1.29.2019

Od Diego CD Venus

W tej chwili byłem w siódmym niebie, odpłynąłem i oddałem się jej pocałunkowi cały. Z resztą mógłbym za nią w ogień skoczyć. Ta dziewczyna jest moją kotwicą, ostoją.. moją liną, której mogę zawsze się trzymać aby ie upaść na dno, z którego już kilkukrotnie się zbierałem. Dzięki niej wiem, że warto jest korzystać z życia, z drugiej szansy. Szczerze sam przed sobą nigdy bym tego ie przyznał. Wolałem staczać się na dno, tak by muł wlatywał mi do ust i oczu. Zawsze byłem przegranym. Nigdy nie wiedziałem co będzie dobre. Potrafiłem wpaść w depresję i z niej nie wyjść. Z resztą, co was będę oszukiwać, mam ją cały czas stwierdzoną, ale patrząc na Venus, na tę piękną dziewczynę to odchodzi w zapomnienie, teraz się liczy tylko ona, my.. jeśli zgodzi się być z takim idiotą jak ja. Z resztą, co poradzić, że to właśnie ona utknęła w moim umyśle na dłużej niż kilka minut.
- Vesss.. - przeciągnąłem, kiedy oderwaliśmy się od siebie. Usłyszałem tylko jej cichy pomruk, więc kontynuowałem - mieliśmy się wykąpać, a nie stać i się całować.. - powiedziałem cicho mrucząc, kiedy robiłem jej malinkę na obojczyku. 
- Możliwe - odpowiedziała, lekko się uśmiechając, a ja ją pocałowałem. Byłem zachłanny, przez co w pewnym momencie zaprzestałem. Nie chcę aby myślała, że jestem tylko i wyłącznie napaleńcem.
Chwyciłem gąbkę, którą ówcześnie zmoczyłem i nalałem na nią płynu. Zacząłem nią jeździć po jej ciele. Chciałem aby się zrelaksowała, gdyż potrzebujemy również odpoczynku fizycznego jak i psychicznego, więc po kąpieli udaliśmy się do łóżka. 
Nie mogłem zasnąć, za to moja mała dziewczynka spała jak niedźwiedź. 
Jej głowa spoczywała na moim torsie. Raczej było jej wygodnie, gdyż sama również zarzuciła swoje udo na moje nogi, wtulając się bardziej. Ja za to patrzyłem w sufit i zastanawiałem się, co ze sobą zrobić, choć moja dłoń gładziła delikatnie jej włosy, aby się nie obudziła. Wszystkie myśli, które przepływają przez mój umysł dotyczą tej dziewczyny. Co jeszcze powinienem zrobić. Olśniło mnie po jakiś dwudziestu minutach, że nie zapytałem jej jeszcze czy będzie ze mną chodzić.. 
Tak Diego, do sklepu po bułki, jak byś zrobił to w taki sposób, to sam siebie byś poniżył, kretynie. 
Wzdychając, starałem się znaleźć odpowiednie słowa, które przyszły mi na myśl po kolejnej dłuższej chwili. 
Szczerze, nie byłem zmęczony, przez co nie zwróciłem uwagi, że zaczęło już świtać...

*** Trzy dni później***

Te dni, nie były łatwe. Pierw lekcje, później samodzielne treningi i oczywiście podróże na arenę, aby poćwiczyć. Co za los. Ani ja, ani Ves, nie mieliśmy dla siebie specjalnie dużo czasu, gdyż ona trenowała do zawodów, które mają niedługo być. Ja za to byłem myślami w chmurach. Nie umiałem się skoncentrować, przez co dostawałem bury. Minimum skupienia zostawiałem na lekcje w akademii, bo szczerze nie chciałem być jakimś matołem, co się nie skupia i zostaje we wszystkim w tyle.
Na arenie za to spadałem nawet z głupiego Smooth Operatora, czy The Big Black Cata. W tej chwili jestem przegrywem.
- Neymar! - odwróciłem się słysząc głos mojego managera. Coś czuję, że Obrey będzie zły.
Zszedłem z areny i udałem się w jego kierunku. 
- Co? - odpowiedziałem zły na samego siebie.
- Co się z tobą dzieje chłopcze, ludzie postawili na ciebie pieniądze, chcesz ich zawieść? Coś się stało, że nie możesz się utrzymać na bykach? Próbowałeś na drugą rękę może?
Ten facet mnie kiedyś zanudzi. 
- Nic się nie stało, mam gorsze dni, skupiłem się na czymś innym. Na zawodach pokaże co trzeba. 
- Dobra, ale teraz mi też to pokaż, wskakuj na Asteroida. 
Wywróciłem oczami na jego pomysł, gdyż byłem zmęczony, a mam jechać już na piątym byku pod rząd. Nie powiem, że jest wszystko okey, kiedy muszę wiedzieć co się dzieje dookoła mnie, a w tej chwili, już całkowicie nie myślę, ale nie sprzeciwie się. 
Poszedłem do bramki, gdzie czekała już ta czarna bestia, na której mam pojechać. Usadowiłem się na jej grzbiecie i szybko ogarnąłem linę, po czym głęboko westchnąłem, aby się skupić na tym co robię. 
Kiwnąłem głową do Jessa, aby otworzył bramkę a Asteroid wystrzelił jak rakieta. Ten byk, to powoli emeryt więc musiałem się postarać, aby nie przegapić żadnego jego wierzgnięcia, skoku czy kręcenia się na daną rękę. 
Wytrzymałem te osiem sekund, po czym zeskoczyłem, ale oczywiście Shorty nie zdążył odgonić zwierzęcia, oberwałem kopytem w żebra, po prawej stronie, więc pobiegłem na ogrodzenie, trzymając się za tamto miejsce. Kurwa więcej szkody niż pożytku. 
- Więcej nie każ mi wsiadać, jak jestem po czterech jazdach, szczególnie, że jeździłem cały czas - warknąłem do Obrey'a i zdjąłem kamizelkę, po czym koszulę. Mam wykurwistego siniaka, zapowiada się świetnie. 
Skierowałem się po lód, do kącika medycznego, gdzie nikogo nie było, więc sam się rozgościłem. 
Biorąc woreczek z lodówki usiadłem i wyprostowałem się, przez co syknąłem z nadzieją, że nie mam złamanych żeber. 
- Słuchaj, ja... 
- Po prostu wyjdź, wiem na co mnie stać i nie muszę ci więcej nic udowadniać... - syknąłem przykładając lód do sińca, który się powoli rozlewał na większy obszar. 
Mężczyzna wycofał się, ale przed wyjściem rzekł: 
- Masz być gotowy w weekend. Każdy z nas chce zarobić. 
Wywróciłem tylko na to oczami i przykleiłem woreczek taśmą, którą owijam rękawicę, po czym ubrałem ponownie koszulę, fakt faktem tą z areny, gdyż pod koszulką nie zmieszczę tego lodu, a muszę już wracać. Zabierając wszystkie swoje rzeczy poszedłem do samochodu i wróciłem do Akademii, gdzie pierw skierowałem się do swojego pokoju, aby zostawić kapelusz oraz resztę rzeczy, w tym woreczek z lodem, który umieściłem w łazience, gdyż nie będę chodził z wybrzuszeniem na żebrach. 
Dochodziła już godzina dwudziesta, więc udałem się do pokoju Venus, którą złapałem po drodze, gdyż właśnie wracała ze swojego treningu czy innych ćwiczeń. 
- Hey mała - cmoknąłem ją na powitanie. 
- Hey duży - zaśmiała się, na co ja mimowolnie uzyskałem uśmiech na twarzy. 
- Jakieś plany? - zapytałem patrząc na nią.
- Raczej nie, choć chętnie bym się gdzieś wyrwała. 
- Co powiesz na klub? 
- Klub? Jadę z wami! - krzyknął Gab, który przechodził niedaleko. 
- Czy ja też mogę? - zapytała nagle Stella, która wzięła się nie wiadomo skąd. 
- Nie, nie możesz.. - rzekłem marszcząc brwi. 
- Dajcie dziewczynie jechać z nami - rzekł Gabriel, którego w tej chwili zabijałem wzrokiem. 
Nie chciałem dalej prowadzić tej sprzeczki, więc powiedziałem:
- Za piętnaście minut, każdy przy drzwiach akademika, jedziemy taksą. 
Wszyscy się zgodzili i rozeszli.
Wchodząc do pokoju otworzyłem szafę i wyjąłem z niej rzeczy, które będą mi potrzebne, a następnie wskoczyłem pod szybki prysznic, gdyż waliłem bykami. 
***
Wyszedłem z pokoju trochę wcześniej, gdyż chciałem zapalić, więc poprawiłem kołnierzyk białej koszuli, schowałem pewną rzecz do kieszeni i zarzuciłem na ramiona marynarkę. Usiadłem na poręczy i zaciągnąłem się dymem papierosowym, przy okazji dzwoniąc po taksówkę. 
Nie minęło dużo czasu, a wszyscy się już zjawili. Dobijała mnie tylko Stella, która łaziła za mną jak pies...

1102
Ves? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz