Wyszliśmy na dwór i zobaczyliśmy jak chłopcy męczą się z wyjątkowo
pięknym koniem. Zwierzę było ciekawie umaszczone. Jego grzbiet i szyja
oraz głowa były gniade, ale wokół jednego z oczu miał białą plamę. Zad
był siwy w hreczkę, a na przednich nogach miał wysokie odmiany. Za to
jego jedna tylna noga była czarna. Jego grzywa i ogon były czarne. Nie
był wyjątkowo wysoki, ale był mocno zbudowany. Szarpał się mocno na
lassach. Wtedy chłopak poszedł po swoje i wspólnymi siłami zaprowadzili
go do zagrody. Francis i Carlos powiedzieli zdecydowanie, że nie ujeżdżą
go, i że musimy sprawdzić ogrodzenie wokół padoków. Wtrąciłam, że ogier
musiał być wygnańcem skoro był sam. Chłopak odparł, że teraz musi go
ujeździć i sprzedać, albo trafi w okrutne ręce. W tym momencie wpadł mi
do głowy pomysł, a gdy chłopak się spytał czy mam jakieś plany bez
wahania powiedziałam:
-Tak. Wpuść tego konia na koral.- Powiedziałam.
-Po co?
-Zobaczysz.
Chłopak
z pomocą paru osób umieścił ogiera tam gdzie wskazałam. Ja poszłam do
siodlarni i wzięłam z niej długiego bata, kantar i uwiąz- nic więcej nie
potrzebowałam. Wyszłam z powrotem do chłopaka.
-Patrz jak się to robi mistrzu.
Chłopak z ciekawością zaczął patrzeć co robię. Jednak, gdy weszłam na koral powiedział:
-To nie jest dobry pomysł.
-Spokojnie, nic mi nie będzie.
Na
początku podeszłam do ogiera, by sprawdzić czy da się dotknąć.
Oczywiście nie pozwolił na to i ode mnie odbiegł. Stanęłam więc na
środku i zaczęłam przeganiać konia za pomocą bata. Ogier biegł
niestrudzony, widać było jak jego wszystkie mięśnie pracują, a na skórę
powoli wstępuję pot. Minęło trzydzieści, może czterdzieści minut, a może
też godzina. Nie patrzyłam na czas tylko skupiałam się na koniu. Stałam
wyprostowana, cała napięta, a swój wzrok trzymałam na łopatce i pysku
konia. Po pewnym czasie ogier zaczął zwalniać na co mu nie pozwoliłam.
Zrobił jeszcze parę kroków galopu i opuścił łeb, a jego szczęka zaczęła
się poruszać jakby coś żuł. Natychmiastowo upuściłam bat i odwróciłam od
niego wzrok rozluźniając się. Usłyszałam jak koń do mnie podchodzi.
Powąchał mnie i po ramieniu i nagle się rzucił z zębami. Zrobiłam szybko
unik i odgoniłam konia. Usłyszałam jak brunet wciąga gwałtownie
powietrze, ale nie zwróciłam na to uwagi. Chwyciłam znowu bat i zaczęłam
znowu ganiać konia. Gdy słońce wzeszło w najwyższy punkt na niebie
ogier znowu pokazał uległość. Zrobiłam to samo co ostatnio, jednak tym
razem koń powąchał mnie po głowie i stanął. Odwróciłam się do niego i
zaczęłam go dotykać po klatce piersiowej, brzuchu i zadzie po obydwóch
stronach. Stał spokojnie, ale był nadal spięty. Gdy ruszyłam przed
siebie koń poszedł za mną. Ściągnęłam z ogrodzenia kantar i uwiąz i
zaczęłam pocierać nimi konia po szyi, łopatce i kłębie. Gdy byłam pewna,
że się nie wystraszy zaczęłam go głaskać po czole i dotykać po uszach
jednocześnie szepcząc różne słowa. Ogier powoli się rozluźniał, a ja
wtedy delikatnie nałożyłam mu kantar na głowę. Na początku był
zdezorientowany co się dzieje, ale po chwili to zaakceptował. W tym
momencie wyszłam z koralu by dać koniowi odpocząć i zrozumieć co się
stało. Zadowolona ale i lekko zmęczona podeszłam do chłopaka, który był
lekko mówiąc zdziwiony. Zakładam, że oni praktykowali końskie rodeo i
łamanie koni.
-Co ty mu zrobiłaś?- Spytał.
-Pamiętasz
jak ci mówiłam o behawioryzmie?- Chłopak przytaknął.- Psychika, sama
psychika. Może kiedyś ci wytłumaczę. Teraz muszę iść się napić.
Ruszyliśmy
we dwoje do domu, gdy weszliśmy do kuchni chwyciłam szklankę i nalałam
sobie wodę, którą łapczywie wypiłam. Po opróżnieniu naczynia usiadłam
przy stole i powiedziałam:
-Za parę minut muszę do niego wrócić.
-Dobra, a masz jakieś plany na później?
Uśmiechnęłam się złowieszczo i powiedziałam:
-Odegram się za twoje byki. Wsiądę na konia, ale nie zawody tylko zwyczajnie, kameralnie.
-Nie zgadzam się.- Powiedział stanowczo.
-A ja tak, muszę się odegrać za byki. Poza tym konie nie są agresywne. Nie pobodzie mnie.
Brunet
głęboko westchnął, ale się zgodził. Popatrzyłam na zegar. Od wyjścia z
koralu minęło koło dwudziestu minut. Wstałam od stołu i wzięłam ze sobą
chłopaka. Po dojściu do celu weszłam na koral, a chłopak usiadł na
ogrodzeniu. Podeszłam do konia i dałam mu się obwąchać, a następnie
pogłaskałam go. Przeszłam na wysokość kłębu i zaczęłam na niego
naciskać, ugniatać i głaskać. Gdy koń przestał się ruszać wskoczyłam na
niego na "indianina". Początkowo się kręcił, lecz po paru minutach
stanął. Zeskoczyłam i przeszłam na drugą stronę powtarzając czynność.
Następnie weszłam na ogrodzenie i usiadłam obok bruneta. Chciał o coś
spytać, lecz uciszyłam go szybko. Patrzyłam co robi koń. Na początku
stał zdezorientowany po drugiej stronie wybiegu. Trwało to około
dwudziestu minut. Po tym czasie zaczął się powoli do nas zbliżać. Gdy
był wystarczająco blisko wyciągnęłam rękę i zaczęłam go głaskać. Służyło
to temu, by się przyzwyczaił, że zaraz będę wyżej. Głaskałam go koło
dziesięciu minut i zeskoczyłam z ogrodzenia. Stanęłam obok ogierka i
pogładziłam jego grzbiet- nie zareagował na to w ogóle. Delikatnie
wskoczyłam na niego i po prostu siedziałam. Koń zdziwiony tym co się
dzieje jeden raz bryknął i się uspokoił. Staliśmy tak parę minut. W
końcu zsiadłam z niego, poklepałam i wyszłam. Złapałam chłopaka pod
ramię i powiedziałam:
-Znajdziecie kogoś do zajeżdżania i będzie
super koniem. Nie jest strachliwy, szybko przyjmuje nowe zadania.
Normalnie koń ideał.
-To chyba dobrze.
Doszliśmy do domu, w którym spojrzałam na zegar. Była chwilę po trzynastej. Pocałowałam lekko Diego i powiedziałam w jego usta:
-Idziemy na arenę, ale najpierw się przebiorę.
Chłopak
bardzo niechętnie przytaknął, a ja poszłam na górę. Wrzuciłam na siebie
jeansy i bluzkę z długim rękawem. Na nogi wcisnęłam kowbojki, a na
głowę kapelusz. Po przebraniu się zeszłam na dół. Chłopak na mój widok
lekko się uśmiechnął. Złapałam go za rękę i wyszliśmy z domu. Droga na
arenę nie zajęła nam dużo czasu. Po wejściu podszedł do nas jakiś
chłopak pytając się jakiego konia ma przygotować. Okazało się, że
dostanę konia o imieniu Black Mate. Był to kary ogier o jasnej grzywie.
Sprawnie założyli mu pas, a ja dostałam rękawicę.
-Zapraszam pana na specjalne miejsce vip.- Powiedziałam do chłopaka.
Brunet
usiadł na bramce i patrzył na to co robię. Założyłam rękawicę i
podeszłam do boksu, a następnie wsiadłam na konia. Czuć było, że ma dużo
energii. Złapałam mocno pasek, a drugą rękę odstawiłam na bok. Furtka
została otwarta, a koń szybko z niej wybiegł przy okazji mocno brykając i
dębując. Nie powiem, że było to wyzwaniem po takim czasie bez ćwiczeń,
ale dawałam radę co chwila zmieniając miejsce swojego ciężaru ciała. Gdy
minęło dwadzieścia sekund sprawnie zeskoczyłam z konia i wyskoczyłam
przez barierki. Parę mężczyzn zajęło się wyprowadzeniem ogiera, a ja
podeszłam do chłopaka. Objęłam go od tyłu rękoma i spytałam:
-Podobało się?
<Diego?>
1098
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz