12.31.2018

Od Diego CD Venus

Wchodząc do budynku, dla rogatych przyjacieli, byłem pewien, że wszystkie byki, które wystawia ojciec są już tutaj, gdyż zakończył się sezon, więc zwierzęta też mają czas, aby odpocząć, choć patrząc na ludzi, którzy tutaj przychodzą, zastanawiam się czy im jest życie miłe, ponieważ to są laiki, które chcą uczyć się na bykach z areny.
Ludzie są czasami niepoważni. Podchodząc do złotego byka dziewczyna zadała pytanie:
- To jest ta Mała Żółta Kurtka?
- Tak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą 
- Jesteś ładny, ale nie lubię cię kutasiarzu - rzekła, przez co zaśmiałem się pod nosem.
Przeszlśmy całe to miejsce i ruszyliśmy do budynku z owieczkami, które Venus cholernie chciała pogłaskać. Tylko, że gdy ona wykonała ruch, to wszystkie uciekały.
W końcu znalazła zwierze, które stało grzecznie i dało się jej pomiziać.
Pomińmy fakt, że Ves uznała Stefana za lepszego ode mnie, tylko szkoda, że akurat to była samica.
Pocałowałem dziewczynę, kiedy tylko chciała mnie wymienić na Stefana. Kiedy zarzuciła mi ręce na kark usłyszeliśmy chrząknięcie. Znałem je doskonale, za dużo lat mieszkam z tym cwelem, choć muszę przyznać, że nadal jest przystojny, cały czas o te dwa lata starszy, ale śliczny. Nie Diego, śliczna to może być szczota do kibla, nie Francis.
Chłopak przywitał się z Venus uściskiem, a ja stałem chwilę z tyłu.
Kiedy szeptali sobie coś na ucho, podszedłem i przytuliłem moją księżniczkę, łapiąc ją w pasie, za co dostałem całusa.
Francis, rzucił tylko, że musi iść, ale dziewczyna nie zauważyła naszego znaku, który świadczył o tym, że będziemy musieli pogadać.
Zaczyna się, świetnie.
- Idziemy obczajać cielaki! - krzyknęła, na co ja zaśmiałem się i spojrzałem na owieczkę, która wręcz nogi by połamała, gdyż się wystraszyła.
- Dobrze, ale tak nie krzycz - uśmiechnąłem się i ruszyłem z dziewczyną do cielaczków. Bylo ich sporo, widać byki ojca nie próżnowały. Przy każdym, powiedzmy specjalnie zrobionym boksie, jest podpis z imieniem zwierzęcia i danymi rodziców, z czego ta druga część jest napisana białym flamastrem, a imiona kredą, gdyż nigdy nie są one pewne.
Każde małe zwierze wystawiało glowę aby je miziać... ta a później wyrośnie i będzie dzielenie na kategorie. Treningówka, bydło na łąki, zawodowce. Tych kategorii zawsze się trzymamy.
Dziewczyna patrzyła na każde zwierze i prawie wszystkie wygłaskała.
- Ten nie ma imienia? - zwróciła uwagę na młodego czarno rudego byczka.
- Najwidoczniej nie mogą się zdecydować, albo nie znaleźli dobrego imienia. Jeśli chcesz to wpisz jakieś wymyślne na tabliczce - uśmiechnąłem się.
Venus za to chwyciła kredę i napisała imię, które na pewno składało się z więcej niż jednego wyrazu, ale zabroniła mi patrzec. No i syn Yellow Jacket dostał propozycje do imienia.
Następnie poszliśmy do stajni, w której akurat, jak na złość przebywał Francis, gdyż słyszałem go od wejścia.
Jest tu kilka typowych mustangów, ale ojciec głównie idzie w rasy, kolekcjonuje wręcz je i mało komu pozwala na to, aby dosiadać jego bestie.
Coż jeden za hobby ma zbieranie znaczków, a drugi koni.
Nim doszliśmy do Francisa ten wyszedł ze stajni drugim wyjściem wraz ze Never Eat Yellow Snow. Nie pytajcie skąd to imię, ale ojciec go takiego kupił, z takim imieniem w papierach. Najwidoczniej, ktoś go musiał nie lubić.
Jest to siwy ogier luzytański, który lubi dać do wiwatu, ale jeździ na nim tylko Francis, gdyż nikt inny nie ma do tego prawa, przy zasadach ojca. Chłopak go dostał, gdyż mój ojciec, go uwielbiał za to, że mnie zmienił, do teraz tak z resztą jest.
- Wiesz co.. jeszcze troche jest chodzenia, więc.. wziąłem dziewczynę na ręce, a następnie posadziłem na grzebiecie konia X. Tak ojciec oznaczał konie, które nigdy nie miały imion, bądź były numerami u hodowców. To młody wałaszek, mający cztery lata. Pojętny jak cholera, chciałem go sprowadzić do Akademii, ale nie lubię ujeżdżeniówek.
- Pan X jest twój, temu cholernemu albinosowi dasz znak łydką w którą stronę, albk go klepniesz w bok, to tam pojedzie. To chyba najspokojniesze zwierze jakie widziałem, więc wodzy, też nie potrzebujesz - rzekłem wsiadając na konia rasy wielkopolskiej. Nie wiem skąd ją ojciec wytrzasnął, ale ta kobyła jest strasznie kochana, do momentu kiedy chce.
- Co to za rasy? - zapytała zaciekawiona, kiedy wyheżdżaliśmy ze stajni.
- Ty masz Fryza.. tyle, że albino, grzywy nie ma bo to odrarowane cholerstwo, chcieli go dać na mięso.
- Ja mam wielkopolską, ale koniec o rasach, jedziemy - pogoniłem trochę konia i ruszyliśmy na wzgórza z których było prawie wszystko widać. Pokazałem jej i opowiedziałem o wszystkim. Nawet dodałem legende, która głosiła, że na tych ziemiach jest gdzieś skarb, ale nie trzeba go daleko szukać, gdyż tym skarbem jest rodzina i przyjaciele.
***
Zeszło nam trochę czasu na omówieniach wszystkich rzeczy, na tym co się znajduje co się dzieje, ale w końcu trzeba było zjechać na obiad. Tak też uczyniliśmy.
Wchodząc do domu czekałem, aż dziewczyna zwolni łazienke, abym mógł umyś ręce i zasiedliśmy do stołu. Matka stwierdziła, że zrobi naleśniki z tapioki, więc, każdy dostał dwa na talerz. Pomiędzy zwiniętym w pół naleśnikiem królowało dzisiaj mięso mielone, szynka, ser i ogórek zielony, który fajnie łamał smak.
Dziewczyna zapytała mnie po cichu co to, więc jej wyjaśniłem. Kiedy do stołu dosiadła się jakaś dziewczyna i spóźniony Francis, który usiadł koło mnie. Ojciec powiedział po angielsku smacznego, gdyż nie chciał aby nasz gość nic nie rozumiał.
Po posiłku, nie zdążyłem nic powiedzieć, a usłyszałem tylko głos.
- Neymar, pozmywasz? Proszę.. - odezwała się matka. Nie miałem serca jej odmawiać więc wykonałem polecenie, choć wiedziałem, że za tym "pozmywaj" kryje się jeszcze porozmawiajmy.
Francis zgarnął Ves i poszli zobaczyć coś jeszcze, przez co zostałem w kuchni z ojcem, matką i nieznaną mi twarzą dziewczyny, dokladniej jasnej blondynki.
Kiedy skończyłem zmywać, chciałem się ulotnić, ale powstrzymał mnie ojciec.
Wysłuchałem tej jakże nudnej historii, o tym, że dziewczyna, którą widzę jest moją siostrą. Została ona porwana ze szpitala takie tam bzdury, które mnie nie interesowały.
- Neymar.. - matka skarciła mnie kiedy oparłem się o zlew zamykając oczy, gdyż miałdm dość słuchania tego wszystkiego.
- Coo?
- Francis, kultury widzę ci do teraz nie wpoił..
- Ojciec, zacznijmy od tego, że ja z nim już nie jestem i wpoił.. ale mam ją dla kogo chcę.
- Ta dziewczyna jest z tobą, prawda? - zapytała rodzicielka, na co tylko kiwnąłem głową.
Wysłuchałem jeszcze chwilę tego wszystkiego po czym podałem rękę Ivie i ruszyłem w swoją stronę.
- Neymar, masz dzisiaj poprowadzić lekcje! - krzyknął ojciec.
- Sorry papa, no abla Espaniol
- Nie irytuj mnie, właśnie powiedziałeś to po hiszpańsku.
- Wiem, z kim ta lekcja? - zapytałem patrząc na ojca, który podał mi cztery przezwiska. Podejrzewam, że każda z tych osób jest w innym wieku i na dodatek na innym poziomie. Nienawidzę cię ojcze, na serio.
***
Ruszyłem na tył domu, gdzie spotkałem dwóch chłopaków, jeden to Aiden, a drugi Sebastian.
Aiden, ma pięć lat i dopiero stara się pojąć to co będzie działo się później.
Wyprowadziłem dla dzieciaka owieczkę, na która wsiadł i starał się utrzymać. Trening równowagi, trudny, ale na tym najlepiej się uczyć.
Kiedy mały miał dość upadków, przeszmuglowałem go jeszcze trzy razy, a następnie zapytałem Sebastiana, na czym ostatnio jeździł. Cóż chłopak miał osiemnastkę, więc zastanawiałem się co mu wręczyć za zwierze.
- Ujeżdżałeś arenowce?
- Nie, miałem to dzisiaj robić z twoim ojcem.
- Dobra w takim razie chodź, wybierzesz coś sobie.. - weszliśmy do budynku, a chłopakowi lekko zszedł uśmiech z twarzy.
- Gangstera - rzekł po krótkim namyśle, a ja odczepiłem łańcuch i wypuściłem zwierze, które samo pognało do bramki poza budynkiem.
- pokaż jak wiążesz linę i czy w ogóle dobrze ją trzymasz..
Chłopak pokazał mi wszystko co robi pokolei i jak trzyma rękę, za co go opierdoliłem, bo w ten sposób daleko nie pojedzie. Kiedy był gotowy rzeklem:
- Gangster cie nie stratuje jak spadniesz, ale lepiej od razu wskocz na ogrodzenie, chłopak kiwnął głową, wiec otworzyłem bramkę, a ten od razu zleciał.
- Nigdy nie kiwaj głową gdy siedzisz na byku i ktoś daje ci wskazówki, bo kończy się to tak jak przed chwilą..
Kiedy byk wrócił na swoje miejsce powtórzyliśmy to, ale on cały czas powtarzał te same błędy.
- Dobra dość.. weź telefon i nagrywaj, będzisz miał zapis, później sobie odtworzysz w zwolnionym tępie.
Wkurzony na tak niepojętnego ucznia wsiadłem na gangstera i wszystko mu tłumaczyłem, przy okazji zastanawiając się na, którą by tu rękę jechac, zdecydowałem się, że na lewą, więc ubrałem rękawice i zalepiłem. Pokazałem mu krok po kroku wszystko, następnie otwierając sobie samemu brame. Kiedy minęło osiem sekund, które wyliczyłem zeskoczyłem ze zwierzęcia i ruszyłem na płot.
- Teraz to wszystko jasne? - spojrzałem na chłopaka i wziąłem zapłatę za naukę. Kiedy kątem oka widziałem.. a przynajmniej tak mi się zdawało ucznów, co okazało sie, że to stała na ogrodzeniu Ves z Francisem.
- Państwo też na lekację? Proponuję poczatkowo na owieczkach - uśmiechnąłem się do Venus, ciekawy czy się skusi.

1420

Ves? Sorki, że długo.. ale męczyli mnie telefonami :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz