-Okej.- Odparłam po krótkim namyśle.
-To może się założymy?
-Dobra. Jak ja wygram dasz mi się przejechać swoim autem.
Chłopak pokiwał głową i powiedział:
-Jak ja wygram to jedziesz ze mną do Brazylii.
Uścisnęliśmy sobie ręce i wsiedliśmy do aut. Ustawiliśmy się obok siebie. Chłopak był pewny, że wygra. Szkoda, że nie wiedział że ma do czynienia z królową toru. Ruszyliśmy w tym samym czasie. Mimo tego, że moje auto mogło wytworzyć mniejsze tempo wyszłam na prowadzenie. Przy drugim okrążeniu zrównaliśmy się, lecz nadal byłam bardziej z przodu. Przy końcówce trzeciego okrążenia chciałam wykonać skrót, który się nie udał, gdyż wjechałam w grubą warstwę lodu i przez chwilę straciłam panowanie. Były to sekundy, lecz chłopak zdążył to wykorzystać i dojechał pierwszy. Zadowolony wysiadł z auta co również ja zrobiłam. Przeklnęłam pod nosem na samochód i podeszłam do bruneta.
-O której wyjeżdżamy?
-Po kolacji.
Spojrzałam na zegarek. Do posiłku miałam jeszcze dwie godziny. Powiedziałam chłopakowi, że w takim razie pójdę się pakować. Weszliśmy razem do akademika i zanim się rozdzieliliśmy chłopak powiedział:
-Jak czegoś nie będziesz wiedziała to pisz.
Przytaknęłam lekko i weszłam do pokoju.
-To co Tabi? Gotowa na wycieczkę?
Samica zaszczekała radośnie i zaczęła się łasić. Podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam walizkę i położyłam ją na ziemi. Zaczęłam się zastanawiać na co mam postawić. Czy będzie tam ciepło? O takie rzeczy wolałam nie zawracać chłopakowi głowy, więc zaczęłam szukać informacji o tym w internecie. Pogoda była idealna na krótkie spodenki i luźne bluzki. Wyjazd miał trwać maksymalnie cztery dni, więc tak zaczęłam się przygotowywać. Do walizki trafiły dwie pary krótkich spodenek, jedne jeansy do chodzenia i jeansy do jazdy. Wrzuciłam jeszcze cztery bluzki na krótki rękaw, jeden top i rozpinaną bluzę. Do tego dołączyła bielizna, skarpetki i kosmetyki. Upewniłam się, że wszystko mam i zaczęłam pakować psa. Wystarczyło tylko przygotować transporter, karmę, smycz i legowisko. Jeszcze obok walizki położyłam mój ciemnobrązowy kapelusz. Wyszłam z pokoju do dyrektora, by poinformować go o mojej nieobecności. Lekko się zdziwił, ale to zaakceptował. Omówiłam z nim jeszcze jakie porcje jedzenia ma dostawać Rima gdy mnie nie będzie. Zostało jej zagwarantowane codziennie wywodzenie na wybieg z innymi końmi i puszczanie na 15 minut w karuzeli codziennie. Zakończywszy rozmowę wróciłam do pokoju i podłączyłam telefon do ładowania. Upewniłam się, że wszystko mam i poszłam do Diega, by spytać go o jedną rzecz. Zapukałam do drzwi, gdy ze środka usłyszałam proszę to bez wahania weszłam.
-Mam pytanieee.- Przyciągnęłam ostatnią głoskę.
-Jakie?
-Brać strój kąpielowy?
Chłopak chwilę się zamyślił i po chwili odparł, że na wszelki wypadek lepiej wziąć. Dopakowałam do walizki czerwony strój dwuczęściowy i byłam już gotowa do drogi. Spojrzałam na zegarek. Zostało mi parę minut do kolacji. Postanowiłam, że ten czas spędzę na umyciu mojego szczura. Zawołałam Taboulet do łazienki i zaczęłam ją zlewać wodą. Samica tego nie lubiła, co chwilę chciała wyskakiwać, ale jej nie pozwalałam. Nałożyłam na nią szampon, który zaczęłam wmasowywać w ciało psa, a następnie go spłukałam. Wyciągnęłam zwierzę z wanny i przetarłam ręcznikiem, po czym puściłam. Jak zawsze pobiegła na łóżko, by się wytrzeć. Wiedziałam, że po powrocie będę zmuszona zmienić pościel. Wyszłam z pokoju i poszłam na stołówkę. Przy jednym ze stolików już siedział Diego. Przysiadłam się do niego i spytałam:
-Ile będziemy jechać?
-Koło sześciu godzin.
-Hmm, a mogę wziąć Taboulet?
-Jeśli mi nie zniszczy auta to jasne.
Resztę posiłku spędziliśmy omawiając szczegóły podróży. Dostałam informację, że wyjeżdżamy za trzydzieści minut. Wzięłam w dłoń telefon i zadzwoniłam do mamy żeby ją poinformować, że nie będzie mnie w akademii, na wypadek jakby chciała przyjechać. Odebrała po trzech sygnałach.
-Hej mamo.
-Nadzieja! Dawno nie dzwoniłaś.
Westchnęłam słysząc to jak mnie nazwała.
-Mamo mówiłam ci, że masz mówić na mnie Venus.
-Dobrze, dobrze. Opowiadaj co u ciebie.
-W zasadzie zadzwoniłam żeby ci powiedzieć, że przez najbliższe cztery dni nie będzie mnie w akademii.
-Czemu coś się stało?- Spytała lekko zaniepokojona.
-Nie, nic tylko jadę zwiedzać Karolinę Południową.
-Tak sama?- Wyczułam w jej głosie zdziwienie.
-W zasadzie to nie. Jadę z kolegą.- Wiedziałam, że tymi słowami wywołam burzę.
-Jakim? Hmm?
-No z akademii, taki Diego.
-Przystojny jest chociaż?
-Mamooo.- Jęknęłam.
-A miły? Nic ci nie zrobi?
-Nie, nic. Jest normalnym chłopakiem i nie ma zamiaru mi nic zrobić.
-To w takim razie jest przystojny?- Zapytała.
Wiedziałam, że nie odpuści.
-Tak, jesteś zadowolona?
-Tylko mi w ciąży nie wróć. Wiesz jakie są zabezpieczenia.
-Mamo, boże.- Uderzyłam się w czoło ręką.- Muszę kończyć. Kocham cię. Pa.
-Buziaczki!
Rozłączyłam się zdegustowana tą rozmową. Mogłam wymyślić, że jadę z jakąś koleżanką. Wiem, że teraz będzie mnie męczyć o bruneta. Po skończonej rozmowie zostało mi jeszcze pięć minut. Zapięłam psa i wyniosłam swoje rzeczy przed pokój. Najpierw złapałam w ręce rzeczy psa i zaniosłam koło auta, a następnie swoje. Stwierdziłam, że tu poczekam na chłopaka. Nie czekałam długo, bo już po chwili szedł ubrany w ciemne spodnie, brązowe buty i koszulkę, a w buzi trzymał papierosa. Gdy do mnie podszedł to wyciągnęłam mu papierosa z buzi. Niezadowolony wydał pomruk i powiedział:
-Oddawaj mi to.
-Dopóki spędzamy czas razem to albo nie pali nikt albo obydwoje.
Chłopak stęknął i chciał mi zabrać papierosa, jednak ja przyłożyłam go do ust i się zaciągnęłam. Chłopak był zdziwiony, że nie zaczęłam się krztusić. Wypuściłam dym w jego twarz i zgasiłam papierosa.
-Wiesz co znaczy, gdy ktoś wydmuchuje dym w kogoś twarz?- Spytał.
Pokręciłam przecząco głową.
-To znaczy, że albo chce się z kimś przespać albo całować.- Na jego usta wpłynął zadziorny uśmiech.
-Cóż kochany, nie tym razem.- Powiedziałam i puściłam mu buziaka w powietrzu.
Po chwili chłopak pakował do samochodu walizki, a ja w tym czasie wpakowałam psa w kontenerze do auta. Gdy wszystko było gotowe to złapałam kapelusz w dłoń i usadowiłam się w fotelu. Chłopak po chwili zrobił to samo. Odpalił samochód i ruszyliśmy w drogę. Musiałam przyznać, że chłopak ma dobry gust muzyczny po usłyszeniu pierwszych taktów muzyki. Jechaliśmy bez słowa koło dwudziestu minut. Po tym czasie zadecydowałam się odezwać.
-Może zagramy w dziesięć pytań?- Zaproponowałam.
-Okej, ale ja zaczynam.- Kiwnęłam głową.- Jakie jest twoje ulubione zwierzę.
-Młody hipopotam.
-Hipopotam?- Lekko się zaśmiał.
-No popatrz na nie! One są takie słodziutkie, malutkie pulchniutkie. Sama słodycz!
Chłopak się głośno zaśmiał.
-A twoje ulubione zwierzę?
<Diego?>
1028
1028
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz