11.23.2019

Event halloweenowy: wampiry i świry - Adam i Ronan

ADAM:
Mimo zapewnień ze strony Aniołka wcale nie byłem tego taki pewien. Zaczynałem sądzić, że nawet w pokoju hotelowym znalazłby się ktoś lub coś, co nie pozwoliłoby nam się nacieszyć wspólnymi chwilami przyjemności. A jednak dałem się pociągnąć na piętro, choć schody okazały się sporym wyzwaniem dla plątających się nóg i jakoś znaleźliśmy się w łazience. Zapobiegawczo zamknąłem drzwi na wewnętrzny zamek, by w razie nagłego wypadku, skończyło się na waleniu w drewno, a nie na czyimś nagłym wparowaniu w najmniej odpowiednim momencie. Człowiek uczy się na błędach.
- Wanna czy prysznic? - Spytałem, ściągając z siebie koszulkę i rzucając ją później na podłogę. Obie te opcje miały swoje zalety, co zdążyliśmy już przetestować.
- Obawiam się, że nie wystoisz pod prysznicem. - Aniołek uśmiechnął się z czułością i powoli rzecz po rzeczy, zdjął swoje ciuchy, a ja mogłem obserwować go z pełną uwagą oraz czystą przyjemnością. - A w wannie można wygodnie usiąść.
- A więc wanna - odparłem, zabierając się za przygotowanie kąpieli.

Wanna powoli wypełniała się gorącą wodą, wypełniając pomieszczenie lotną parą, osiadającą na płytkach. Podobało mi się to ciepło i wilgoć, którą czułem na odsłoniętej skórze. Przypominały mi termalne źródła w Japonii, które miałem w zwyczaju odwiedzać przy okazji każdego pobytu w rodzinnych stronach. A jednak nic nie mogło się z nimi w pełni równać. Z ich specyficznym zapachem, chłodem nocy i wiszącymi w powietrzu kłębkami oparów niczym mgła nad jeziorem. Mógłbym zabrać Ronana do jednego z nich. Razem kąpać się w prywatnym basenie, spędzić noc w puszystym futonie i obudzić się rano w akompaniamencie cykad… Tak, musiałem kiedyś pokazać mu swój drugi dom.
- Jak sam zauważyłeś, jestem zmęczony, więc może pomożesz mi ze spodniami… - rzuciłem z niewinnym uśmiechem, opierając się plecami i dłońmi o brzeg wanny.
- Powiedzmy, że dziś ci uwierzę. - Jego dłonie sprawnie zajęły się paskiem i rozporkiem, a usta złączyły się z moimi. - Coś jeszcze?
***
Na pewno nie spodziewałem się takiej pobudki. Cieszyłem się spokojnym snem, w którym razem z Aniołkiem oglądaliśmy gwiazdy na dachu wieży astronomicznej Hogwart, aż nagle zostałem wyrwany z tego pięknego obrazu przez przeszywający uszy pisk. Nie był to poziom dźwięku jaki mógł znieść mój skacowany umysł, więc zacisnąłem powieki i wtuliłem się mocniej w ciepłe ciało swojego chłopaka. Nie obchodziło mnie, czy dom stanął w płomieniach, czy ktoś umarł, czy cokolwiek będące powodem tego przeraźliwego wycia. Chciałem tylko wrócić do sennych marzeń…
-Nie. - Wyraziłem swój protest, kiedy obudzony Ronan spiął mięśnie, szykując się do wstania. Widocznie bardziej niż mnie, martwiło go źródło nieznośnego i zdecydowanie niechcianego alarmu.
- Coś mogło stać się Nico. - Poczułem jak całuje czubek mojej głowy na co mruknąłem i tylko mocniej go przytuliłem. - Zaraz wracam. - Nie zdążył jednak nawet wyplątać się z moich objęć, aż nagle drzwi otwarły się na oścież.
- Aaaaaaaadaaaaaam! - Do pokoju wpadł Nico. - Roooooooonan! PATRZCIE!
Potem poczułem ciężar jego ciała na sobie i zostałem brutalnie zmuszony do zapomnienia o dalszym śnie. Podniosłem się z jękiem protestu, potarłem pulsujące bólem skronie i potrzebowałem chwili zanim mój wzrok zdołał skupić się na postawionym przed nos ekranie smartfona.
-Przysięgam, że jeśli to kolejne głupie zdjęcie to… Kurwa.
Na Instagramowym czacie widniała wiadomość od nikogo innego tylko Arthura. Arthur napisał do Niko. Przed paroma minutami. Pytając o mnie. Co do chuja?!
-Co to ma znaczyć? Co się wczoraj działo?! - Sen momentalnie odszedł w niepamięć, a ja wyrwałem dzieciakowi telefon i zacząłem wertować zdjęcia oraz relacje z poprzedniej nocy.
I znalazłem. Dwa filmiki zarówno na koncie Niko oraz Jane, a na nich ja i Ronan z pasją całujący się na podłodze. Kurwa pieprzona mać.
- No bo… - zawstydził się młody - bo pozwoliłeś mi zrobić zdjęcie… i je wstawiłem, a obserwuje mnie sporo osób z fandomu… i serialu… i Blue dodała relacje… i w internecie już o tym… huczy? No i napisał do nas Arthur? Ale Blue na kacu napisała mu tylko: ,,A jak myślisz, skoro obściskuje się z chłopakiem?"... a ja… znaczy ty możesz mu odpisać… ale chyba się martwi. I… zabrał już oficjalny głos w dyskusji…
- Ja pierdole… - Dlatego miałem wrażenie, że o czymś wczoraj zapomniałem. To byłoby na tyle z ukrywania się i nieistnienia w mediach. Ugh… Nie powinno się mnie o nic pytać po pijaku.
Opadłem na materac jakby odcięto mi sznurki i zakryłem oczy ramieniem, wydając z siebie cierpiętniczy jęk. To koniec. Miałem przejebane i to na własne życzenie. Brakowało tylko… Mój telefon zaczął głośno wibrować na szafce nocnej. Nie musiałem na niego zerkać, by wiedzieć kto dzwoni. Już słyszałem w głowie pełen emocji głos swojej matki…
 - Nie powinieneś odebrać? - Nico szturchnął mnie lekko w ramię.
 - Myślę, że nie. - Do dyskusji włączył się Ro. - Na razie zignorujmy telefony i wróćmy spać. Jest przed dziewiątą, a ja do dziesiątej mam zamiar zostać w łóżku. Więc Nico, wypad. Już. Ogarniemy co z Arthurem przy śniadaniu - zarządził za co miałem ochotę obwołać go swoim wybawcą, choć dalej zdawałem sobie sprawę, że mogę jedynie odwlekać nieuniknione.
 - Okej. - Młody z miną wciąż wyrażającą lekką skruchę wymieszaną z ekscytacją zsunął się ze mnie i z łóżka, po czym zniknął z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Możemy już zacząć się pakować? Chcę uciec na Alaskę, do Australii, Chin, gdziekolwiek byle daleko - oświadczyłem i obróciłem się na brzuch, by schować głowę w poduszkę. Telefon znów odezwał się uporczywymi wibracjami, ale nie zamierzałem tykać go choćby palcem. Ro sięgnął na stolik i myślałem, że chce go odebrać, ale chyba po prostu wyciszył cholerne urządzenie i obejmując mnie w pasie, przykrył nas kołdrą.
- To tylko głupie zdjęcie. - Wymruczał. - Bez lokalizacji. Nie znajdą cię, ani nic. Tak sądzę. I jak rzucą lepszy temat, będzie po sprawie.
Tak, jasne…. Byłem martwy dla mediów przez ostatni rok, usunąłem swoje oficjalne konta na mediach społecznościowych, zniknąłem z oczu reporterów, zerwałem kontakt ze wszystkimi znajomymi z planu… I po co? By teraz w sieci rozchodził się film, na którym migdalę się z chłopakiem i najwyraźniej doskonale bawię? Wiedziałem do czego to doprowadzi. Wiedziałem po co dzwoni do mnie matka i po co Arthur odezwał się do Nico. W sieci rozejdzie się plotka, że Adam Mikaelson ma się dobrze, zaczną się kolejne teorie fanów i gównoburze, starzy znajomi ponownie mnie znienawidzą, a rodzice albo się wkurwią, albo spróbują mnie nakłonić do powrotu na scenę. Bo przecież wyglądało na to, że znalazłem sobie nowych przyjaciół, przestałem się izolować, wrócił mi dobry nastrój, depresja poszła w odstawkę i hej, najlepsza wiadomość, mam nowego chłopaka! Niespodzianka! Kurwa, zabijcie mnie.
- Tak, to tylko jedno zdjęcie - przytaknąłem, pozwalając by mnie przytulił.

RONAN:
Mój mózg nie działał jeszcze na pełnych obrotach, ale powoli zaczynałem dostrzegać pewne duże problemy. Adam nie bez powodu zniknął, dlatego sądziłem (nawet trafnie), że zdjęcia nie są mu na rękę. Problem był taki, że trzeba było jakoś zażegnać konflikt. I pomóc samemu Adamowi.
- Cokolwiek to nie oznacza, po pierwsze do dziesiątej to ignorujemy, po drugie coś się wymyśli. - Wtuliłem się w Japończyka. - W końcu jestem aniołem, nie?
- Mhm… - mruknął w odpowiedzi i kiwnął głową. - A nie możesz magicznie cofnąć czasu, albo usunąć wszystkie wzmianki o mnie z sieci?
- Anioł, nie Bóg. - Odwróciłem go do siebie. - Będzie okej Adam. Założę się, że Nico i Blue już wszystko usunęli. Żadnych dowodów.
- Tia… Usunęli. Jak już się rozeszło po całej sieci w milionach kopii - stwierdził dramatyzując.
- Jesteś straszną drama queen. - Parsknąłem śmiechem. - Adam. Powiedz mi, ile teraz jest wałkowany taki temat w mediach? Potraktuj to jako pytanie retoryczne. Krótko. Szczególnie, że nikt się nie wypowie. Więc przestań, bo wykopię cię na kanapę.
- Moja matka się wypowie, Arthur się wypowie, fani się wypowiedzą… Będą chcieli bym sam się wypowiedział… - kontynuował. Mógł przesadzać, ale wyglądało na to, że naprawdę wystraszył się całej tej sprawy.
- Twoja mama nie musi, jeśli ją poprosisz, Arthur nie ma największego znaczenia dla sprawy, fani zawsze mówią, do tego wszystko, a ciebie nikt nie zmusi. - Złapałem jego twarz w dłonie i pocałowałem go powoli. - Masz prawo do swojego życia Adam. I nie musisz się tłumaczyć. Poza tym, przy śniadaniu sprawdzimy jak to naprawdę wygląda, okej? - Odwrócił wzrok, ale po chwili objął mnie mocno, opierając głowę na moim ramieniu.
- Okej… - zdecydował. - Ale jeśli jest bardzo źle, to uciekasz razem ze mną.
- Na koniec świata i jeszcze dalej. - Otuliłem go. - A teraz się zdrzemniemy. Musisz odpocząć.
***
Kiedy w końcu wstałem i zwlekłem się do kuchni, okazało się, że mama już przygotowała nam niezły bufet, przy którym stołował się Nico.
 - Gdzie reszta? - Zapytałem.
 - Mama ich odwiozła. - Młody zjadł tosta. - Ro? Czy… Adam jest na mnie… zły?
 - Nie jest. - Potargałem mu włosy. - A jak jest, to przestanie. - Puściłem mu oczko. - A teraz czekaj. Sprawdzę jak się sprawy mają.
Nie musiałem jednak wracać do sypialni, bo chłopak sam zszedł do nas, przecierając zaspane oczy. Wyglądał jakby mógł zaraz spaść ze schodów, powłóczył lekko nogami, a jego włosy sterczały w artystycznym nieładzie. Założył jedną z moich bluz i dresy, które zostawił poprzednim razem. Ziewał i widać było po nim efekty ubiegłej nocy, czyli poranny kac oraz niedomiar snu.
-Cześć, młody - rzucił z leniwym uśmiechem, gdy zbliżył się do stołu. Usiadł na jednym z krzeseł i od razu sięgnął po słodkiego rogalika oraz dżem truskawkowy.
 - Hej. - Popatrzył na niego Nico. - Smacznego!
Uśmiechnąłem się i wziąłem do ręki telefon. Trzeba było sprawdzić jak się sprawy mają.
 - Nico, powiedz mi, po kim ty tak panikujesz? - Zapytałem.
 - Hm? - Spojrzał na mnie z tostem w ustach.
 - Jest parę artykułów o relacji Blue, ale nie powiem, że są straszne. Jedyna rzecz, która mnie niepokoi to dyskusja na twojej grupie na fejsie. I to, że jest na niej Arthur… - zmarszczyłem brwi.
- Mówiłem ci, że jest popularna. - Skubnął kolejną bułkę. - Ale tam nie wrzuciłem zdjęcia…
- Nie ważne. - Westchnąłem. - Ważne, że sytuacja nie wymaga, ani ucieczki, ani komentarza Adama. - Spojrzałem na wspomnianego. - I możesz odebrać telefon od mamy.
- Nie chcę - odparł po prostu, rozrywając rogalika na strzępki, które potem zanurzał w dżemie albo nutelli.
Popatrzyłem na dzwoniący telefon, a potem westchnąłem. Postanowiłem przygotować sobie śniadanie, a potem zobaczymy…

ADAM:
 - Proszę, odebrałem, teraz możesz rozmawiać. - Ro podał mi telefon, a ja zdębiały wlepiałem wzrok w urządzenie.
- Nie zrobiłeś tego - próbowałem przekonać samego siebie, że był to tylko głupi żart. Przecież Aniołek nie byłby zdolny do czegoś tak okrutnego!
 - Zrobiłem. - Ten cholerny drań nawet nie czuł się winny.
- Nienawidzę cię - oświadczyłem z powagą, zdając sobie sprawę jaka podłość mnie spotkała. Nie chciałem odbierać, nie miałem choćby najmniejszego zamiaru, a ten… ten zdradziecki, seksowny typ nawet nie uszanował mojej decyzji.
 - Przypomnę ci to następnym razem, gdy twoje ręce spróbują wyjąć moją koszulę ze spodni, albo twój język będzie w moich ustach. - Przewrócił oczami, nic nie robiąc sobie z moich uczuć.
- W tej drugiej sytuacji to raczej niewykonalne - zauważyłem, ale zanim zdążył coś na to odpowiedzieć…
- Mogę zadzwonić, gdy przestaniesz spierać się ze swoim chłopakiem. - Z głośnika w smartfonie dobiegł głos mojej matki, raczej rozbawiony niż wściekły.
- Cholera - wyrwało mi się.
- Mnie również miło znów cię usłyszeć. O ile pamiętam, ostatni raz dzwoniłeś z prośbą o dodatkowe kieszonkowe w zeszłym miesiącu. - Kurwa. Zerknąłem na Ronana z paniką w oczach, a ten tylko uśmiechał się głupio, nabijając się z mojego nieszczęścia. Westchnąłem i potarłem kark w zażenowaniu.
- Gomen - rzuciłem bardziej z zawstydzenia niż faktycznej skruchy. - Dużo się działo i wypadło mi z głowy. Nie chciałem też przerywać ci w pracy.
- Właśnie widziałam, jak bardzo jesteś zajęty. - No i się zaczęło.
- Jeśli chcesz powiedzieć mi jak bardzo podpadłem tym razem, nie musisz dodatkowo mnie uświadamiać. - Wolałem od razu przejść do rzeczy i uniknąć jak tylko się dało długiego kazania. Usiadłem na krawędzi łóżka i podpadłem czoło na ręce. - Byłem pijany…
- Trudno nie zauważyć…
- Nie byłem ostrożny i narobiłem problemów sobie i wam. Gomen nasai. Wymyślę coś, by to naprawić - zapewniłem choć nie miałem choć najmniejszego pomysłu, co zrobić poza zwykłym przeczekaniem i liczeniem, że sprawa ucichnie.
- Twój były menager dzwonił już dwa razy. Tak samo reżyser Dance Revolution i parę osób z mediów. Wszyscy chcą wiedzieć gdzie jesteś i co robiłeś do tej pory, oraz chcą, bym zorganizowała wywiad. - Przygryzłem wargę. Właśnie tego się spodziewałem.
- Okā-san…
- Już im odmówiłam. Uprzejmie dałam też do zrozumienia, że nie życzę sobie, by cię nachodzili.
- Oh… - Czyli wszystko było… Okej? Ronan widząc moją zaskoczoną minę, podszedł i przysiadł obok, mogąc teraz słyszeć uważniej tekst rozmowy. Mama zdawała sobie sprawę, że nie byłem sam, więc nie powinna mieć nic przeciwko.
- Nie jestem zła, że popełniłeś błąd. Głupi błąd, ale jednak nie tragiczny w skutkach. Wciąż jesteś młody i uczysz się przez doświadczenie, a to nic złego. - Jej głos brzmiał łagodnie i wyrozumiale, jak wtedy gdy w dzieciństwie przez nieuwagę spadłem z drzewa w ogrodzie, łamiąc przy tym nogę. - Jestem tylko zawiedziona, że nie dałeś znaku życia, a nagle dowiaduję się od obcych, że masz grono przyjaciół i chłopaka, o których nawet słowem nie wspomniałeś. - Cholera. Więc to był problem. Nie moja kompromitacja, burza w mediach, czy naprzykrzający się reporterzy. Nie, moim największym błędem było zatajenie istnienia mojego chłopaka. Miałem ochotę walnąć głową w ścianę.
- Bo widzisz… Eto…
- To on jest teraz z tobą, prawda?
-... Hai - przytaknąłem, choć nie mogła tego zobaczyć, a palcami skubałem sznurek od kaptura.
- Mogłabym z nim porozmawiać? Bez obaw, to nie będzie przesłuchanie - oświadczyła, a ja spojrzałem w oczy Aniołka zdezorientowany. Na pewno słyszał pytanie.
 - Myślę, że to jak najbardziej sprawiedliwe, skoro moja mama zdążyła cię już wypytać o wszystko. - Uśmiechnął się lekko i wyciągnął rękę. Nie podobało mi się to, ale wiedziałem, że tak naprawdę nie miałem wyboru, więc niechętnie oddałem mu telefon.

RONAN:
Chyba trochę na złość swojemu ukochanemu i jedynemu Japończykowi, odszedłem kawałek dalej, do okna, by w spokoju przeżyć swoje pierwsze… spotkanie z mamą Adama.
 - Tak? - Potwierdziłem, że jestem po drugiej stronie.
- Nazywam się Toboso Yuki i naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna, za przekonanie Adama do rozmowy ze mną. Gdyby nie twój mały szantaż najpewniej ignorowałby moje telefony tak długo, jak tylko byłoby to możliwe. - Niemal widziałem jak kobieta o miłym, ciepłym głosie kręci głową rozbawiona. Miała łagodny, dźwięczny ton ze słyszalnym akcentem, ale zdawała się płynnie mówić po angielsku.
- Nie da się ukryć, jest uparty... - Odgarnąłem niesforne włosy wpadające mi do oczu. - Ja nazywam się Ronan Chainsaw i cóż… najwyraźniej byłem jedną z tajemnic Adama.
- Mój syn od.... jakiegoś czasu nie mówi mi wiele, więc naprawdę cieszy mnie, że mogę cię w końcu poznać, nawet jeśli te okoliczności nie są najlepsze - oznajmiła i mogłem usłyszeć, że się uśmiecha. - Wiem, że nie powinnam bardzo ingerować w jego życie i wybory, ale… Martwię się o niego. Czy wszystko z nim w porządku? Sam nigdy nie przyzna się, że coś leży mu na sercu, ale jeśli ktoś mógł coś zauważyć to pewnie ty. Jesteście blisko, prawda?
 - Mam nadzieję. - Zerkam na Adama. - Ale chyba jest dobrze. Uśmiecha się. Żartuje. I jestem prawie pewien, że uwielbia mojego brata. - Pocieram kark. - I mam nadzieję, że mu na mnie zależy.
- Oh… To dobrze. - Mama Japończyka brzmiała jakby choć część zmartwień zeszło z jej ramion. - Ale uważaj na niego. Wiem, że ma trudny charakter i łatwo stracić do niego cierpliwość, ale to dobry chłopak. Gdy odda komuś swoje serce zrobi wszystko, by uszczęśliwić tę osobę, ale choć stara się tego nie okazywać, łatwo go zranić. Chowa dla siebie wszystkie swoje zmartwienia i robi to z dobrych pobudek, ale wiem, że to go wykańcza. Dużo już wycierpiał i… - Zamilkła na moment i miałem wrażenie, że chciała dodać coś więcej, ale się powstrzymała. - Proszę, jeśli masz na niego jakiś wpływ, nie pozwól, by zrobił coś naprawdę lekkomyślnego.
 - Staram się każdego dnia. - Uniosłem kącik ust. - Ale mam wrażenie, że czasami jeśli naprawdę mocno sobie coś postanowi, to nikt go od tego nie odwiedzie. - Zaśmiałem się cicho.
- Zawsze był upartym dzieckiem - przyznała mi rację rozbawiona. - I pełnym pasji. Aktorstwo, rysunek, taniec… Pamiętam jak trudno było odciągnąć go od ćwiczeń, nawet kiedy był kontuzjowany. Wciąż myślę, że kocha te rzeczy i chciałabym znów zobaczyć go przed kamerami, ale… - Parsknęła krótkim śmiechem. - Jest uparty.
 - Może kiedyś tam wróci. - Popatrzyłem na Japończyka, który właśnie słuchał wesołej i pełnej gestykulacji paplaniny Nico. Zaraz, co… nie ważne. - Najpewniej jeśli ktoś stwierdzi, że nie może tego zrobić.
- Mówisz, że powinnam mu tego zakazać, a nie go zachęcać? - Jej śmiech był szczery i pełen wesołości. - To mogłoby zadziałać, ale…. Myślę, że powinien sam podjąć decyzję, gdy będzie gotowy, a do tej pory będę wspierać go jak tylko potrafię jako rodzic. Dobrze słyszeć, że teraz nie jestem już w tym sama. Wydajesz się miłym chłopcem, więc zaufam, że o niego zadbasz. Gdybyś potrzebował, zawsze możesz do mnie zadzwonić i z miłą chęcią też cię poznam, więc możesz czuć się zaproszony, gdy Adam postanowi odwiedzić swoich starych rodziców. - Byłem pewien, że się uśmiecha. - Nie chcę zabierać ci teraz więcej czasu. Już i tak za bardzo się rozgadałam.
 - Z tego co wiem, mamy tak mają. - Zaśmiałem się cicho. - Kochają, prawda? A my kochamy je.
- Albo nie znosicie - zażartowała i po chwili wspólnego śmiechu, przybrała na powrót ciepły maminy ton. - Cieszę się, że mogłam z tobą porozmawiać. Czuję się spokojniejsza, wiedząc, że Adam ma dookoła tak dobrych ludzi. Bawcie się dobrze i dbajcie o siebie, chłopcy. Mam nadzieję, że do usłyszenia.
 - Do usłyszenia. Podać pani Adama? - Zapytałem, podchodząc do swojego chłopaka.
- Myślę, że już wystarczająco go wymęczyłam - roześmiała się. - Jak dobrze go znam, pewnie zaraz i tak wypyta cię o naszą rozmowę. Przekaż mu tylko, żeby częściej się odzywał i jak będzie miał czas, porozmawiał też z tatą. Ma teraz dużo pracy, ale na pewno się ucieszy.
- Oczywiście. Do usłyszenia. - Potem rozłączyłem się i podałem telefon Adamowi. - Masz częściej dzwonić i pogadać z tatą. Ucieszy się.
- Co ci powiedziała? Jak bardzo mnie obgadywaliście? - Oczywiście, że od razu zaczął przesłuchanie.
- Wiesz, jak to mama z bliskim przyjacielem syna. - Uniosłem lekko kącik ust. - Nic strasznego.
- Wspominała coś o… - Przerwał i pokręcił głową, jakby przecząc swoim własnym myślom. Nie ważne. Pewnie kazała ci mieć na mnie oko i mówiła jak bardzo chciałaby cię poznać osobiście. - Zabrał telefon i rzucił go gdzieś na łóżko, wcześniej wyciszając, pewnie by uniknąć dalszych telefonów. - Jestem pewien, że aż umiera teraz z zachwytu nad tobą.
 - Nie tak bardzo jak nad tobą. - Objąłem Adama za szyję i cmoknąłem w policzek. - Zwykła rozmowa, trochę mniej… zawstydzająca… niż z moją mamą. Nie martw się.

ADAM:
Tak też zrobiłem, a przynajmniej starałem się zrobić. Nie mogłem zupełnie przestać się martwić, bo rzeczy zaprzątajcych mi głowę było zwyczajnie za dużo, ale w odwracaniu swojej uwagi od wkurzających myśli miałem już spore doświadczenie. Dlatego też skupiłem się na Ronanie, jego bliskości i czułości jaką mi okazywał póki mogliśmy zostać chwilę w jego pokoju, zanim trzeba było spakować rzeczy i przenieść się do akademika. Niko cały epatował ekscytacją związaną ze spędzeniem nocy na terenie szkoły i wcale mnie to nie dziwiło. Niby inni uczniowie mieli mieć na niego oko, ale wiedziałem, że w jego wieku było to jak noc wolności pełna okazji do rozrywki. Z Aniołkiem planowałem spędzić wieczór z dala od imprezowiczów na seansie filmowym, więc póki ten wciąż się nie rozpoczął, dzieciak siedział z nami w moim pokoju, grając na konsoli. Miał całkiem niezłego skila ale i tak łatwo byłoby mi z nim wygrać, gdyby nie to, że nie chciałem. Bardziej bawiło mnie dawanie mu forów co jakiś czas i obserwowanie jak cieszy się ze zwycięstwa, podskakując na podłodze przed ekranem. Jego starszy brat obserwował rozgrywkę z łóżka, przeglądając w międzyczasie tomiki mojej mangowej kolekcji, której część była anglojęzycznego wydania i czasami tylko śmiał się lub komentował nasze poczynania.
Kiedy za oknem zrobiło się ciemno, pomogłem młodemu przy charakteryzacji do przebrania Michaela Corvina, podarowanego mu oczywiście przez Jane. Wyglądał bardziej uroczo niż groźnie, ale zrobiłem co mogłem, by dodać mu trochę dzikości. Przed wyjściem dostał od nas torbę ze smakołykami zebranymi poprzedniej nocy oraz instrukcje jak dotrzeć na seans. Niby mogliśmy go zaprowadzić, ale samodzielność niosła za sobą trochę zabawy.
- To jakie mamy teraz plany, Aniołku? - spytałem blondynka, odwracając się z uśmiechem od dopiero co zamkniętych drzwi.
 - Blue czeka aż odbierzemy od niej stroje. - Posłał mi leniwe spojrzenie. - W końcu to noc wampirów.
- Kiedy ona znalazła czas na nie wszystkie? - Poważnie nie miałem pojęcia kiedy dziewczynie udało się ogarnąć przebrania dla całej naszej ekipy. Spała w ogóle?
 - Potrafi być zorganizowana. - Aniołek wstał z ociąganiem i się przeciągnął. - Jeśli dostanie odpowiednie paliwo potrafi zrobić strój na wczoraj. Nie żebym to popierał, ale jak ma czas i chęci to potrafi zrobić naprawdę skomplikowaną sukienkę w jedną noc. Lubi to. - Wyglądało na to, że Branwell minęła się z powołaniem idąc do Akademii.
- Powinienem załatwić jej pracę na jakimś planie filmowym? - To chyba nie byłby taki zły pomysł, a od czego miało się kontakty...
 - Na razie nie. - Skrzywił się chłopak. - Mówi, że rok przerwy od nauki, obowiązków i tak dalej jej się przyda. Nie bez powodu tu jest. - Uśmiechnął się.
- No tak, tylko ty robisz za przykładnego studenta - stwierdziłem rozbawiony, po czym wystawiłem do niego dłoń i otwarłem drzwi na korytarz. - Nie każmy jej czekać dłużej, bo jeszcze sama tu wpadnie, a poranne piski Niko wystarczająco już poraniły mi uszy.
Chłopak chwycił moją dłoń i splótł nasze palce, po czym skierowaliśmy kroki do pokoju szatynki. Kiedy otworzyliśmy drzwi, ona i Russo wpatrywali się w siebie bez słowa. Ronan uprzedził mnie, że będą Rose i Dimitrijem, więc nie zdziwił mnie wyzywający wzrok, który dziewczyna posyłała swojemu “wybrankowi”.
 - Nie przeszkadzamy? - Aniołek jak zawsze był miły, a ja uśmiechnąłem pomachałem im zza jego pleców z przemiłym uśmiechem.
 - Czy was to w ogóle obchodzi? - Westchnęła i poszła grzebać w szafie, skąd wyciągnęła złożony w kostkę kostium i bezceremonialnie podała go blondynkowi.. - Soczewki i inne badziewia masz w łazience. - Spojrzenie jakie mi po tym posłała mogło mówić wiele. Od tego, że ma dość życia, po to, że ma dość mojego życia. Wyglądało na to, że wczuła się w swoją rolę.  - A teraz wybaczcie, idę bawić się z Bashem i Noah. - Jej wesoły wyszczerz szybko jednak zburzył całe wrażenie nastolatki z problemami.
- Dzięki - rzuciłem, kiedy wręczała mi mój zestaw ubrań i odsunąłem się na bok, by przepuścić ją oraz Sebastiana.
- Zamknijcie za sobą drzwi - poleciła mi jeszcze, zanim wyszła, a ja przeniosłem wzrok na wracającego z łazienki Aniołka.
- Czyżbyśmy przerwali im ich słaby roleplay? - spytałem ze śmiechem.
- Nie mam pojęcia. - Poprawił nieco swoje śliczne loczki. - Wiadomo, że mają się ku sobie, ale Blue nie zrobi nic, co go wystraszy - stwierdził, po czym skupił swój wzrok na mnie. - Możesz się już przebrać - oznajmił i nagle jego twarz rozpromieniła się w zachwycie. - Oh! Cześć śliczna! - zawołał radośnie, przenosząc swoją uwagę na pieska, który pojawił się jakby znikąd i skoczył mu na nogi, prosząc o głaskanie. No tak, Branwell miała takowego futrzaka, który na szczęście był mały i leniwy, więc do zniesienia. - Ćo robisz, no ćo... - Blondynek przykucnął i pozwolił polizać się po dłoniach. - Moja śliczna. - Delikatnie się wzdrygnąłem kiedy pies szczeknął piskliwie, bardziej z powodu wrażliwego słuchu niż swojej małej fobii. - Cicho, bo nam wystraszysz demonka - upomniał go Ronan, a ja przewróciłem oczami.
- Demonek też domaga się uwagi, więc zostaw szczekacza i chodź - nakazałem lekko już zirytowany.
- To nie szczeniak. - Uśmiechnął się rozbrajająco. - I ciągle czekam aż się przebierzesz.
- Przebiorę się u siebie - stwierdziłem, posyłając pchlarzowi nieufne spojrzenie. - Bez makijażu cosplay nie ma sensu, a Jane nie ma moich ulubionych pędzli.
Chłopak zaśmiał się cicho, odstawił psa na legowisko i po krótkiej komendzie “Zostań!”, podszedł do mnie, najwyraźniej specjalnie kręcąc przy tym biodrami.
 - Przyznaj się, że po prostu chcesz już iść.
- Chcę - powiedziałem krótko i szczerze. Nie było przecież sensu siedzieć u dziewczyny. - Czekałem całe popołudnie, by być z tobą sam na sam, więc mógłbyś w końcu wynagrodzić moją cierpliwość - dodałem z uśmiechem, lustrując wzrokiem jego smukłą sylwetkę, co na pewno nie uszło jego uwadze.
 - Liczysz na słaby roleplay? - Oparł się o mnie nonszalancko. - Czy jednak coś więcej?
- Jedno nie wyklucza drugiego - zauważyłem i przycisnąłem elementy kostiumu do siebie, by mieć wolną rękę na objęcie chłopaka. - Poza tym pamiętaj, że w przeciwieństwie do Branwell ja jestem zawodowym aktorem.

RONAN:
Nie mogłem powiedzieć, że Adam jest przewidywalny, ale nie mogłem stwierdzić, że totalnie nie wiem, czego chce. Dlatego bez zbytniego ociągania udaliśmy się do jego pokoju, uprzednio zamykając pokój Blue. Uśmiechałem się lekko, gdy szybkim tempem przemierzaliśmy kolejne korytarze, by trafić do pokoju chłopaka.
 - Poczekaj. - Zatrzymałem się przy schodach bez ostrzeżenia. - Yurio!
Kot uniósł uszy zaciekawiony i z cichym miauczeniem podszedł do nas. Najpierw otarł się o nogi Adama, a potem podsunął się pod moje ręce żądając pieszczot. Zadowolony wziąłem go na ręce (całe szczęście nie protestował za mocno) i z uśmiechem oznajmiłem Adamowi:
 - Możemy iść dalej!
- Nie. Nie ma takiej opcji - oznajmił szybko, kręcąc głową. - Ten pchlarz ma zakaz włażenia dziś do mojego pokoju.
 - To gdzie ma być, skoro TY jesteś jego właścicielem? - Uniosłem brew. - Hammer jest u mnie w domu, a to parę ładnych kilometrów stąd… chyba nie będziesz się nad nim tak znęcał, prawda?
- Ja nad nim? Jeśli zabierzesz go do pokoju, to on będzie się znęcał nade mną.
Popatrzyłem na Adama i na kota. Potem z westchnieniem odstawiłem tego drugiego na podłogę. Nie pomogło. Yurio ruszył za nami.
- Dam mu żarcie i robi wypad z pokoju. Niech nie udaje, że nie wymyka się na całe noce do swojego chłopaka - rzucił chłopak, na co zwierzak odpowiedział przeciągłym miauknięciem. - Widzisz? Nawet nie zaprzecza.
- Dobrze, niech tak będzie. - Owinąłem ręce wokół jego pasa. - A jak nie będzie chciał wyjść? - Mruknięcie zadowolenia.
- Przekonam go - odparł Japończyk z lekko niepokojącym uśmiechem.
Kiedy dotarliśmy w końcu do jego sypialni, od razu zajął się kolacją dla kota, wyciągnął z mini lodówki saszetkę mokrej karmy i przygotowane zawczasu drobne kawałki surowego mięsa, po czym napełnił nimi kocią miskę. Wyglądało na to, że Yurio faktycznie był głodny, bo rzucił się na jedzenie jak na ofiarę, ale chyba nie powinno mnie to dziwić skoro właściciel zostawił go samemu sobie na praktycznie cały dzień i noc. Niby zapewniał, że miał zapas karmy oraz wody, ale jeśli toyger uciekł przez okno na jakąś z dłuższych wycieczek po okolicy, mógł mieć problem z wróceniem do pokoju. Chyba, że ktoś go wpuścił, bo Adam nie miał w zwyczaju pamiętać o zamykaniu drzwi na klucz.
- Smakowało? - spytał najedzonego drapieżnika, zaplatając przy tym ręce na piersi. - No to teraz wypad. Hammer jest sam, więc jak go znajdziesz macie wolną chatę. - Kot usiadł, oblizał łapę i jakby z ociąganiem umył swój pyszczek. - Ty spędzasz noc ze swoim chłopakiem, ja ze swoim i wszyscy szczęśliwi, jasne? - Głośne miauknięcie i zwierzak ruszył się z miejsca, by z pomrukiem otrzeć się o moje nogi. - Ten jest mój.
Yurio miauknął i wskoczył mi na kolana, powoli zwijając się w kulkę. Zaśmiałem się cicho i popatrzyłem na swojego chłopaka.
 - Musisz go czymś przekupić. - Podrapałem toygera za uszami.
- Wredna szuja… - mruknął pod nosem, ale wygrzebał z szafki nocnej paczkę kocich ciasteczek. Yurio otwarl jedno oko i postawił uszy, słysząc szelest opakowania. Powąchał powietrze, po czym zeskoczył na podłogę i stanął przed Adamem, miaucząc ochoczo. Ten widząc jego zachowanie, skierował się do drzwi, a kot za nim i gdy znalezli się na korytarzu kilka smakołyków w kształcie rybek znalazło się przed futrzakiem na korytarzu. - Jedz i już mnie nie denerwuj. Miłej nocnej zabawy życzę - oznajmił chłopak, zamykając drzwi przed zwierzakiem. - To ja się idę przebrać - stwierdził i zgarnął kostium w drodze do łazienki. Nie zamknął się tam jednak, więc mogłem bez przeszkód oglądać jego poczynania. Oparłem się na rękach i obserwowałem pewne ruchy chłopaka. W lustrze zauważyłem pewny siebie uśmieszek. Dobrze wiedział, że skorzystam. A ja nie miałem nic przeciwko temu, że byłem przewidywalny. Kiedy Adam zdjął koszulkę, nieco się wyprostowałem.
- Masz zamiar się malować? - Poprawiłem kołnierzyk.
- Nie po to przyszliśmy do mnie? - Przypomniał mi. - Jak robić cosplay to porządnie. Ale wiem, że tego nie lubisz, więc nie będę przesadzać.
- Uhhh. - Położyłem się. - Sądziłem, że cosplay nie jest głównym powodem… - Słysząc to parsknął śmiechem.
- Daj mi chwilę i zaraz się tobą zajmę - rzucił rozbawiony. Faktycznie nie minęło dużo czasu zanim zobaczyłem nad sobą twarz chłopaka, już z założonymi soczewkami i czerwoną peruką. Jesli zrobił jakiś makijaż to mogłem z całą pewnością dostrzec jedynie eyeliner i nieco czerwieńsze usta teraz rozciągnięte w uśmiechu. - To co jest naszym głównym powodem tej zabawy?
- Myślę, że bliskość. - Owinąłem ręce wokół jego szyi. - I przyjemność.
- O to się mogę postarać - odparł, nachylając się do mnie po pocałunek. Wyczułem językiem jego wampirze kiełki, które jednak wcale nie przeszkadzały w pieszczocie, a były cóż, ciekawą odmianą.
Przysunąłem go bliżej i pogłębiłem pieszczotę. Dłonie  położyłem na jego karku i zacząłem bawić się jego włosami. Mruknął zadowolony.
 - Hmmm - Przesunąłem czubkiem języka po swoich wargach. - Truskawka.
- Widzisz? Staram się - powiedział rozbawiony i ponownie mnie pocałował, tym razem przygryzając mi lekko dolną wargę. Wyglądało na to, że miał ochotę na trochę zabawy. .
- Nie wiem, czy to nie jest trochę bezsensowne. - Odsunąłem się lekko i przekrzywiłem głowę. - Nie powinenem ściągać ubrań, które dopiero założyliśmy.
- Hmm… To co teraz? Nie wiem, czy uda mi się kontrolować, gdy jesteś tak blisko. - Zniżył głos i schylił się, by musnąć ustami moją szyję.
Uniosłem kącik ust i płynnym ruchem powaliłem go na plecy - chyba tylko dlatego, że się nie spodziewał. Potem przycisnąłem jego nadgarstki do materaca i musnąłem jego usta. Potem policzek. A potem szczękę i szyję. Westchnięcia, których nie mógł powstrzymać jasno wskazywały na jego zachwyt moim posunięciem.
-Chcesz przejąć kontrolę? - Wymruczał, zaciskając pięści i sprawdzając siłę mojego uchwytu, ale wiedziałem, że bardzo się przy tym nie starał. - A niby to ja jestem niecierpliwy…
 - Kto powiedział, że będzie akcja? - Przygryzłem lekko skórę na jego szyi i zrobiłem mu malinkę. - Może po prostu przeciągam moment kulminacyjny?
- Auć… - Zaprotestował chyba tylko na pokaz. - Jesteś okrutny Aniołku.
 - Nie powiedziałem, że będziesz żałował. - Pocałowałem go. - Dobrowolnie mi się oddasz i powiesz, gdzie masz kajdanki, czy mam kombinować? - Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Wiedziałem, że mu się to spodoba.
- Mogę ci powiedzieć, ale czy wtedy nie byłoby za łatwo? - Jego oczy rzucały mi wyzwanie, ale uśmiech wskazywał na entuzjazm.
- Skoro chcesz. - Przekrzywiłem głowę. - Im dłużej będę szukał, tym mniej będzie zabawy…
Po krótkiej chwili zdjąłem z jego szyi krawat i związałem nim jego ręce.
 - No to szukajmy. - Stanąłem na środku pokoju. - Gdybym był tobą… gdzie bym schował kajdanki… - Zamyśliłem się. - Pod łóżkiem masz słodycze. W szafie ciuchy… okej. - Zawisłem nad nim i cmokając jego nos, sięgnąłem pod poduszkę. - Liczyłeś na coś?
- Ja? Skądże… Nie mam pojęcia skąd się tam wzięły - skłamał bez mrugnięcia okiem i zarzucił ręce za moją szyję, by przyciągnąć mnie do siebie mimo unieruchomionych nadgarstków.
- Oczywiście. - Musnąłem jego policzek. - Wierzę na słowo.
Potem rozwiązałem krawat i przywiązałem nim jedną rękę chłopaka do łóżka, a potem powtórzyłem to z kajdankami.
 - Gotowe. - Usiadłem w pewnej odległości od Adama. - Ale czy ty jesteś gotowy? - Szarpnął rękoma, by się uwolnić i choć tym razem bardziej się postarał, z lekkim zaskoczeniem odkrył, że nie ma szans.
- A mam jeszcze możliwość protestu? - Najwyraźniej wystarczył mu moje spojrzenie, by zrozumieć, że właśnie stracił kontrolę nad tym wieczorem. Parsknął krótkim śmiechem, uderzając lekko tyłem głowy o ścianę. - Więc przestań pytać mnie o zdanie i zrób ze mną co zechcesz - powiedział z uśmiechem, patrząc mi w oczy.
- No dobrze. - Podsunąłem się i zacząłem rozpinać jego koszulę. Guzik po guziku, uprzednio muskając jego skórę ustami. - Więc się rozluźnij. Nie zrobię ci krzywdy. Chyba.
***
- Nie żebym miał coś przeciwko, ale… - W jednej chwili znajdowałem się nad Adamem, wykorzystując z satysfakcją fakt, że tym razem to ja miałem kontrolę nad sytuacją, a w drugiej… chłopak przyciskał mnie do materaca, uwolnioną z więzów ręką. - Wygląda na to, że nie jesteś taki dobry w węzłach - oznajmił z pełnym zadowolenia uśmiechem.
 - Sądzę, że jestem lepszy niż ty. - Uniosłem głowę i musnąłem ustami jego szczękę i przejechałem dłonią po jego boku, aż zadrżał pod moim dotykiem. - Niecierpliwy jak zawsze.
- Ha, chyba śnisz - rzucił głosem pełnym pewności siebie. - To ja tu jestem najlepszy. We wszystkim. - Uśmiechnął się szelmowsko i przesunął palce z mojej klatki piersiowej w dół na talię, po czym schylił się, by mocno mnie pocałować.
Oddałem pocałunek z pełnym zaangażowaniem. Przyciągnąłem go bliżej i zwolniłem tempo. W sumie to robiłem cały dzisiejszy wieczór, więc…
- Robię lepsze węzły i nie możesz zaprzeczyć. - Pocałowałem go w kącik ust i przechwyciłem krawat. - Zamknij oczy.
Chłopak westchnął, ale ostentacyjnie wykonał moje polecenie. Wtedy zawiązałem mu krawat na oczach i ponownie posłałem go na plecy.
 - Gotowe. - Kolejny pocałunek, tym razem pod uchem.
- Najpierw pozbawiasz mnie możliwości protestu, a teraz nawet nie mogę widzieć co robisz… - Narzekał jakby wcale mu się to nie podobało, a jednak ciało zdradzało jego prawdziwe odczucia. - Ty podstępny, okrutny… - Urwał z westchnieniem, kiedy moje usta podrażniły wrażliwą skórę na jego szyi. Był bezbronny, gdy chodziło o łaskotki. - Cholera, skończ już te gierki i przejdźmy do rzeczy! - Wyglądało na to, że ktoś tutaj już był na granicy cierpliwości.
 - A gdzie tu zabawa? - Znów musnąłem ten sam punkt, by po chwili lekko go ugryźć, co spotkało się z jękiem na wpół przyjemności i bólu. Czułem jak spinają się mięśnie chłopaka, a jego oddech dopasowuje się przyspieszonemu tętnu.
- Cholera - wyrwało mu się, po czym zacisnął zęby i próbował wolną dłonią ściągnąć opaskę, ale nie pozwoliłem mu na to, łapiąc jego nadgarstek. - Zaraz naprawdę stracę cierpliwość. Przestań się nade mną znęcać i rozwiąż mnie - nakazał, usiłując wyrwać się z uchwytu.
 - Podobno z zawiązanymi oczami odczucia są jeszcze lepsze.
Uśmiechnąłem się - czego nie widział - i pocałowałem go mocno. Westchnął, ale nie wiem czy z irytacji, czy z zadowolenia i…
- Pierdol się, nii-san - wyrwało mu się, gdy łapał oddech między pocałunkami. I zaraz zamarł w szoku, a ja razem z nim.
Kiedy mój mózg już szczegółowo przeanalizował, co tu się właściwie odjebało, wybuchnąłem śmiechem. Zacząłem niemal zwijać się ze śmiechu, gdyby nie to, że Adam zrobił dokładnie to samo, a jego łóżko nie było specjalnie duże. Kiedy już się ogarnęliśmy, zdjąłem krawat i odpiąłem kajdanki.
 - Jestem z nas dumny, że tyle wytrzymaliśmy. - Uśmiechnąłem się jeszcze wesoło. - Ale nie. Słaby roleplay, to zły pomysł. Wróćmy do normalnych uniesień. - Delikatnie cmoknąłem go w policzek. - Dobrze?
- Zdecydowanie jestem na tak - oznajmił wciąż usiłując powstrzymać rozbawienie, po czym popchnął mnie na materac.
W końcu nie było nawet północy, prawda?

Adam 2576 słów
Ronan 3009 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz