12.20.2018

Od Diego Popsuta zabawka

Opierając głowę o ścianę zastanawiam się jak odpisać na maila Valdirona oraz Renato, cóż ta dwójka starych pryków, zna mnie odkąd się urodziłem, a nie odpisanie im na te jakże fascynujące wiadomości będą skutkowały telefonem od rozbawionego brata, albo od nich samych.
Dwa popaprańce. 
Wymyśliłem coś na szybko, największą głupotę jaka mi tylko do głowy wpadła i przy okazji napisałem, że muszę iść na kolację. 
Spoglądając na zegarek nie spodziewałem się, że zobaczę godzinę dziewiętnastą pięćdziesiąt. 
Odkładając laptopa, wciągnąłem trampki i zacząłem biec aby zdążyć na jedzenie, lecz nagle na drogę wybiegł mi blond chłopczyk, ubrany w zielony świąteczny sweterek z grającym noskiem renifera, który z uśmiechem dzierżył w swojej ręce drewnianą figurkę konika stojącego dęba. Piękne pociągnięcia noża mogłem zobaczyć zanim zderzyłem się z malcem.
Nie mam ręcznego więc, w tym momencie chłopczyk wylądował na tyłku, a ja podparłem się na ręce o ścianę, aby nie upaść. 
Cóż widząc minę chłopczyka wiedziałem, że nic dobrego nie zrobiłem. 
- Mój konik! - krzyknął z płaczem, a ja spojrzałem w miejsce, które wskazywało dziecko. 
- Ja przepraszam... - nie zdążyłem dokończyć. Teraz mogłem zrobić dwie rzeczy. Olać to, albo nie. 
Przeklinając siebie w myślach pozbierałem konika, a raczej jego resztki i zastanawiałem się co ja mam z tym zrobić. 
Wzdychając wziąłem części konika do pokoju, a następnie kluczyki od samochodu, zarzucając na siebie kurtkę. 
Dochodząc do lambo, bez namysłu ruszyłem w stronę pierwszego lepszego sklepu związanego z budowlanką. 
Zaparkowałem przy wejściu. Nie obchodziło mnie, czy dobrze stoję. Mogę nawet mandat zapłacić, po prostu się spieszę. 
Wleciałem do sklepu jak poparzony w poszukiwaniu kleju do drewna. Przeryłem wszystkie półki ale go nie znalazłem. Alves, może czas na okulary? Nie, nie nie. 
Podszedłem do, któregoś z pracowników, aby pomógł mi znaleźć, to czego potrzebuje. Kobieta, która mi pomogła zrobiła to w zastraszająco szybkim tempie. 
- Czegoś jeszcze pan szuka? - zapytała. 
- Nie, dziękuję - powiedziałem z uprzejmością i już chciałem ruszyć w stronę kas, jednak mnie coś tknęło aby tego nie robić. 
Przeszedłem alejkę i zobaczyłem sporawy klocek drewna, oraz kilka noży, do rzeźbienia. Cóż może nie strugałem tylko patyków, ale Silva mnie czegoś tam nauczył, jestem tylko ciekaw czy poradzę sobie z uporczywą ręką. 
Bez większego zastanowienia, gdyż jak bym zaczął się zastanawiać, to na sto procent bym tego nie zabrał ruszyłem do kasy z klejem, zestawem nożyków i dwoma kawałkami drewna. 
Zapłaciłem kartą i udałem się do samochodu, aby wrócić ponownie do akademii. 
Udałem się do swojego pokoju i zapaliłem większe światło po czym zabrałem się za sklejanie nóg, oraz głowy konika. 
Spojrzałem się na zegar i zobaczyłem godzinę dwudziestą pierwszą. Wzdychając oparłem się wygodnie i położyłem nogi na biurko. Chwyciłem laptopa i poszukałem jakiegoś ciekawego obrazka. Przerysowałem kształt konia, a po chwili zaczął dzwonić telefon. 
- Alves.. - nie spojrzałem na ekran.
- Jak oficjalnie. Próbuje się do ciebie od godziny dodzwonić, coś się stało dzbanie? 
- I tak i nie.  
- Opowiadaj mam czas - rzekł.
- Ja nie za bardzo - powiedziałem wzdychając.
- To opowiedz w kilku słowach. 
- Mały chłopczyk, wpadłem na niego, popsułem mu konika, próbuje coś wykombinować - to tak szybko opisane - uśmiecham się lekko. 
- Jaka z ciebie ciamajda, rano będę u ciebie. Mam pomysł - po tych słowach się rozłączył, nie dał mi nawet powiedzieć słowa, ale co mu się dziwić. 
Zacząłem się pogrążać w pracy, aż do momentu kiedy faktycznie udało mi się coś wyskrobać. Też był to konik, tyle, że ten stał na trzech nogach a jedną miał w górze stojąc dumnie. Patrząc na godzinę, przeraziłem się, gdyż wskazówki właśnie pokazały trzecią dwadzieścia pięć. 
Więcej takich rzeczy nie robię. 
Odłożyłem figurkę na biurko, a następnie poszedłem wziąć szybki prysznic. 
***
Dźwięk telefonu zbudził mnie o piątej nad ranem. 
- Czego chcesz? - zapytałem zaspany. 
- Chodź na dół coś ci dam.
- Daj mi pięć minut - po tych słowach walnąłem telefon obok, a sam przekręciłem się na drugi bok, ale komórka zadzwoniła jeszcze raz, przypominając mi o tym abym wstał. 
Ubrałem dres i bluzę po czym szedłem do brata. 
- Trzymaj - wręczył mi figurkę sporych rozmiarów, przynajmniej jeszcze raz taka, jaką ja wykonałem a na podstawce był jego podpis, oraz kilku znanych mi osób. 
- Dzięki, sam ją robiłeś? - zapytałem zaciekawiony.
- J.B to zrobił, chciał ją już dawno komuś dać a tutaj natrafiła się okazja. 
- Jeszcze raz dzięki, a teraz jedź, bo nie zdążysz na te zawody - zaśmiałem się, a ten tylko skinął mi kapeluszem i odszedł. 
Wróciłem do pokoju aby się ubrać już jak człowiek i poszedłem dopytać kogo trzeba o tego chłopczyka.
Właściciel odpowiedział mi na męczące mnie pytanie, więc ponownie wchodząc do pomieszczenia wziąłem również swoją figurkę i poszedłem w wskazane miejsce. 
Zobaczyłem w drzwiach małego chłopczyka, który przytulał swojego misia. 
- Przepraszam, że wpadłem na ciebie psując ci zabawkę, proszę to dla ciebie - uśmiechnąłem się do dziecka oraz podałem mu figurki. 
- Dziękuję! - krzyknął szczęśliwy. 
- Nie dziękuj, nie masz za co. Wesołych świąt - powiedziałem po czym zniknąłem za zakrętem. 

794

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz