Gdy Ves wypowiedziała te słowa, które dały mi jasno do zrozumienia, że to jakaś historia, zrozumiałem, że muszę przestać się tym wszystkim aż tak przejmować. Każdy ma w końcu jakieś swoje wady, które wyjdą na jaw prędzej czy później.
Kiedy zapytała, czy zamierzam gdzieś wyjść odpowiedziałem zgodnie z prawdą, więc za wyszła z pokoju, a ja dokończyłem się ubierać. Wzdychając do lustra poprawiłem włosy i zabrałem kapelusz z haka, który wisiał przy drzwiach.
- I co ja mam zrobić? - rzekłem patrząc na swoje odbicie po czym wyszedłem z pomieszczenia, gdzie napotkałem Clarks, z którą ruszyłem do stajni.
Zdołował mnie ten widok, gdyż byłem przekonany, że kilka koni, aktualnie przebywa na zewnątrz gdyż brakuje im dachu nad głową
Zwierzęta do tej pory były jeszcze przerażone, a mnie najbardziej katowała myśl, że matka młodego źrebaka zginęła w pożarze. Nie powinno to się nawet stać, ale co poradzić? Mnie nie było, a chłopaki zapewne spali. Ja nie byłem w stanie niczego zrobić, więc westchnąłem cicho i opowiadałem, zafascynowanej dziewczynie o koniach, które aktualnie stoją w boksach, gdyż na pewno by uciekły.
Zaśmiałem się kilka razy, gdyż dziewczyna była tak zamyślona, że nie wiedziała co się dzieje w świecie, oraz że ktoś do niej mówi.
Wyszliśmy z budynku, gdzie nasze kroki skierowały się wgłąb terenu. Natrafiliśmy na pastwisko, gdzie pasły się longhorny. Cóż nic w tym dziwnego, że ukradli to bydło, gdyż jest z tego dużo mięsa, ale także ludzie z wielką chęcią kupują ich rogi.
Usiadłem na ogrodzeniu, a Venus uczyniła to samo. Zacząłem w ciszy liczyć sztuki bydła, które spało, więc miałem ułatwione zadanie, ale przyszedł Francis, który zaczął omawiać wszystko co tutaj zaszło. Szprechał po portugalsku, więc w tym języku, też mu odpowiadałem, ale wiedziałem, że przez to wszystko biedna dziewczyna nic nie rozumie. Spoglądałem na nią co jakiś czas i dostrzegłem, że wlepiła wzrok w bydło.
Słysząc dźwięk ostróg, doskonale wiedziałem kto się zbliża. Nie mógł sobie darować przyjazdu. Musiał, akurat mieć zawody niedaleko, bo za chiny ludowe bym go nie zobaczył, a skoro tutaj jest, to albo mają przerwę kilkudniową, albo zawody rozpoczynają się jutro wieczorem.
Mówił mi jak debilowi, że mu przykro, że dołoży się na remont, ja tylko go zmierzyłem wzrokiem i powiedziałem, aby zajął się lepiej swoim życiem, a nie mi tylko dawał. Sam umiałem doskonale sobie ze wszystkim poradzić i nie potrzebuję żadnej pomocy, od nikogo, a szczególnie od bogatego braciszka, który wszystko by dla mnie zrobił, a ja tylko na niego za to krzyczałem.
Miałem dość Silvy, ale musiał wtrynić się w nie swoje sprawy, więc zagadał do dziewczyny, która została wyrwana z patrzenia na bydło. Teraz to ja byłem nieobecny. Wolałem patrzeć przed siebie, niż na niego. Na serio bardzo się starałem, aby nie słuchać tej rozmowy, ale padło pytanie, które mistrzunio zadaje, każdemu, kto tutaj przyjedzie.
Spiąłem się na te słowa jak struna, która miałaby zaraz pęknąć. Może mu chodzić tylko i wyłącznie o to abym ją tam zabrał, albo żeby to przedstawienie urządzić tutaj. Jeśli pojedziemy na arenę, zjawią się reporterzy, jeśli zrobimy to tutaj, nie będzie to nic specjalnego.
Sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć.
Skupiłem się tak bardzo na tym wszystkim, że zapomniałem już na jakiej liczbie skończyłem, a przy okazji poczułem jak ktoś ściska mi lekko dłoń. Odwróciłem wzrok. Dziewczyna zadała kilka pytań, ale ja nie chciałem tak na prawdę o tym opowiadać, szczególnie o tej godzinie, więc wymijając temat rzekłem:
- Pora wracać, późno jest.
Wracając nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem, po prostu każdy poszedł w swoją stronę i na tym się skończyło.
Zdejmując z siebie praktycznie wszystko, ale zachowując bokserki ułożyłem się do łóżka aby w końcu trochę odpocząć i nabrać sił, na dziwne pomysły chłopaków, spędzenie czasu z Venus oraz podpisanie kilku papierów.
Gdy już to uczyniłem poczułem na moim ramieniu chłodną łapkę, przez co zorientowałem się, co zjawiło się w pokoju. Sanczes, był młodym fenkiem pustynnym, który uwielbiał się wtulać, więc po krótkim czasie on, jak i również ja zasnęliśmy.
Z lekkiego snu obudziły mnie lekko skrzypiące deski na korytarzu więc wstałem i wychyliłem się aby zobaczyć co się dzieje. Zauważyłem tam dziewczynę, która chodziła po korytarzu i mówiła coś pod nosem.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytałem spoglądając w jej stronę.
- Nie mogę zasnąć - odpowiedziała cicho, aby nikogo nie zbudzić, choć tutaj to nawet syrena pożarowa nikogo nie mogła obudzić..
Podrapałem się po karku po czym otworzyłem szerzej drzwi i stanąłem opierając się o futrynę.
- Chodź, jeśli się nie boisz, że cię zjem, to możesz spać ze mną zmieścimy się.
Wyraz twarzy dziewczyny był dla mnie nieodgadniony. Powiedziałem proste zdanie, na które każdy facet by się rzucił do łóżka. - to jak idziesz czy mam zamknąć drzwi? - na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy dziewczyna ruszyła w moim kierunku.
Nie jestem napalonym nastolatkiem, który przeleciałby nawet kota dla zaspokojenia swoich potrzeb, więc oferowałem tylko spanie, nie chciałem aby ta czuła się zmęczona.
Gdy weszła do pokoju ja zamknąłem drzwi i rozejrzałem się po pokoju dostrzegając na szafce zwierzaka, który stwierdził, że trzech to już tłum więc poszedł spać na swojej poduszce.
- Nie wiedziałam, że to zaproponujesz.
- Czułbym się źle wiedząc o tym, że ktoś kogo zaprosiłem, a jednocześnie przegrał zakład byłby nie wyspany pierwszej w nocy. Ostrzegam, wstajemy o... ósmej - uśmiechnąłem się do niej kiedy ta usiadła na łóżku.
- Nie gryzę, połóż się, jeśli chcesz to nawet mogę spać w fotelu.
- Bez przesady, też się połóż.
Położyliśmy się w końcu, po czym lekko ją przytuliłem i rzekłem do ucha ciche dobranoc, a następnie zgasiłem światło stojące na stoliku nocnym.
Nie spałem jeszcze przez godzinę, gdyż zmęczenie minęło mi, lecz w końcu nadeszło ponownie i odpłynąłem.
***
Otworzyłem oczy chwilę przed budzikiem, więc chwyciłem w dłoń telefon i wyłączyłem go, gdyż nie chciałem budzić wkurzającym budzikiem dziewczyny, która właśnie śpi oparta o moje ramię. Nie przypominam sobie tego, aby w ten sposób zasypialiśmy, ale pomińmy ten fakt. Gdy spała wyglądała tak niewinnie a za razem uroczo.
Wzdychając lekko spostrzegłem, że futerkowe zwierze zbliża się w zastraszającym tempie do nas.
Gdy dotarł do miejsca, gdzie mógł dosięgnąć Venus łapką wykonał ten ruch trafiając idealnie w jej nos.
Usłyszałem cichy pomruk, a następnie odwróciła się w drugą stronę, ale Sanczes nie dawał jej spokoju, przez co ostatecznie go zabrałem, a zwierze z wielkimi uszami gapiło się na mnie litościwym wzrokiem.
- K.. która to godzina? - zapytała odwracając się na plecy.
- Chwilę przed ósmą, wybacz, że ta menda cię obudziła - lekko się uśmiechnąłem i położyłem fenka, a ten cicho zapiszczał patrząc się na nią.
- Tak to jest fenek pustynny - zaśmiałem się widząc jej minę. - ja wstaję, jeśli chcesz, to możesz jeszcze poleżeć, pójdę zrobić śniadanie, po czym wstałem z łóżka zabierając rzeczy ze sobą do łazienki, a następnie ruszyłem na dół, gdzie była dębowa kuchnia z marmurowymi blatami. Cóż chłopaki, nie śpią od piątej, więc już dawno jedli. Stwierdziłem, że zrobię jajecznicę oraz tosty, więc bez namysłu przygotowałem sobie składniki i zabrałem się za robienie śniadania.
Kiedy miałem już wykładać na talerze, zauważyłem Venus, która stała w drzwiach.
- Dzień dobry śpiochu, siadaj - zaśmiałem się i wskazałem jej krzesło, gdzie następnie przed nią pojawił się talerz z jedzeniem oraz kawa.
- Cóż dzisiaj, mam plan aby przegnać stado na kolejne pastwisko, więc możesz jechać ze mną, może nauczysz się rzucać lassem jeśli nie potrafisz.
- Z chęcią - odpowiedziała lekko się uśmiechając.
- Jeśli chcesz zobaczyć rodeo, to się zgodzę, mi to obojętnie - powiedziałem to, a dopiero później pomyślałem.
- Na prawdę się zgodzisz?
- Tak, nie ma problemu, ale to będzie wieczorem, a w środku dnia przyjedzie protokół do spisania, więc będziesz przez godzinę miała wolną rękę, bo muszę powypisywać wszystko. Poza tym można przejechać się nad staw, albo cokolwiek innego co sobie wymyślisz, dostosuję się - rzekłem i zacząłem jeść swoje danie, gdzie następnie zauważyłem siedzącego przed moimi nogami psa panny Clarks.
- Widzę, że ona się mnie jakoś dziwnie uczepiła - rzekłem, patrząc na dziewczynę, która po przełknięciu posiłku się zaśmiała.
- Może wyczuwa jakiś podejrzanych typków i próbuje mnie przed tobą ostrzec?
- Ja podejrzany? Nie wydaje mi się, prędzej jest łasa na jedzenie, albo to jakiś psi detektyw, który wysyła do ambasady ważne treści, jakie pojawiają się w mojej głowie.
- Co to za podejrzenia, panie Alves? - rzekła wstając i przez chwilę zawahała się gdzie ma odłożyć talerz.
- Zostaw na blacie, ja zaraz skończę, wiec posprzątam - powiedziałem, a ta usiadła i chwyciła w dłonie swój kubek. - Poza tym.. jak się spało? - zapytałem zaciekawiony.
Venus?
1509
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz