1.30.2019

Od Venus CD Diego

Chłopak podniósł koszulkę, a moim oczom ukazała się wielka fioletowa plama. Popatrzyłam się na niego z niedowierzaniem.
-Zawody masz jechać w kasku i gówno mnie obchodzi co o tym myślisz.
-Już zgłosiłem się w kapeluszu.
-Diego, kurwa. Gówno mnie to obchodzi. Wiem, że nie interesuje cię czy coś ci się stanie, ale innych to interesuje!- wyrzuciłam ręce w górę.- Chuja mnie jak to zrobisz, ale masz jechać w jebanym kasku w tych jebanych zawodach!
Chłopak jedynie prychnął.
-Słyszałaś to Tabi? On prychnął. On kurwa prychnął.- zwróciłam się do suczki.- Bierz go!
Charcica zaczęła się przytulać do chłopaka domagając się głaskania.
-Ja pierdziele.- powiedziałam.- Nikt mnie tu nie wspiera. Nikt.
Kącik ust bruneta poszedł lekko do góry przez moje zachowanie.
-A ty co się szczerzysz? I tak pojedziesz w kasku albo ci rozmontuje auto.
-Ves, ty nie umiesz w auta.
-To przedziurawię ci koła i zbije szyby.- wzruszyłam ramionami.- Twój wybór.
Chłopak się zaśmiał i przyciągnął mnie do siebie.
-Wariatka.
-Idź stąd.- powiedziałam grobowym głosem.
-Co?
-Idź stąd. Ktoś musi.
-O co ci chodzi?- spytał zdziwiony.
-Jedzenie się samo nie przyniesie. Przecież to oczywiste.- przewróciłam oczami.
Diego odetchnął i po chwili wyszedł. Ja w tym czasie ubrałam na siebie dresy i luźną bluzkę co stanowiło najmniej ładny i seksowny strój jaki kiedykolwiek na sobie miałam. Gdy chłopak wrócił z jedzeniem od razu zabrałam mu jedno opakowanie żelek i wsadziłam sobie parę z nich do buzi.
-Nie za dużo?- spytał.
-To, że biorę tabletki nie znaczy, że nie mam napięcia przedmiesiączkowego.- żachnęłam.
-Czyli co? Będziesz ciągle na mnie krzyczeć?- spytał zdezorientowany.
-Nie. Na zmianę będę zła, smutna, szczęśliwa i napalona.- wzruszyłam ramionami.
-Hmm, dwie ostatnie opcje są kuszące.
-Spadaj oblechu. Oglądamy film.
Odpaliliśmy jakiś kryminał o masowych morderstwach i detektywie, który stara się je rozwiązać. Wtuliłam się w chłopaka obok mnie i zarzuciłam na niego nogi. Nie obchodzi mnie czy jest mu wygodnie. Nagle w telewizji pokazała się reklama, gdzie kaczka przeprowadza swoje małe kaczuszki przez drogę, a dokładnie przez pasy. Nie wiem kiedy, ale z moich oczu ciurkiem zaczęły lecieć łzy. Dostrzegłam to, gdy musiałam pociągnąć nosem.
-Co jest?- spytał Diego.
-To było takie urocze. Ta kaczka i jej małe...- zaczęłam znów ryczeć.
Chłopak na to zaczął się śmiać i popatrzył na mnie z politowaniem.
-Nie będziemy mieć dzieci.- stwierdziłam.
-Dlaczego?
-Bo mają gluty, robią kupę i się ślinią, a ich ręce wyglądają jak otłuszczone opony.- powiedziałam z obrzydzeniem.
-Ciekawe, nie słyszałem jeszcze żeby porównywać dzieci do opon.
-Dobra zamknij się, oglądamy.
Jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Po jakimś czasie film się skończył, a ja spojrzałam na chłopaka, który przysypiał.
-Mam jutro rano trening z Patrickiem.
-Mhm.
-Do zawodów.
-Mhm.
-Lubię żelki.
-Mhm.
-Taboulet jest w ciąży.
-Mhm.
-Przespałam się z Leonardem.
-Co?!- zerwał się do pozycji siedzącej.
-Sprawdzałam czy śpisz.- zaśmiałam się.- Idę spać, ale przygotuj się na pobudkę jutro o siódmej.
-Dobranoc.
-Branoc.
Odwróciłam się do chłopaka tyłem i poczułam jak jego ręce oplatają mnie w talii. Przytulił mnie do siebie i po chwili zasnęliśmy.

***

Obudził mnie budzik wyjący tuż przy uchu. Z zamkniętymi oczami wyłączyłam go i wydostałam się spod ręki chłopaka. Zgarnęłam potrzebne mi ubrania i założyłam je na siebie po czym zawołałam psa i wyszłam z pokoju. Skierowałam się na stołówkę, na której zjadłam parę kanapek i parę wzięłam na wynos. Zaniosłam je do pokoju i usiadłam na łóżku. Pocałowałam delikatnie chłopaka na co się leniwie uśmiechnął.
-Pobudka księżniczko, jedzenie przyszło.- powiedziałam.
-Dziękuję mój dzielny rycerzu.- odparł.
-Widzisz Tabi? Mówiłam, że to on jest kobietą w tym związku. To on będzie rodził.
-Tsa, chyba kamienie nerkowe.
-Dobra, dobra. Zjadaj i widzimy się wieczorem. Spadam na trening.- cmoknęłam go w usta i wyszłam.
Po chwili już byłam w stajni i wyciągnęłam kobyłę z boksu. Była niemal idealnie czysta, więc szybko ją osiodłałam i poszłam na halę, gdzie już był Patrick.
-Hej.
-Cześć.- odparł.
-To Maniek?
-Badges Hansome Man we własnej osobie.- odparł.
-Co dzisiaj robimy?
-Rozciągamy. Obierz sobie koło o wielkości około trzech metrów. Koń ma być zgięty do środka i iść ciągle po tym samym śladzie. Rozumiesz?
-Yos.
Zaczęliśmy wykonywać ćwiczenie, które mimo tego, że brzmiało banalnie było trudne. Następnie zrobiłam to samo w kłusie i galopie. Patrick pochwalił Rimę za zgięcie, bo tylko parę razy wypadła na zewnątrz. Następnie przeszliśmy do łopatek i robiliśmy side-passy zwane również jako ustępowania. Niestety nie szło nam to zbyt dobrze, bo albo ja miałam za mocną rękę, albo klacz nie mogła się wyciągnąć na prawą łopatkę, więc dostaliśmy zalecenia, by pracować dużo na prawą. Następnie przeszliśmy do pracowania nad zadem czyli spiny w jedną i drugą stronę. Z tym nie było najmniejszego problemu. Dodatkowo na zad robiliśmy jeszcze wyskoki. Przechodziłam do galopu, w którym robiłam parę kroków, następnie zatrzymanie i cofałam parę kroków i z tego cofania koń musiał wyskoczyć od razu do galopu. W tym ćwiczeniu Rima radziła sobie dobrze dopóki lekko mówiąc nie odwaliło jej. Zaczęła latać jak opętana dookoła hali i zagryzła wędzidło. Gdy kręcenie w jedną i drugą stronę nie pomagało zaryzykowałam i schyliłam się do jej wędzidła, za które pociągnęłam. Klacz zrobiła zwrot i się zatrzymała.
-Chyba cię kurwa pojebało.- powiedziałam do niej cicho.
Patrick zagwizdał i podjechał do mnie.
-Miałem przyjechać na zwykłą jazdę, a mogłem oglądać rodeo. Jak fajnie.
-Bardzo śmieszne.- odparłam.
-Dobra na dzisiaj to koniec. Rozstępuj ją i kończymy. Pamiętaj, za trzy dni zawody.
-Okej.- odparłam.
Dobra, czyli już za niedługo będziemy miały z Rimą kolejny debiut. Oczywiście pod warunkiem, że Diego startujący dzień wcześniej nic sobie nie zrobi. Najchętniej bym go ubrała w poduszki, a jeszcze lepiej to w ogóle bym go tam nie puściła, ale co mam zrobić jeśli to kocha? Po około piętnastu minutach pojechałam do stajni. Szybko rozsiodłałam kobyłę i zarzuciłam jej na grzbiet polarową derkę. Powiedzieć, że była spocona to mało. Z niej się dosłownie lało. Po ogarnięciu klaczy poszłam po sprzęt dla Caspera. Dzisiaj wyjątkowo się nie kręcił przy siodłaniu, a wręcz stał jak zaczarowany. Poszłam z nim na halę gdzie najpierw go przelonżowałam. I dobrze, że tak zrobiłam, bo miał diabelnie dużo energii. Gdy tylko cmoknęłam ruszył dziko baranami prawie wyrywając mi lonżę z ręki.Na szczęście po paru kołach się uspokoił i mogłam na niego wsiąść. Nie robiłam na tej jeździe nic ciekawego. Był to po prostu po kolei stęp, galop i kłus z kołami pomiędzy. Pomimo tego, że nie robiłam nic nadzwyczajnego byłam strasznie zmęczona. Ogarnęłam Caspera i ściągnęłam z Rimy derkę po czym poszłam z Taboulet do pokoju. Tam wzięłam szybko prysznic i umyłam charcicy łapy. Narzuciłam na siebie bluzkę i krótkie spodenki po czym poszłam do pokoju chłopaka. Z łazienki dobiegał szum wody co musiało oznaczać, że też niedawno wrócił. Nie musiałam długo czekać, gdyż po chwili wyszedł z pomieszczenia z ręcznikiem zawieszonym na biodrach.
-Mmm, ale mam przystojnego chłopaka.- podkreśliłam głosem słowo chłopak.
Diego się zaśmiał i puścił mi oczko.
-Gotowy na zawody? Są już pojutrze.
-Jakoś dam radę.- odparł.

<Diego?>
1141

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz