Ktoś mógłby powiedzieć, że nie przemyślałem mojej decyzji. W końcu mierzenie się z zazdrosnym Adamem nie mogło należeć do łatwych, ale skoro byliśmy czymś na kształt przyjaciół, jak sądzę, nie powinien mieć problemu z tym, że chciałem pomóc Sebastianowi. Szczególnie, że w świetle nowych informacji zrozumiałem, jak bardzo jest to potrzebne chłopakowi.
– Jest piękny. – Pogładziłem pióra Verna. – Naprawdę.
– Nie tak jak Nyx. – Sebastian obserwował kruka, ale nie odważył się pogłaskać. Może dlatego, że pierwsze co zrobiła, to dziabnęła go w palec. – Jest… wow.
– Urodziła się wśród ludzi, nie zwierząt. – Wzruszyłem ramionami. – Ma swoją klatkę i w ogóle… nie do końca jest wolna.
– Nie obwiniaj się, na pewno jest szczęśliwa. – Bash chyba próbował mnie pocieszyć.
– Oby. – Pogładziłem swojego ptaka pod dziobem. – Jak na razie nie próbuje uciec.
– Widzisz. – Sam pogładził pióra Verna. – Czyli jest szczęśliwa.
– Mam nadzieję, że masz rację. – Uśmiechnąłem się do niego. – Ty też będziesz.
– Nie wiem. – Spuścił głowę.
Położyłem mu rękę na ramieniu i ścisnąłem je lekko.
– Ej, wszystko się zmienia – powiedziałem. – Lęki też mijają, nie martw się. Jeszcze będziesz wymiatał.
– Nie wiem, czy dam radę. – Westchnął.
– Dasz. – Uniosłem kącik ust.
– Dziękuję, wierzysz w to bardziej niż ja. – Westchnął.
– Ktoś czasami musi. – Zaśmiałem się. – Chodźmy. Chyba czas na obiad, bo resztę treningów powinieneś sobie darować.
– Ale ty nie… chyba. – Przystanął na chwilę.
– Spokojnie. Hespero i tak odpoczywa, a ja zawsze brałem konie stajenne, więc… – Uśmiechnąłem się lekko. – Pewnie niewiele tracę.
– Okej. – Chłopak powoli ruszył za mną w kierunku stołówki.
Mam nadzieję, że obiad w czyimś towarzystwie dobrze mu zrobi. Saint pełen entuzjazmu ruszył za nami.
***
Ledwo co zdążyliśmy usiąść na ławkach, a na stołówce pojawił się Yurio. Nie żeby mnie to zdziwiło, ale wolałem uniknąć przykrych konsekwencji jego spotkania z Saintem. Kucnąłem i pozwoliłem mu podejść, a on zaczął się przymilać.
– Tak, tak tygrysie. – Wziąłem go na ręce, a on ułożył się wygodnie. – Spokojnie, jeszcze się nie usadziliśmy.
– To twój kot? – Sebastian zapytał, siadając naprzeciwko.
Yurio posłał mu długie i dość niebezpieczne (jak na kota) spojrzenie. Potarmosiłem go między uszami i usiadłem, pozwalając mu zająć dogodną i królewską pozycję na moich kolanach.
– Nie, to kot Adama. – Powróciłem do głaskania. – Nie lubi ludzi i nie radzę go dotykać.
Sebastian pokręcił głową.
– Musisz być niezłym magikiem, skoro go głaszczesz. – Zarumienił się.
– Już ktoś mi coś takiego mówił. – Zaśmiałem się.
W międzyczasie poczułem, że coś owinęło się wokół moich ramion. Odwróciłem głowę i zauważyłem Adama bardzo, bardzo, bardzo blisko swojej twarzy.
– Nie tylko jeśli chodzi o zwierzęta. – Szeroki uśmiech przyozdobił jego twarz.
Spuściłem oczy i starałem się ukryć delikatny rumieniec pojawiający się na moich policzkach. W tym samym czasie Saint postanowił zapoznać się z nowym kolegą. Czyli zaczął obwąchiwać nogawkę Adama. Chłopak popatrzył się, wyczuwając obecność psa, a na jego twarzy pojawił się czyste szczęście. Nie minęła chwila, a już przy nim kucał.
– Kto wpuścił tego misia na stołówkę? – Zapytał z zachwytem.
Podejrzewałem, że bernardyn wyglądał zbyt słodko, żeby wzbudzić w nim negatywne uczucia, jak to bywało normalnie. Z drugiej strony, to tylko szczeniak, który właśnie wesoło machał ogonem z miną wyrażającą: „O! Człowiek! Człowiek chce mnie głaskać! Chodź człowiek!”.
– To… to mój pies. – Cicho powiedział Bash. – Saint.
Adam wyszczerzył się i zaczął głaskać psa. Ten z kolei zaczął wystawiać język i nieporadnie (lub jak kto woli, szczenięco) oparł się przednimi łapami o kolana Japończyka. Cóż. Adam był wniebowzięty i dalej skupiał się na psie, a ja poczułem tylko delikatny ruch, kiedy Yurio z majestatem zszedł z moich kolan, otarł się łebkiem o moje przedramię i siadł na ławce obok, z dumą, której nie powstydziliby się jego przodkowie z Egiptu. I zaczął syczeć. Niebezpiecznie syczeć. Saint niemal automatycznie zaskomlał, położył uszy po sobie i uciekł pod nogi Sebastiana. Adam tylko westchnął. Potem popatrzył na Yurio z miną wyrażającą mniej więcej: „Serio kocie?”. Toyger tylko miauknął zadowolony z siebie i otarł się łbem o policzek Adama, by wrócić na swoje miejsce. Na moje kolana.
– To co? – Uśmiechnąłem się i podrapałem kota między uszami. – Zjesz z nami obiad, skoro znalazłeś zgubę?
– Może z góry przyszedłem tu na obiad, a kot był tu tylko przypadkiem? – Uniósł brwi.
Popatrzyłem na niego z politowaniem i Adam dał za wygraną. Siadł obok i zaczął jeść moje frytki.
– Nie możesz się ruszyć po swoją porcję? – Uniosłem brwi.
– Szukałem tego pchlarza od godziny! – Popatrzył wymownie. – I nie obraziłbym się, gdybyś mnie nakarmił…
– Rozmowę o Erasmusie i Damenie już mieliśmy. – Wziąłem widelec i zacząłem jeść obiad. – Jadłeś coś w ogóle?
– Jem frytki? – Na potwierdzenie swoich słów wziął jedną. Westchnąłem i podsunąłem mu talerz pod nos, oddając widelec. Potem popatrzyłem na Sebastiana.
– Właściwie to dlaczego ta rasa? Jednak bernardyny to duże psy. – Zacząłem, ale przecież nie mogło być spokojnie.
– Cześć! – Koło Sebastiana usiadła Blue. Postawiła przed sobą normalną porcję obiadu, a przede mną górę frytek i sałatkę. – Widziałam, że znowu dbasz o podstawowe czynności życiowe Mikaelsona, więc…
– Miło, że się o mnie troszczysz Jane. – Adam uśmiechnął się zadziornie.
– Chciałbyś. – Wyszczerzyła się. – Dbam, żeby Aniołek ci nie padł w drodze, którą musicie pokonać, żeby w końcu być razem.
– BB. – Skarciłem ją wzrokiem.
Bash chyba umierał, przytłoczony obecnością Blue i Adama. Popatrzyłem na niego i z rozbawieniem przewróciłem oczami. Uśmiechnął się blado i powoli zaczął jeść swój obiad.
– No co! – Uniosła ręce. – Zauważ, że Adam pojawia się na zajęciach tylko jeśli ty też. – Wycelowała w niego widelcem. – A ty gapisz się na jego tyłek ZAWSZE. Znaczy okej, w tych spodniach są boskie, ale HEJ! To widać!
– Właśnie przyznałaś, że nie możesz mi się dziwić. – Sarknął.
– Ekhem. – Chrząknąłem dość głośno, wbijając widelec w sałatkę.
– Skoro jesteś zazdrosna, to możesz wziąć Russo. – Machnął na niego frytką. – Skoro jest nowym znajomym Ronana…
– Właśnie. – Pomachała rękami przed swoją twarzą i odwróciła się do chłopaka. – Bash. Ty, ja, Kaliope, Castle. Skalny most. Potrzebuję przejażdżki.
– Nie wiem, czy to… dobry pomysł. – Mruknął chłopak.
– No weeeeeeź. – Pociągnęła go za rękaw. – Nie będziemy jakoś pędzić tak? Spacerek. Nawet nie musimy jechać na koniach. Po prostu chcę się zająć Kaliope.
– Hm… – Chłopak lekko zacisnął dłoń na widelcu. – Skoro prosisz…
– Cudownie. – Dziewczyna klasnęła w dłonie.
– No widzisz? I już macie randkę. – Adam zjadł kolejną frytkę i nadział na widelec resztkę pomidorka koktajlowego. – Nie musisz dziękować.
– Nie wiedziałam, że Castle i Kaliope są razem. – BB zabawnie zmarszczyła brwi.
Sebastian znowu się zarumienił. Faktycznie, przebywanie przy Adamie i Blue naraz nie było komfortowe dla kogoś, kto nie jest przyzwyczajony. Czyli dla statystycznego człowieka. Westchnąłem i po krótkim chrząknięciu powiedziałem do Sebastiana:
– Jakbyś potrzebował czegoś związanego z tym… u ciebie w pokoju… albo z Saintem, to dzwoń. O ile nie śpię, jestem pod telefonem.
– Dzięki. – Chłopak posłał mi słaby uśmiech i wrócił do jedzenia.
Z kolei Adam, Blue, a nawet Yurio, popatrzyli na mnie w tym samym momencie. O ile kota udało się ugłaskać, dosłownie, tak z parką nie było już tak łatwo.
– No co? – Wbiłem wzrok w znikające zdecydowanie za szybko frytki.
– A ja myślałam, że to nie ty w tym związku jesteś fanem przygód… – Blue na chwilę przekręciła głowę w prawo i odgięła ją z powrotem. – Ale ja się nie znam…
Adam zakrztusił się frytką, ale kiedy się opanował, mruknął:
– Na czymś na pewno się znasz.
– Potraktuję to jako komplement Mikaelson. – Dziewczyna zaczęła błyskawicznie pochłaniać obiad i nie zauważyła mrugnięcia, które posłał jej Adam. – Poczekasz Bash?
– Ta…tak. – I już nie odezwał się do końca posiłku.
Jak każde z nas. Tylko Yurio zaczął mruczeć, chyba zadowolony, że moja uwaga skupiona była tylko na głaskaniu. Postanowiłem też zignorować fakt, że w pewnym momencie, Adam po prostu mnie objął i zaczął głaskać po ramieniu. Zastanawiałem się na ile ma to związek z Sebastianem, a na ile z kotem…
***
Kolejnego dnia stałem w stajni sam. Blue już zniknęła na pastwisku, a Adam pewnie spał, było dopiero po pierwszych zajęciach. Postanowiłem zająć się Hespero, który miał dziś wyjątkowo dużo energii. Wyprowadzałem go właśnie z boksu, kiedy na korytarzu pojawił się Bash.
– Hej! – Uśmiechnąłem się. – Przepraszam za wczoraj. Blue i Adam są… bardzo… absorbujący.
– Nie przepraszaj. – Speszył się. – Wszystko jest okej…
– Mam nadzieję, że przejażdżka się udała. – Uniosłem kącik ust.
– Tak. – Pokiwał głową. – Blue jest bardzo… miła.
– Jeśli chce. – Zaśmiałem się. – Ten kurdupel to dziecko szatana.
Hespero trącił moje ramię i domagał się pójścia dalej.
– Potowarzyszysz nam? – Zapytałem prosto.
Bash? Mam nadzieję, że Saint nie ma traumy po Yurio…
1351 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz