skillet, który był moim wyborem. Tak nagła zmiana muzyki lekko wybiła mnie z rytmu, więc po prostu jechałem, obserwując ruchy chłopaka. Radził sobie świetnie, co nie było w końcu żadnym zaskoczeniem. Jego głos był tak naprawdę cichym i melodyjnym pomrukiem, jakby całą noc darł się na całe gardło. Podobało mi się to, chociaż nie rozumiałem ani słowa. Powoli do niego podjechałem i gdy piosenka się skończyła, lekko musnąłem jego bok i pojechałem dalej.
– Hm, My Chemical Romance? – Uśmiechnąłem się lekko.
– Nie miałeś swojej fazy emo? – Spytał, doganiając mnie.
– Zaskoczę cię, ale to zależy od mojego humoru. – Znów zacząłem jechać tyłem. – Miewam ją czasami dzisiaj. Ale nigdy nie zapomnę, jak odpieprzyło Blue. – Uśmiechnąłem się zadziornie. – Mam gdzieś zdjęcia…
– To mnie zainteresowałeś, Aniołku... Pokażesz mi je dobrowolnie, czy chcesz coś w zamian? – Uniósł kąciki ust.
– No nie wiem. – Popukałem palcem w wargi. – Muszę się zastanowić. – Zatrzymałem się na chwilę. – Jakieś propozycje przekupstwa?
– Zależy jaką formę wolisz... – Podjechał bliżej i musnął palcami moją dłoń. – Chcesz coś o równej wartości czy może zapłatę w naturze? – Na moment jego wzrok przesunął się na moje usta.
– W twoich ustach to nawet nie brzmi tak źle. – Przysunąłem nasze twarze do siebie. – Ale myślałem o czymś bardziej wymiernym. Na przykład tydzień obecności na pierwszych lekcjach albo coś… – Popatrzyłem na niego niewinnie.
– Nie sądziłem, że jesteś takim sadystą... – Zrobił minę w stylu zbitego pieska.
– Po prostu lubię z tobą spędzać czas. – Uśmiechnąłem się i powoli odjechałem, nucąc pod nosem tekst piosenki.
– To może zamiast chodzić na lekcje, wychodziłbyś gdzieś ze mną? To też rozwiązałoby sprawę – stwierdził, łapiąc mnie za rękę. - Pojechalibyśmy na koniach do lasu i byłyby zaliczone równocześnie trening oraz randka.
Westchnąłem cicho i automatycznie ścisnąłem jego dłoń. Odruch bezwarunkowy od kiedy uczyłem Nico. Potem automatycznie ją rozluźniłem, bo to jednak był Adam, a nie Nico.
– Może. – Wzruszyłem ramieniem, którego akurat nie trzymał, czyli tym ze złamaną ręką. – Zobaczymy.
Potem z głośników zaczęło płynąć Agape. To była moja piosenka, więc nie patrząc nawet na Adama zacząłem jeździć. W mojej głowie ruchy zapewne były nieco inne niż te, które wykonywałem, ale łyżwy, a taniec to też były dwie różne rzeczy. Znałem każdą nutę, każdy dźwięk. Ten utwór miałem wiecznie pod palcami. Każdy dźwięk był przypisany do klawisza, a każdy klawisz pojawiał się w mojej głowie. Nie miałem złudzeń, że nie sunąłem po tafli jak Yurio, ale najgorzej może to też nie wypadło. Potem skok. Całe szczęście udało mi się wylądować. Można powiedzieć, że miałem mnóstwo szczęścia, bo skakałem dawno, dawno temu. Jednak muzyka grała dalej, a ja jeździłem razem z nią. Obrót, przejazd, łańcuszek… aż usłyszałem ostatnie takty. Przyszedł czas na jeszcze jeden skok. Zamknąłem oczy i dałem się ponieść. Lądowanie poczułem, ale chyba nic mi się nie stało. Spuściłem głowę i z zadowoleniem przyjąłem to, że kolejną piosenką na playliście było Mystery Toma Odella.
– Popisujesz się – rzucił Adam, stojąc z założonymi rękoma. – Jeśli to twój sposób na uwiedzenie mnie to cholernie dobrze ci idzie.
Uśmiechnąłem się lekko, ale raczej tego nie zauważył, bo ciągle miałem opuszczoną głowę. Kiedy już się wyprostowałem, popatrzyłem na niego zadziornie.
– Eros jest twój. – Objechałem go dookoła, by na koniec objąć go w talii i szepnąć do ucha. – Chyba, że się boisz…
– Wiesz jak mnie podpuścić, Aniołku – odparł, na moment muskając ustami moją szyję tuż pod linią żuchwy, po czym odjechał w tył i stanął, by wsłuchać się w muzykę.
Zaczął później niż Yuri, ale równie ponętnie, zwilżając usta językiem i posyłając mi oczko. Jego ruchy były szybkie, pełne uczucia, dopasowane do prędkich nut melodii, wyrażającej czyste pożądanie. Pasowała do niego, nie mogłem zaprzeczyć, patrząc jak sprawnie stawia kroki i wabi mnie każdym gestem. Nie był zawodowym łyżwiarzem. Mogłem zobaczyć w jego jeździe, że nie odnajduje się w tańcu na tak śliskim podłożu, ale widziałem też upór i chęci jakie wkłada w to, by dobrze przede mną wypaść. Nie potrzebowałem długiej znajomości z nim, by zorientować się, że uwielbia wyzwania i jest typem osoby, która prędzej z odwagą zrobi coś skrajnie głupiego, niż wycofa się z pola walki. Nie zdziwiłem się więc, kiedy po już dość ryzykownej, lecz udanej serii kroków spróbował skoczyć i obrócić się w powietrzu. Miał dobry rozpęd, oraz wysokość i przez moment myślałem, że mu się uda, ale... Źle stanął przy lądowaniu i chyba przez własne zaskoczenie udanym trickiem, nie zdążył złapać równowagi. Poślizgowi oraz głuchemu uderzeniu o twardą taflę towarzyszyło głośne przekleństwo oraz jęk bólu.
- Kurwa! Głupie łyżwy... - Adam przekręcił się na plecy i złapał za ramię, które miało bliskie spotkanie z lodem.
Podjechałem powoli i z delikatnie ironicznym uśmiechem pochyliłem się nad nim.
– Ten upadek też zaplanowałeś? – Może byłem odrobinę zbyt radosny.
– Może... – Jego grymas bólu zmienił się w szelmowski uśmiech, zbyt wesoły jak na porażkę jakiej doznał. – Jeśli miał prowadzić do tego... – Chwycił za materiał szalika i pociągnął mnie ku sobie, by zbliżyć nasze usta w pocałunku w równym stopniu pełnym pasji co lecąca w tle muzyka.
Nie żebym się tego nie spodziewał. Po prostu dałem mu dobrą okazję. Położyłem zdrową dłoń na jego szyi i oddałem pocałunek. W końcu należało mu się za to wszystko. Mogłem narzekać, że niekoniecznie takie miałem plany, ale prawda była taka, że każda chwila spędzona z Adamem była dla mnie coraz cenniejsza. Pozwoliłem mu usiąść i kontynuować pocałunek aż nie wybrzmiały ostatnie dźwięki utworu.
– Mimo wszystko, twoja skuteczność jest większa niż Yuriego. – Powiedziałem po wszystkim. – Albo mnie łatwiej skusić niż Viktora.
– Jesteś seksowniejszy od Viktora - stwierdził szeptem, przysuwając się po kolejny pocałunek.
Jednak tylko położyłem palec na jego ustach i uśmiechnąłem się szeroko.
– A ty jesteś poobijany, więc powinniśmy wracać. – Przesunąłem dłoń na jego policzek i cmoknąłem go szybko. – Kakao i więcej pocałunków, okej?
– Możesz być jeszcze bardziej idealny? – spytał, kiedy z moją pomocą stawał na równe nogi.
– Obawiam się, że prędzej czy później odkryjesz, że wcale nie jestem idealny. – Ciągle trzymałem go za ręce. – Ale może dlatego, że wbrew wszystkiemu, nie jestem aniołem. – Uśmiechnąłem się lekko i jadąc tyłem delikatnie pociągnąłem go w stronę wyjścia.
– Jeśli nie aniołem, to nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie zwykłym człowiekiem - odparł, wpatrując się wie mnie jak w jeden z podziwianych przez siebie rysunków.
Uśmiechnąłem się tylko i podjechałem do krawędzi, potem otworzyłem drzwiczki i pomogłem wyjść Adamowi. Ciągle trzymał się za obolałe ramię, ale znając życie, to było tylko lekkie stłuczenie, bo mógł normalnie funkcjonować.
– Następnym razem nie musisz wynajmować lodowiska, wiesz? – Popatrzyłem na niego. – Nie przeszkadza mi, że są inni. Ważne, że jestem z tobą.
- Wynająć? Coś ty... - Udał zdziwienie, ale zaraz pokręcił głową z rezygnacją. - Dobra, to było zbyt oczywiste. - Uśmiechnął się trochę niezręcznie, ale wciąż radośnie. - Po prostu chciałem by wyglądało to bardziej... specjalnie? No i przy innych ludziach nie mógłbyś się tak podpisywać, a ja miałbym mniej okazji do ośmieszenia się.
– Może masz rację, ale serio. Następnym razem po prostu tu przyjdźmy. – Cmoknąłem go w policzek. – I się wyśpij, bo wyglądasz jakby schodziła z ciebie kofeina.
Potem usiadłem na ławce i otworzyłem swoją szafkę. Rozwiązywanie łyżew było łatwiejsze niż ich zawiązywanie, więc w tym już nie musiał pomagać mi Adam. Kiedy byłem gotowy, usiadłem wyprostowany i popatrzyłem na chłopaka.
– Wszystko okej? – Przekrzywiłem głowę.
Wciąż siedział na ławce, wgapiając się w jedną z łyżew, której chyba nie był w stanie rozplątać i musiałem ponownie zawołać jego imię, by skupił na mnie wzrok. Chyba naprawdę było z nim kiepsko.
– Tak? Nie. – Przetarł oczy i odchylił się do tyłu, by oprzeć głowę o szafki. – Potrzebuję tego kakaa…
– Na moje oko snu, ale jak wolisz. – Podszedłem do niego. – Mogę Wasza Wysokość?
Okej, w sumie pytanie było tylko formalnością. Szybko rozwiązałem jego łyżwy i schowałem je do specjalnej torby, przy okazji stawiając przed nim buty. Z tym całe szczęście poradził sobie sam. Kiedy wszystko było ogarnięte, podciągnąłem go, żeby wstał.
– Dasz radę iść, czy królowa wyjątkowo musi ponieść króla? – Parsknąłem cichym śmiechem.- ----- – Jestem zmęczony, nie pijany – odpowiedział ze słabym uśmiechem. – I jeszcze w szoku, że stałem na nogach ostatnie dwie godziny.
– Więc wracajmy. – Cmoknąłem go na zachętę. – Kakao będzie czekać.
Adam?
Co powiesz na kakałko u Ro?
1339 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz