Po tych słowach schowałem nos w kark dziewczyny, a następnie zacząłem się zastanawiać czy powiedziałem jej prawdę. Z jednej strony wiem, że będzie dobrze, ale z drugiej może się ta zabawa źle skończyć. Moje nastawienie zmieniało się co pięć sekund. Raz widziałem siebie cieszącego się z zaliczonej jazdy, a po chwili dostrzegałem, że zrobiłem sobię jakąś krzywdę, czy też leżę na arenie, bo mi byk na kręgosłup skoczył. Wszystko jest możliwe, a to tylko zwierzęta, nikt nie ma nad nimi stu procentowej kontroli, a jestem w stanie to potwierdzić, gdyż hoduje takie zwierzęta.
Patrząc też na J.B, który podchodzi do Bushwackera po raz dziesiąty, mając rozplanowane wszystko. Chłopak ma pozapisywane kartki, fdzie to zwierze lubi się obracać, że najpierw daje dwa długie susy do przodu, później wyrzuca zad, a na koniec zaczyna się kręcić zawsze w przeciwną stronę. Co z tego, że to sobie wypisał jak ostatnio byk go zaskoczył, bo stwierdził, że najpierw się pokręci, a później da susa do przodu wyrzucając wysoko zad. Chłopak zleciał jak lalka, przy okazji zaliczając róg.
Ja się obawiam zwierząt, które będą w rundzie mistrzów i w trzeciej. Jeśli tam w ogóle dojdę.
Po przemyśleniach pocałowałem dziewczynę w kark.
- Ty w koszuli, co to się stało? - mruknąłem.
- Tak jakoś, po prostu miałam ochotę przebrać się w to.
- Mała kowbojka? - zaśmiałem się, a dziewczyna odwróciła się w moją strone mierząc mnie zabójczym wzrokiem.
- Proszę mnie nie mordować przed zawodami.. poza tym.. jadłaś śniadanie? - zapytałem od czapy, na co ta pokręciła przecząco głową.
- W takim razie chodź, trzeba coś zjeść - powiedziałem i chwyciłem dłoń dziewczyny, gdzie następnie udaliśmy się do kuchni w której przygotowałem naleśniki.
Kiedy postawiłem je na stole oboje rzuciliśmy się na nie jak dzikie zwierzęta. Apetytu nam nie brakowało, ponieważ zjedliśmy je wszystkie.. eh a były takie dobre..
- Co powiesz na krótki teren? - zapytałem dziewczynę, która właśnie piła swoją cherbatę.
- Nie powinieneś się teraz skupić na zawodach?
- Na tym to się skupie dopiero wtedy, kiedy usiąde na byku, więcej skupienia mi nie trzeba.
Po mych słowach dziewczyny mina mówiła dwa wyrazy. "Martwię się".
Westchnąłem tylko, kończąc swoją kawę.
Kiedy Ves wykończyła napój, ruszyłem z nią do stajni.
- Pojedziemy chwilę lasem, później spokojnie ścieżką, a na koniec wrócimy. Ja też chcę się oderwać od myślenia o tym co może być na arenie.
- W takim razie dobrze - dziewczyna uśmiechnęła się lekko po czym wzięła siwka, więc bez zastanowienia zabrałem ze sobą Almę, gdyż As będzie złym pomysłem, ale będę po zawdach musiał poświęcić mu więcej czasu.
Gdy już wszystko było gotowe ruszyliśmy w teren, gdzie rozmawialiśmy o zawodach Venus jak i moich. Cały czas starała się mnie przekonać do kasu. Co mogę powiedzieć? Nie mam swojego w szatni, a każdy ma jakiś inny rozmiar, kiedy go rozreguluje uczestnik, któremy będzie on potrzebny na nic się przyda, gdyż ustawianie go zajmie potrzebny czas.
Zabawiliśmy się w berka, którego wymyśliła dziewczyna, lecz ja z Almą to mam takie szanse jak ze ślimakiem.
- Że ja niby gonie? Przecież ja cię nie złapie.
- Nie wierzysz w nią? - spojrzała na klacz.
- Wierzę w wiele rzeczy ale nie przesadzajmy - po tych słowach ruszyłem w jej stronę galopem, a następnie klepnąłem w ramię oznajmiając, że to ona teraz goni.
Kiedy konie miały dość, zerknąłem na zegarek i powiedziałem dziewczynie, że pora wracać.
Nie czekając długo ruszyliśmy w stronę budynku, gdzie następnie odprowadziliśmy zwierzęta do boksów.
- To co.. widzimy się za czterdzieści minut, ja muszę skoczyć się ogarnąć.. - cmoknąłem dziewczynę w czoło i ruszyłem w stronę budynku.
- Za czterdzieści? - zapytała.
- Dobra za trzydzieści..
- Diego!
- Za dwadzieścia pięć? - zaśmiałem się i uciekłem, gdyż spostrzegłem, że ta mnie goni.
No tak ona musiała wyjść z psem, który potrzebuje ruchu.
- Diegooooo - przeciągnęła ostatnią literkę, a ja spojrzałem na godzinę.
- Równa godzina podszedłem do niej nim się rozeszliśmy i lekko potargałem jej włosy.
Kładąc dłoń na klamce, usłyszałem irytujące słowa.
- Słyszałeś, że ta suka mnie pobiła?!
- Przepraszam.. kto? - odwróciłem się do dziewczyny.
- Ta szmata z którą jesteś, wiesz ta co ma nierówno pod sufitem i ci nie daje.
- Stella.. kurwa jak byś była facetem to w tej chwili leżałabyś w szpitalu. Nie masz prawa tak o niej mówić.. - warknąłem.
- Może mam, może nie. Zgłosiłam to dyrekcji, niech oni się nią zajmą, może zmądrzeje...
Nawet nie wiecie jak mnie kusiło aby jej przyjebać i to tak solidnie. Złamanie nosa miałaby u mnie w gratisie, ale mam zasady, których się trzymam i staram się ich przestrzegać.
Pierwsza z nich to: Zawsze trzymaj się zdala od zbyt miłych kobiet.
Druga: Nie dawaj dupy na lewo i prawo.
Trzecia: Jak uderzysz dziewczynę, oddaj sobie dwa razy mocniej.
Czwarta: Jeśli masz przed kimś uciekać, to napewno nie oknem!
Piąta: Nie bądź dzban i miej swoje zdanie.
***
Kiedy się już ogarnąłem, to ubrałem się w wygodną koszulkę, a na to zarzuciłem koszulę. Nie mając co robić przez kolejne dwadzieścia minut, włączyłem muzykę w telefonie i zacząłem cicho nucić utwory, gdyż muszę zacząć myśleć pozytywnie.
Tak minęły te minuty. Na nic nierobieniu! Cudownie. Wyszedłem z pokoju chwilę wcześniej, zgarniając skórzaną kurtkę i kluczyki od samochodu.
Czekając na Venus, zapaliłem jeszcze papierosa i w połowie go skończyłem, widząc wychodzącą dziewczynę.
- Masz większy strach w oczach niż ja - rzekłem i udałem się z nią do pojazdu.
- Nie prawda! - krzyknęła lekko się uśmiechając.
- Czyżby?
- No dobra.. możliwe.. - otworzyła drzwi i wsiadła do pojazdu.
Zrobiłem to samo, a następnie ruszyłem na stadion, gdyż musiałem być trochę wcześniej. Zawody zaczynają się o osiemnastej, a aktualnie mamy szesnastą trzydzieści.
Wiecie każdy musi dostać numer i sprawdzić czy wszyztko jest w jak najlepszym porządku, bo to jest bardzo ważne.
Dojechaliśmy na miesce po piętnastu minutach, bo akurat nie było korków.
Wjechałem na wyznaczony dla zawodników parking, robiąc trochę hałasu, więc wzrok ludzi był skierowany w moją stronę.
Wysiadając z pojazdu słyszałem ludzi, którzy się dziwili, przeklinali za głupote albo podziwiali. Cóż nie każdy mnie zna, więc nie dziwiłem się, że wiekszość osób pytała się starszym zawodnikom kim jestem.
Ruszyłem w stronę szatni lekko się uśmiechając pod nosem.
- Kogo tu przywiało? - zapytał Valdiron, który właśnie wychodził z szatni i zaczepił Venus.
- Nas.. - powiedziałem wchodząc do pomieszczenia.
- Ciebie to się spodziewałem Alves, bardziej chodzi mi o Venus - zaśmiał się.
- Czarny napaleńcu, proszę odwalić się od mojej kobiety - nie musiałem nawet krzyczeć, gdyż moja szafka, znajdowała się od razu koło drzwi, więc powiedziałem to, wciągając spodnie.
- Co za rasista, Venus jak ty go wychowałaś? - zaśmiał się.
- Sam się wychował, nie miałam na to wpływu - ta również się zaśmiała.
- Jacy wy zabawni jesteście.. - rzekłem stojąc już bez koszulki, ale wiązałem buty.
- Diego, chłopie! Widzę, że Venus ma branie - rzekł Silvano, który właśnie się zjawił.
- Ta, Valdirona.
- Czy ja wiem? Nie wygląda to jak Valdiron..
Po jego słowach sprawdziłem co się dzieje, a okazało się, że ta banda uczepiła się Venus. No tak, bo w tym miejscu kobieta, to inna bajka.
Zarzuciłem nową koszulę, a następnie podszedłem do drzwi.
- Łapy precz.. - warknąłem, ale to nic nie dało.
Szczerze Venus, starała się coś im odpowiadać, ale patrząc na to, co się dzieje, to bylo ciężkie.
- A co Alves, zazdrosny, że nie możesz z nią porozmawiać? - zapytał Lookwood.
- Mogę z nią porozmawiać kiedy chcę. Ta dziewczyna jest ze mną.. - warknąłem i nagle wszyscy się cofnęli.. no prawie. Został Silvano, J.B czy Valdiron, którzy stwierdzili, że zagadają trochę dziewczynę.
Zapiąłem ostatni guzik w koszulj, a następnie poprawiłem rękawy. Zarzuciłem też kamizelkę, którą dobrze podopinałem i sprawdziłem, czy przypadkien lina nie jest wytarta. Cóż w tym problem, że jest.
Ukradłem paste od Muneya i ją nasmarowałem. Odwiesiłem rękawicę i wyszedłem. Klapy i reszta później.
Powiedziałem dziewczynie, że muszę iśc posprawdzać kilka rzeczy, a tam jej nie wpuszczą więc ma znaleźć sobie na chwilę jakieś miejsce.
Wszyscy musieliśmy zejść obiekt, aby sprawdzić czy nie ma żadnych usterek, sprawdziliśmy nawet czy dach zamyka się, tak aby nie było szczelin.
Wszystko było perfekcyjnie więc wróciłem do Vensu.
- Witam ponownie. Psze pani, wszystko zacznie się za jakieś trzy minuty więc idź na bramkę, tam cię wpuszczą - w tej chwilj przypiąłem jej do szlowki identyfikator.
- Mam nadzieje, że nie skończysz na OIOMie.
- Nue martw się na zapas.. - mruknąłem i ją pocałowałem.
Następnie odprowadziłem ją tam gdzie miała miejsce i sam ruszyłem do reszty zabierając swój kapelusz.
Pierw wjechali ludzie z flagami państw, które występowały, oczywiście konno i szybkim galopem zrobili jakiś wzór, po czym się ulotnili. Zgasły wszystkie światła i napis zapłonął, a jeden reflektor był skierowany w naszą stronę. Wyszliśmy wszyscy jednocześnie, a następnie każdy kraj śpiewał swój hymn.
Kiedy te głupoty dobiegły końca, poszedłem do szatni aby przymocować klapy i ostrogi, po czym udałem się do Venus.
Zawody się zaczęły i każdy chciał się pokazać z najlepszej strony. Cóż nie każdemu to wychodziło.
Pierwsza siódemka, która startowała, zakończyła swoje zmagania przed sygnałem, więc to poszłk szybko. Kiedy wyczytali zawodnika numer jedenaście, ulotniłem się aby zabrać wszystko.
Podwinąłem rękaw koszuli na lewej ręcę i wciągnąłem rękawicę, którą później zabezpjeczyłem taśmą. Zabrałem swój sprzęt i wróciłem czekając na swoją kolej.
Kiedy numer dwanaście wyszedł z bramki udałem się w stronę klatki. Przytrafił mi się Smackdown.
- Patrz Venus, ten nie ma rogów - zaśmiał się Valdiron, starając się pocieszyć dziewczynę.
- Powodzenia.. - powiedziała lekko się uśmjechając.
Mrugnąłem tylko do niej i skinąłem głową aby otworzyć.
Smack, kreci się na rękę trzymającą linę, więc złapałem balans i dumny z siebie spadłem po upływie ośmiu sekund.
Nie dostaliśmy wielu punktów, gdyż na monitorze pojawiła się cyfra 81,75.
I weź się tutaj staraj.. westchnąłem na tę myśl i pozbyłem się rękawicy.
***
Zawody ciągnęły się jak flaki z olejem, kilku zniesiono na noszach w rundzie trzeciej, ale na szczęście nie byłem to ja. Choć nie utrzymałem się.
Wszedłem do finału, dzięki ładnie punktowanej drugiej rundzie.
Wybieram jako szósty, więc nie jest źle.
Zabrałem dziewczynę z jej miejsca i udałem się z nią do miejsca gdzie stoją zwierzęta.
Kiedy wszyscy przede mną powybierali, nadszedł czas abym wybrał ja.
- Który ci się najbardziej podoba?
- Żaden, Diego to niebezpieczne.. - westchnęła zrezygnowana.
- Wiem słyszę od ciebie to ostatnio za często.
- I wiesz doskonale, że jestem zła na, to że nie masz kasku..
- Dobrze mamo następnym razem się poprawię.
- Ten jest ładny - rzekła wskazując na Air Time.
Tego też wybrałem. Cholerstwo jest dość niskie, ale ma swoją masę oraz siłę, więc nie byłem przekonany czy dam radę.
Wróciliśmy na miejsce, po czym czekałem na swoją kolej po raz ostatni tego dnia.
Kiedy przyszedł ten moment, przed usiądzeniem na zwierzu pocałowałem Venus.
Kiedy tylko mój tyłek znalazł się na grzbiecie zwierzęcia, to chciało od razu mnie zrzucić i oczywiście nie współpracowało, przez co musieli je odpychać od ścianki.
Linę podała mi Ves, a po tym już tylko czekała mnie jazda.
Wziąłem głębokj wdech po czym skinąłem głową.
Takiej rakiety nie widziałem od dawna. To cholerstwo wystrzeliło jak z procy, skacząc wysoko i wyrzucając zad prawie do pionu. Kiedy sygnał się rozległ chciałem zejść, ale Air się potknął i wywalił na moją prawą stronę, a gdy tylko wstał skoczył mi jeszcze tylnymi nogami na kolano.
W tamtej chwili myślałem, że się zesram.
Shorty, podszedł do mnie i pomógł mi dojść do zejścia z areny, gdzie czekała przerażona Ves.
- Boże, Diego.. mówiłam nie jedź - była roztrzęsiona.
- Hey.. spokojnie, na dzisiaj koniec..
- Nic takiego się nie stało, spokojnie - rzekłem kiedy clown, przekazał mnie dalej.
Ruszyłem z Obreyem do punktu medycznego, gdzie stwierdzili, że miałem szczęście, bo nie ma nic groźnego. Cyknęli od razu zdjęcie kolana, przez co okazało się, że zerwałem więzadła i ogólnie ono jest zwichnięte.
Lekarz popatrzył na mnie i zapytał.
- Gpis czy orteza?
- Orteza - odpowiedziałem bez zastanowienia, po czym ubrał mi to cholerstwo. Metalowe pręty po bokach, zapinana na trzy razy.. po prostu pięknie.
- Staraj się dużo nie chodzić, tu masz receptę na leki - podał mi kartkę i stwierdził, że mogę iśc. Też tak zrobiłem.
Napotkałem przy wejściu Venus, więc lekko się uśmiechnąłem.
- Będę żył. To tylko kolano... a teraz musimy poczekać do końca.
Spojrzałem na tablicę gdzie prowadziłem, więc w razie czego będę zajmować to miejsce, co miałem.
Po kilku upadkach i trzech zaliczonych jazdach okazało się, że jestem drugi a jakiś młokos pierwszy. Cóż.. starzeję się.
Uśmiechnąłem się szeroko kiedy na tablicy było moje imię, choć sprzączki nie dostanę.
***
Kiedy wyszedłem już z szatni kulejąc, teraz tak będę chodził przez dłuższy czas, udałem się w stronę samochodu z Venus.
- Masz zezwolenie - podałem jej kluczyki i wsiadłem od strony pasażera.
Gdy dziewczyna wsiadła za kierownicę powiedziała:
- Jutro nie będziesz Luzakiem.
- Ale...
- Żadnego ale, mam Willa.
W tej chwili zmarszczyłem brwi.
- Ale w czym on jest lepszy?
- Ma zdrowe kolano.
- Venuuus.. - włączył mi się zazdrośnik.
- Nie.
- Proszę, on na pewno nie jest taki fajny jak ja..
- Diego... czy ty jesteś zazdrosny? - zasmiała się cicho.
- Nie.. - powiedziałem krzyżując ręce na klatce..
Veeeees?
2094
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz