Kiedy ruszyliśmy, zaczęliśmy rozmawiać na przeróżne tematy. Zaczęło się od tego czy jeżdżę od czapy, bo się nudzę, czy faktycznie stać mnie na coś więcej, niż lekcje. Odpowiadałem na wszystko i zaczęło mnie to powoli nudzić, więc oparłem się wygodnie czując dalej na sobie wzrok blondyna. Nie powiem, że jest brzydki, bo mordę ma nawet ładną, z resztą co ja pierdole. Mam przecież Venus.
- Patrzcie co za idiota! - krzyknął mężczyzna, który prowadził wóz i pokazał facetowi środkowy palec. Samochód jadący na przeciwko, chciał jeszcze kogoś wyprzedzić więc zjechaliśmy na bok, bo chcieliśmy uniknąć wypadku.
Usłyszałem hałas, jaki rozlega się po zderzeniu.
- Ten debil w kogoś przywalił - rzekłem na co stanęliśmy.
- Diego, za nami jechały dziewczyny.. - powiedział Will z kamienną twarzą. W tej chwili to on mnie przerażał. Nie myśląc długo, wysiadłem z pojazdu i spojrzałem w tamtą stronę. Na ulicy widziałem tylko samochód tego idioty. W tej chwili mało co mnie on interesował. Ruszyłem z cholernym bólem trochę dalej i zauważyłem samochód Chloe, który leżał na dachu. Szczerze miałem sam czarny scenariusz. Błagałem aby nic się takiego nie stało, prosiłem o chociaż złamany palec, ale nic więcej. Po prostu byłem przerażony, a takiego przerażenia nie czułem od dawna. Myśli jakie napływały mi z sekundy na sekundę, były coraz gorsze.
Chłopaki dogonili mnie raz dwa, więc tylko krzyknąłem aby dzwonili po karetkę.
Kiedy przybył Will, podeszliśmy bliżej. Zauważyłem, że Venus wydostała się z samochodu.
Lekko unosząca się klatka u dziewczyny znaczyła, że żyje, więc ruszyłem na drugą stronę pojazdu.
Kobieta, która prowadziła, miała opartą głowę o kierownicę, oraz powbijane kawałki szkła w skórę, gdyż większość szyby była potrzaskana.
Również oddychała, ale drzwi były mocno wgniecione, więc nawet jak bym chciał, to z tą nogą nie jestem w stanie ich otworzyć.
***
Czekaliśmy do przyjazdu karetki. Zabezpieczyliśmy wszystko, a ja oparłem się o pobliskie drzewo i zapaliłem szluga. Nie było po mnie widać zdenerwowania, aż do momentu kiedy chciałem odpalić papierosa. Ręce mi drżały, przez co miałem z tym problem. Z resztą co mam mówić.. mam rozszarpane nerwy, bo się boję o nią. Nie obchodzi mnie już kolano, nie obchodzi mnie nic poza tym co się z nią dzieje.
Gdy przybyła już karetka, zaczął się szum. sam ledwo odnajdywałem się w tym, że ktoś coś mówi.
Zrobił się harmider, każdy mówił coś do innej osoby, o czymś innym nic nie mogłem zrozumieć.
Po pewnym czasie przenieśli Venus na nosze, więc podszedłem do nich pośpiesznie.
- Mogę zabrać się z wami? - zapytałem.
- A kim jesteś? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Jej chłopakiem..
Faceci spojrzeli po sobie, po czym widziałem, że jeden chciał wyklepać formułkę, że nie jestem z rodziny.
- Niech.. jedzie - usłyszałem cichy głos dziewczyny.
Mężczyźni się zgodzili, więc wsiadłem i starałem się nie przeszkadzać, choć nie wiem czym bym miał to robić. Myśleniem o tym co się stało?
Kiedy wsiadałem, usłyszałem, że jadą odstawić konia, a następnie możliwe, że się zjawią.
W głębi duszy moje roztrzęsienie sięgało zenitu, gdy spoglądałem na monitor.
Wolny puls, podwyższone ciśnienie. Nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Co za jebane szuje!
***
Dojeżdżając wszyscy pobiegli w stronę OIOMu, a ja musiałem zostać na korytarzu. Zostałem po prostu zbyty, więc wyjąłem z kieszeni portfel i ruszyłem w stronę automatu z kawą. Wiem, że to mnie nie uspokoi, ale muszę coś robić, nie chcę palić, bo skończę tą paczkę w dwie minuty..
Mając już napój w dłoniach usiadłem na krześle i zacząłem energicznie ruszać nogą. Na dodatek robiłem to tym rozwalonym kolanem, więc gdy się zorientowałem, ponownie wstałem i zacząłem niespokojnie kuśtykać po korytarzu.
Mijały sekundy, minuty, nawet godziny, przynajmniej ja tak czułem.
W pewnym momencie zauważyłem, że wiozą gdzieś dziewczynę, więc podszedłem do ludzi i zapytałem, gdzie ją zabierają.
Odpowiedziała mi młoda kobieta:
- Musimy zszyć rękę, potrwa to trochę czasu.
Po tych słowach usiadłem ponownie, tyle że pod salą operacyjną.
Siedziałem tak bez ruchu, aż w końcu usłyszałem czyiś głos.
- Diego.. - ktoś szturchnął mnie w ramię, na co otworzyłem oczy i podniosłem głowę do góry, odczuwając przy okazji w jak bardzo niewygodnej pozycji odpłynąłem.
- Tak? - powiedziałem ochryple.
- Dowiedziałem się co jest Venus więc przyszedłem cię powiadomić - rzekł Patrick.
- Dzięki za informację - westchnąłem kiedy opowiedział mi wszystko.
- Ty się dobrze czujesz? - zadał pytanie.
- Powiedzmy.. - mój cichy głos, był tak cichy, że sam zacząłem się zastanawiać czy on go słyszał.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Chodź cię odwiozę, bo ona i tak teraz musi odpocząć.
- Chcę tutaj zostać.. - powiedziałem pewnie.
- Będziesz tu siedział bez celu?
- Bez celu to ty możesz siedzieć.. ja mam cel, chce wiedzieć co się dzieje, po prostu muszę z resztą, nie zrozumiesz tego.
Mężczyzna chyba nie chciał wdawać się w żadne kłótnie więc pokręcił zrezygnowany głową i odszedł w swoją stronę.
***
Życzliwa pielęgniarka, wskazała mi salę, w której leży Venus, ale nie pozwoliła mi jeszcze do niej wejść, więc ponownie poszedłem po kawę wygrzebując drobne i usiadłem na krześle. Zasiedzę się dzisiaj na nich.
Oparłem głowę na rękach i odpłynąłem, lecz obudził mnie głos kobiety, która mówiła dość głośno:
- Gdzie moja córeczka - po czym podała dane. Najwidoczniej nie mogła wcześniej przyjechać, bo godzina już nie była młoda, przez co ludzie w recepcji obijali się.
Wstałem podchodząc do kobiety.
- Sala numer dwadzieścia, Venus zszywali rękę, ma wstrząs mózgu i słyszałem, że opanowali już krwotok.. - powiedziałem a matka dziewczyny odwróciła się w moją stronę.
Wyglądałem prawdopodobnie jak zombie, bo mina tej pani, nie była ciekawa. Mam nadzieje, że chociaż nie oskarży mnie o to, w jakim stanie leży tutaj Venus.
957
Venus?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz