12.20.2018

Od Diego Wigilijna kolacja

Przypadł w końcu ten dzień, dzień dwudziestego czwartego grudnia. Co roku spędzałem je z rodziną, ale teraz wiem, że spędzę je sam, no może z butelką szampana przy boku i paczką fajek.
Dostałem dzisiaj telefon od ojca, że drogi są nie przejezdne, więc powrót do domu, nie wchodzi w grę, tak jak i ich przyjazd. Cóż, Silvano też się nie zjawi, bo prawdopodobnie siedzi również w swoim domu, więc święta tego roku każdy spędzi osobno. Nie jestem tego nauczony. Chciałbym zobaczyć uśmiech ojca, czy też szczęście matki, że tym razem mi się nic nie stało i się nie połamałem, ale wyjdzie inaczej. Spędzę je sam w pokoju.
Leżąc na łóżku i rozmyślając o tym czy mama przygotowała swojego popisowego, rozpływającego się w ustach indyka, zrobiłem się głody, więc zarzucając na sobie pierwszy lepszy ciuch wyszedłem przygotować sobie zupę z paczki, co najlepsze miała napisane "Złoty indyk". Wszystko będzie mi przypominać, o tym strasznym dniu.
Wracając do pokoju z gorącą zupą spotkałem właściciela.
- Alves, mamy dzisiaj wigilię, coś taki zdołowany? 
- Nikt nie przyjedzie, ani ja nie mogę jechać, więc ten dzień jest dla mnie obojętny. 
- Mamy dzisiaj wigilię w akademii, przyjdź. Zaczyna się ona za godzina, będzie nam miło się się zjawisz - rzekł i odszedł, a ja dalej stałem z zupką. Stałem tak chwilę, po czym ruszyłem w dalszą drogę. Chcę zjeść w spokoju, to co przygotowałem.
Przekraczając próg, od razu położyłem miseczkę na biurku, bo zaczęła parzyć mnie dłoń. 
Usiadłem na krześle i zacząłem powoli jeść, zastanawiając jak to będzie wyglądać, czy będzie wiele potraw, z różnych regionów, czy też zwyczajny ich zwyczaj tego nie wiem. 
Szuflując zupę straciłem dwadzieścia minut życia. Bez namysłu poszedłem pod prysznic, po czym wybrałem białą koszulę oraz tym razem czarną marynarkę pasującą do moich spodni oraz butów. Cóż pozostały tylko drobnostki. Wszedłem ponownie do łazienki, aby się wyperfumować, i poprawić kołnierzyk. 
- Wyglądasz... jak nie ty - rzekłem do siebie poprawiając włosy i lekko się uśmiechając do swojego odbicia.
Wychodząc zerknąłem na zegarek, który wskazywał, że za kilka minut rozpocznie się Boże narodzenie. Cóż u mnie się to całkiem inaczej obchodzi. My jemy potrawy dopiero o północy, tak samo żady rozpakowuje prezenty, dziwnie tutaj, po prostu.
Wchodząc na salę zauważam wiele uśmiechów, serdecznych osób. Kilka ludzi zostało, choć większość wyjechała. Ci co zostali, różnili się trochę ode mnie, praktycznie wszyscy mieli przy boku swoje rodziny. Ja mam te durne dwadzieścia cztery lata i nie mogę tego wszystkiego sobie poukładać, jak można spędzać święta bez rodziny przy boku.
Usiadłem, tam gdzie było wolne. Nie obchodziło mnie koło kogo siedzę, chciałem po prostu usiąść i zobaczyć jak tutaj będzie.
Gdy wszyscy się zebrali, każdy dostał jakiś opłatek przed sobą i wszyscy ruszyli jak tabun krów, aby składać sobie życzenia, przynajmniej to usłyszałem. Ja to widzę pierwszy raz na oczy i nawet nie wiem co z tym się robi! Jeny, co to za dziwne obyczaje. U mnie wygląda to inaczej. O wiele inaczej!
Błądziłem wzrokiem po wszystkich i spostrzegłem, że jako jedyny siedzę jak taka krowa i nic nie robię. Wstałem z lekka przerażony sytuacją, że czegoś nie wiem. Nagle podszedł do mnie ktoś z akademii i złożył mi życzenia, więc ja zrobiłem to samo. Ta osoba również ułamała mój opłatek, więc chyba powinienem powtórzyć jej ruch.
Podeszło do mnie na prawdę dużo osób, a ja w pewnym momencie nie wiedziałem czego komu życzyć, więc praktycznie waliłem to samo do każdego "Wesołych świąt, abyś został/a profesjonalistą"
Po tym szale każdy zasiadł do stołu, na którym stało kilka różnych dań. Jedynie co mnie zaciekawiło, to złocisty indyk i jakaś ryba. 
Nałożyłem sobie te dania na talerz i zacząłem powoli jeść. Muszę przyznać, że dania są na prawdę pyszne, lecz wolałbym teraz przegryźć to jak co roku tostem francuskim oraz maniokiem, a na to wszystko dołożył bym panettone. Tego niestety brakło, nie ma na stole, także wielu egzotycznych owoców. 
Po jedzeniu jeden z uczniów podszedł do choinki i zaczął rozdawać prezenty. Ja dałem pieniądze i powiedziałem, że ktoś kto się tym zajmuje, pojechał kupić coś dla osoby, która nic nie dostanie. 
Gdy wyczytano moje imię byłem lekko zaskoczony, ale podszedłem poprawiając klapy marynarki. Odebrałem prezent po czym wróciłem na swoje miejsce, zauważyłem tam śliczny zegarek, a także liścik, lecz nie był on podpisany. Cóż nie dowiem się kto był moim Papa Noelem. 
Po godzinie wróciłem do pokoju, bo stwierdziłem, że nie opłaca mi się już tam siedzieć. 
Tak minęły moje święta.

731

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz