Z tych myśli wyrwała mnie dziewczyna, która siedziała przy blacie i obserwowała co robię.
- Zastanowiłam się nad propozycją sylwestra.
- I co? - zapytałem, stawiając talerze z wyborną jajecznicą na stół.
- Możemy jechać
- To super - słysząc to ucieszyłem się w duszy, na prawdę, nie chciałbym jechać tam sam i wysłuchiwać głupiej gadaniny, a następnie upić się z bratem, to by skończyło się jak ostatnio, że siedziałem tyłkiem w wiadrze z flaszką w ręku. To było okropne.
Kiedy skończyliśmy spożywać jedzenie, poszliśmy się ubrać, lecz wpadliśmy na głupi pomysł, aby wybrać sobie wzajemnie ubrania, łącznie z bielizną.
Nie chciałem, aby ona wyglądała jak nieszczęście, więc wybrałem ubrania, które do siebie pasowały, ale wybrałem przy tym dość wyzywającą bieliznę. Uśmiechając się podałem dziewczynie jej zestaw, a ja dostałem swój. Wolałem nie pytać, skąd ona wygrzebała mi bokserki w Spongeboba.
Ubrałem się, stwierdzając, że nie wyglądam najgorzej.
Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki w swoim stroju, ja akurat podwijałem rękawy koszuli.
- Panie Alves, wygląda pan dzisiaj oszałamiająco.
- Pani Clarks, pani wygląda jeszcze lepiej.
Zaśmialiśmy się, a następnie nasze kroki skierowały się w stronę stajni, gdyż dziewczyna, chciała przygotować konia do długiej podróży. Dziewczyna pokazała mi konia, który faktycznie był ładny, miał piękne ruchy, a jednocześnie coś w sobie, co pokazywało, że to on będzie tutaj rządził.
Kiedy skończyliśmy powiedziałem:
- Fajnie się zapowiada.
- Zobaczymy pod siodłem. Wiesz co znaczy to, że Casper stoi już w boksie?
- Co?
- Że mamy całe osiem godzin dla siebie.
- W takim razie, co powiesz na Vegas? - zaproponowałem.
- Nie oszalałeś przypadkiem? - zaśmiała się dziewczyna.
- Ja? W życiu, po prostu chciałbym je zwiedzić, drugi raz - lekko się uśmiechnąłem.
- Drugi? - zapytała zdziwiona.
- Owszem, byłem kiedyś w Vegas, ale co ja mogłem zobaczyć, kiedy siedziałem na byku i słyszałem wrzaski ludzi, wiwaty. To było coś - mruknąłem na wspomnienie tego, pięknego widowiska.
- Nie wsiądziesz.. - przerwałem jej.
- Nikt nie powiedział, że chcę wrócić, ej.. nie przesadzaj - przytuliłem ją. - to jak jedziemy?
- Niech będzie.
Po jej słowach, zabrałem się za zmywanie naczyń, jakie po sobie zostawiliśmy, a następnie ruszyliśmy do samochodu.
Myślę, że to dość dobry pomysł, chciałem się tu kiedyś jeszcze wybrać, a teraz jest to bliżej niż lot z Brazylii.
Dziewczyna stwierdziła, że ona dzisiaj będzie prowadzić, więc nie miałem nic przeciwko, to nie moje auto, aby jej zabraniać.
Mieliśmy przed sobą dwie godziny jazdy, które wykorzystaliśmy na śpiewaniu durnych piosenek które leciały w radiu.
Ja przy okazji podziwiałem jeszcze widoki, jakie pojawiały się za oknem. Dawno tutaj nie byłem, przynajmniej jak dla mnie, te pięć lat, to kupa czasu. Mam sentyment do tego miejsca.
***
Dojeżdżając do tego miejsca, uśmiechnąłem się lekko.
- To co, gdzie najpierw? - zapytała.
- Zaparkuj gdziekolwiek, pochodzimy trochę, nie ma sensu jeździć wszędzie samochodem.
Wysiedliśmy z pojazdu, a następnie ruszyliśmy na swój trip.
Po pół godziny błądzenia i zastanawiania się gdzie mamy się udać, stwierdziłem, że czas na coś szalonego, więc udaliśmy się na Skyjump.
Widząc to mina Ves zrzedła.
- No co?
- Oszalałeś?
- Jasne, że nie, chodź.
Wchodząc do budynku zostaliśmy skierowani do szatni, w której dostaliśmy stroje aby się w nie przebrać. Następnie windą udaliśmy się na sam szczyt, gdzie zostaliśmy przypięci pasami. Skok był fascynujący, szczególnie kiedy usłyszałem krzyk dziewczyny, która skakała przede mną.
Kolejne godziny, które tutaj spędziliśmy, głównie przechodziliśmy, ale dziewczynie coś się spodobało. Był to sklep jubilerski, gdzie na wystawie, znajdował się naszyjnik, z resztą pięknie zdobiony. Przykleiła się tak do szyby, że nie zauważyła kiedy wszedłem do środka.
Kupiłem go chciałem, aby ona też miała coś ode mnie.
Wychodząc ze sklepu stanąłem za nią i delikatnie założyłem jej na szyję łańcuszek, z ozdobą w kształcie konia.
- Nie patrz tak w tę szybę, tylko spójrz na swoją szyję - powiedziałem całując ją w kark, przez co poczułem, że się spięła.
- Oszalałeś? - zapytała kiedy dostrzegła na swojej szyi srebrny naszyjnik.
- Ja szaleje na twoim punkcie, a ty byłaś tak zafascynowana wisiorkiem, że nawet nie zorientowałaś się kiedy wszedłem do sklepu i nawet nie śnij o tym aby mi go oddawać, to prezent, a teraz się zbierajmy - powiedziałem patrząc na godzinę.
***
Idąc przez miasto, usłyszałem znajomy mi głos, dokładniej głos komentatorski, więc odwróciłem się kilka razy wokół siebie, aż w końcu dostrzegłem arenę, mój dom, który kocham i będę kochać, lecz dostałem zakaz od Ves, jak i od samego siebie, bo wiem, że nie wrócę do swojej dawnej formy.
Przystanąłem na chwilę, kiedy usłyszałem nazwisko De Olivieira.
- Wstąpisz tam ze mną na chwilę? - zapytałem dziewczynę, a ta z małą niechęcią się zgodziła.
Zabrałem ją ponownie za rękę i ruszyłem w tamtą stronę.
Wchodząc przez bramę zatrzymał nas ochroniarz, któremu pokazałem swój dowód osobisty, aby uwierzył, że jestem bratem Silvano. Weszliśmy tam i dostrzegłem stojącego na bramce brata, więc skierowałem tam swoje kroki.
- Hola - lekko się uśmiechnąłem podchodząc tam - kiedy jedziesz?
- Cześć, po Valdironie.
- Czyli wpadłem idealnie.
- Co tutaj w ogóle robisz?
- Mieliśmy chwilę wolną.
On spojrzał na mnie znacząco, po czym rzekł:
- Cześć Venus.
- Neymar! - usłyszałem za sobą głos, którego nienawidziłem.
- Tak, witam pana, co pan tu robi? - starałem się być miły.
- Chcesz wystartować, zarobić?
- Nie, nie mam zamiaru - odpowiedziałem, ale czułem jak coś we mnie pękło.
- Jest Jacket, mógłbyś spróbować się zrewanżować na nim.
- Powiedziałem nie. - po tym spojrzałem, że braciszek dosiadł mojego byka.
- Uważaj na tego cholernika, ma ostatnio zły humor - rzekłem i wskoczyłem na ogrodzenie, gdzie przytrzymałem mu linę.
Schodząc stamtąd spojrzałem na telebim. Silvano się nie utrzymał, oraz dostał z rogu w głowę.
Pokręciłem tylko przecząco głową i opuściliśmy budynek, przed którym zatrzymał mnie trener wręczając mi wizytówkę.
- Jak byś się zdecydował...
- Dziękuję - zabrałem ją i odszedłem z Ves w stronę samochodu, chowając ją do portfela, gdzie znajdowało się sporo kartek z numerami trenerów.
***
Ruszyliśmy do akademii. Byłem pierwszym kierowcą, a dziewczyna po krótkiej rozmowie stwierdziła, że się położy, aby mieć na później wszelkie siły.
Ja w czasie kierowania, rozmyślałem cały czas o tym, że w portfelu mam wiele przepustek do sławy, ale co mi po tym? Venus się na to nie zgodzi, a ja nie chce jej teraz stracić.
Przez to wszystko zacząłem zastanawiać się co mam zrobić. Spalić je, czy może przyjąć jakąś ofertę.
Po pewnym czasie kiedy dziewczyna się obudziła, zapytałem.
- Co byś zrobiła, gdybym jednak był co sobotę na zawodach? - wiedziałem, że mogę pożałować tego pytania, ale jednocześnie chciałem zająć się rozmową.
Ves?
Zabij mnie:c
1062
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz