Wychodząc z budynku, byliśmy na prawdę zadowoleni ze spędzonego wspólnie czasu, przez co wierzyłem, że nie popsuje już nic tego, jakże pięknego dnia.
Wsiedliśmy do samochodu uśmiechając się do siebie, a następnie dziewczyna rzekła:
- Wiesz, że jutro musimy wracać?-Tak, niestety - czas wrócić do rutyny. Wstawanie o szóstej, zejście na śniadanie i następnie lekcje, które dłużyły się niemiłosiernie, jeśli mowa tutaj o ujeżdżeniu. Nie lubiłem tego. Wszystko inne mogłem przeżyć ale to mi ewidentnie nie szło.
Nagle poczułem, jak w mojej kieszeni wibruje telefon, a następnie zaczyna wydawać odgłos. Wyciągając go niechętnie spojrzałem na ekran i ujrzałem już drugi raz w tym dniu napis "Bracwel". Wywracając oczami odebrałem go, ale po drugiej stronie, nie usłyszałem głosu brata, tylko kobiecy głos. Nie chciałem jej słuchać. Ona mówiła, że to nie rozmowa na telefon, nie chciałem nic wiedzieć, a ona mi się przestawiła jako Iva Ramirez, po czym poprawiła się mówiąc całe nazwisko rodziny. O co w ogóle tutaj chodzi. Kiedy ona mi się pytała czy faktycznie jestem Neymarem, to odpowiedziałem ciche "Ta". Dziewczyna chciała kontynuować rozmowę, jednak ona nie była mi na rękę. Kiedy chciała powiedzieć jeszcze raz moje, teraźniejsze drugie imię, usłyszałem brata, aby tak nie mówiła, bo zmieniłem imię na Diego. Więc zaczęła się do mnie zwracać tym imieniem. Neymara toleruje, jeśli matka to mówi, bo nie mogła się pozbierać, że zmieniłem imię, które sama mi nadała i powiedziała mi, że zmieniając imię złamałem jej serce, więc stwierdziłem, że może mówić do mnie imieniem, które sama wymyśliła. Gdy usłyszałem, co ta dziewczyna wymyśliła, myślałem, że nie wyrobię i zaraz wysiądę z samochodu i pójdę na pieszo, ale poczułem dłoń dziewczyny na swoim udzie przez co trochę się uspokoiłem, oraz rozluźniłem, bo w tamtej chwili można było zobaczyć prawie wszystkie moje żyły.
- Co się dzieje Diego? - usłyszałem pytanie Venus, na co pokazałem jej tylko, aby zaczekała, bo mi głowa pęknie, słysząc głos z telefonu jak i po chwili w od niej. Pogładziłem ja po dłoni, po czym odpowiedziałem Ivie.
- Co się dzieje Diego? - usłyszałem pytanie Venus, na co pokazałem jej tylko, aby zaczekała, bo mi głowa pęknie, słysząc głos z telefonu jak i po chwili w od niej. Pogładziłem ja po dłoni, po czym odpowiedziałem Ivie.
- Słuchaj jeśli tak to stawiasz, to nie licz na to, że będę sam..
- Ile mam biletów w takim razie zarezerwować? - zapytała, przez co spojrzałem na dziewczynę siedzącą obok, a następnie odpaliłem samochód i ruszyłem, bo przecież, będziemy tak siedzieć przez kolejną godzinę jeśli, w takim tempie to pójdzie.
- Dwa... licz na to, że mogę oba odwołać - rzekłem po czym rozłączyłem się i odłożyłem telefon, gdzie jeszcze przez chwilę było widać kto dzwonił.
- Ktoś kogo nie znam i mam poznać próbuje mi właśnie ułożyć życie.
- Przecież to jest nie legalne.. chyba - po jej słowach lekko się uśmiechnąłem.
- Niby nie, ale to jest moja siostra, na dodatek bliźniaczka.. chce abym przyleciał do Pilar. - widząc minę dziewczyny, wiedziałem, że zastanawiała się co ja właśnie powiedziałem - Do Brazylii kochana.. Sao Paulo, te rejony. - Miałem tam topić się w upale sylwestrowej nocy. - Jestem szczęśliwy jak cholera, więc powiedziałem, że nie przylecę. - po czym dodałem sobie w myślach: chyba, że ty byś się zgodziła.
Nie chcę o tym rozmawiać, najwyżej później.
Kończąc swą wypowiedź przyspieszyłem, aby choć trochę przestać myśleć o głupstwach i skupić się na drodze, aby nie wpakować się w jakiś wypadek, bo wtedy bym sobie tego nie darował.
Wjebałem się za to w korek, przez co nachyliłem się i uderzyłem dwa razy czołem o kierownicę.
- No bo zaraz jebnę, jak nie brat, to siostra, a jak nie oni to korek - w tym momencie widziałem komicznie, bo usłyszałem cichy śmiech dziewczyny.
- Co tak cię rozbawiło? - spojrzałem na nią lekko się uśmiechając, a następnie szybko całując.
- Dzisiaj jesteś niemożliwy.
- Ja? Kto mnie dzisiaj gnębił w budce, mam ci przypomnieć? - zatrzepotałem rzęsami, przez co Ves wybuchnęła śmiechem i spaliła lekkiego buraka.
- Dobra, nie było tematu.
- No teraz to nie było tematu, jak dzika prawda wyszła na jaw - uśmiechnąłem się.
- Ty tam, dzbanie na drogę patrz - krzyżowała na piersi ręce.
- Dobrze, dobrze.
***
Kiedy w końcu ruszyliśmy, okazało się, że pod domem dziewczyny mieliśmy być na godzinę osiemnastą, lecz myśląc przez chwilę skręciłem w inną stronę.
- Ej, dom jest tam - dziewczyna wskazała palcem kierunek.
- Może tak, ale słyszę, że burczy ci w brzuchu, z resztą mi też, a restauracja pod złotymi łukami wydaje się dość kusząca, aby choć na chwilę napełnić żołądek.
- Jaka? Nie ma tutaj, takiej w okolicy.
- Ja ją mijałem, jestem tego pewien, więc daj mi chwilę.
Jadąc tak, dziewczyna wyglądała na totalnie zamyśloną, podejrzewam, że starała się skojarzyć o co mi w ogóle chodziło, mając na myśli tak dostojną nazwę.
Wjeżdżając na parking, z którego jednak skierowaliśmy się do McDrive'a, ta krzyknęła:
- Na prawdę chodziło ci o głupiego Mc Donalda?!
- No a coś ty myślała?
- To ja starałam się tą nazwę do czegoś przypiąć, a ty mi mówisz, teraz, tak normalnie chodzi o Maka?
- Tak - zaśmiałem się.
- Normalnie kocham cię - zrobiła to samo co ja, tyle, że otrzymałem jeszcze buziaka.
Podjeżdżając do okienka zamówiliśmy, sobie co chcieliśmy, a następnie przy wydawaniu posiłku zapłaciłem kartą, gdzie przed tym dziewczyna, kłóciła się kto będzie za to płacił, na co ja nie pozwolę, aby to ona marnowała pieniądze.
Zaczęliśmy jeść, co jak co, ale dużo nie wziąłem, bo aż wrapa, a dziewczyna zabrała sobie jakiś zestaw, który jej pod pasował.
Rozmawialiśmy przy okazji o wszystkim, a ja wypaliłem z pytaniem.
- Masz jakieś super hiper plany na sylwestra? - uniosłem zaciekawiony brew.
Veeees? ;3
872 - Wybacz, że mało, ale nie chciałam pchać na siłę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz