-Hmm?
-Popatrz na mnie.
Chłopak zrobił to o co poprosiłam, a ja wtedy skrzyżowałam ręce. Chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
-Daruj sobie gadanie o jakiś bajeczkach. Też kiedyś ćpałam i wiem jak wyglądają oczy po tym.
-Ves, to tylko jednorazowo.
-Wmawiaj to sobie. Idę teraz zjeść, a ty przyjdź jak skończy ci się haj.
Zdenerwowana wyszłam z pokoju. Co on sobie myśli? Rozumiem, zdarzy się wziąć raz na jakiś czas, ale przed zawodami? I w jakim celu ukrywał to przedemną? Ten chłopak to jednak jedna wielka zagadka. Skończyło się na tym, że nie poszłam na tą stołówkę tylko na pastwisko. Usiadłam na jednym z ogrodzeń i wciągnęłam papierosa, by po chwili zaciągnąć się mocno dymem. Zdarzało mi się to naprawdę rzadko, w zasadzie tylko wtedy, gdy nie mogę się skupić i jestem mocno zdenerwowana. Wciągnęłam mocno do płuc trującą substancję i po chwili powoli ją wypuściłam. Usłyszałam za sobą kroki jednak się nie odwróciłam. Miałam nadzieję, że ta osoba sobie pójdzie, jednak nadzieja matką głupich.
-Diego cię w końcu rzucił?- zapytał niezwykle irytujący głos.
-Nie.
-Ohh, to widzę, że nadal gustuje w brzydkich szmatach.
Normalnie wzięłabym wdech i wydech i sobie odeszła, jednak teraz miałam lekko mówiąc kurwicę.
-Nie mam humoru.- powiedziałam.
-Chłoptaś cię nie zaspokaja? Pewnie się już znudził.
-Ty szmato.- syknęłam.
W mgnieniu oka stanęłam obok mnie i przywaliłam jej w twarz. Dziewczyna pisnęła, ale nadal brnęła w swoje.
-Jego pewnie też bijesz co? Jesteś nic nie warta.
Tego było za wiele. Zamachnęłam się najmocniej jak umiałam i przywaliłam jej z liścia, by następnie kopnąć ją w brzuch. Zgięła się z cichym jękiem i krwią lecącą z wargi.
-Spierdalaj szmato, bo następnym razem uszkodzę gorzej ten twój szpetny ryj.- splunęłam i odeszłam.
Byłam tak nabuzowana energią, że niewiele myśląc wsiadłam do auta i pojechałam do pierwszej lepszej siłowni. Przebrałam się w wypożyczone ubrania i podeszłam do worka. Szybko zawiązałam sobie ochraniacze wokół dłoni i zaczęłam uderzać w worek. Z każdym uderzeniem złość ze mnie ulatywała, a ja robiłam się spokojna. Po parunastu uderzeniach byłam już cała spocona, ale też niewiarygodnie zaspokojona. Wróciłam się do szatni, gdzie się umyłam i pojechałam w drogę powrotną do akademika. Po dotarciu skierowałam się od razu do pokoju. Przywitałam się z Taboulet i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu piżamy. Gdy po pewnym czasie nadal nie mogłam nic znaleźć założyłam po prostu na siebie majtki i kradzioną koszulkę Diego, która była za duża. Włączyłam telefon i zobaczyłam parę wiadomości od wspomnianej osoby. Ahh, zapomniałam, że chciałam się spotkać jak się ogarnie. Więc tak ubrana poszłam do pokoju chłopaka. Zapukałam w drzwi, a ze środka usłyszałam proszę. Lekko je uchyliłam. W pokoju było ciemno podobnie jak na zewnątrz. Chłopak leżał na łóżku i majstrował coś przy harmonijce. Podeszłam do niego i usiadłam po drugiej stronie łóżka.
-Przepraszam, że tak wybuchłam.- powiedziałam.
-Nie szkodzi, pewnie też bym miał taką reakcję.
-Mogę się przytulić?- zapytałam cicho.
Chłopak odłożył instrument na bok i rozłożył ręce w zapraszając geście. Szybko się w niego wtuliłam.
-Jest jeszcze coś...- powiedziałam.
-Tak?
-Pobiłam Stelle.
-Ty, co?- spytał zdziwiony.
-Zaczęła mówił głupie rzeczy i ją pobiłam. Może nie powinnam tego robić, ale nie żałuję.
Chłopak jedynie pokiwał głową po czym lekko się uśmiechnął.
-Boże. Już pojutrze zawody.- powiedziałam.- będę za ciebie trzymała kciuki i będę twoim prywatnym fanklubem.
Miałam szczerą nadzieję, że chłopak wygra albo chociaż zajmie wysokie miejsce. Szczęśliwy, uśmiechnięty Diego to obrazek, na który można patrzeć godzinami. Pogładziłam jego policzek i się uśmiechnęłam, by po chwili się w niego wtulić i smacznie zasnąć.
***
Gdy obudziłam się następnego ranka chłopaka już nie było, za to był sms, który mnie powiadamiał, że poszedł na jeden z ostatnich treningów. Mam nadzieję, że dzisiaj dostanie coś spokojnego żeby nic sobie nie zrobił tuż przed zawodami. Były już jutro, a ja miałam wrażenie, że bardziej się stresuję niż on sam. Wstałam powoli z łóżka i założyłam na siebie mój codzienny zestaw czyli spodnie plus bluza. Następnie ogarnęłam się w łazience i poszłam na stołówkę. Wzięłam dla siebie mleko z płatkami. Dosiadłam się do Gabriela, który siedział sam.
-Jak ci życie mija?
-Venus, kto normalny zadaje takie pytania?- spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
-Okej, okej. To nadal nie lubisz chomików?
-Nawet mi nie przypominaj o tym.
Zaśmiałam się głośno przez co parę osób spojrzało na mnie jak na obłąkaną. Gdy byliśmy mali Gabriel miał dwa chomiki. I pewnego razu jak u niego spałam zapomniał zamknąć klatki i gryzonie z niej wyszły. Rano jak się obudziliśmy jeden z nich chodził po twarzy Gabrysia, więc ten szybko zamknął buzię i przez przypadek odgryzł mu nogę. Wtedy obydwoje byliśmy przestraszeni jednak ja po chwili zaczęłam się z niego śmiać, a biedaczek poszedł wymiotować do łazienki. Te same chomiki oddał koleżance dwa dni później. Po skończonym jedzeniu i jakże ciekawej rozmowie poszłam do stajni. Nie miałam ochoty na nic, więc wzięłam Caspera i postanowiłam, że pojadę w teren. Jak to się mówi, raz kozi śmierć. Osiodłałam szybko wałacha i wyjechałam poza teren stajni. O dziwo koń był spokojny, tylko dwa razy zdarzyło mu się spłoszyć. Po około godzinie wróciłam do stajni i przesiodłałam się na Rimę, z którą teren był już dzikszy. Było dużo szybkiego galopu i nagłych zmian tempa. To kochałam najbardziej, bo czułam przy niej adrenalinę. Jednak, gdy już wracałam do stajni stępem wpadłam na genialny pomysł, by ubrać się kolorystycznie tak jak Diego na zawody. Próbowałam sobie przypomnieć jak się ubiera i w końcu się udało. Musiałam postawić na jeansy i granatową koszulę. Gdy dojechałam do stajni doprowadziłam konia do boksu i poszłam po Taboulet. Zgarnęłam dodatkowo z pokoju smycz i wyszłam. Skierowałam się z samicą w stronę łąk. Było to idealne miejsce na wybieganie, gdyż było dużo przestrzeni i cała była widoczna. Po dotarciu do celu spuściłam suczkę i patrzyłam jak bawi latając w tą i z powrotem. Usadowiłam się pod drzewem i było mi tak wygodnie, że się zdrzemnęłam. I gdyby nie charcica prawdopodobnie nadal leżałabym pod drzewem i spałam. W pewnym momencie genialnego snu suczka po prostu we mnie wleciala budząc brutalnie. Zerwałam się na nogi jak poparzona, i gdy zobaczyłam psa zaczęłam się z siebie śmiać. Zapięłam ją na smycz i ruszyłam w drogę powrotną. Gdy doszłam do budynku było już po dwudziestej. Szybko zerknęłam do pokoju chłopaka i zobaczyłam, że jeszcze nie śpi. Spojrzał na mnie unosząc brew.
-Przyszłam dać Ci buziaka na dobranoc i spadam spać.
-Nie zostaniesz?- spytał.
-Musisz się wyspać.
Podeszłam i go cmoknęłam, a chłopak pogłębił pocałunek przez co mruknęłam. Po chwili jednak udało mi się od niego oderwać.
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Wyszłam z pokoju i poszłam do siebie, by zakopać się w kołdrze. Chciałam iść spać, lecz natrętne myśli mi nie pozwalały. Miałam w głowie na zmianę wizje szczęśliwego chłopaka stojącego na zwycięskim miejscu i wypadku. Miałam szczerą nadzieję, że uda się to pierwsze. Z całego serca pragnęłam go widzieć zadowlonego.
***
Wstałam wcześnie i ubrałam na siebie jeansy, granatową koszulę i brązowe kowbojki. W tym stroju poszłam do stajni i sprowadziłam swoje konie do stajni. Patrick miał dzisiaj przyjechać je pojeździć, a w szczególności Rimę, która za niedługo miała ze mną zawody. Gdy sprowadziłam konie ruszyłam przez stajnię, gdy nagle poczułam jak kto mnie przytula.
-Hej skarbie.- dostałam całusa w policzek.
-Hej kotku. Jak nastawienie?- spytałam lapiac w dłonie jego ręce.
-Mogło być lepiej, ale nie jest źle.
<Diego?>
1213
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz