12.20.2018

Od Diego CD Venus

Kiedy dziewczyna wręczyła mi siodło, myślałem, że w tej chwili umrę. Mam siodło i w sumie je sam nosze, bo jakoś nie jestem do tego wszystkiego przyzwyczajony, ale dobrze by było gdyby można było dźwigać je obiema rękami, a nie jedną.
Co miałem zrobić? Nie rzucę przecież tego na ziemię, więc czekałem odliczając wręcz czas kiedy przybędzie wózkiem.
Na szczęście nie trwało to długo, za co dziękuję.
- Znam już imię twojego konia, ale nie znam twojego czy to nie dziwne? - te słowa padły z ust dziewczyny.
- Wybacz, że się nie przedstawiłem. Diego Neymar Alves De Almedia Goes - wystawiłem dłoń w kierunku dziewczyny z lekkim uśmiechem, a ta patrzyła na mnie dziwnie. - Wybacz, po prostu Diego Alves, zapomniałem, że u was się nie przedstawia pełnymi danymi, a ja poznam twoje imię?
- Venus, Venus Clarks - odpowiedziała ściskając moją dłoń.
- Wspominałaś wcześniej, że jesteś mistrzynią rodeo, zaciekawiłaś mnie tym tematem, bo jeszcze nie spotkałem, aby jakaś dziewczyna, przynajmniej tam gdzie mieszkałem miała taki tytuł. Z resztą takie zawody u nas są rzadko organizowane, o wiele bardziej popularne są pokazy, bo tak to można wręcz nazwać ujeżdżania byków. Widoki są świetne - uśmiecham się lekko.
- Na bykach, co tam konkretnie się robi, nie słyszałam o tym, znaczy tak, słyszałam, że istnieje takie coś, ale nigdy nie miałam okazji na to patrzeć.
- W teorii jest to proste jak bułka z masłem, wystarczy się utrzymać na grzbiecie stworzenia przez osiem sekund, cóż w praktyce, jest całkiem inaczej.. trudniej, choć najgorsze jest zejście ze zwierzęcia - z przyzwyczajenia chowam lewą rękę do kieszeni spodni.
- Brzmi jak zawód dla szaleńców.
- Tak też jest, tylko szaleniec tam pójdzie - świetnie, że mówisz o sobie Alves. - Przeproszę cię na razie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw, może jeszcze cię gdzieś złapię, aby porozmawiać.
- Jasne - lekko się uśmiechnęła i poszła do swojego konia, choć odchodząc widziałem, że jeszcze spojrzała się przez ramię.
Gdy już opuściłem stajnię, musiałem pojechać w kilka miejsc, a takim pewnym był sklep spożywczy. Ja nawet żelków nie posiadam! Skandal i szczyt głodu żelkowego!
Wyciągając kluczyk od samochodu, wsiadłem i ruszyłem na zakupy, które nie były takie szybkie jak myślałem. Nie mogłem się zdecydować, czy wziąć żelki kwaśne czy z musem. Na końcu wyszło i tak na to, że zabrałem ze sobą obie paczki. Poza tym spojrzałem na moją listę i zobaczyłem, że brakuje mi papierosów, krakersów, czy innych chipsów, które z chęcią bym wciągnął podczas oglądania jakiś bzdur w internecie. Zabrałem to wszystko co wymieniłem do koszyka, po czym przy kasie zgarnąłem jeszcze dwie puszki piwa, które z chęcią opróżnię w samotne wieczory.
Dzisiaj raczej tego nie wypiję, ale w weekend, to co innego.
Wyciągnąłem wszystko z koszyka na taśmę, po czym otrzymałem pytanie od kasjerki:
- Coś jeszcze?
- Tak, po proszę pięć paczek Chesterfieldów niebieskich.
Kobieta spojrzała na mnie spode łba, ale podała to o co prosiłem.
- Zapłacę kartą - rzekłem i przybliżyłem ją do czytnika.
- Paragonu nie trzeba - spakowałem wszystko i chciałem już wychodzić, gdy natknąłem się na stoisko z kapeluszami. Ja swojego w pośpiechu zapomniałem zabrać, a powiedzmy sobie szczerze, ja i toczek, to się gryzie, jak pies z kotem. Zaciekawiony przystanąłem i zacząłem szukać czarnego kapelusza, który będzie pasował rozmiarem. Znalazłem takiego. Gratuluje Neymarek, gratuluje. Uśmiechnąłem się lekko i zapłaciłem mężczyźnie za niego, po czym od razu przywdziałem go na głowę. Teraz czuję się tak, jak kilka dni temu. Może w końcu minie mi fatum braku snu - zaśmiałem się w myślach.
Poszedłem na parking, ale nie zauważyłem mojego samochodu. Nosz ja żem pierdole..
Ruszyłem w stronę, gdzie go mogłem zostawić, po czym przeszukałem kieszenie czy przypadkiem nie zostawiłem kluczyków w stacyjce. Oczywiście ich nie było.
Unosząc głowę w górę, z wymalowanym mordem na twarzy chciałem się wrócić do sklepu i sprawdzić, czy one mi nie wypadły, ale w ostatniej chwili zobaczyłem samochód z wielkim napisem De Olivierira. Wywróciłem oczami i ruszyłem w tamtą stronę, a następnie zapukałem w przyciemnione okno.
- Słucham, autografów nie rozdajemy - zaśmiał się kiedy uchylił okno.
- Bardzo śmieszne Valdiron, powiedz mi gdzieś ty przestawił mój samochód!
- To nie ja, spokojnie, czy tylko ja jeżdżę tym samochodem? - zapytał z głupim uśmiechem.
- Nie mów, że Silva..
- Gratuluje Sherlocku.
Zrezygnowany zacząłem się rozglądać i w końcu zauważyłem samochód, z którego grała na full muzyka.
- Debilu wysiadaj, to mój wóz.. - rzekłem podchodząc.
- Co? Nie słyszę! - krzyknął.
Wsiadłem na miejsce pasażera i wyjąłem szybko kluczyki, przez co radio się wyłączyło.
- Mówiłem, że masz wysiadać.
- No brat, nie bądź żyła, chciałem się tylko przejechać.
- To sobie kup, stać cię na prawie fabrykę.
- Może kiedyś. Dobra powiem ci przy okazji, że nikt z nas nie wygrał, ale wracamy do Brazylii, więc się nie zobaczymy przez dłuższy czas.
- No w końcu - zaśmiałem się.
- Jaki ty miły.. - rzekł i wysiadł.
- Dziękuję, że jaśniepan wyszedł. - zmieniłem miejsce - trzymaj się i szerokiej drogi - skinąłem kapeluszem i zamknąłem okna.
***
Podjechałem pod budynek akademii, około godziny osiemnastej, więc zabrałem rzeczy i ruszyłem w swoją stronę, a dokładniej do pokoju, gdzie wyjąłem rzeczy z torby, a następnie zmieniłem marynarkę na czarną koszulę, zabierając przy okazji harmonijkę i ruszyłem na dwór. Mam do kolacji, jeszcze dobrze pół godziny, a na zewnątrz można przebywać ile się chce, więc dlaczego nie korzystać.
Zauważyłem ogrodzone miejsce, więc udałem się tam, wdrapując się na najwyższą belkę i oparłem o belkę zwróconą pionowo. Teraz mogę w spokoju pograć.
Jak pomyślałem, tak też uczyniłem.
Po dłuższej chwili zobaczyłem wyłaniającą się powoli z ciemności dziewczynę, więc przymknąłem oczy i grałem przez kilka minut dalej. Ona nadal tu była, więc stwierdziłem, że zapytam o coś prostego.
- Robisz coś po kolacji? - lekko się uśmiechnąłem, a wtedy zauważyłem, że ta była chyba zamyślona, gdyż odpowiedziała po chwili.

Venus?

926

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz