12.24.2018

Od Diego - (Anty) zakręcone jasełka.

Stojąc przed lustrem wbudowanym w szafę, wykonałem swój prezesowski uśmiech. Dzisiaj będzie dobry dzień i nic mnie nie wyprowadzi z równowagi, nawet Alma, która wymaga wielu ćwiczeń, powtórzeń i jeszcze większej koncentracji. Poprawiając włosy usłyszałem nagle głos wydobywający się z głośników.
- Dzień dobry uczniowie, chcieliśmy prosić na główną salę osoby: Windsor, Monroe, Stilinski, Burbon, Carramz, Clarks oraz Alves - Tych uczniów prosi się o natychmiastowe przybycie. Dziękujemy.
Zmarszczyłem brwi słysząc ten komunikat, co oni chcą? Ktoś coś zrobił? Szukają złodzieja?
Było to dla mnie niezrozumiałe, ale ruszyłem we wskazane miejsce.
Słysząc przed sobą pomruki niezadowolenia, westchnąłem ciężko.
- Diego, wiesz po co nas ściągają? - podeszła do mnie Ves, która musiała przed chwilą dołączyć.
- Nie mam pojęcia, po co, na co i dlaczego.
Gdy weszliśmy do sali, w moje oczy rzuciły się kartony z jakimiś przebraniami, oraz właściciele, którzy uśmiechnięci stali na środku sali. Zapowiada się cudownie.
- Świetnie, że się zjawiliście, prosiłbym abyście ustawili się w rzędzie.
Tak, też każdy zrobił, po czym pan David zszedł z podwyższenia i przeszedł koło nas, każdemu się przyglądając uważnie.
- Za wysoki, za niski, może być.. - mężczyzna ewidentnie mówił do siebie, gdyż przygryzał nawet długopis, którym robił notatki na swojej kartce.
Kiedy skończył, dołączył do żony i z uśmiechem ogłosił.
- Drodzy uczniowie, bierzecie udział w tegorocznych jasełkach. Występujecie dla dzieciaków, więc proszę dać z siebie wszystko. Te dzieci zasługują na dobrą zabawę - ostatnie zdanie dodała kobieta.
Świetnie, po prostu cudownie, uwielbiam się przebierać za jakiegoś głupiego elfa i latać jak na dragach z uśmiechem.
- Dobrze, mąż idzie pogrzebać w papierach, teraz ja się wami zajmę - powiedziała z wielkim zadowoleniem kobieta, która zaczęła wyznaczać każdemu role.
- Venus, ty zostaniesz Mikołajową, Gabrielu, zostaniesz elfem psotnikiem, Stiles.. przykro mi, nadajesz się jedynie na aniołka wraz z Sofią, Alex będziesz drugim elfem. A wy.. hmm - kobieta zaczęła się zastanawiać, spoglądając jednocześnie za nas.
Mam nadzieję, że wszystkie role będą zaraz rozdane, a ja wrócę do pracy z Almą.
- Reker, ty będziesz mikołajem - uśmiechnęła się kobieta z zadowoleniem, przez co ja ruszyłem powoli do wyjścia, gdyż wszystkie role zostały obstawione.
- Chciałbym się nie zgodzić, nie dostałem żadnej roli, to musi być pomyłka! - krzyknął Leo, przez co ja wywróciłem tylko oczami.
- Leonardzie, mylisz się dla ciebie jest rola, z resztą dla pana Alvesa również - usłyszałem tylko jak kobieta zgniata lekko swoją kartkę, przez co pewnie skrzyżowała ręce na piersi. Przekląłem parę razy po portugalsku pod nosem i wróciłem do rzędu.
- Jaką rolę dostałem? - zapytał księciunio.
- Jesteś reniferem, wraz z Diegiem.
Co kurwa?! Czym?! Zajebiście zostałem jeleniem, będę biegał z rogami na głowie i przyczepionym ogonkiem, co ja jestem, króliczek Playboya?
- Dwa renifery to nie za dużo? - zielonooki zabrał głos.
- Zgodzę, się z nim, niech będzie sobie reniferem, ja mam konia do wyszkolenia.. i muszę już iść - podrapałem się po karku ruszając w stronę wyjścia.
- Czekaj Alves - Reker złapał mnie za koszulę - owszem, Leo ma rację, zróbmy jednego renifera, ale takiego dużego. Wie pani, co mam na myśli. - rzekł chłopak.
- Świetny pomysł! - uradowała się - już widzę to świetne wejście! - Dobrze kochani w takim razie przebierzcie się w swoje stroje!
***
Gdy minęło trzydzieści minut, robiłem za zad tego łosia, gdyż Leo stwierdził, że jest wyższy. Rozumiecie to?! On zrobił mi raban o to, że jest księciem, na dodatek, aż o centymetr ode mnie wyższym i on będzie lepiej pasować na przód.
Przeklinając go w duszy udaliśmy się na środek, gdzie każdy dostał teksty, no prócz mnie, gdyż robię za dupę renifera.
- Dlaczego mam tak mało tekstu? - zapytał ten na przodzie.
- Ponieważ renifer nie może dużo mówić.
- Nie zgadzam się z tym!
- Nie zgadzać to ty się możesz w swoim królestwie princepie.. - warknąłem niezadowolony po portugalsku.
- Coś ty powiedział? - zapytał.
- Że masz wiele racji i na pewno każdy zmieni wszystko dla ciebie ovelha - dodałem słowo w swoim języku na koniec.
- Leo zapoznaj się proszę z tym tekstem i przeczytaj go tak, jak jest napisany, proszę - rzekła kobieta.
Chłopak zaczął czytać, ale po minie kobiety, którą widziałem po odchyleniu ogona, wiedziałem, że nie przeczytał tego poprawnie.
- Diego, zamieńcie się miejscami z Leo, chciałabym zobaczyć jak ty to przeczytasz.
- Oczywiście - powiedziałem i odpiąłem strój wychodząc z niego i czekałem kiedy ten łoś zrobi to samo.
- Nie będę grał tyłka! Na dodatek z tym wieśniakiem na czele!
- Odszczekaj to.. dzieciaku, bo zaraz będziesz skomlał - rzekłem odwracając się w jego stronę.
- Panowie, proszę was, bez żadnej agresji, robimy to dla dzieci.
Poczułem nagle na nadgarstku dłoń, która była delikatna, przez co ją znałem.
- Diego odpuść mu, nie ma sensu zadzierać nosa.
Po jej słowach tylko rzuciłem przekleństwem w kierunku księcia i ubrałem przód kostiumu.
- Zad wskakujesz, czy mam grać połowicznie? - zapytałem.
- Przeczytaj na razie sobie role, ja chwilę porozmawiam z Leonardem - po tych słowach kobieta odeszła na bok ze smarkaczem, który tak na prawdę jest tylko dwa lata młodszy ode mnie, a zachowywał się jak niedorobiona piętnastka, przynajmniej w tej chwili.
Ja usiadłem na posadzce i czytałem banalny tekst, który muszę wypowiedzieć.
- To co reniferku, będziesz Rudolfem? - na mych kolanach nagle znalazła się Ves.
- A ty Mikołajową, masz o wiele ciekawszą rolę - uśmiechnąłem się i cmoknąłem ją w policzek i ukazałem jej kartkę z tekstem i dopiskiem, co będę musiał zrobić, na co dziewczyna się zaśmiała, ale po chwili dotarło do niej, że to będzie ona.
- I co, już taj do śmiechu nie jest prawda?
- Diego możesz czytać swoją kwestię - rzekła kobieta podchodząc bliżej.
Wstałem z podłogi i zacząłem:
- Jaka śnieżyca, co my teraz zrobimy, Mikołajowo, ja nic nie widzę, nie zabiorę cię do fabryki zabawek!
- Rudolfie, zaświeć swoim czerwonym nosem znajdziemy drogę.
- Nie umiem, nie wiem jak.
- Oj reniferku, teraz na pewno zaświeci ci się nosek.
- Ruszajmy!
Wykonaliśmy, ten jakże fascynujący dialog bez wykonywanych scen.
- Leonardzie, wybacz ale zostajesz tyłem zwierzęcia, akcent Diega, pasuje lepiej.
- To hańba! Zadzwonię do ojca, że tak nie może być! - krzyknął i wyszedł z sali ignorując wszelkie polecenia Eleny, a my przeszliśmy do próby, w której przydałby się Leo, jednak na zastępstwo wszedł Reker jako zad i mogliśmy dokończyć to ci zaczęliśmy.
- Występ mamy jutro o czternastej! Nikt nie może się spóźnić, proszę przekażcie to Leonardowi, dziękuję wam, że przyszliście.
***
Rozmyślając o tym, ci będzie dziać się jutro, miałem nadzieję, że nie walnę nic głupiego i całe przedstawienie nie pójdzie na marne. Zastanawiając się nad tym dłużej, bardziej przejmowałbym się tym bałwanem, który wyszedł i nie zna ilości kroków.
Dochodziła trzynasta kolejnego dnia, a my ruszyliśmy do szkoły, aby przypomnieć sobie wszystko na spokojnie i wyjść dla dzieciaków.
Chwilę przed występem wszedł Leonard, który bez słowa wszedł w tylną część stroju renifera.
- Kochani zaczynamy, Mikołaj na scenę i siadaj w fotelu!
- Hoł, hoł, hoł. Dzień dobry dzieci, opowiem wam historie, co dzieje się u mnie w Laponii, gdzie mamy śniegu tyle, że dla każdego by wystarczyło aby zrobić bałwana, zaczynajmy więc!
Kwestię Rekera kończył dźwięk, który zazwyczaj jest wprowadzany, kiedy wracamy do retrospekcji i kurtyna opadła, aby po chwili znów się podnieść.
- Wesołku, dlaczego my musimy robić te zabawki, choć wszystko stoi i jest ciemno?
- Psotku, to proste, Mikołaj potrzebuje mnustwa zabawek dla grzecznych dzieci. Każdy ma inne wymagania, jeden chce konika inny hipopotama, a trzeci..
- A trzeci Godzillę z głową pieska! - krzyknął Psotek zmieniając rękę figurki na  dłoń lalki.
- Nie Psotku, dzieci chcą zwykłych zabawek, nie tego co ty robisz, oddaj to proszę i weź się za składanie skarpetek do pary! - Sofia zabrała figurkę od Stilesa i zaczęła ją poprawiać.
- Kiedy elfy, rozmawiały o tym co by dzieci chciały dostać na gwiazdkę, nikt nie wiedział gdzie podział się najważniejszy renifer, wraz z Mikołajową.
Z dźwiękiem ugniatającego się śniegu pod kopytami wjechałem wraz z Leo na scenę, ale on walnął mnie bo nie wiedział jak daleko ma iść.
Dzieci patrzyły się dziwnie na to co się właśnie stało, więc zacząłem improwizować.
- Drogie dzieci, jak widzicie moja pupa, żyje własnym życiem - powiedziałem to w idealnym momencie, gdyż Leo miał dość i chciał wyjść z kostiumu.
- Rudolfie to niemożliwe! - Ves podjęła moją grę.
- Jaka śnieżyca, co my teraz zrobimy, Mikołajowo, ja nic nie widzę, nie zabiorę cię do fabryki zabawek! - krzyknąłem udając przerażonego.
- Rudolfie, zaświeć swoim czerwonym nosem znajdziemy drogę!
- Nie umiem, nie wiem jak. - rzekłem spuszczając łeb, przy okazji czując, jak Leo chce mnie odepchnąć, gdyż musiałem się mocno nachylić, aby łeb się uniżył.
- Mikołajowa podeszła do smutnego renifera i pocałowała go w nos, a ten od razu zaświecił jasnym światłem - to mówił narrator
- Udało ci się, teraz wskakuj na mój grzbiet - dziewczyna odbiła się od podłogi i usiadła na materiale.
- Ruszajmy! - krzyknęła i kurtyna runęła w dół, aby po chwili się podnieść.
Leonard w tym czasie zaczął się nudzić, grzebał po kieszeniach, bawił się telefonem, który było widać przez cienki materiał.
- Schowaj to - powiedziałem cicho i starałem się wytrącić komórkę, jednak on mnie kopnął zezłoszczony.
- Spadaj na swoje śmierdzące ranczo meksykaninie
Bez słowa zawinąłem swój zad na tyły, każdy lekko się zdziwił, ale kontynuował swoje kwestie.
Zdjąłem z siebie kostium i wkurzony, kiedy ten tylko zrobił to samo, chwyciłem go za koszulkę i przydusiłem do ściany.
- Ja się dwoje i troje, aby dzieci były zadowolone, wydałem na nie pieniądze aby na koniec przedstawienia się ucieszyły, a ty to wszystko jebiesz i do twojej wiadomości moje ranczo nie śmierdzi i nie jestem meksykaninem brytolu.. warknąłem.
Chłopak w tym czasie schował swój telefon i zaczął mówić.
- Gówno mnie to obchodzi, skąd jesteś i kim jesteś, nie jesteś z królewskiej rodziny więc mnie nie dotykaj.
- Taki jesteś no proszę, pusty człowiek, który śpi na pieniądzach swoich rodziców i w życiu nic nie osiągnął, jak mi wcale nie kurwa przykro.
- Odszczekaj to!
- Nie mam zamiaru - w tym momencie zgarnąłem listwę.
- Jakiś śmieszny kodeks ci przypadkiem nie zabrania bijatyk?
- Może tak, ale nikt nie będzie mi ubliżał!
W tej chwili zaczęliśmy nawalać się po mordach, jednocześnie wyzywając się dalej. Wyzwiska typu kaleka czy obrażanie Ves, ranią mnie i to cholernie więc za nie oddawałem dwa razy mocniej ale on nie pozostawał mi dłużny.
- Halo, panowie co tu się dzieje?! - wbiegła pani Elena i skończyło się bicie w parterze. Kiedy miałem uderzyć go po raz kolejny moją rękę powstrzymała jakaś osoba. Nie obchodziło mnie kto to był, chciałem nadal mu wpierdolić, więc zostałem odciągnięty od chłopaka.
- Dajcie mi wszyscy, kurwa święty spokój - warknąłem wkurwiony i wyrwałem się z mocnego uścisku. Poprawiając koszulę wyszedłem z budynku i sam skierowałem się w stronę akademii, zapalając papierosa. On nie miał prawa niczego komentować.
Zagwizdałem na palcach, gdyż widziałem, że As się zerwał z uwiązu, a przyjechałem na nim nie było sensu marnować paliwa.
Koń przybiegł do mnie jak torpeda, przez ci wsiadłem i ruszyłem galopem w stronę akademii.
Widziałem jak ten cwel mnie mijał po drodze, ale mam to gdzieś, chcę po prostu wrócić do pokoju i odsapnąć.
Z wiadomości, którą otrzymałem od Ves, dowiedziałem się, że dzieciom się występ podobał.
To było najważniejsze.
***
Odstawiając wierzchowca do stajni, przejrzałem się w wodzie. Miałem podbite oko i lekko rozciętą wargę.
- Alves, Windsor do mnie, natychmiast!
Minąłem chłopaka po drodze, ten miał rozwalony nos i naruszony łuk brwiowy, dobrze mu tak, szkoda, że mu ząbki nie wyleciały.
Kiedy usiedliśmy w fotelach, dostaliśmy sporą reprymendę.


Tak kończąc tę historię, życzę wszystkim Wesołych Świąt! ;3
~Negris Aka Diego.

1829

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz