Zaczęłam analizować wszystko co mówi chłopak. Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś gorszego. Na przykład, że nadal jest gejem, a mnie traktuje jako odskocznię. Gdy skończył mówić po prostu go przytuliłam, a gdy powiedział żebym wracała do mamy to tylko dodałam:
-Dla mnie zawsze będziesz tym Diegiem, którego poznałam. Nie ważne co przeżyłeś i co przeżyjesz.
Złożyłam lekki pocałunek na jego ustach i wyszłam. Pora zacząć rzeź. Do pokoju szłam jak najdłużej. Oglądałam ściany, liczyłam obrazy i roślinki. Jednak w końcu i tak dotarłam pod numer dwadzieścia dwa. Otworzyłam drzwi i zastałam widok jak moja mama razem z psem leżą sobie na łóżku. Uśmiechnęła się na mój widok i powiedziała żebym podeszła. Usiadłam obok kobiety, a ta spytała:
-Jak ci się tu podoba?
-Jest super, to naprawdę dobry ośrodek, super stajnia i obiekty, tylko mało przystosowane do westu. Ale to da się przeżyć.
-Za ile chcesz żeby przyjechał twój drugi koń?
-Jeszcze nie wiem mamo, zadzwonię jak przyjdzie czas.
-Dobrze, a teraz proszę opowiedz mi o tym chłopcu z holu. Co ty mu zrobiłaś?- Lekko się zaśmiała.
-Mam być szczera czy powiedzieć wersję oficjalną?
-Szczera.
Westchnęłam i zaczęłam mówić:
-Jak byliśmy tam u niego to wywaliło prąd. No i przyszedł ze swoimi pracownikami i zaproponowali grę w butelkę. Zgodziłam się i po jakimś czasie po prostu się schlaliśmy. I tego co się działo nie pamiętam do końca, ale ponoć zaciągnęłam go do łóżka i zaczęłam robić nieetyczne rzeczy.
-Jako wzorowa rodzicielka powinnam cię teraz opierdzielić?
-Tak.
-To dobrze, że zawsze byłam inna. Po prostu na siebie uważaj.
-Dobrze.
-A powiedz mi czy opiekuje się tobą?
-Tak.
-Kim dla siebie jesteście?
I w tym momencie nie wiedziałam co powiedzieć. Zagryzłam policzek i pomyślałam. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi czy już jest moim chłopakiem? Tego nie wiedziałam więc wolałam nie wciskać jakiegoś kitu mamie.
-Nie wiem mamo, nie wiem. Możemy iść spać? Zmęczona jestem.
Mama pokiwała głową i zaczęła sobie rozkładać drugie łóżko. Ja w tym czasie się położyłam i niemalże od razu zasnęłam.
-Dla mnie zawsze będziesz tym Diegiem, którego poznałam. Nie ważne co przeżyłeś i co przeżyjesz.
Złożyłam lekki pocałunek na jego ustach i wyszłam. Pora zacząć rzeź. Do pokoju szłam jak najdłużej. Oglądałam ściany, liczyłam obrazy i roślinki. Jednak w końcu i tak dotarłam pod numer dwadzieścia dwa. Otworzyłam drzwi i zastałam widok jak moja mama razem z psem leżą sobie na łóżku. Uśmiechnęła się na mój widok i powiedziała żebym podeszła. Usiadłam obok kobiety, a ta spytała:
-Jak ci się tu podoba?
-Jest super, to naprawdę dobry ośrodek, super stajnia i obiekty, tylko mało przystosowane do westu. Ale to da się przeżyć.
-Za ile chcesz żeby przyjechał twój drugi koń?
-Jeszcze nie wiem mamo, zadzwonię jak przyjdzie czas.
-Dobrze, a teraz proszę opowiedz mi o tym chłopcu z holu. Co ty mu zrobiłaś?- Lekko się zaśmiała.
-Mam być szczera czy powiedzieć wersję oficjalną?
-Szczera.
Westchnęłam i zaczęłam mówić:
-Jak byliśmy tam u niego to wywaliło prąd. No i przyszedł ze swoimi pracownikami i zaproponowali grę w butelkę. Zgodziłam się i po jakimś czasie po prostu się schlaliśmy. I tego co się działo nie pamiętam do końca, ale ponoć zaciągnęłam go do łóżka i zaczęłam robić nieetyczne rzeczy.
-Jako wzorowa rodzicielka powinnam cię teraz opierdzielić?
-Tak.
-To dobrze, że zawsze byłam inna. Po prostu na siebie uważaj.
-Dobrze.
-A powiedz mi czy opiekuje się tobą?
-Tak.
-Kim dla siebie jesteście?
I w tym momencie nie wiedziałam co powiedzieć. Zagryzłam policzek i pomyślałam. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi czy już jest moim chłopakiem? Tego nie wiedziałam więc wolałam nie wciskać jakiegoś kitu mamie.
-Nie wiem mamo, nie wiem. Możemy iść spać? Zmęczona jestem.
Mama pokiwała głową i zaczęła sobie rozkładać drugie łóżko. Ja w tym czasie się położyłam i niemalże od razu zasnęłam.
***
Obudziłam się po dziewiątej. Powinnam niby iść na trening, ale z braku konia mogłam tak naprawdę przychodzić kiedy chcę tylko musiałam poinformować instruktora. Przeciągnęłam się i powoli otworzyłam oczy. Mojej mamy już nie było. Zapewne wyszła na śniadanie. Nie kłopocząc się ubieraniem po prostu rozczesałam włosy i wyszłam z pokoju. Na korytarzu już nikogo nie było widać, a jeśli już to była to osoba, która ewidentnie się śpieszyła. Na spokojnie doszłam do jadalni i przy jednym ze stolików zobaczyłam rodzicielkę, która jadła sałatkę. Złapałam w rękę miskę, do której nalałam mleko i wrzuciłam płatki. Z gotowym posiłkiem dosiadłam się do mamy.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry Venus.
-Jak się spało? - Spytałam.
-Dobrze, a tobie?
-Też. O której wstałaś?
-Chwilę po siódmej. Byłam pozwiedzać stajnie i pogadać z ludźmi. Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Nie, dlaczego pytasz?
-Chciałabym zobaczyć jak sobie radzisz z Rimą.
-To jak się ubiorę to możemy iść.
Przy miłej rozmowie skończyłyśmy jeść i wróciłyśmy do pokoju. Ubrałam standardowo jeansy, kowbojki i bluzę, a na głowę byłam zmuszona założyć kapelusz. Mama nie tolerowała jazdy westernowej bez kapelusza. Kobieta ubrała na siebie podobne rzeczy co ja z tą różnicą, że miała jeszcze na sobie kurtkę. Wyszłyśmy z akademii i skierowaliśmy się w stronę stajni. Wszystkie jazdy, które się teraz odbywały to były jazdy skokowe, więc zdecydowałyśmy, że idziemy na halę do ujeżdżenia. Poszłam do siodlarni, z której wróciłam z siodłem, ogłowiem, napierśnikiem, ochraniaczami i padem. Gdy powiesiłam wszystkie rzeczy mama przejechała palcem po siodle i powiedziała:
-Powinnaś wypastować sprzęt, wygląda okropnie.
Przytaknęłam jej na to i wyprowadziłam klacz z boksu.
-Ale wyładniała! Z jej mięśnie są bardziej zarysowane. No, no jestem z ciebie dumna.
Uśmiechnęłam się na te słowa i na widok, gdy mama zaczęła głaskać klacz. Sprawnie ją osiodłałam, założyłam kapelusz i powiedziałam mamie gdzie mam iść. Sama pojechałam na halę do skoków i zawołałam trenerkę.
-Przepraszam! Gdzie znajdę jakieś beczki?
Kobieta zdziwiła się moim pytaniem, ale odpowiedziała:
-Za stajnią parę stoi.
Pojechałam na halę i przekazałam mamie Rimę. Poszłam za stajnię po beczki. Na szczęście spotkałam tam dwóch stajennych, którzy pomogli mi je wtoczyć na halę. Po dotoczeniu ich na miejsce podziękowałam za pomoc, a moja mama zaczęła je ustawiać. Jedna wylądowała po lewej stronie, druga po prawej, a trzecia przy krótkiej ścianie. Tak powstało coś na kształt trójkąta. Na rozgrzewce zaczęłam głównie od zgięć, przeskoków i side passów. Gdy klacz była do końca rozgrzana stanęłam przy wejściu na halę i powiedziałam do mamy:
-Patrz i podziwiaj.
Ruszyłam bardzo szybkim galopem w stronę beczki. Zajechałam ją od lewej strony. Koń dosłownie owinął się wokół niej i pobiegł dalej. Drugą beczkę przejechałyśmy tak samo. Na prostej do trzeciej przyśpieszyłam i już przy samym przedmiocie zwolniłam. Do mamy dojechałam najszybciej jak mogłam i przed samą bandą zwolniłam do stój.
-Czternaście i sześć dziesiątych. Jest dobrze, ale mogło być lepiej. Myślałaś już o jakiś startach?
-Tak, ale najpierw muszę trenera znaleźć.
-Mam idealnego! Astien, podchodzi pod czterdziestkę. Parokrotny mistrz Europy w cuttingu, reiningu i barrelu.
-Wow, to super. Kiedy mógłby przyjeżdżać?
-Musisz do niego zadzwonić i się umówić.
Po tej rozmowie zsiadłam z klaczy i dałam mamie, gdyż bardzo chciała pojechać na niej w teren postępować. Ja w tym czasie pozbierałam beczki i ustawiłam je koło hali. Nie opłacało mi się ich odnosić, bo wiedziała, że będę ich jeszcze używać. Później poszłam do akademii i tam umyłam się i przebrałam ubrania. Napisałam sms'a do Diega. To chyba był najłatwiejszy sposób żeby się przekonać czy jeszcze śpi i go jeszcze nie obudzić.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry Venus.
-Jak się spało? - Spytałam.
-Dobrze, a tobie?
-Też. O której wstałaś?
-Chwilę po siódmej. Byłam pozwiedzać stajnie i pogadać z ludźmi. Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Nie, dlaczego pytasz?
-Chciałabym zobaczyć jak sobie radzisz z Rimą.
-To jak się ubiorę to możemy iść.
Przy miłej rozmowie skończyłyśmy jeść i wróciłyśmy do pokoju. Ubrałam standardowo jeansy, kowbojki i bluzę, a na głowę byłam zmuszona założyć kapelusz. Mama nie tolerowała jazdy westernowej bez kapelusza. Kobieta ubrała na siebie podobne rzeczy co ja z tą różnicą, że miała jeszcze na sobie kurtkę. Wyszłyśmy z akademii i skierowaliśmy się w stronę stajni. Wszystkie jazdy, które się teraz odbywały to były jazdy skokowe, więc zdecydowałyśmy, że idziemy na halę do ujeżdżenia. Poszłam do siodlarni, z której wróciłam z siodłem, ogłowiem, napierśnikiem, ochraniaczami i padem. Gdy powiesiłam wszystkie rzeczy mama przejechała palcem po siodle i powiedziała:
-Powinnaś wypastować sprzęt, wygląda okropnie.
Przytaknęłam jej na to i wyprowadziłam klacz z boksu.
-Ale wyładniała! Z jej mięśnie są bardziej zarysowane. No, no jestem z ciebie dumna.
Uśmiechnęłam się na te słowa i na widok, gdy mama zaczęła głaskać klacz. Sprawnie ją osiodłałam, założyłam kapelusz i powiedziałam mamie gdzie mam iść. Sama pojechałam na halę do skoków i zawołałam trenerkę.
-Przepraszam! Gdzie znajdę jakieś beczki?
Kobieta zdziwiła się moim pytaniem, ale odpowiedziała:
-Za stajnią parę stoi.
Pojechałam na halę i przekazałam mamie Rimę. Poszłam za stajnię po beczki. Na szczęście spotkałam tam dwóch stajennych, którzy pomogli mi je wtoczyć na halę. Po dotoczeniu ich na miejsce podziękowałam za pomoc, a moja mama zaczęła je ustawiać. Jedna wylądowała po lewej stronie, druga po prawej, a trzecia przy krótkiej ścianie. Tak powstało coś na kształt trójkąta. Na rozgrzewce zaczęłam głównie od zgięć, przeskoków i side passów. Gdy klacz była do końca rozgrzana stanęłam przy wejściu na halę i powiedziałam do mamy:
-Patrz i podziwiaj.
Ruszyłam bardzo szybkim galopem w stronę beczki. Zajechałam ją od lewej strony. Koń dosłownie owinął się wokół niej i pobiegł dalej. Drugą beczkę przejechałyśmy tak samo. Na prostej do trzeciej przyśpieszyłam i już przy samym przedmiocie zwolniłam. Do mamy dojechałam najszybciej jak mogłam i przed samą bandą zwolniłam do stój.
-Czternaście i sześć dziesiątych. Jest dobrze, ale mogło być lepiej. Myślałaś już o jakiś startach?
-Tak, ale najpierw muszę trenera znaleźć.
-Mam idealnego! Astien, podchodzi pod czterdziestkę. Parokrotny mistrz Europy w cuttingu, reiningu i barrelu.
-Wow, to super. Kiedy mógłby przyjeżdżać?
-Musisz do niego zadzwonić i się umówić.
Po tej rozmowie zsiadłam z klaczy i dałam mamie, gdyż bardzo chciała pojechać na niej w teren postępować. Ja w tym czasie pozbierałam beczki i ustawiłam je koło hali. Nie opłacało mi się ich odnosić, bo wiedziała, że będę ich jeszcze używać. Później poszłam do akademii i tam umyłam się i przebrałam ubrania. Napisałam sms'a do Diega. To chyba był najłatwiejszy sposób żeby się przekonać czy jeszcze śpi i go jeszcze nie obudzić.
Ja: Hej misiu. Śpisz?
Diego: Już nie.
Po tej informacji wyszłam z pokoju i skierowałam się do jego. Weszłam bez pukania. Chłopak leżał na plecach na łóżku i coś robił na telefonie. Położyłam się obok niego i się wtuliłam. Wplątałam palce w jego włosy.
-Nadal nie mogę sobie ciebie wyobrazić jako grubaska z włosami na garnek w dresach.
Chłopak się na te słowa zaśmiał ale nie skomentował.
-Pora wstawać.
Brunet wydał z siebie zdegustowany jęk i wtopił twarz w poduszkę.
-Diegooo. Wstawaj.
Nie reagował na nic, więc poszłam do łazienki i nabrałam wodę w jakiś kubek. Wróciłam do pokoju i wylałam zawartość ma głowę chłopaka. Szybko wstał i popatrzył na mnie nienawistnie. Po chwili rzucił się na mnie i zaczął bezlitośnie łaskotać. Przez śmiech mówiłam żeby przestał, jednak tego nie robił. Gdy się bardziej pochylił cmoknęłam go w usta i szybko uciekłam.
-Ubieraj się.
Chłopak wstał i posłusznie wyciągnął ubrania z szafy po czym zniknął na parę minut w łazience. Gdy był gotowy wyszedł z niej i poszliśmy razem na stołówkę. Chłopak wziął sobie śniadanie, a ja jedynie wzięłam sok pomarańczowy, bo jadłam wcześniej.
-Nie jesz śniadania?- Spytał.
-Jadłam wcześniej. Wyspałeś się?
-Tak.
-To dobrze.
Chłopak zaczął jeść, a ja się mu przyglądałam. W końcu nie wstydził się używać lewej ręki. Używanie jej szło mu niezdarnie, ale nie było aż tak źle. Siedziałam przy stole tyłem do drzwi. W pewnym momencie chłopak powiedział:
-On jest chyba nowy. Nie kojarzę go.
Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka z masą piegów. Zerwałam się z ławki i podbiegłam do niego. Chłopak, gdy mnie zobaczył szeroko rozpostarł ramiona, w które wpadłam.
-Gabryś, dawno cię nie widziałam!
-No, no kuzynka. Wyładniałaś.
-Dzięki.- Po tych słowach się od niego odkleiłam.
-A kim jest ten chłopak, który zabija mnie wzrokiem?
Popatrzyłam w stronę Diega. Nie było dobrze. Widać było, że morduje Gabriela wzrokiem, ale także było widać zranienie. Pociągnęłam Gabriela w stronę Diega i usadowiłam go na przeciwko. Chłopak miał zaciśniętą szczękę i był cały spięty. Usiadłam obok niego i nawet nie odwrócił twarzy w moją stronę. Złapałam w palce jego brodę i odwróciłam w moim kierunku. Złożyłam na jego ustach delikatny, a zarazem przepełniony uczuciami pocałunek.
-Diego, to jest mój kuzyn- Gabriel.
Chłopak jakby automatycznie się rozluźnił, ale nadal nieufnie podał chłopakowi rękę. Wymienili się imionami i wyszliśmy ze stołówki. Złapałam chłopaka za rękę i powiedziałam:
-Zazdrośnik.
-Wcale nie.
-Widziałam.
-Nie e.
-Oj Diego.
Stanęłam na palcach i zarzuciłam ręce na jego szyję przytulając mocno.
-Chodźmy do stajni, moja mama już powinna wrócić.
Wyszliśmy z budynku i poszliśmy do stajni. Mama akurat wpuszczała Rimę do boksu.
-Dzień dobry.- Przywitał się Diego.
-Hej Diego. Venus, Gabriel pytał gdzie jesteś. Znalazł cię?
Lekko się zaśmiałam i spojrzałam na Diego po czym odpowiedziałam:
-Tak, na stołówce go spotkaliśmy.
-Diego, masz konia?- Moja rodzicielka spytała chłopaka.
-Tak, stoi tutaj.
-Pokażesz mi go?
Podeszliśmy do boksu złotego ogiera. Jak zawsze kręcił się w boksie i był nadpobudliwy.
-Selle Francis, prawda?
-Zdgadła pani.- Odpowiedział Diego.
-Jak mówisz na niego?
-As.
-Jest cudny. Diego, moglibyśmy chwilę porozmawiać?- Spojrzała na mnie.- Sami?
-Jasne.- Odpowiedział chłopak, nie wiedział w co się pakuje.
Odeszli odemnie na parę kroków i zaczęli rozmawiać. Ja w tym czasie przyglądałam się ogierowi i spoglądałam na stajnię. Trudno było tu zauważyć jakikolwiek bród co było dziwne jak na stajnię. Próbowałam podsłuchiwać o czym matka rozmawia z chłopakiem, lecz na marne. Mam nadzieję, że nie wcisnęła mu żadnego kitu. Pamiętam jak niegdyś powiedziała mojemu niedoszłemu chłopakowi, że mam jakiegoś syfa tylko dlatego żeby się odwalił. Po parunastu minutach chłopak lekko blady dołączył do mnie, a za nim moja mama.
-Venus, będę się zbierać. O dwudziestej mam spotkanie, muszę na nim być.
Odprowadziłam mamę do auta i się z nią pożegnałam. Gdy jej auto zniknęło z pola widzenia zapytałam:
-Co ci nagadała? Wyglądała jakby cię polubiła, nie mogło być tak źle.
-Nadal nie mogę sobie ciebie wyobrazić jako grubaska z włosami na garnek w dresach.
Chłopak się na te słowa zaśmiał ale nie skomentował.
-Pora wstawać.
Brunet wydał z siebie zdegustowany jęk i wtopił twarz w poduszkę.
-Diegooo. Wstawaj.
Nie reagował na nic, więc poszłam do łazienki i nabrałam wodę w jakiś kubek. Wróciłam do pokoju i wylałam zawartość ma głowę chłopaka. Szybko wstał i popatrzył na mnie nienawistnie. Po chwili rzucił się na mnie i zaczął bezlitośnie łaskotać. Przez śmiech mówiłam żeby przestał, jednak tego nie robił. Gdy się bardziej pochylił cmoknęłam go w usta i szybko uciekłam.
-Ubieraj się.
Chłopak wstał i posłusznie wyciągnął ubrania z szafy po czym zniknął na parę minut w łazience. Gdy był gotowy wyszedł z niej i poszliśmy razem na stołówkę. Chłopak wziął sobie śniadanie, a ja jedynie wzięłam sok pomarańczowy, bo jadłam wcześniej.
-Nie jesz śniadania?- Spytał.
-Jadłam wcześniej. Wyspałeś się?
-Tak.
-To dobrze.
Chłopak zaczął jeść, a ja się mu przyglądałam. W końcu nie wstydził się używać lewej ręki. Używanie jej szło mu niezdarnie, ale nie było aż tak źle. Siedziałam przy stole tyłem do drzwi. W pewnym momencie chłopak powiedział:
-On jest chyba nowy. Nie kojarzę go.
Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka z masą piegów. Zerwałam się z ławki i podbiegłam do niego. Chłopak, gdy mnie zobaczył szeroko rozpostarł ramiona, w które wpadłam.
-Gabryś, dawno cię nie widziałam!
-No, no kuzynka. Wyładniałaś.
-Dzięki.- Po tych słowach się od niego odkleiłam.
-A kim jest ten chłopak, który zabija mnie wzrokiem?
Popatrzyłam w stronę Diega. Nie było dobrze. Widać było, że morduje Gabriela wzrokiem, ale także było widać zranienie. Pociągnęłam Gabriela w stronę Diega i usadowiłam go na przeciwko. Chłopak miał zaciśniętą szczękę i był cały spięty. Usiadłam obok niego i nawet nie odwrócił twarzy w moją stronę. Złapałam w palce jego brodę i odwróciłam w moim kierunku. Złożyłam na jego ustach delikatny, a zarazem przepełniony uczuciami pocałunek.
-Diego, to jest mój kuzyn- Gabriel.
Chłopak jakby automatycznie się rozluźnił, ale nadal nieufnie podał chłopakowi rękę. Wymienili się imionami i wyszliśmy ze stołówki. Złapałam chłopaka za rękę i powiedziałam:
-Zazdrośnik.
-Wcale nie.
-Widziałam.
-Nie e.
-Oj Diego.
Stanęłam na palcach i zarzuciłam ręce na jego szyję przytulając mocno.
-Chodźmy do stajni, moja mama już powinna wrócić.
Wyszliśmy z budynku i poszliśmy do stajni. Mama akurat wpuszczała Rimę do boksu.
-Dzień dobry.- Przywitał się Diego.
-Hej Diego. Venus, Gabriel pytał gdzie jesteś. Znalazł cię?
Lekko się zaśmiałam i spojrzałam na Diego po czym odpowiedziałam:
-Tak, na stołówce go spotkaliśmy.
-Diego, masz konia?- Moja rodzicielka spytała chłopaka.
-Tak, stoi tutaj.
-Pokażesz mi go?
Podeszliśmy do boksu złotego ogiera. Jak zawsze kręcił się w boksie i był nadpobudliwy.
-Selle Francis, prawda?
-Zdgadła pani.- Odpowiedział Diego.
-Jak mówisz na niego?
-As.
-Jest cudny. Diego, moglibyśmy chwilę porozmawiać?- Spojrzała na mnie.- Sami?
-Jasne.- Odpowiedział chłopak, nie wiedział w co się pakuje.
Odeszli odemnie na parę kroków i zaczęli rozmawiać. Ja w tym czasie przyglądałam się ogierowi i spoglądałam na stajnię. Trudno było tu zauważyć jakikolwiek bród co było dziwne jak na stajnię. Próbowałam podsłuchiwać o czym matka rozmawia z chłopakiem, lecz na marne. Mam nadzieję, że nie wcisnęła mu żadnego kitu. Pamiętam jak niegdyś powiedziała mojemu niedoszłemu chłopakowi, że mam jakiegoś syfa tylko dlatego żeby się odwalił. Po parunastu minutach chłopak lekko blady dołączył do mnie, a za nim moja mama.
-Venus, będę się zbierać. O dwudziestej mam spotkanie, muszę na nim być.
Odprowadziłam mamę do auta i się z nią pożegnałam. Gdy jej auto zniknęło z pola widzenia zapytałam:
-Co ci nagadała? Wyglądała jakby cię polubiła, nie mogło być tak źle.
<Diego?>
1548
1548
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz