Poszliśmy na poszukiwanie telefonu bruneta. Zadzwoniłam do chłopaka, a ten poszedł do stanowiska. Po chwili wrócił z niego z sreberkiem w ręce. Poprosił bym odczytała co jest na nim napisane. Był na nim napis: "GHB 0,1mg/l". Na moje nieszczęście wiedziała co to znaczy. Po przeczytaniu tego na głos chłopak cały się spiął i powiedział:
-Nie idź teraz tam gdzie ja...
Chłopak nagle pobiegł do domu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym był słowa, które utwierdziły mnie w moich domysłach. Szybkim krokiem też poszłam w tamtą stronę i zobaczyłam jak brunet okłada Francisa krzycząc jakieś słowa. W pewnym momencie coś powiedział i Diego wręcz w szale rzucił nim o ziemię. Przyłożyłam dłoń do ust i stałam sparaliżowana z nadzieją, że zaraz ktoś przyjdzie. W pewnym momencie do kuchni wkroczyli Silva, J.B i Valdiron. Odciągnęli chłopaka za ręce przez co nadal im się wyrywał próbując doskoczyć do Francisa. Silvano w tym czasie ocucił ofiarę. Patrzyłam na chłopaka z niemym przerażeniem. Gdy nasze oczy się spotkały i zobaczyłam jego pociemniałe od gniewu oczy wyszłam nie utrzymując presji. Słyszałam za sobą jak jeszcze chłopak coś mówi, lecz nie byłam w stanie zostać w pomieszczeniu. Stanęłam na zewnątrz opierając się o barierkę. Westchnęłam głęboko przecierając dłońmi twarz. Mój mózg nie był w stanie zrozumieć co się właśnie stało. Ze zdenerwowania wbijałam paznokcie w skórę i nie przestawałam pomimo tego, że czułam krew. Usłyszałam kroki obok siebie, a następnie ktoś opatulił mnie ramionami. Był to Silva. Pocierał moje plecy w geście wsparcia. Nic nie mówił co było dla mnie dobre. Po paru chwilach oderwałam się od niego i powiedziałam:
-Wrócę za parę godzin.
Chłopak kiwnął głową, a ja się szybko skierowałam do pokoju. Ubrałam na siebie jakąś koszulkę i wygodne spodenki po czym wybiegłam z domu. Zaczęłam biec mocnym tempem, dzięki temu opróżniałam swoją głowę z niechcianych myśli. Nie patrzyłam nawet gdzie biegnę. Na pewno byłam poza obszarem rancza. Biegłam wzdłuż wody i to był mój punkt oparcia. Gdy płuca zaczęły mnie palić tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu przystanęłam. Starłam pot z czoła i przysiadłam pod jednym z drzew. Telefon zaczął dzwonić na co tylko go wyłączyłam. Potrzebowałam chwili dla samej siebie. Ściągnęłam koszulkę, by choć trochę się schłodzić, jednak to było na nic. Ostrożnie zeszłam na plażę, gdzie pozbyłam się spodenek i butów po czym zanurzyłam się w chłodnej wodzie. Miałam ochotę się rozpłakać jak małe dziecko i uderzać piąstkami o ziemię, jednak wiedziałam, że ta sytuacja jest trudna nie tylko dla mnie. Zaczęłam podsumowywać sobie te wszystkie fakty w sobie. Mieszałam w sobie uczucia szczęścia, przerażenia i złości. Cieszyłam się, że Diego nie zdradził mnie świadomie i jednocześnie było mi go kurewsko żal przez to co go spotkało. Rozumiałam jego reakcję na widok Francisa, jednak nadal mnie ona przerażała. Wyszłam z wody i usiadłam na kamieniu. Poczekałam chwilę aż przeschnę i ubrałam się. Powolnym krokiem zaczęłam wracać na ranczo. Włączyłam telefon żeby sprawdzić ile mam drogi. Dziesięć kilometrów. Jak ja to zrobiłam? Przecież dojdę po zmroku. Sfrustrowana teraz już na samą siebie uderzyłam w Bogu winne drzewo.
-Kurwa!
Powtórzyłam czynność jeszcze raz i jeszcze. Po zdarciu skóry z kostek opadłam na ziemię i poczułam pieczenie w oczach. Szybko zamrugałam żeby odgonić łzy.
-Co się z tobą dzieje psychopatko?- Zadałam sobie pytanie.- Dobra podsumujmy to.- Mówiłam do siebie. Pomagało mi to zebrać myśli.- Ta lebioda zgwałciła Diego, chłopak go pobił, a ja spierdoliłam kiedy powinnam być dla niego oparciem. Czyli, hmm. Tak Venus. Spieprzyłaś po całości i jeszcze musisz wracać walone dziesięć kilometrów, bo tu nawet zasięgu nie masz. Ale jakim cudem? Jeszcze przed chwilą był.- Westchnęłam.
Zaczęłam wolno truchtać. Dookoła mnie zmierzchało i było słychać odgłosy zwierząt. Gdy zrobiło się tak ciemno, że nie widziałam gdzie idę włączyłam latarkę w telefonie. Nie musiałam długo iść, bo już po chwili zobaczyłam ogrodzenie rancza. Weszłam szybko na ganek i otworzyłam drzwi. W salonie siedział Silva i J.B.
-Mieliśmy cię szukać.- Powiedział brat bruneta.
-Mam jedno pytanie.
-Hmm?
-Gdzie jest Francis?
-W kuchni.
Ruszyłam w tamtym kierunku, a za mną poszła dwójka z salonu. Zobaczyłam chłopaka siedzącego przy blacie. Chciał coś powiedzieć, lecz podeszłam do niego, wzięłam zamach i uderzyłam go prosto w ten krzywy ryj.
-Powinieneś się leczyć spierdolino ludzka.- Splunęłam i wyszłam z pomieszczenia.
Nie czekając na reakcję dwóch chłopaków poszłam do pokoju i się przebrałam i lekko ogarnęłam. Znowu skierowałam się na dół. Silvano stał do mnie tyłem, więc puknęłam go w ramię. Gdy się obrócił spytałam:
-Gdzie jest Diego?
-Jego nie pobijesz?- Spytał poważnie.
-Nie.
-Nie wiem. Poszedł gdzieś.
-Dzięki.
Wyszłam z domu i skierowałam się w kierunku stajni. Ani śladu. Następnie poszłam do stajni dla byków gdzie spotkałam tylko krowy, tak samo jak na pastwiskach. Jako ostatnie miejsce wybrałam się na arenę. Niczego nie widziałam i chciałam wychodzić, gdy w ostatnim momencie dostrzegłam ruch kącikiem oka. W tylnej części trybun siedział brunet i miał twarz w dłoniach. Podeszłam do niego.
-Silvano idź stąd.- Powiedział lekko zachrypniętym głosem.
Wplątałam delikatnie rękę w jego włosy i cicho powiedziałam jego imię. Spojrzał na mnie. Kucnęłam i delikatnie go objęłam. Chłopak się we mnie wtulił. Gładziłam dłonią jego plecy.
-Przepraszam Diego. Powinnam być dla ciebie wsparciem, a uciekłam w takiej chwili.- Chwyciłam jego policzki w dłonie.- Wybaczysz mi?- Moje oczy się zaszkliły za co się w duchu przeklnęłam.
<Diego?>
876
#21/1000 blatów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz