1.29.2019

Od Noah do Leonarda

Cichy dźwięk budzika przebił się brutalnie do mojego umysłu. Nie zastanawiając się nad tym co robię, wyłączyłam to ustrojstwo i ponownie zamknęłam oczy chcąc dokończyć bezsensowny sen, z którego zostałam wyrwana. Na moje nieszczęście jednak nie tylko ja wiedziałam co oznacza dźwięk wydobywający się z mojej komórki i zanim zdążyłam na dobre odpłynąć poczułam, że materac na łóżku się trzęsie. Otworzyłam oczy w samą porę by zobaczyć jak Flair po raz kolejny próbuje zanurkować w materacu niczym w śniegu po czym zaczyna go wściekle drapać. Cholera. Nie stać mnie na płacenie za szkody przez tą małą wredotę.
- Flair, nie! – wyciągnęłam w jej stronę rękę, próbując odgonić lisicę.
To był błąd, gdyż widząc moją aktywność obie kulki futra rzuciły się na mnie, by upewnić się, że nie zapomniałam o ich spacerze i śniadaniu.
- Okej, okej, przecież już wstaję – mruknęłam pod nosem, zdejmując Dot z mojej twarzy i odstawiając ją na podłogę.
Wstałam, zanim moje włosy znów zdążyły stać się gryzakiem dla którejś z lisic, po czym wyjęłam z ich klatki miski i udałam się do kuchni po przygotowane poprzedniego dnia mięso. Na szczęście w pomieszczeniu nie było nikogo, więc nie musiałam się do nikogo odzywać. Nałożyłam mięso do misek i przeskakując po trzy stopnie na raz wbiegłam na piętro. Dopiero na korytarzu prowadzącym do mojego nowego pokoju zorientowałam się, że wciąż jestem jedynie w majtkach i tshircie. Ta świadomość sprawiła, że ostatnie metry dzielące mnie od drzwi pokonałam jeszcze szybciej i odetchnęłam dopiero gdy zamknęłam za sobą drzwi. Wstawiłam naczynia ze śniadaniem do klatki, w której zamknęłam lisy gdy tylko weszły do środka.
Rozebrałam się, idąc do łazienki, by wziąć szybki prysznic zanim wraz z Dot i Flair pójdziemy pozwiedzać Akademię, do której przyjechałyśmy wczoraj wieczorem. Kilkanaście minut później ubrałam się w tradycyjną, znoszoną koszulkę, bojówki i wygodne buty, a mokre włosy rozczesałam jedynie i pozwoliłam im robić co chcą.
Wypuściłam z klatki Dot, by założyć jej skórzaną obrożę i wytrzymałe szelki do których przypięłam trzymetrową smycz, a następnie powtórzyłam ten proces z udziałem znacznie mniej podekscytowanej i bardziej zdenerwowanej Flair. Szara lisica dopiero niedawno opuściła fermę i wciąż przyzwyczajała się do nowego życia – wszystko ją przerażało, a we mnie szukała oparcia w odkrywaniu nowego świata. Zabawne. Z mojej perspektywy wyglądało to podobnie.
Wzięłam głęboki wdech, sprawdziłam czy aby na pewno mam kilka suszonych przysmaków dla dziewczyn w przypiętej do kieszeni spodni saszetce i otworzyłam drzwi. Dot nieśmiało, acz z zaciekawieniem wyszła za nie, natychmiast zaczynając węszyć, Flair zaś potrzebowała chwili zastanowienia i małej zachęty by w ogóle przekroczyć próg.
W ramach naszego zwiedzania postanowiłam zajrzeć do stajni Akademii. Początkowo udałyśmy się do stajni dla koni szkoły, by poznać choć trochę konie tam stojące. W końcu na jednym z nich mam się uczyć. Z niecierpliwością czekałam na pierwsze zajęcia, aby wreszcie dowiedzieć się, z którym z tych pięknych zwierząt dane mi będzie pracować. Kilkadziesiąt minut później wyszłam z lisami z pierwszej stajni i skierowałam się do tej, przeznaczonej dla koni prywatnych. Ten budynek był znacznie bardziej okazały, choć moim zdaniem pierwsza stajnia była znacznie ładniejsza.
Każdy z tych koni jest pewnie wart majątek, przemknęło mi przez myśl.
Większość koni zajęta była skubaniem siana, ale jeden ciekawsko wystawiał głowę przez drzwi swojego boksu. Wydawał się być mocno zainteresowany zwinnymi, puszystymi „cosiami” prowadzonymi przeze mnie na smyczach. Podeszłam do jego boksu, pozwalając mu zapoznać się z lisami, które też chętnie powąchały nowego kolegę. Spojrzałam na tabliczkę z imieniem konia. „Attack With Me Life” głosiła. Wyciągnęłam do zwierzęcia rękę. Koń powąchał ją, rżąc cicho. Powoli zbliżyłam ją do jego łba, ostatecznie głaszcząc go po grzywie.
- Co robisz?! – ciszę przerwał wyraźnie niezadowolony głos.

Sir Leonardzie Wiliamie II Windsorze?
601

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz