-Nie.. - powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Wcale.- prychnęłam.- Możesz być co najwyżej widzem.
-Przecież byłbym super luzakiem.
-Tak, już widzę jak z tym kolanem biegniesz do mnie z blisko pięciokilowym siodłem na rękach. Odpada Diego, jesteś widzem.
Chłopak wydął wargę patrząc na mnie. Zaśmiałam się na ten widok, gdyż wyglądał jak mały chłopiec, który prosi mamę o lizaka. Uruchomiłam pojazd i ruszyłam w stronę akademii. Chciałam nagadać Diego za to co się stało, i że nie powinien już jeździć byków, ale wiem, że nic by to nie dało. Zbyt mocno to kochał, a ja nie chciałam mu kazać wybierać. Po pewnym czasie byliśmy już pod budynkiem akademii. Mimo sprzeciwów chłopaka pomogłam mu dojść do pokoju. Usadowiłam go na łóżku i powiedziałam:
-Idę ogarnąć sprzęt na jutro, a ty się w tym czasie ogarnij.
-Dobrze pani mamo.
Wywróciłam oczami na to jak mnie nazwał i wyszłam z pokoju. Żwawym krokiem poszłam do stajni, a dokładniej do siodlarni. Włączyłam telefon, gdzie miałam zapisane rzeczy, które muszą wziąć. Krzątałam się po pomieszczeniu i potrzebne rzeczy kładłam na środku. Miałam zamiar pojechać w swoim typowym czarno-czerwonym stroju. Na środek siodlarni poleciał czarny pad, czerwone ochraniacze i kaloszki, a do tego czarno-czerwona derka. Wygrzebałam jeszcze zestaw szczotek oraz kantar i uwiąz z imieniem klaczy. Wszystkie te rzeczy włożyłam do paki i położyłam obok niej ochraniacze transportowe na nogi i ogon. Gdy upewniłam się, że mam już te mniejsze rzeczy zarzuciłam ogłowie na rożek siodła, a siodło wzięłam i oparłam o biodro. Poszłam tak do pokoju, gdyż musiałam wypastować te rzeczy. Z lekkim trudem dotarłam do pomieszczenia i prawie dostałam zawału, gdy zobaczyłam postać na swoim łóżku. Był to Diego, który się zaśmiał widząc moją minę. Położyłam siodło na podłodze i z szafy wytargałam stojak, na którym położyłam siodło. Następnie wzięłam wszystkie potrzebne mi szmatki i smary po czym zaczęłam pastować siodło.
-Może byś mi pomógł?- spytałam chłopaka.
-W czym?
-Wypastuj mi ogłowie.
Chłopak złapał paski, które mu rzuciłam i wziął się do pracy.
-Jeśli chodzi o przejazd to ty jedziesz koniowozem z Willem i Patrickiem, a ja jadę z Chloe.
-Chloe?- zapytał.
-Jakaś laska, która ma ze mną jechać i dawać bardzo ważne porady. Nie udało mi się jej pozbyć.
-Okej, okej. Dlaczego nie mogę z wami jechać?
-Nie wiem Diego, ale musisz to przecierpieć.- lekko się uśmiechnęłam.
Paręnaście minut później sprzęt był wypastowany i wyschnięty. Wzięłam siodło i poszłam w stronę wyjścia.
-Idę z tobą.- powiedział chłopak.
-To łap.- rzuciłam mu ogłowie.
Wyszliśmy z pokoju. Po drodze spotkaliśmy jedynie Leonarda, który obrzucił nas spojrzeniem pełnym odrazy. Gdy doszliśmy do siodlarni wpakowałam siodło i ogłowie do paki i zaczęłam upychać mniejszy sprzęt. Po spakowaniu rzeczy dla konia podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne jeansy, tego samego koloru koszulę oraz ciemny kapelusz z czerwonym paskiem i do tego ostrogi z czerwonym paskiem. Zanurkowałam trochę głębiej i udało mi się również wyciągnąć kowbojki z delikatnymi zdobieniami. To wszystko spakowałam do paki i następnie wyłączyłam hamulec. Dojechałam paką pod koniowóz z dużym logiem stajni rodziców i wjechałam nią do środka. Zabezpieczyłam ją przed przesuwaniem i zamknęłam auto. Gdy podnosiłam klapę zobaczyłam dwie ręce obok siebie, które uniemożliwiały mi wyjście. Odwróciłam się przodem do chłopaka, który praktycznie od razu mnie pocałował. Wplotłam ręce w jego włosy przysuwając się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że jesteśmy teraz na widoku i nie każdy musiał lubić ten widok, ale malinowe usta chłopka były bardziej kuszące niż moje opory. Przygryzłam wargę chłopaka i odsunęłam się od niego.
-Starczy.- powiedziałam rumieniąc się.
-Chyba ktoś ma tu brudne myśli.- zaśmiał się chłopak.
Prychnęłam lekko rozbawiona i poszłam z brunetem z powrotem do budynku. Poszliśmy do mojego pokoju gdzie kazałam chłopakowi czekać, bo muszę się umyć. Wzięłam z szafy piżamę po czym poszłam się umyć. Prysznic nie zajął mi zbyt długo, więc już po chwili leżałam wtulona w chłopaka i powoli zasypiałam.
***
Wstałam obudzona budzikiem. Dochodziła siódma rano czyli była to pora żeby się ogarniać. Obróciłam się w stronę chłopaka i go lekko połaskotałam na co wydał z siebie śmieszny odgłos. Powtórzyłam tą czynność parę razy, aż usłyszałam:
-Dobra, Ves, starczy.
-Pora się ogarniać. O siódmej trzydzieści musisz być gotowy.
Chłopak jęknął, ale po chwili posłusznie wstał. Gdy się upewniłam, że już nie zaśnie narzuciłam na siebie ubrania i wyszłam z pokoju, by pójść w stronę stajni. Gdy doszłam do budynku przywitałam się z klaczą i wyciągnęłam ją na stanowisko. Złapałam zgrzebło i kopystkę i zaczęłam czyścić klacz. Dodatkowo wyczesałam jej grzywę i ogon, a całe ciało popsikałam specjalnym sprejem. Gdy upewniłam się, że wszystko jest idealnie założyłam jej ochraniacze i zaprowadziłam na dziedziniec.
-Siemka.- przywitałam się z Patrickiem i Willem.
-Hej.- odpowiedzieli zgodnie.
-Zapakuję Rimę i poczekamy na Diego i możemy jechać.
-Kim jest Diego?- spytał Will.
-To mój chłopak kaleka. Uszkodził się na zawodach.
-To ten brunet co właśnie do nas idzie?- wskazał za mnie.
-Dokładnie.
Gdy chłopak do nas doszedł od razu objął mnie w tali na co się cicho zaśmiałam.
-Z Patrickiem już się znasz, więc przedstawiam ci Willa, mojego luzaka, który jest gejem.
-Will.- podszedł i podał mu rękę mrugając.
-Diego.
-Idę spakować konia.
Wprowadziłam Rimę powoli po przyczepie, a następnie ją przywiązałam. Zawiesiłam jej worek z sianem po czym wyszłam. Poczekałam chwilę na dworze i równo o siódmej trzydzieści na podjazd wjechała Chloe.
-W drogę.- powiedziałam do chłopaków.
Podeszłam do bruneta i dałam mu buziaka oraz szepnęłam:
-Uważaj żeby blondasek cię nie poderwał.
Po tych słowach poszłam do auta i przywitałam się z kobietą. Niby miała dawać mi porady, ale nic się nie odzywała przez co już po chwili zasnęłam.
***
Obudziłam się, gdy już dojeżdżaliśmy na tyły wielkiej areny. Zaparkowaliśmy auta obok siebie. Wyszłam z pojazdu rozciągając się i poszłam do bukmanki. Otworzyłam ją i wyprowadziłam konia, którego przekazałam Willowi i w tym czasie poszłam dowiedzieć się jaki mam numer boksu. Dostaliśmy numer 57, czyli przedostatni boks w stajni drugiej. Will zaprowadził Rimę, a ja wytargałam pakę i pojechałam z nią do stajni. Ustawiłam ją obok boksu, a na kratach powiesiłam dużą płachtę z moim imieniem i nazwiskiem oraz imieniem konia. Will zaczął rozbierać i czyścić klacz, a ja w tym czasie poszłam do biura zawodów. Gdy naszła moja kolej powiedziałam:
-Venus Nadzieja Clarks i JM Tiny Badges Rima w barrelu.
-Startujesz jako piąta, przegląd weterynaryjny zaczyna się o jedenastej. Pierwszy start jest przewidziany na godzinę trzynastą. Tu masz więcej informacji.- dała mi kartkę.
-Dziękuję.
Odeszłam analizując co jest na skrawku papieru. Miałam rozpisane na jakiej arenie są starty, gdzie są rozprężalnie i tym podobne sprawy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał za dziesięć jedenastą- czyli musiałam się pośpieszyć. Doszłam do stajni i dorwałam Willa. Powiedziałam, że idę z Rimą na przegląd, a on w tym czasie ma zdobyć mi numerek. Założyłam szybko kobyle kantar i przypięłam uwiąz.
-Potrzymaj chwilę proszę.- powiedziałam do Diego.
Poprawiłam ubrania i wzięłam w rękę dokumenty konia.
-Dzięki.
Wzięłam konia i poszłam z nią na zamknięty padok. Zdążyłam idealnie w momencie, gdy była moja kolej. Badania jak zawsze poszły bez zastrzeżeń i zostałam dopuszczona do startu.
Czas do mojego przejazdu zbliżał się nie ubłagalnie. Siedziałam już na koniu i się rozgrzewałam na rozprężalni, gdy usłyszałam jak mnie wywołują. Wyjechałam na arenę jogiem i stanęłam przed sędziami. Zsiadłam z konia i wyciągnęłam wędzidło, by ocenili czy nie ma żadnych dziwnych rzeczy. Gdy się zgodzili, że jest okej założyłam je z powrotem i wyjechałam z areny. Czekałam cała spęta na dzwonek i czułam, że Rima jest tak samo napalona jak ja. Gdy rozbrzmiał dźwięk wystrzeliłyśmy jak z procy i pojechałyśmy do pierwszej beczki. Okrążyłam ją szybko i pojechałam do drugiej nadal nie tracąc tempa. W drodze do trzeciej przyśpieszyłam jeszcze mocniej i szybko się okręciłam po czym pojechałam do zjazdu z areny. Ukończyłam przejazd z czasem trzynaście sekund co było naprawdę dobrym czasem. Zadowolona poklepałam Rimę i poszłam ją rozkłusować. Gdy skończyłam rozluźniać konia od razu podbiegł do mnie Will i mnie mocno przytulił.
-Stara, rozwaliłaś system!
Zaczęłam się śmiać i szybko podeszłam do Diego oddając w międzyczasie kobyłę w ręce Willa. Mocno przytuliłam się do chłopaka, a on powiedział:
-Super było.
Po tych słowach mocno mnie pocałował co spotkało się z jękiem obrzydzenia ze strony mojego luzaka. Gdy się od siebie oderwaliśmy i skończyliśmy rozmawiać usłyszałam, że już wywołują na dekorację. Szybko pobiegłam w stronę Rimy i wsiadłam po czym pojechałam na arenę. Nie zajęłam pierwszego miejsca, ale zajęłam zaszczytne drugie. Okazało się, że tym drugim również wywalczyłam sobie kwalifikacje do zawodów AQHA. Mega szczęśliwa pojechałam rundę honorową i zeszłam z areny. Pora była się zbierać, by już za dwa dni zacząć znowu treningi.
***
Wszyscy byli już spakowani, więc ruszyliśmy w drogę. Byłam śpiąca, ale jednocześnie nie mogłam zmrużyć oka przez ekscytację jaką czułam.
-I jak?- spytała Chloe.
W odpowiedzi pokazałam jej wstążkę z paroma flo i czek, które wygrałam. Dziewczyna zagwizdała i mi pogratulowała. Gdy w końcu udało nam się wyjechać z parkingu wyjechaliśmy na autostradę. Chłopcy w koniowozie jechali przed nami. Podróż mijała nam miło, nawet śpiewałam z Chloe piosenki z radia. Wszystko było spokojnie, gdy nagle tuż przed nami zobaczyłyśmy samochód. Dziewczyna nie zdążyła skręcić więc się zderzyliśmy. Poczułam mocne uderzenie i wstąpiły mi gwiazdki przed oczy. Poczułam jak auto koziołkuje. Gdy zatrzymaliśmy się parę metrów dalej ostatkiem sił wytargałam się z auta leżącego na dachu. Ostatnie co pamiętam to to, gdy wciskam coś na telefonie. Otworzyłam powoli oczy i poczułam jak słońce bezlitośnie mnie razi. Od razu do tego uczucia doszedł ból promieniujący na całe ciało. Słyszałam wokół siebie dużo głosów i hałasu. Po chwili zobaczyłam nad sobą ciemną sylwetkę. Pytała się mnie o coś, lecz nie rozróżniałam jego słów. Zaczęłam bezradnie i niezrozumiale mówić.
-Diego, Chloe żyje? Diego.
Po chwili jednak zaczęłam rozróżniać głosy. Mówili ciągle coś o dwóch poszkodowanych w tym jednej ciężko rannej.
-Słyszysz mnie?- spytała sylwetka.
-Tak.
-Masz wstrząśnienie mózgu i krwotok oraz mocne rozcięcie prawej ręki. Przewieziemy cię do szpitala.
<Diego?> Obiecałam coś złego i jest.
1649
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz