12.21.2018

Od Venus CD Diego

Wchodziłam do stajni i zobaczyłam jak naburmuszony chłopak idzie z koniem, a po chwili na niegk wsiada i odjeżdża. Zaszczycił mnie spojrzeniem, ale się nie odezwał. Szybko przygotowałam sobie wierzchowca- tym razem Arota. Miałam w planach wziąć Sawarza, ale trzeba próbować nowych rzeczy. Od trenera dowiedziałam się, że jest on w stałym treningu, ale nie skacze bardzo dużych wysokości, gdyż jest młody. Po osiodłaniu wsiadłam jeszcze w stajni na konia i pojechałam na halę. Stał już tan trener, Diego i jakieś dwie dziewczyny. Zaczęliśmy jazdę od rozgrzewki. Zaczęłam doceniać jazdę samemu, albo w dwie osoby. Nie mogłam się w stu procentach skupić na sobie i koniu, gdyż musiałam patrzeć by w kogoś nie wjechać. Po krótkiej rozgrzewce zaczęliśmy rozgrzewkę. Łydkami podstawiłam i zebrałam konie, a rękami delikatnie robiłam ruch zgniatania gąbki. Po chwili poczułam jak delikatnie opiera się na wędzidle. Był jeszcze nie pewny w tym co robi, ale czułam że jest chętny do pracy. W kłusie robiliśmy przejścia, podstawowe figury ujeżdżeniowe i dużo zmian kierunku. Po kłusie zrobiliśmy koło stępa i zagalopowaliśmy. Wszystkie konie szły spokojnie, zebranym galopem tylko koń Diega zaczął odwalać. Przyspieszył gwałtownie i zaczął brykać. Chłopak złapał wodze jedną ręka, a drugą włożył do kieszeni. Widać było, że jest to odruch. Gdy koń nie zaprzestawał swojej zabawy zeskoczył i pobiegł w stronę ogrodzenia, a koń poleciał za nim. Załamałam się jak to zobaczyłam. Robił tak podstawowy błąd. Zeskakując z konia i uciekając utwierdzał go w tym, że robi dobrze. Koń był nadpobudliwy, ale widać było, że ma problemy niezwiązane z tym. Gdy ogier chłopaka się uspokoił to wsiadł na niego. Trener rozdzieliła nas na dwie grupie. Byłam z jasnowłosą dziewczyną, która też miała młodego, niedoświadczonego konia. W drugiej grupie był Diego i rudowłosa. Trener ustawił 6 przeszkód. Trzy dla nas i trzy dla drugiej grupy. Na początek dostaliśmy niskiego krzyżaka, a druga grupa stacjonatę. Z minuty na minutę przeszkody szły w górę. Skończyliśmy na 120cm, a druga grupa na 150cm. Po skończonych skokach zaczęliśmy stępować, chciałam podjechać do chłopaka, lecz As denerwował się, gdy się zbliżałam. Zrezygnowałam z tego pomysłu i po występowaniu zaprowadziłam Arota do stajni. Chłopak szybko i gwałtownie rozbierał konia. I chciał wyjść, jednak go zatrzymałam.
-Diego.
Spojrzał na mnie spod byka i się zatrzymał.
-Co się stało?
-Książkę piszesz?- Odburknął.
-Nie, ale jestem ciekawa.
-To bądź gdzieś indziej.
Odwrócił się i chciał odejść jednak nie pozwoliłam mu na to łapiąc go za łokieć i odwracając.
-Wystarczyło zwyczajne "nie jestem w humorze".- Prychnęłam.
Puściłam chłopaka i wyszłam ze stajni.


***

Weszłam do pokoju gdzie czekała na mnie charcica. Zamerdała ogonem i przybiegła do mnie, by się przywitać. Delikatne pogłaskałam ją po głowie i powiedziałam:
-Po obiedzie pójdziemy na spacer.
Usiadłam do biurka i złapałam w rękę ołówek i kartki. Zaczęłam szkicować różne kształty. Począwszy od ludzi przez zwierzęta po rośliny. Zapełniłam dwie kartki i spojrzałam na zegarek. Była pora obiadowa. Zarzuciłam na ramiona bluzę i zeszłam na stołówkę. Nabrałam na talerz kurczaka, ziemniaki i surówkę- standardowo. Do tego wzięłam sok pomarańczowy i zaczęłam spożywać posiłek. Muszę przyznać, że obiady tutaj są bardzo dobre. Po skończonym posiłku odniosłam tacę i gdy się obróciłam zobaczyłam jak Diego siada do stołu z talerzem. Jak mam jechać w teren to się spytam czy też ma ochotę, przy tak spokojnym koniu jak Rima, As powinien się uspokoić. Jak pomyślałam tak zrobiłam.
-O 17 jadę w teren, jak chcesz to możesz się dołączyć.

Wyszłam ze stołówki i poszłam do pokoju. Naszykowałam standardowy zestaw na jazdę, tylko zamiast kasku postawiłam na ciepłą czapkę. W głowie szybko obmyśliłam jak ma wyglądać teren. Zaczniemy od stępa, potem parę metrów kłusa i dziki galop. Wiele ludzi nie doceniało Rimy ale była ona bardzo szybka. Była idealna na wyścigi na ćwierć mili. Galopu planowałam maksymalnie 10 minut, by nie przemęczać kobyły. Do stajni mieliśmy wrócić kłusem, a rozstępować mieliśmy na łące. Po ustaleniu swojego planu spojrzałam na zegarek. Pora się zbierać. Wyszłam z budynku i ruszyłam na łąki. Zagwizdałam lekko i już po chwili klacz do mnie przytruchtała założyłam jej halter i poszłam do stajni. Już w budynku przywiązałam ją i ruszyłam do siodlarni. Wzięłam siodło, i zaniosłam je koło konia i powiesiłam na stojaku. Następnie wróciłam do pomieszczenia i złapałam w rękę ochraniacze- postawiłam na czarne z odblaskami, gdyż nie wiedziałam, o której wrócę. Do tego wzięłam halter do jazdy. Napierśnik sobie oszczędziłam- i tak był tylko do ozdoby. Ostatniki rzeczami, które wzięłam był czarny pad i specjalne wodze do haltera. Zaniosłam to wszystko na stajnię i założyłam halter do jazdy na pysk konia. Zaczęłam dopasowywać go tak, aby supełki były w odpowiednich miejsach. Gdy były gotowe przypięłam wodze i zaczęłam czyścić konia. Była dosłownie zapanierowana. Po dłuższej chwili czyszczenia zdyszana usiadłam na ziemi i zaczęłam głaskać chrapy konia, który zaczął mnie wąchać. Teraz sobie przypomniałam o psie. Szybko wybiegłam ze stajni i w pędzie wpadłam do pokoju. Wypuściłam Taboulet, która z zadowoleniem zaczęła szczekać. Potruchtałam do stajni i na szczęście zastałam wszystko w takim stanie jak zostawiłam. Pogłaskałam Rimę w nagrodę i zaczęłam zakładać ochraniacze na cztery nogi.

<Diego? Pojedziesz w teren?>
839


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz