12.24.2018

Od Diego CD Venus

Wstałem dzisiaj trochę później, niż zwykle, ale nie mogłem oprzeć się kilku minut boskiego wylegiwania. Było tak cudownie, że jeśli nie dostałbym wiadomości od Venus, to zamknął bym oczy i poszedł spać dalej, odpływając w objęciach morfeusza.
Odpisałem na wiadomość dziewczynie, ale przy okazji przyszedł mi mail, na którego musiałem odpisać, więc gdy weszła, leżałem na łóżku grzebiąc w telefonie. Dziewczyna ułożyła się koło mnie i się wtuliła jednocześnie wplatając swoje palce w me włosy.
- Nadal nie mogę sobie ciebie wyobrazić jako grubaska z włosami na garnek w dresach.Zaśmiałem się tylko na jej uwagę, bo nie chciałem tego ciągnąć, bo po co?
- Pora wstawać - usłyszałem jej głos, przez co odwróciłem się na brzuch i wlepiłem twarz w poduszkę z nadzieją, że da mi jeszcze trochę poleżeć.
- Diegooo. Wstawaj
Wyszło to jednak na marne, Venus próbowała na wszelkie sposoby wyciągnąć mnie z łóżka, jednak ja miałem takiego lenia, że nie miałem ochoty ruszać się z jakże wygodnego materaca.
Kiedy poczułem, że wstaje spodziewałem się najgorszego, jednak ta wykombinowała okrutną pobudkę. Oblała mnie wodą!
Wstałem szybko i spojrzałem na nią wzrokiem mordercy, choć wyglądałem pewnie komicznie, bo ciekła ze mnie woda. Tak to my kochana nie będziemy się bawić, po tej myśli rzuciłem się na dziewczynę i zacząłem ją łaskotać, a ta pragnęła wręcz abym skończył. O nie, skarbie.. kara za karę.
Kiedy tylko, nachyliłem się za mocno, Ves cmoknęła mnie i wydostała się.
- Ubieraj się.
Na te słowa podniosłem się, zabrałem rzeczy z szafy i ruszyłem do łazienki, aby się przebrać. Przy okazji ogarnąłem się, by wyglądać jakoś przyzwoicie. Wyszedłem stamtąd po kilku minutach.
Zamknąłem drzwi do pokoju i wraz z nią ruszyłem na śniadanie. Byłem cholernie głody, bo kolacji nie jadłem. Po prostu, nie chciało mi się jej robić, więc poszedłem praktycznie od razu spać.
Widząc, że ona zabrała tylko sok pomarańczowy, zapytałem.
- Nie jesz śniadania?
- Jadłam wcześniej. Wyspałeś się?
- Tak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- To dobrze.
Ze stoickim spokojem zacząłem jeść posiłek, używając do tego lewej ręki. Nienawidzę robić tego prawą, gdyż nią radzę sobie jeszcze z tym gorzej. Kiedy jadłem spostrzegłem gościa, który wszedł właśnie do stołówki.
- On jest chyba nowy, nie kojarzę go.
Dziewczyna spojrzała się w tamtą stronę, po czym wystrzeliła jak torpeda, przez co się zdziwiłem. Zacząłem mordować chłopaka wzrokiem i skończyłem jeść. Ves nigdy jeszcze tak mnie nie przywitała, więc zacisnąłem mocniej szczękę i chciałem już iść, ale dziewczyna usiadła koło mnie.
Nie chciałem spojrzeć w jej stronę, lecz zostałem zmuszony, gdyż ta odwróciła w moją głowę, a następnie mnie pocałowała. Był to delikatny, lecz zmysłowy pocałunek z wielką dozą uczuć.
- Diego, to jest mój kuzyn, Gabriel.
Słysząc co zdanie rozluźniłem się. Dzięki panie, że nikt inny. Wymieniłem się z nim imieniem a następnie uścisnąłem mu dłoń, choć niepewnie.
Wyszliśmy ze stołówki, a ta złapała mnie za rękę.
- Zazdrośnik.
- Wcale nie.
- Widziałam.
- Nie e.
- Oj Diego
Nagle dziewczyna odwróciła się do mnie i zarzuciła mi ręce na kark przytulając mnie. Oj mój ty skarbie..
- Chodźmy do stajni, moja mama już powinna wrócić.
Zachodząc na miejsce, zauważyłem kobietę wpuszczającą właśnie konia do boksu, to musiała być mama Venus.
- Dzień dobry - powiedziałem z grzeczności.
- Hej Diego. Venus, Gabriel pytał gdzie jesteś. Znalazł cię?
- Tak, na stołówce go spotkaliśmy - dziewczyna zaśmiała się odpowiadając rodzicielce na pytanie.
- Diego, masz konia? - wróciła się do mnie kobieta.
- Tak, stoi tutaj - odpowiedziałem bez zawahania.
- Pokażesz mi go? 
Bez odpowiedzi, podeszliśmy do boksu ogiera. Był on jak zawsze niespokojny, ale co poradzić, ta bestia już tak ma.
- Selle Francis, prawda?
- Zgadła pani - odpowiedziałem lekko się uśmiechając.
- Jak mówisz na niego?
- As.
- Jest cudny. Diego, moglibyśmy porozmawiać - na chwilę zaprzestała. - sami?
- Jasne - rzekłem, gdyż odmawiając byłbym tchórzem i człowiekiem, który nawet nie umie porozmawiać z matką Venus.
Odeszliśmy parę kroków od dziewczyny, która akurat podkarmiała mi konia, a następnie zaczęła pytać i opowiadać. Nie była to dla mnie sprawa komfortowa, gdyż nie lubię rozmawiać w ten sposób, ale co ja mogę poradzić?
- Ile masz chłopcze lat? - zapytała prosto z mostu patrząc na mnie uważnie. 
- Dwadzieścia cztery - na te słowa kobieta uniosła do góry brwi, chyba się tego nie spodziewała. Nie wyglądam jak typowy dwudziestoczteroletni chłopak.
- Jezu, jesteś starszy od mojej córki o sześć lat. Chłopcze czy ty nie jesteś za stary? - po tych słowach wziąłem głęboki wdech, bo wiedziałem, że to zaraz może się potoczyć w złym kierunku.
- Powiem tak, może jestem starszy, ale to nie oznacza, że nie umiem zając się kobietą, bo Venus w świetle prawa już nią jest, to nie jest mała dziewczynka. Na początku zawsze rodzice się przejmują tym co właśnie się dzieje w życiu córki, ale mogę zapewnić, że ze mną się jej nic nie stanie. Nie skrzywdzę jej, gdyż byłoby to nie honorowe, a to dla mnie się liczy.
Kobieta wyraźnie była zaskoczona tym co usłyszała ode mnie, z resztą ja sam byłem, bo taki potok słów z moich ust, to jakaś nowość. 
- Jeśli coś jej zrobiłeś, bo widzę, że ona tobie porobiła piękne tatuaże, które chciała zatuszować korektorem, ale jej nic nie wyszło, to wiedz, że mój mąż cię odnajdzie i ukręci to co masz na dole. - rzekła kobieta, na końcu się uśmiechając.
- Rozumiem. Nie zawiodę.
- To przejdźmy jeszcze do normalnych pytań chłopcze. - co robiłbyś, jeśli nie przyjęli by cię do akademii?
- Moim życiem władała słoneczna Brazylia, która jest nawet w tej porze roku ciepła, ale wyprowadził bym się do Karoliny południowej, tak jak zrobiłem. Mam tam dobrze prosperujące ranczo, które przynosi zyski, więc zapewne bym tam został.
- Mogę wiedzieć, dlaczego widziałam was w telewizji, podczas zawodów w ujeżdżaniu byków? 
- Byłem od małego do tego szkolony, z resztą tak jak mój brat. Zostałem zaproszony aby wystąpić na tych zawodach, a nie wypadało odmówić, choć już nie jeżdżę, ze względu na przeszłość.
- Dobrze, w takim razie, to na tyle, ale pamiętaj. Coś jej zrobisz a cię znajdziemy - uśmiechnęła się i z tym uśmiechem wróciliśmy do Venus.
Po tej rozmowie lekko zbladłem.
- Venus, będę się zbierać. O dwudziestej mam spotkanie, muszę na nim być.
Ves odprowadziła mamę do samochodu, a gdy jej pojazd zniknął za horyzontem zapytała:
- Co ci nagadała? Wyglądała jakby cię polubiła, nie mogło być tak źle.
- Stwierdziła, że jestem za stary.. - spojrzałem na reakcję dziewczyny dostrzegając szeroko otwartą buzię. - Spokojnie, wybrnąłem jakoś z tego.
- Coś jeszcze mówiła? 
- Owszem, że mnie wykastrują jeśli cię skrzywdzę, a tego to ja bym nawet nie chciał, dobrze mi z tym co mam w boksach. Poza tym pytała co bym robił jak by mnie tutaj nie było i dlaczego widziała nas w telewizji. 
Poza tym nic. 
- Już się bałam, że nagadała ci jakiś bzdur na mój temat, abyś się odwalił, albo coś powiedziała nie tak, że z tobą jest coś nie teges. 
- Nie, tego mi nie powiedziała - przytuliłem ją, a następnie cmoknąłem w nosek i się uśmiechnąłem.
Sehnor Alves? Eu vim com meu cavalo. Eu poderia usar alguma ajuda. Você pode vir? - usłyszałem głos spoza stajni, a patrząc na to, że nie spotkałem nikogo innego, kto mówi po portugalsku, więc to raczej nie żart. Cóż szybo się uwinęli.
- Przeproszę cię na chwilę, muszę tam podejść.
- Sim eu sou. Como ela passou por essa jornada?
-Não tem problema, ela foi educada.
- Obrigado por cuidar dela. - w tej chwili otworzyłem przyczepę i odwiązałem uwiąz, którym była zabezpieczona. Ruszyłem z klaczą do stajni, a za sobą usłyszałem tylko:
- Adeus.
- Adeus amigo - odpowiedziałem z grzeczności i zaprowadziłem Almę do boksu.
- Co to za koń - dziewczyna podeszła koło mnie zaciekawiona.
- Alma Imortal Da Familia trzecia, przekładając na wspólny.. Nieśmiertelna dusza rodziny. Mam ją odkąd ukończyłem czternaście lat - poklepałem klacz po szyi. - To anglik, jak coś - uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- Śliczna jest, ma jakąś dyscyplinę w której się wyróżnia?
- Ma, jest to nic nie robienie, spanie i żarcie - zaśmiałem się - a tak na prawdę biorę ją zazwyczaj na Cross - wprowadziłem klacz do boksu, po czym wpisałem ją na rozpiskę karmienia.
- Skąd ona jechała? - zapytała kiedy zniknąłem w boksie zdejmując jej ochraniacze.
- Z Brazylii, dokładniej z Sao Paulo..
- Nie miałeś jej tutaj?
- Nie, nie miałem miejsca aby ją przewieźć - rzekłem kiedy wyszedłem - a teraz jest czas aby pobyć w końcu samemu, na dodatek na lekcjach - zaśmiałem się.
***
Kiedy te się skończyły wypuściłem klacz na padok, gdyż musiała trochę pochodzić, oczywiście zrobiłem to też z Asem, ale go nie wrzuciłem na to samo pastwisko.
Stojąc oparty przy płocie poczułem dłonie, które zaczęły mnie okalać. 
- Słucham cię? - powiedziałem chwytając jej jedną dłoń i zmieniając miejsce położenia dziewczyny. 
- Ej, chciałam się poprzytulać! - rzekła z kwaśną miną.
- A ja chciałem na ciebie popatrzeć - uśmiechnąłem się słodko, sadzając ją na ogrodzeniu. 
Wykombinowaliśmy w końcu, że ruszymy sobie w teren, ale tym razem mam zabrać Duszę. Tak też uczyniłem. Alma była z tego powodu bardzo szczęśliwa, lecz kiedy zobaczyła siodło zaczęła uciekać w każdym możliwym kierunku. 
Proszę cię nie dobijaj mnie, ja chcę tylko spokojnie na tobie pojeździć. - rzekłem w myślach odkładając wszystko na płot, gdzie następnie ruszyłem po nią. Gdy ją w końcu złapałem, zauważyłem, że dziewczyna wychodzi właśnie ze stajni.
- Daj mi chwilkę - rzekłem.
Ta kiwnęła głową i poszła rozstępować konia, ja za to w tym czasie męczyłem się z klaczą, która sobie zdejmowała co chwilę czaprak. 
- Dobra, rozumiem, nie było mnie tyle czasu, ale przepraszam. Proszę, daj się w końcu osiodłać... - spojrzałem w jej oczy, a następnie po paru minutach udało mi się osiągnąć to, co planowałem. 
Dałem klaczy przysmak i mogliśmy wyjść spokojnie z padoku. 
- Ruszajmy - powiedziałem, kiedy tylko na nią wsiadłem, a ta ruszyła od razu kłusem. - Dzisiaj to ty będziesz miała chyba trening z Rimą, ona nie da się wyprzedzić, co jedynie ją pokonasz w skokach. - uśmiechnąłem się.
Rozkoszowaliśmy się jazdą w terenie, było bardzo przyjemnie, dużo rozmawialiśmy i się śmialiśmy, lecz w pewnym momencie postanowiliśmy sobie zrobić przerwę i usiąść pod dużym drzewem, ale jak na złość, kiedy dziewczyna chciała zejść z klaczy, ta musiała się czegoś wystraszyć, gdyż bryknęła dość mocno, zrzucając dziewczynę, a sama pognała dalej. 
- Wszystko dobrze? - zapytałem.
- Tak, wszystko dobrze, możesz ją złapać?
Kiwnąłem głową i pognałem za koniem. Kiedy wróciłem z klaczą, którą musiałem trochę poszukać, dziewczyna siedziała oparta o drzewo z lekkim grymasem. 
- Na pewno wszystko dobrze? - wolałem się upewnić.
- Tak, nie przejmuj się. Nie raz spadłam - lekko się uśmiechnęła, jednak ja zauważyłem na twarzy delikatny grymas bólu kiedy wstała. 
- Widzę, że coś sobie zrobiłaś - zeskoczyłem z Almy i podszedłem do niej, kiedy ta zaczęła utykać na prawą nogę. 
- Diego, cholera mówię, że jest okey. 
- Dziewczyno daj sobie pomóc - warknąłem.
Ona tylko za to zmierzyła mnie wzrokiem i z nieciekawą miną chwyciła moją rękę. 
- Pomożesz mi wejść na Rimę.
- Śnisz.. przecież widzę, że kostka ci spuchła.
- Diegoooo..
- Nie ma Diego. Pomogę ci wejść na Duszę i pojedziemy do akademii...
Teraz czekałem tylko na to co powie. Uprze się i zrobi po swojemu czy jednak skorzysta z pomocy.

1779
Venus?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz