12.15.2018

Od Venus do Diego

Weszłam do stajni, by wziąć halter i uwiąz. Ze sprzętami w ręce poszłam na łąkę i zaczęłam szuksć stada. Po chwili ujrzałam paręnaście końskich łebków. Zagwizdałam głośno i po chwili jedna z głów się podniosła, a koń zaczął kłusować w moją stronę. Założyłam klaczy na głowę halter i przypięłam uwiąz. Dałam zwierzęciu jabłko i zaczęłam iść w stronę stajni. Po chwili słychać było stukot kopyt na bruku, a później na drewnie. Przypięłam swoją towarzyszkę dwoma uwiązami i zaczęłam czyścić. Szybko mi poszło, gdyż koń nie był wyjątkowo brudny. Wzięłam do rąk ochraniacze transportowe i i założyłam na nogi konia. Następnie wzięłam kolejny ochraniacz, którym owinęłam ogon. Odwiązałam klacz i przeszłam dwa kółka, by się przyzwyczaiła. Wyszłam przed stajnię i krzyknęłam głośno, że zaraz jadę. Otworzyłam koniowóz i wprowadziłam klacz. Zrobiło się to o wiele prostsze, gdy w końcu zakupiliśmy przyczepę, w której koń stoi bokiem, a nie tyłem. Zamieniłam halter na kantar, przywiesiłam siatkę z sianem i przywiązałam klacz. Następnie zamknęłam klapę i poszłam się pożegnać z rodzicami oraz zabrać Taboulet. Oczywiście nie obyło się bez łez mamy i mówienia taty o tym jak bardzo jest zemnie dumny. Po pożegnaniu pełnym łez i uśmiechów wsiadłam do auta i zawołałam suczkę,  która się położyła na siedzeniu obok. Włączyłam kamerę, by widzieć co robi konina w przyczepie i ruszyłam w blisko czterysta kilometrową drogę.

***

Parę minut po ósmej wjeżdżałam na podjazd akademii. Stanęłam na środku placu i otworzyłam klapę. Przywitało mnie rżenie klaczy, której dałam jabłko na przywitanie. Odwiązałam uwiąz i na spokojnie wyprowadziłam ją z wozu. Opuściłam uwiąz na ziemię i zaczęłam ściągać ochraniacze. Nagle usłyszałam głos:
-Uwiąz ci spadł na ziemię.
-Ona jest nauczona, że gdy uwiąz jest na ziemi to ma stać.- Odparłam spokojnie.
Po ściągnięciu ochraniaczy wyprostowałam się i podeszłam do kobiety. 
-Pani musi być Eleną.
-We własnej osobie.- lekko się uśmiechnęła.
-Miło mi poznać.
Kobieta się uśmiechnęła i kazała podążać za nią. Weszłam z koniem do pięknej stajni. Przywitały nas zaciekawione głowy wystające z boksów. Jeden z boksów już miał na sobie tabliczkę z podstawowymi danymi konia, takimi jak wiek, rasa i imię. Po wprowadzeniu klaczy do boksu przekazałam pani Elenie jadłospis wierzchowca i weszłam do boksu. Zrobiłam jej szybki masaż relaksujący i poszłam w stronę wozu. Z pomocą stajennego wypakowałam pakę i zaniosłam ją do siodlarni. Następnie się cofnęłam po siodło i ogłowie. Sprawdziłam jeszcze czy wzięłam wszystko i po upewnieniu się zaparkowałam prawidłowo samochód. Napisałam tacie, że jestem na miejscu i spytałam się kiedy dostarczy moje dziecko- czyli czarny ścigacz. Po otrzymaniu informacji zwrotnej poszłam do budynku wołając Taboulet. Jakaś miła pani wskazała mi mój pokój i dostarczyła mi informacji takich jak: kiedy są posiłki, co gdzie się znajduje w budynku i tym podobne. Weszłam po schodach na piętro i ujrzałam piękny pokój. Tabi od razu wskoczyła na łóżko i się ułożyła. Położyłam się z nią i nastawiłam alarm żeby zadzwonił za parę godzin. Miałam zamiar się przespać, a potem wziąć Rimę na trening i poznać innych uczniów.

<Diego?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz