Dwa popaprańce.
Wymyśliłem coś na szybko, największą głupotę jaka mi tylko do głowy wpadła i przy okazji napisałem, że muszę iść na kolację.
Spoglądając na zegarek nie spodziewałem się, że zobaczę godzinę dziewiętnastą pięćdziesiąt.
Odkładając laptopa, wciągnąłem trampki i zacząłem biec aby zdążyć na jedzenie, lecz nagle na drogę wybiegł mi blond chłopczyk, ubrany w zielony świąteczny sweterek z grającym noskiem renifera, który z uśmiechem dzierżył w swojej ręce drewnianą figurkę konika stojącego dęba. Piękne pociągnięcia noża mogłem zobaczyć zanim zderzyłem się z malcem.
Nie mam ręcznego więc, w tym momencie chłopczyk wylądował na tyłku, a ja podparłem się na ręce o ścianę, aby nie upaść.
Cóż widząc minę chłopczyka wiedziałem, że nic dobrego nie zrobiłem.
- Mój konik! - krzyknął z płaczem, a ja spojrzałem w miejsce, które wskazywało dziecko.
- Ja przepraszam... - nie zdążyłem dokończyć. Teraz mogłem zrobić dwie rzeczy. Olać to, albo nie.
Przeklinając siebie w myślach pozbierałem konika, a raczej jego resztki i zastanawiałem się co ja mam z tym zrobić.
Wzdychając wziąłem części konika do pokoju, a następnie kluczyki od samochodu, zarzucając na siebie kurtkę.
Dochodząc do lambo, bez namysłu ruszyłem w stronę pierwszego lepszego sklepu związanego z budowlanką.
Zaparkowałem przy wejściu. Nie obchodziło mnie, czy dobrze stoję. Mogę nawet mandat zapłacić, po prostu się spieszę.
Wleciałem do sklepu jak poparzony w poszukiwaniu kleju do drewna. Przeryłem wszystkie półki ale go nie znalazłem. Alves, może czas na okulary? Nie, nie nie.
Podszedłem do, któregoś z pracowników, aby pomógł mi znaleźć, to czego potrzebuje. Kobieta, która mi pomogła zrobiła to w zastraszająco szybkim tempie.
- Czegoś jeszcze pan szuka? - zapytała.
- Nie, dziękuję - powiedziałem z uprzejmością i już chciałem ruszyć w stronę kas, jednak mnie coś tknęło aby tego nie robić.
Przeszedłem alejkę i zobaczyłem sporawy klocek drewna, oraz kilka noży, do rzeźbienia. Cóż może nie strugałem tylko patyków, ale Silva mnie czegoś tam nauczył, jestem tylko ciekaw czy poradzę sobie z uporczywą ręką.
Bez większego zastanowienia, gdyż jak bym zaczął się zastanawiać, to na sto procent bym tego nie zabrał ruszyłem do kasy z klejem, zestawem nożyków i dwoma kawałkami drewna.
Zapłaciłem kartą i udałem się do samochodu, aby wrócić ponownie do akademii.
Udałem się do swojego pokoju i zapaliłem większe światło po czym zabrałem się za sklejanie nóg, oraz głowy konika.
Spojrzałem się na zegar i zobaczyłem godzinę dwudziestą pierwszą. Wzdychając oparłem się wygodnie i położyłem nogi na biurko. Chwyciłem laptopa i poszukałem jakiegoś ciekawego obrazka. Przerysowałem kształt konia, a po chwili zaczął dzwonić telefon.
- Alves.. - nie spojrzałem na ekran.
- Jak oficjalnie. Próbuje się do ciebie od godziny dodzwonić, coś się stało dzbanie?
- I tak i nie.
- Opowiadaj mam czas - rzekł.
- Ja nie za bardzo - powiedziałem wzdychając.
- To opowiedz w kilku słowach.
- Mały chłopczyk, wpadłem na niego, popsułem mu konika, próbuje coś wykombinować - to tak szybko opisane - uśmiecham się lekko.
- Jaka z ciebie ciamajda, rano będę u ciebie. Mam pomysł - po tych słowach się rozłączył, nie dał mi nawet powiedzieć słowa, ale co mu się dziwić.
Zacząłem się pogrążać w pracy, aż do momentu kiedy faktycznie udało mi się coś wyskrobać. Też był to konik, tyle, że ten stał na trzech nogach a jedną miał w górze stojąc dumnie. Patrząc na godzinę, przeraziłem się, gdyż wskazówki właśnie pokazały trzecią dwadzieścia pięć.
Więcej takich rzeczy nie robię.
Odłożyłem figurkę na biurko, a następnie poszedłem wziąć szybki prysznic.
***
Dźwięk telefonu zbudził mnie o piątej nad ranem.
- Czego chcesz? - zapytałem zaspany.
- Chodź na dół coś ci dam.
- Daj mi pięć minut - po tych słowach walnąłem telefon obok, a sam przekręciłem się na drugi bok, ale komórka zadzwoniła jeszcze raz, przypominając mi o tym abym wstał.
Ubrałem dres i bluzę po czym szedłem do brata.
- Trzymaj - wręczył mi figurkę sporych rozmiarów, przynajmniej jeszcze raz taka, jaką ja wykonałem a na podstawce był jego podpis, oraz kilku znanych mi osób.
- Dzięki, sam ją robiłeś? - zapytałem zaciekawiony.
- J.B to zrobił, chciał ją już dawno komuś dać a tutaj natrafiła się okazja.
- Jeszcze raz dzięki, a teraz jedź, bo nie zdążysz na te zawody - zaśmiałem się, a ten tylko skinął mi kapeluszem i odszedł.
Wróciłem do pokoju aby się ubrać już jak człowiek i poszedłem dopytać kogo trzeba o tego chłopczyka.
Właściciel odpowiedział mi na męczące mnie pytanie, więc ponownie wchodząc do pomieszczenia wziąłem również swoją figurkę i poszedłem w wskazane miejsce.
Zobaczyłem w drzwiach małego chłopczyka, który przytulał swojego misia.
- Przepraszam, że wpadłem na ciebie psując ci zabawkę, proszę to dla ciebie - uśmiechnąłem się do dziecka oraz podałem mu figurki.
- Dziękuję! - krzyknął szczęśliwy.
- Nie dziękuj, nie masz za co. Wesołych świąt - powiedziałem po czym zniknąłem za zakrętem.
794
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz