Gansey:
Naprawdę nie wiedziałem, jakim cudem Mikaelson zdołał przekonać właścicieli IHA, żeby zamienić stołówkę i akademiki w wampirzy dwór. Jasne, on i Blue dogryzali sobie niemal non stop, a każdy kto ich znał wiedział, że Azjata często nazywa ją wamiprem, ale nie sądziłem, że ten żart osiągnie taki poziom. Jak widać nie doceniłem Adama.
- Wyglądasz jakbyś wypił sok z cytryny. - Gin jak zawsze potrafiła podnieść na duchu.
- A ty, jakbyś miała zaraz zejść z tego świata. - Przesunąłem po niej wzrokiem. - I co ty masz na sobie?
- Strój Selene z Underworld. Taki prawie. - Wzruszyła ramionami. - Wyglądam lepiej niż ty w tym wdzianku pseudo-Volturich.
- Shhh bo jeszcze Blue usłyszy. - Położyłem jej palec na ustach.
- Strój jest boski, to ty jesteś brzydki. - Wyszczerzyła się.
- Mała szumowina - rzuciłem.
- Mamut. - Wystawiła język. - Nie wyrwiesz Sky z taką twarzą!
I wybiegła z pokoju. Prawdopodobnie na stołówkę, gdzie - tak czułem - czeka Nico w stroju pseudo-Michaela…
Blue:
Zabicie Mikaelsona na razie nie wchodziło w grę. Niestety, dopóki piastował stanowisko chłopaka Ronana był prawie nietykalny. I niestety nie robił nic, co naruszałoby to prawie. Za to jedno lubiłam Ricka - mogłam go pieprznąć w twarz i powód sam się znajdował. Jednak Rick był szują pierwszorzędną, a Adam… cóż, był Adamem. Przekonał właścicieli do nocy wampirów, a dzień potem przyleciał do mnie i wymógł dwa stroje z Diabolik Lovers. Prawdopodobnie powinnam zrobić wyrzuty młodej pannie Campbell za ukazanie mu uroczego zdjęcia Morningstara i Parkera, ale Japończyk postanowił całkiem sowicie zapłacić w alkoholu, słodyczach i kosmetykach. Jeszcze nie wiedział, że: primo - strój Shu czeka na Ronana od paru ładnych miesięcy, secondo - dosłownie zapłaci mi za materiał. Diabolik Lovers było klasyką, a śliczna buzia Amorka pasowała idealnie do jednego z braci. Chociaż sam bardziej lubił Subaru, z niechęcią przyznał, że w przypadku Shu nie będzie musiał zbyt wiele robić. W sumie to nie będzie musiał robić nic. No, poza założeniem soczewek. Mało prawdopodobne, że ktoś się przyczepi. Westchnęłam cicho i zamknęłam szafę ze strojem Amorka i sama przebrałam się w ciuchy Rose z Akademii Wampirów. Udało mi się nawet dorwać wisiorek z różą. Trzymałam go w rękach, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - Popatrzyłam na swoje odbicie.
- Hej. - W pokoju pojawił się Sebastian. - Pomóc ci?
- Gdybyś mógł. - Podałam mu wisiorek i przytrzymałam włosy, by nie przeszkadzały.
- Już. - Delikatnie ułożył łańcuszek na mojej szyi, a ja lekko zadrżałam. - Coś nie tak?
- Wręcz przeciwnie. - Odwróciłam się do niego. - Wszystko super.
- Cieszę się. - Uśmiechnął się.
Popatrzyłam na niego. Wyglądał ładnie. Założył jeansy i koszulę, ułożył włosy i się uśmiechał. Normalnie chciałam go pocałować. Ale nie powinnam. Bash był strasznie nieśmiały i płochliwy. Bardziej niż Ronan. A to trudne. Więc tylko stałam i się patrzyłam. Lekko wyzywająco, jak to Rose. Potem do pokoju wpadł Ro i Adam.
- Nie przeszkadzamy? - Zapytał blondyn.
- Czy was to obchodzi? - Westchnęłam, a potem wyjęłam jego strój. - Soczewki i inne badziewia masz w łazience.
Potem popatrzyłam na Adama. Chyba zabarwił włosy na czerwono. Ale mogło mi się przywidzieć. Może nie był idealnym Ayato, ale Ronan nie miał wyglądać idealnie jak Shu. Bez słowa podałam mu strój i wskazałam dodatki leżące na biurku.
- A teraz wybaczcie, idę bawić się z Bashem i Noah. - Wyszczerzyłam się. - Zamknijcie drzwi! - I wyszłam.
Gansey:
Sky wyglądała bardzo ładnie. Bardzo, bardzo ładnie. Aż zapomniałem jak mówić. Po chwili jednak postanowiłem zebrać resztki swojej godności z podłogi i chrząknąć.
- Więc… - Zacząłem. - Raczej nie pójdziemy oglądać ,,Zmierzchu".
- Wolałabym nie. - Uśmiechnęła się. - Ale zawsze możemy iść do holu i potańczyć.
- Możemy. - Uśmiechnąłem się. - A potem pójdziemy do kuchni i podwędzimy coś do jedzenia.
- Okej! - Zaśmiała się.
Potem ruszyliśmy w stronę wyjścia, ale była jedna rzecz, która przykuła moją uwagę.
- Jane, wampirze piekielny, cudnie wyglądasz. - Wyszczerzyłem się, obserwując szatynkę.
- Pierdol się Dick. - Założyła ręce. - Komplementuj Sky, nie mnie.
- Do jej komplementowania nie wystarczy słów. - Puściłem jej oczko. - Jej piękno jest nie do opisania.
- Czarujesz Gansey. - Sky uderzyła mnie lekko w ramię. - Przestań!
- Ależ nie mogę pomijać prawdy. - Popatrzyłem na nią. - Wyglądasz olśniewająco. Jak ukochana Drakuli.
Dziewczyny i chyba Sebastian (znałem go tylko z opowieści Ronana i Blue) parsknęli śmiechem. Dołączyłem do nich, bo dlaczego nie? Śmiech to zdrowie. Kiedy skończyliśmy się zwijać, popatrzyłem na Jane.
- Jakie macie plany? - Zapytałem.
- Znaleźć Noah i iść do mnie obżerać się słodyczami z Halloween. - Niższa dziewczyna puściła mi oczko. - Chcecie dołączyć?
- Chyba nie powinnam. - Sky westchnęła zrezygnowana. - Słodycze, cukier, wiesz…
- E tam, Halloween idzie w cycki. - Blue wzięła ją pod rękę. - Chodźcie!
Blue:
Co prawda nie planowałam, że do obżarstwa dołączy również Gansey i Sky, ale skoro wzięli swoje słodycze, nie miałam zamiaru narzekać. Tak na dobrą sprawę, oni też tworzyli ekipę, która zbierała cukierki na Halloween, więc… może Bashowi to nie będzie przeszkadzać.
- Czy on jest taki zawsze? - Zapytał mnie szeptem Russo.
- Taki… czyli jaki? - Zapytałam.
Bash chyba chwilę próbował znaleźć odpowiednie słowo, ale finalnie się poddał i pytającym tonem rzucił:
- Ganseyowy?
- Czy chodzi ci o to, że wszystkich podrywa? - Zaśmiałam się.
- Wszystkich? - Zdziwił się.
- Tak! - Zwinęłam się ze śmiechu. - Bo rozumiesz. Są ludzie jak Ro, którym wystarczy istnienie, żeby kogoś wyrwać, są ludzie jak Adam i ja, którzy mają gadane, ale tylko kiedy chcą i są ludzie jak Gansey, którzy zawsze mają gadane. Nie ważne, że nie są zainteresowani.
- Aha? - Podrapał się po głowie. - A propos Ronana i Adama… gdzie oni są?
- Prawdopodobnie macają się w łazience Mikaelsona. - Wzruszyłam ramionami. - Albo gryzą. Wiesz. Jak wampiry. Albo odwalają słaby roleplay. Zamiast gry wstępnej.
- Oh. - Zaczerwienił się Bash. - Ooooh.
- Już się tak nie rumień. - Dźgnęłam go między żebra. - Seks to ludzka sprawa. Sam dół piramidy Maslowa.
- Łatwo ci mówić… - westchnął.
- Nie tylko mówić. - Uśmiechnęłam się.
A potem otworzyłam pokój przed moimi gośćmi. Kiedy już weszli, wrzasnęłam:
- Nooooooaaaaah chodź tuuuuuu!
- Ideeeeee! - Zakrzyknęła dziewczyna. - Zaaaraaaz będę!
Potem dumnie wkroczyłam do pokoju i popatrzyłam na resztę.
- No co? I tak nikogo nie ma. - Siadłam obok Sebastiana i uśmiechnęłam się. - Tak jest szybciej.
- Nie wątpię Jane. - Gansey pokręcił głową. - A ja się dziwię, czemu Gin się nie wysypia…
- To nie nasza wina! - Zaoponowałam.
W tym momencie do pokoju wkroczyła Noah i przytaszczyła resztę cukierków. Do tego picie. Zatarłam rączki i uśmiechnęłam się wesoło.
- Będzie wyżerka.
Gansey:
- Zawsze taki jesteś? - Sky siedziała ze mną na łóżku Blue i obserwowała ze mną, jak dziewczyny się malują. Sebastian z zadumą patrzył za okno.
- Taki, czyli jaki? - Popatrzyłem na nią z uśmiechem.
- Czarujący, flirciarski, otwarty… - Zaczęła wyliczać. - Kradniesz serca, panie Campbell.
- Wolę określać, że doceniam piękno. - Zaśmiałem się. - Nie flirtuję świadomie ze wszystkimi. Świadomie tylko z tobą.
- A Blue? - Dziewczyna założyła ręce.
- Ja i Jane? - Parsknąłem śmiechem. - To nasze przekomarzanki. Widzisz, ona bardzo lubi tego tam Sebastiana, a ja mam na oku tylko ciebie.
- Kłamiesz, masz na oku LeŁosia! - Palec Blue poleciał w moją stronę.
- Jane, proszę cię. - Zrobiłem dramatyczne wygięcie się. - Nasze Kochanie w życiu nie zakochałoby się w chłopaku. No i ma Noah!
- Mnie w to nie mieszajcie, ja nie żyję od siedmiu lat! - Fioletowowłosa uniosła ręce.
- Dlaczego nie? - Blue wzruszyła ramionami. - Przecież byliście na romantycznej wyprawie do Anglii.
- Romantycznej? Proszę cię, zamówił pokój z jednym, gigantycznym łóżkiem i mnie z niego wykopał! - Założyłem ręce. - Co z tego, że w przestrzeni między nami zmieściliby się wszyscy: ty, Noah, Sky, Ro i Adam na dodatek!
- Dramatyzujesz. - Przewróciła oczami szatynka. - Nie ma takich dużych łóżek!
- Serio? - Wyprostowałem się. - A byłaś kiedyś w luksusowym apartamencie w najdroższym hotelu w całej Wielkiej Brytanii chyba?
- Spaliście w Buckingham Palace? - Parsknęła śmiechem Noah.
- To nie hotel. - Zachichotała Sky. - Ale mów dalej.
- To łóżko było ogromne! - Machnąłem ręką. - W zasadzie to wszystko było ogromne. Stoły, okna, telewizor, fotele… nie potrafię się odnaleźć w takich miejscach.
- Jakich? - Uniósł brwi Sebastian. No proszę, nawet on słuchał.
- Takich… ZBYT. - Wzdrygnąłem się. - Tam było za bogato, za strojno, za luksusowo.
- Wniosek, nie możesz być księciem. - Odparła śmiertelnie poważnie Noah.
- Nie. - Pokiwałem głową, a wszyscy naraz się roześmiali.
W tym momencie drzwi znowu skrzypnęły, a w progu pojawiła się Gin i Nico. Ten drugi pomachał nam wesoło i niemal od razu uczepił się Blue. Dziewczyna tylko przewróciła oczami i potargała mu włosy. Chłopak był oczywistą maskotką rodziny Chainsaw i jej przyjaciół.
- Przyszliśmy po cukierki. - Gin siadła na podłodze obok Noah. - I trochę posiedzieć, bo powiedzieli, że kolejną część “Zmierzchu” puszczą za piętnaście minut, bo nie możemy się gapić non stop.
- Chciałem iść do Adama i Ro, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. - Dzieciak zmarszczył lekko brwi. - Szczególnie, że Yurio kręci się po kuchni.
- Nie zrobi nikomu krzywdy? - Blue popatrzyła na chłopaka.
- Pewnie ludzie go wystraszą. Albo raczej spłoszą. - Zamyślił się chłopak. - Nie lubi ludzi.
- Fakt. - Gin sięgnęła po słodycze. - To co robimy?
***
- Miło było, dzięki za zaproszenie. - Sky stała już w drzwiach swojego pokoju.
- Zawsze jesteś mile widziana w Kruczym Gangu. - Uśmiechnąłem się.
- Dzięki. - Cmoknęła mnie lekko w policzek i wycofała się do pokoju. - To… do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Poczekałem aż zamknie drzwi i aż podskoczyłem ze szczęścia. To się nazywa udany wieczór!
Blue:
- Czyli zostaliśmy sami. - Uśmiechnęłam się do Sebastiana i popatrzyłam mu w oczy.
- Na to wygląda. - Zarumienił się lekko. - Masz… jakieś plany?
- Gdzieś tu mam chipsy i colę, więc możemy obejrzeć durne filmiki na internecie. - Zdjęłam kurtkę i zamieniłam ją na dość gustowny sweter. - Obawiam się, że na spacer jest już za późno.
Bash uśmiechnął się tylko i wrócił do głaskania Klio. Ja z kolei potarmosiłam uszy Sainta, który ocierał się o moje nogi. Bałam się jak sunia na niego zareaguje, ale chyba polubiła szczeniaka. Z wzajemnością.
- Jestem za leniwym wieczorem.
- To włącz komputer, a ja zmyję w międzyczasie makijaż, okej? - Zamachałam wacikami.
- Zupełnie nie wiem, czemu go nakładasz. - Zarumienił się. Znowu. - Bez niego też wyglądasz cudownie.
- Wiem, ale co ja na to poradzę, że go lubię. - Puściłam mu oczko. - Zaraz wracam.
Cóż, ten dzień, chociaż pod znakiem wampirów, nie był znowu taki najgorszy.
Blue 797 słów
Gansey 802 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz