Wchodząc do pokoju byłem szczęśliwy, że w końcu będę mógł usiąść na czymś miękkim, więc to uczyniłem, ale przede mną stanęła Venus, która nie wygładała na pocieszoną. O co jej chodzi? Byłem grzeczny.. chyba, ale nie mogło być tak źle w końcu znaleźli mnie i Francisa...
Dobra nie ważne, mogło być źle.
Uniosłem glowę ku górze aby na nią spojrzeć, lecz to nie był chyba dobry wybór.
- Mam nadzieję, że masz coś mądrego do powiedzenia - warknęła, co znaczyły, że była na mnie zła.
Przetarłem twarz dłońmi i zwiesiłem głowę. Musiałem przemyśleć każde słowo jakie właśnie miało wychodzić z mych ust. Nie jestem pewien czy pamiętam wszystko, ale powiem co to wiem. Nie chcę aby później były między nami jakieś spiny, niezgodności.
- Venus, co ja mam ci niby mądrego powiedzieć.. mam takiego kaca, że głowa mała..
- Powiedz mi coś ty robił z Francisem? - przerwała mi w mej jakże majestatycznej rozmowie.
- Jesteś zazdrosna? - uniosłem lekko brew, na co ta tylko fuknęła.
Przynajmniej wiem na czym stoję. Zazdrość u kobiety, to chyba nic dobrego. U facetów jest to prostrze. Idziesz na piwo i się potrafisz dogadać kto z kim w jaki dzień będzie sypiał, jeśli pretendent się zgodzi.
- Ves, ja pierdole.. wiem na pewno, że wyszedłem z domu wraz z Francisem, śpiewaliśmy jakieś głupie piosenki tańcząc i chlejąc szampana, którego z resztą miałem w ręku kilka chwil temu.
Poszliśmy do stajni, bo Fran miał pomysł aby pojeździć, lecz stwierdził, że wszystkie zwierzęta śpią. Ja usiadłem pod boksem, gdzie starałem się napisać jakąś wiadomośc do ciebie.. - w tej chwili przeszukałem kieszenie. - Kurwa, chodź - wziąłem dziewczynę za dłoń i poszliśmy do stajni, gdzie przypomniałem sobie pod jakim boksem siedziałem.
Sprawdziłem w poidle, koło drzwi, przeszedłem całą stajnię.
- Masz telefon przy sobie?
- Mam.
- Zadzwoń do mnie.
Po tych słowach usłyszałem dźwięk telefonu, który dobiegał z pustego stanowiska.
Wszedłem do środka i prócz mojej zguby znalazłem jeszcze papierek po tabletce.
Zmarszczyłem brwi, po czym wyprostowałem sreberko aby odczytać napis. Moje oczy pracowały niczym zoom w aparacie, ale nic nie mogłem orzeczytać. Cały napis mi się zamazał, więc poprosiłem dziewczynę aby mi go odczytała jeśli da radę. Po kilku próbach udało się, a mnie zaczęło nosić.
- Nie idź teraz tam gdzie ja.. - powiedziałem pewnie i wręczyłem jej przy okazji mój telefon, gdzie był sms, który nie został nadany, o treści "Krpek, jak monesz przhxdź, bo caś czuję, że Francis kce mnje zgw... dhajdbzjabdj". Pisałem to nim zalałem się w trupa, a ostatnie znaczki były kiedy on wyrywał mi telefon z dłoni.
Zapiąłem rozporek, bo nie będę tak paradował i pozbyłem się podartej na boku koszulki. Zajebie gnoja.
Wszedłem do domu wkurwiony, jak by alkohol przestał nagle działać.
Zauważyłem, że Francis siedzi w salonie na kanapie, starając się przełknąć śniadanie. Jak ja mu wymaluje, to mu śniadanie wyjdzie uszami.
Chwyciłem chłopaka za fraki i przydusiłem do ściany.
- Co się kurwa kielczysz?! - syknąłem widząc jego głupi uśmiech na twarzy.
- Byłeś bardziej uroczy jak spałeś.
- A ty nie umiesz być mniej głupi?! Popierdoliło cię do końca?!
- Ja nie wiem o co ci, w ogóle chodzi - powiedział jak by go to nic nie ruszyło.
- Nie wiesz? To może to ci odświezy pamięć! - walnąłem go z pięści w twarz.
- Na chuj mnie bijesz Alves?
- Na chuj? No proszę, może przez to, że mnie do cholery wykorzystałeś?! Uśpiłeś mnie podając mi tabletkę gwałtu. Francis, miałem w tobie oparcie, kiedy byłem zerem! Byłeś moim przyjacielem, ufałem ci gnoju!
- Miałem stać bezczynnie, kiedy ty wielce miałeś zabawę z tą prosta dziewczyną ze stanów? - Syknął.
- Odszczekaj to..
- Prostaczka, akademia, bogaci rodzice, rodzina idealna, suka, kurwa i kanalia? - słysząc to miałem ochotę go po prostu zabić. - odbiła mi ciebie! Ta idiotka wszystko zniszczyła, chciałem to naprawić! Jesteś jednak ciemny Diego, jestem jak swój ojciec.. wymagam, pamiętasz go pewnie doskonale z pracy, tak tamtej, gdzie cię zgwałcił..
W tej chwili zaczęły spływać na mój umysł wszelkie retrospekcje i paskudne wspomnienia.
- Mieszkałem z matką, nikt nie wiedział, kto jest moim ojcem - po tych słowach nie wytrzymałem rzuciłem go o ziemię, po czym zacząłem na niego krzyczeć, wyzywać, że go zabije, że jest jebanym oszustem, skurwielem. Powinien zginąć pod kołami jakiegoś tira czy kopytami. Wszystkie te słowa były po hiszpańsku.
Byłem tak wściekły i darłem japę tak głośno, że po niedługim czasie poczułem jak dwie osoby chwytają mnie za ręce i odciągają od leżącego na ziemi Francisa.
Wisiałem na ich rękach jak lalka, która najchętniej wyrwałaby się i jeszcze raz mu wpierdoliła.
Kiedy mój oddech się uspokoił i zacząłem racjonalnie myśleć, spojrzałem na osoby, które mnie trzymają. Był to J.B i Valdiron, a Silva próbował ocucić moją ofiarę. Niestety, to mu się udało.
Spoglądając w stronę drzwi, zauważyłem przerażoną drzewczynę, która gdy natknęła się na moje oczy, odwróciła się na pięcię i zniknęła za rogiem.
- Z... Zostawcie już mnie! Ja muszę za nią iść.
- Porozmawiam z nią, J.B weź powiadom, kogo trzeba, Francis ma złamany nos, podbite oko i może mieć kośći policzkowe potrzaskane. - rzekł mój braciszek, po czym wyszedł za Venus, a mnie trzymał już tylko Valdiron, gdyż J.B wydzwaniał, a po drodzę, kiedy podszedł do leżącego powiedział: "Też powinienem ci za takie rzeczy wpierdolić"
Mam tylko nadzieję, że jako tako Silva załagodzi sytuacje, gdyż nie chciałbym aby Ves się mnie bała. Cholernie tego nie chcę...
Ves? Wybacz za badzioka, na dodatek krótkiego.
866
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz