ADAM:
Aniołek miał rację. Nie potrzebowałem dużo pracy, by skompletować swój strój na wieczór. W zasadzie wystarczyło otworzyć szafę w mojej sypialni i trochę pogrzebać w stercie ciuchów, by znaleźć trochę idealnie wręcz pasujących do zjawiskowego demona. Czarne, wąskie spodnie nieźle podkreślające co trzeba, równie czarna koszula z mankietami i kołnierzykiem, w której rozpiąłem parę górnych guzików, moja ulubiona skórzana kurtka… Miałem nawet wysokie nieco ponad kostkę buty na obcasie, wystarczająco wysokim, by jakoś wyglądały, ale nie na tyle, bym się zabił przy chodzeniu. Planowałem ten cosplay odkąd obejrzałem wszystkie sześć genialnych odcinków i choć nie myślałem o nim specjalnie na tę okazję, zdążyłem wcześniej zamówić czerwoną perukę oraz ciemne okulary. Te drugie może nie były identyczne do posiadanych przez Crowleya, jednak wystarczały by zakryć oczy. Nie miałem tylko odpowiednich soczewek, ale no trudno. I tak miało być ciemno, więc nikt nie zwróci uwagi. Najwięcej czasu zajął mi makijaż, a w tym tatuaż, narysowany na szyi z pomocą wodoodpornego eyelinera, który ostatecznie wyszedł znośnie. Ostatnim elementem były małe, czarne skrzydła z tektury i sztucznych piór, zrobione przez cholernie utalentowaną Jane. Dziewczyna mimo początkowego boczenia się na mnie za kradzież Ronana, naprawdę zaangażowała się w dopracowanie szczegółów naszego stroju i byłem pewien, że mój blondynek będzie wyglądał dziś zjawiskowo.
Ostatnim, co mi zostało, było spakowanie do plecaka kilku rzeczy na późniejszą sesję Wampira i mogłem…
- Nie wal w te drzwi Branwell tylko wchodź! - Zawołałem, słysząc jak ktoś dobija się do drzwi od mojego pokoju i zaraz w progu pojawiła się dziewczyna w czarnym, seksownym kostiumie.
- Proszę. - Wykorzystując moje zaskoczenie jej cholernie przykuwającym wzrok przebraniem, bezprecedensowo wcisnęła mi w ręce kosmetyczkę. - Tu masz kosmetyki i moją twarz. Wiesz co robić. Jeśli coś spierdolisz, nie pozwolę się zbliżyć twojej postaci do postaci Ronana na bliżej niż trzy metry. I naślę na ciebie Nico. I Ronan się przebiera u mnie, więc masz pretekst, żeby jego również pomalować. - Gapiłem się na nią jeszcze przez chwilę, zanim dotarło do mnie jej polecenie i skinąłem tępo głową, równocześnie uśmiechając się szelmowsko.
- Naprawdę myślisz, że dałbym radę spierdolić czyjś makijaż? - Uniosłem brew i nie czekając na odpowiedź, pociągnąłem ją na łóżko. By usiadła. Trudno robiło się makijaż na stojąco. - Siedź spokojnie, nie wierć się i nie mrugaj, gdy robię coś z twoimi oczami - poleciłem jej i pobieżnie przejrzałem zawartość jej kosmetyczki. Na pewno nie mogłem powiedzieć, że była niewystarczająca, ale i tak bardzo skromna w porównaniu z moją. - Wolisz wyglądać dokładnie jak Nat, czy po prostu seksownie?
- Nie bez powodu wciskałam sobie na łeb tę perukę, prawda? - Przewróciła oczami. - Chcę być Czarną Wdową i uwodzić starszych zbieraczy cukierków. - Puściła mi oczko. - Wiesz, w końcu Nat jest seksowna sama z siebie.
- Uważaj, bo powiem, że ty nie - skomentowałem z rozbawieniem.
Jane nie potrzebowała upiększaczy, by uwodzić facetów, o czym wiedziałem z własnego doświadczenia. Nie byłem tylko pewien na ile dobrze zostałem zrozumiany, bo owszem z pomocą bronzera i tuszu teoretycznie potrafiłem nadać dziewczynie rysów bohaterki, ale nie mogłem ręczyć, że wypadnie to spektakularnie. Z inspirowanym nią makijażem sprawa przedstawiała się bardziej bezpiecznie, a efekt na pewno byłby uwodzicielski, choć mniej oczywisty. Na zadowoleniu modelkii zależało mi, nawet pomijając płynącą od niej groźbę, więc nie chciałem niczego zepsuć. Pozostało mi tylko wysilić swoje umiejętności i zrobić coś pośredniego między tymi dwoma możliwościami.
- No dobrze, zrobię co w mojej mocy - zapewniłem i zabrałem się do dzieła.
***
- Podoba się? - spytałem, obserwując jak Jane przegląda się w lustrze. - Jeśli powiesz, że nie, nie uwierzę.
- Powiedzmy, że nie narzekam Mikaelson. - Dziewczyna wstała i z gracją poprawiła włosy. - Leć do Amorka, bo czeka.
- Zawsze do usług, moja Pani - odparłem z ukłonem, zanim zgarnąłem z biurka własną, podręczną kosmetyczkę i w pośpiechu opuściłem pokój, zostawiając w nim zachwyconą swoim wyglądem przyjaciółkę. Bo musiała być zachwycona. Innej opcji nie przyjmowałem.
Zgodnie z jej informacjami, Aniołka zastałem w jej pokoju już przebranego i siedzącego na łóżku z miną niezupełnie szczęśliwą, co mogło sugerować, że wiedział o losie na jaki został skazany. Nie lubił kiedy sam nakładałem sobie makijaż, więc u siebie pewnie tym bardziej go nie znosił, ale no ten jeden raz mógł zrobić dla mnie wyjątek. Oczywiście już był cholernie idealny, jednak chciałem sprawdzić, czy uda się zrobić z niego prawdziwe bóstwo. I szczerze, zwyczajnie lubiłem każdy pretekst, by być blisko.
- Masz minę jak Azi, gdy odmówi mu się przerwy na lunch - skomentowałem z rozbawieniem w głosie i zamknąłem za sobą drzwi.
- Czy to takie trudne do zrozumienia, że nie lubię paciania? - Westchnął. - Potem tego całego zmywania i w ogóle. - Poprawił, zupełnie niepotrzebnie, płaszcz. - Po co to komu?
- Podobno makijaż równa się dobremu samopoczuciu - sparafrazowałem mądrość jednej z ulubionych czarodziejek, po czym z miłym uśmiechem, podszedłem by przysiąść obok swojego szczęścia. - Pomogę ci w zmywaniu - zaproponowałem. - Więc ten jeden raz pozwól mi i Jane mieć trochę frajdy. Wiele i tak nie zdziałam, bo już jesteś anielsko piękny. - Poszerzyłem uśmiech i uniosłem wyżej podbródek chłopaka.
- Pfff. - Nadął policzki. - Masz szczęście.
- Mam. Ciebie - odparłem, jawnie z nim flirtując, ale chyba nie było momentu, bym się od tego powstrzymał. - Troszkę cieni, róż, lekki błyszczyk i tusz do rzęs. Zero pudru, podkładu, czy innego maziania, pasuje?
- Powiedzmy. - Przymknął oczy, godząc się z własnym losem i dając mi możliwość działania.
Uśmiechnąłem się do siebie z nieskrywanej radości i ekscytacji, sięgając po pierwszy z pędzelków i jedną z mniej krzykliwych paletek cieni. Prawdziwy Azi nie nosił makijazu, a na dodatek był w sile wieku, więc tak naprawdę wygląd Aniołka był w całości moją własną konwencją. Postanowiłem nie szaleć i zwyczajnie wybrać cienie w naturalnych kolorach, by powiększyć optycznie oczy oraz nadać im głębi, a złotym brokatem nieco rozświetlić powieki. Róż również dobrałem delikatny, ot taki, by było go widać, ale by wciąż wyglądał naturalnie, jakby zimno lekko zakuło policzki. Nie musiałem używać podkładu ani korektora, bo nie było czego maskować, co świadczyło, że w przeciwieństwie do mnie, Ronan dobrze sypiał i nie obżerał się po nocy. Ostatecznie zdecydowałem się użyć też odrobiny rozświetlacza ze złotym tonem i brązowego tuszu, a pod prawym okiem chłopaka z pomocą złotego eyelinera narysowałem trzy drobne gwiazdki.
- To tyle - oznajmiłem, odkładając ostatnie narzędzie do kosmetyczki i odsuwając się trochę, by popatrzeć na dzieło sztuki to jest mojego perfekcyjnego chłopaka. - Jane będzie zazdrosna.
- Hmmm? - Zrobił lekko zdezorientowaną minę, co tylko dodało mu uroku. - Czemu niby?
- Nie ona jedna będzie uwodzić wszystkich swoim wyglądem - wyjaśniłem z uśmiechem i cmoknąłem krótko blondynka w usta. Tint, który na nie nałożyłem powinien długo się utrzymać, ale nie chciałem ryzykować zanim reszta ekipy nie napatrzy się na piękno Aniołka.
- Hmmm… uważasz, że mam zamiar podrywać kogoś innego niż ty? - Uniósł lekko brew, na co parsknąłem krótkim śmiechem.
- Wystarczy, że na kogoś spojrzysz, a już padnie ci do stóp - stwierdziłem z pewnością w głosie, choć tekst był aż zbyt flirciarski.
- Dobrze, że do stóp. - Wstał i spojrzał w lustro. - Hmmmm nie lubię makijażu. Ale doceniam, że jest ładny. - Potem złapał mnie za rękę, zmuszając tym do wstania - Chodź. Jesteśmy w drużynie z Nico - oznajmił, na co odruchowo się uśmiechnąłem. Oczywiście, że młody musiał iść z nami.
- A zatem ustalone - rzuciłem, wychodząc za chłopakiem z pokoju. - Z jego słodyczą i twoim pięknem, po prostu musimy zebrać najwięcej cukierków.
RONAN:
Podział na drużyny był prosty. Ja, Adam i Nico, Gansey, Sky i Gin, LeŁoś i Noah no i Blue i Sebastian. Rajd po domach w przebraniach i konkurs, kto zdobędzie najwięcej słodkości. Niby nic trudnego, ale…
- ... i on wtedy powiedział, że to niemożliwe, żebyś to był ty. - Nico nie przestawał mówić. - Więc pokazałem mu zdjęcie… tak jakby twoje i Ro… i już się nie czepiał. A przynajmniej nie do tej pory.
- Nico, a możemy skupić się dziś na tym, że Adam jest Crowleyem, a nie tym bohaterem z serialu? - Uniosłem brwi.
- No dobrze. - Westchnął. - Ale… cieszę się… po prostu. - Popatrzył na Adama. - To takie super uczucie!
- Odpuść mu, Aniołku - rzucił do mnie Japończyk, obejmując mnie ramieniem w talii i puścił oczko do mojego brata. - Też bym wariował, gdybym mógł spędzić Halloween na przykład z Klausem - stwierdził i gdy tylko skończył wypowiedź, zatrzymał się na moment, po czym na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech. - Ej! Pojedźmy w następnym roku do Nowego Orleanu!
- Tak! - Nico aż podskoczył. - Tam jest super! Mają najlepsze Halloween pod księżycem!
Tylko się zaśmiałem i zapukałem do pierwszych drzwi. Chcąc nie chcąc, to ciągle był konkurs na to, kto uzbiera najwięcej cukierków. A jeśli się nie postaramy, możemy przegrać z Ganseyem Jonem Snowem, Sky Daenerys i Gin małym smokiem. A tego Adam chyba by nie zniósł. Przynajmniej tak mi się wydaje.
***
- Cukierek albo psikus! - Zakrzyknął wesoło Nico, kiedy drzwi kolejnego domu otworzyły się przed nami. Jednak, kiedy dostrzegłem, kto w nich stoi, wyprostowałem się automatycznie i przybrałem nieco bardziej obojętny wyraz twarzy.
- Hej Nicholas. - Rzucił najspokojniej w świecie Rick. - Cześć Ro.
- Hej - powiedziałem zdawkowo. - Nie wiedziałem, że masz tu rodzinę.
- Ciotka niedawno się przeprowadziła. - Wzruszył ramionami. - Ciągle ścigasz się z Branwell, kto zbierze więcej słodyczy?
- Tja. - Przewróciłem oczami.
- Poczekajcie. - Zniknął gdzieś, gdzie nie sięgał nasz wzrok.
- Ups? - Szepnął do mnie Nico.
- Ups - potwierdziłem.
Po chwili Rick wrócił z całkiem pokaźną torbą cukierków i po prostu wsypał jej zawartość do naszych koszyków. Wtedy właśnie uważniej popatrzył na Adama. Chyba jedyne czego się spodziewałem, to konflikt.
ADAM:
- Więc to twój nowy chłopak, tak? - Nie musiałem być Sherlockiem, by zorientować się, że z typem przede mną jest coś nie tak.
Atmosfera sielskiej zabawy i śmiechu znikła zupełnie, zastąpiona przez dziwne napięcie, a Ronan już na pierwszy rzut oka wyglądał na całego w nerwach. Nie wiedziałem co konkretnie się tutaj wyprawiało, ale byłem pewien, że źródłem całego niepokoju był ten podejrzanie chojny kolo, najwyraźniej dobrze znający moich towarzyszy. Nie widziałem dotąd, by blondynek był z kimś w złych kontaktach, a jednak proszę, taki ktoś istniał i psuł nasz miły wieczór.
- Jup. Sorry, ale ten piękny Aniołek jest już zajęty - oznajmiłem, szczerząc zęby w jakże miłym uśmiechu i objąłem swojego idealnego chłopaka za szyję. - Nie potrzebujemy oszukiwać, by wygrać z Jane, ale skoro nalegasz to… - Wzruszyłem wolnym ramieniem. - Nie odmawia się darmowych słodyczy. Chyba, że ktoś wcześniej wpakował do nich żyletki, ale ty nie wyglądasz na psychopatę - stwierdziłem z rozbawieniem w głosie. - Choć akurat to może świadczyć, że nim jesteś.
- Adam, to Rick - oznajmił Ronan. - Mój poprzedni chłopak.
Wspomniany typ uśmiechnął się, ale widziałem w tym uśmiechu sporo ironii. Potem jego wzrok wrócił na Aniołka, a ja poczułem, że z chęcią bym mu przyłożył, gdyby znalazł się ku temu pretekst.
- Widzę, że twój urok nie słabnie - stwierdził, komplementując MOJEGO chłopaka.- Strój to tylko podkreśla. Myślę, że bez mojej pomocy też wygrasz z Branwell.
- Myślę, że to oczywiste - rzuciłem, odciągając przy tym Ronana lekko w tył i posłałem wkurzającemu kolesiowi przepraszające spojrzenie. - Sorki, ale wciąż mamy sporo domów do zaliczenia, więc będziemy już iść. - Położyłem rękę w talii blondynka i razem z nim odwróciłem się od rozmówcy. - Miło było cię poznać - dodałem jeszcze, zerkając za siebie i unosząc dłoń w geście pożegnania. - I dzięki za słodycze.
- Zawsze do usług. - Uniósł rękę. - Jakby co, znasz mój numer Ro. - I zamknął drzwi.
- Nigdy go nie lubiłem. - Pokręcił głową Nico. - Taki… śliski. Blue miała rację.
- Chciałbym tu być, gdy ona tu będzie. - Westchnął Ro. - Jeśli go nie zabije, to…
- ...ja to zrobię - dokończyłem za niego z uśmiechem. - Gdybyś powiedział mi wcześniej, że jakiś skur… - zaciąłem się, uświadamiając sobie, że chyba nie powinienem przeklinać przy dzieciaku, bo to mi się oberwie. - ...jakiś dupek ci się naprzykrza, to dawno miałbyś go z głowy.
- Problem jest taki, że Rick powinien być na drugim końcu kraju. - Przewrócił oczami. - Ale jak widać jest tu. - Potarł skronie, uważając na makijaż. - Nie ważne. Chodźmy dalej. Nie chcę przegrać z Blue tylko z powodu Ricka.
- Przegrać? Aż tak wątpisz w nasz urok? - Spytałem siląc się na lekki i rozbawiony ton. Jeśli blondynek nie chciał gadać o swoim byłym, to nie zamierzałem go zmuszać. Wyszedłbym tylko na hipokrytę, gdybym czepiał się o jego poprzednie związki, samemu mając sporo na sumieniu. O wiele lepszą decyzją było zostawić ten temat i wrócić do zabawy, a w razie czego… Zawsze mogłem wypytać swoich informatorów.
***
- I jak wam poszło? Poza tym, że na pewno przegraliście - rzuciłem do Jane, kiedy natknęliśmy się na nich po powrocie do umówionego miejsca.
- Dlaczego kurwa nie zadzwoniliście, że to ścierwo jest w mieście? - Dziewczyna dźgnęła mnie w pierś jakbym to ja tu zawinił. Jakbym kurde miał w ogóle pojęcie, że ten typ istniał. - Mogłam mu tylko zafundować prostego w nos. I to w obecności Basha. Odciągnął mnie… - Nie mogłem powstrzymać uśmiechu jaki cisnął mi się na twarz, kiedy usłyszałem jej słowa.
- I dobrze. - Wtrącił się Ronan, na co uniosłem brew zaintrygowany. - Halloween ma być wesołe. Zapomnij o Ricku, liczymy cukierki!
- Jestem za. - Westchnął Nico. - Chcę nagrodę! - Podejrzewałem, że rodzice dzieciaka nie będą zachwyceni ilością pochłoniętego przez niego cukru, ale cóż, zgadzałem się z nim w stu procentach.
- Naszą nagrodę - poprawiłem go z dumą w głosie, a kiedy przeszedłem obok Jane, nachyliłem się do niej i ściszyłem głos.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - rzuciłem z uśmiechem pełnym złośliwej satysfakcji. - Sam spuściłbym mu wpierdol, ale… - Skinąłem głową w stronę młodego, radośnie podśpiewującego “This is Halloween”. - No i fajnie byłoby wiedzieć za co. Wiesz, tak dla zasady. - Nie żeby złość Aniołka nie była wystarczającym powodem, by kogoś zabić.
- Naciskał go na seks, a kiedy Amorek nie chciał się zgodzić, to go zdradził. - Warknęła cicho, żeby nikt nie usłyszał. - Niech się cieszy, że był ze mną Bash.
- Wiesz co? Gdybym wiedział wcześniej, skurwiel już by nie żył - oznajmiłem z zupełną powagą. Co za pierdolony drań! - Kurwa… Lepiej dla niego, żeby jak najszybciej stąd spieprzał.
- Zawsze możemy wymknąć się jutro rano, czy coś… - Zamyśliła się. - Chętnie zasadziłabym mu kosę w żebra. Albo kopnęła w jaja. Z glana.
- Kusisz, Branwell… - Dawno już nie wdawałem się z nikim w bójki, ale też nie miałem ku temu powodów, a teraz jeden aż się prosił o tradycyjne rozwiązanie, ale… Rozluźniłem pięści. - Ronan będzie wkurzony jeśli się dowie.
- A się dowie? - Uniosła lekko brwi.
- ...Nie - odparłem po krótkim namyśle i uśmiechnęliśmy się do siebie jak partnerzy w zbrodni.
- Dlaczego się obijacie, a nie liczycie? - Za nami pojawił się Ronan. - Z tego co pamiętam, to oboje chcecie wygrać.
- Już już, Aniołku - odpowiedziałem, rozciągając nad głową proste ręce i niczym nie dałem po sobie poznać o poczynionych planach. Przez resztę nocy nie było już sensu myśleć o niczym innym niż tona słodyczy i zabawy.
RONAN:
Przyznaję, że wygrana o zaledwie dwa lizaki i jedną krówkę mnie satysfakcjonowała. Szczególnie, że wygraną było…
- Specjalne ciasto mamy i Korony Zwycięzców. Do tego plakat z Jacobem zostaje u nas. - Nico klasnął w dłonie.
Niezadowolona Blue założyła nam - specjalnie kupione na tą okazję - Korony Zwycięzców, czyli prawdziwa korona dla Nico i Adama oraz diadem dla mnie. Ten drugi zerkał na mnie z uśmiechem satysfakcji i wzrokiem pełnym zachwytu, czułości i pragnienia równocześnie. Nie musiałem długo czekać, by zrobił coś… no, adamowego.
- Moja królowo - powiedział, kłaniając się i unosząc moją dłoń do pocałunku. Przewróciłem oczami ze śmiechem i ująłem jego twarz w dłonie, gdy już złożył na jednej pocałunek.
- Mój królu. - Kto nam zabroni się bawić? - Czy zechce król otworzyć pierwszego cukierka? Czy, żeby tradycji stało się zadość, zjemy je dopiero w sobotę?
- W sobotę? Kto wydał taki dekret? - Chłopak spojrzał na mnie z konsternacją wypisaną na twarzy, ale zaraz odzyskał rezon. - Najpierw chcę coś słodszego - oznajmił i pociągnął mnie za rękę tak, że znalazłem się w jego objęciach, a nasze usta złączyły się w pocałunku. - A teraz jako król oznajmiam zniesienie limitu na cukier do końca nocy - ogłosił zadowolony z siebie, gdy lekko się odsunął.
- Jej! - Krzyknął zadowolony Nico, a ja tylko przewróciłem oczami. - Co jemy najpierw?
- Kto chce, niech daje swoje, zaraz znajdę miskę.
Takim cudem, dostałem wszystkie cukierki z solennym przykazaniem podzielenia ich na pół, bo - jak to ujęła Blue - musiało nam zostać trochę zapasów na “wampirzą noc”, kiedy to na stołówce w Akademii będzie leciał “Zmierzch”. Nie miałem zamiaru wyprowadzać jej z błędu, że miałem inne plany dla siebie i dla Adama, więc tylko dodałem do połowy słodyczy Leo, Noah, Sebastiana, Blue, Gin, Nico, Ganseya i Sky wszystkie swoje i Adama.
- Gotowe! A teraz ważne pytanie: kto zostaje na sesję? - Zapytałem.
- Ja niestety odpadam - powiedziała Sky. - Muszę być jutro wypoczęta. Uczelnia, wiecie.
- Jasne. - Pokiwałem głową i podałem jej wcześniej przygotowane zawiniątko. - To taka bomba cukrowa, skoro nie zostaniesz. No i zapraszamy na afterparty, kiedy to ci powiem.
- Ja też pójdę. - Sebastian wstał z fotela. - Saint nie lubi być sam, a dziś dodatkowo jest zgiełk…
- Jak wrócę do Akademii, to cię nawiedzę. - Blue posłała mu lekki uśmiech i podała pakunek.
- Więc ja i Leoś idziemy zdjąć z siebie te przebrania. - Rzuciła Noah. - I ja mam zamiar iść spać. Blue, moja kochana, kiedy mam ci oddać ten strój?
- Już jest twój. - Machnęła ręką BB. - Wyglądasz w nim bosko.
Ja dałem pakunek Noah, która jeszcze postała chwilę i “ściskała na zapas swoją Poduszkę”, a Blue obdarowała paczuszką Leo, który oczekiwał na koniec tego seansu bliskości.
Kiedy już wszyscy wyszli, przygasiłem światło, Blue zapaliła świeczki, a Nico włączył muzykę.
- Czas na sesję! - Klasnęła w dłonie Blue.
- To kto chce krwawe smoothies? - spytał Adam, już kierując się w stronę kuchni.
Adam: 2032 słowa
Ronan: 794 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz