5.19.2019

Od Blue cd Adama

Próba opanowania śmiechu od razu spełzłaby na niczym, więc pozwoliłam sobie śmiać się, aż moja przepona powie dość i zacznę łapać powietrze. W międzyczasie pomacham sobie nogami, może oprę je o ścianę, bo kto mi zabroni. Z zainteresowaniem zaczęłam przyglądać się swoim stopom i układać je pod różnymi kątami, kiedy odkryłam, że Adam chyba czegoś ode mnie chce.
– Czego debilu? – Wymamrotałam obserwując jak dwa kciuki u stóp delikatnie o siebie uderzają.
– Kurwa Jane, ja go miałem zaprosić na randkę! – Chyba ominął mnie jakiś ważny monolog.
– No i? – Przeciągnęłam ostatnią samogłoskę. – Złamana ręka to nie koniec świata. Przecież nie będzie ci jej wsadzał do spodni! Zdrowej też… – Znów skupiłam się na stopach. – Myślisz, że jak mam je pomalować? Żółty? Czarny? Czeeerwooonyyyyy?
– Czarny jak twoje skamieniałe serce! Ja tu mam kryzys! – Padł na mnie. – Kurwa Blueeee! Dlaczego on mnie nie chce!?
– Kto? – Przygryzłam wargę. – Ja? Sebastian? LeŁoś? A nie. Ja to ona, nie on.
– Pierdol się Blue! Z Sebastianem! – Pacnął mnie w twarz.
– A myślałam, że ty chcesz się pieprzyć z Rooooo najpierw. – Odsunęłam jego rękę z twarzy. – Gdzie moje pocky!
– Kurwa ja chcę się pieprzyć z Ro! – Zaczął gadać do siebie. – Ale on nie chce! Ty możesz się pieprzyć z Sebastianem! Albo możemy we czworo! Ale Aniołek nie chce wielokątów! Kurwa. Gdzie są pocky?! Zeżarłaś je wszystkie ty kreaturo! – Oberwałam poduszką. I już miałam zamachnąć się na chłopaka, gdy zwalił się z łóżka. – A nie. Czekaj. Są w szafce.
– Debil! – Przywaliłam mu poduszką w głowę. – Zaciągnij Ro do sypialni i będzie seks! Nie ma gadania!
– Dobra idę!!! – Chyba wziął to na poważnie, bo poszedł do drzwi. – Kurwa. Nie mam samochodu. Jane! Pożycz mi samochód!
– Możemy ukraść Nołe, ja nawet prawka nie mam! – Spróbowałam się podnieść. – Ma taki faaaajnyyyyy…
– CHODŹ JANE! MISJA CZEKA! – Brunet poczekał aż założę szlafrok (co wcale nie jest proste) i ruszyliśmy przed siebie.
***
– Kurwa Jane, to nie było w prawo! – Adam zaczął się drzeć. – Mówiłem, że nie w prawo…
– Bo to miało być moje prawo! – Warknęłam i wycelowałam pięścią w jego ramię. – Jesteś debiiiiiileeeem! Ugh. – Ruszyłam przed siebie i prawie bym zginęła. – Kurwa! Tu nie powinno być schodów!
– Schody to wyjście! – Adam złapał mnie za rękę i zaczął z nich zbiegać. – Już blisko!
– Czekaaaaaaaaj! – Zawołałam. – Głooodna jestem i potrzebujemy prowiantu! A kuchnia jest taaaam. – Zamachałam rękawem szlafroka w stronę kuszących drzwi.
– Dobry plan! – Pociągnął mnie. – Mamy misję! A na wojnie najważniejsze jest jedzenie! Dobre Jane! Idziemy do kuchni! Zrobię nam… kurczaka!
Dałam się pociągnąć i z zadowoleniem zaczęłam przeglądać szafki.
– Kurwa Jane! Gdzie kurczak? I jak się włącza piekarnik? – Zaczął wyjmować miski.
– Ciiiiichoooo! – Podskoczyłam do niego i zasłoniłam mu usta. – Bo ktoś przyjdzie i się wyda!
– Tak, jesteśmy na sekretnej misji. – Wyszeptał. – Teraz. Musimy upolować. Kurczaka.
– A co powiesz na tosty? – Rzuciłam w niego chlebem. Nie złapał. – Debil.
– Dobra. Mogą być tosty. – Podniósł chleb i odwrócił się do blatu.
Usiadłam na stole i z dużym zainteresowaniem zaczęłam przyglądać się chłopakowi.
– Dlaczego masz czarne bokserki? – Przekrzywiłam głowę.
– Co kurwa? – Popatrzył na siebie i na mnie. – Bo… mam? Kupiłem je? Kiedyś? Chyba? Może dostałem… nie wiem? Nie zadawaj mi takich pytań Jane! Jestem pijany!
– Ro ma koloroooowe w jednorooooożce! – Zawołałam szeptem. Chyba.
– Wiedziałem, że jest gejem! – Adam odwrócił się z talerzem pełnym tostów. – Czej. Co my tu robimy?
– To dobre pytanie. – Podparłam dłonią głowę. – Możliwe, że ta powłoka, którą dzielimy tylko przez około osiemdziesiąt lat, to więcej niż powłoka. Może przeznaczone nam będzie być zombie. A może to tylko powłoka, która przechowuje pierwiastek, który po śmierci powłoki przejdzie w inną powłokę i w następnym życiu będziesz marchewką. A może będziesz sadził marchewkę w ramach pracy społecznej. Kto wie, co się z tobą stanie, kiedy stwierdzisz, że jednak nie wrócisz do filmów, a twoje umiejętności jeździeckie okażą się za małe, a Ronan wystawi cię do wiatru, bo pozna swojego supergejnego księcia z bajki, który porwie go na rumaku. I zostaniesz saaaaaam.
– Co robimy TUTAJ kurwa! – Powiedział po chwili ciszy i pokazał na lodówkę.
Przypatrzyłam się uważnie tostom, które wyglądały bardziej kusząco niż tyłek Evansa.
– Zgłodnieliśmy? – Zamyśliłam się. – Chuj. Skoro je zrobiłeś, możemy wracać!
***
– Adaaaaam! Chuuuuj, mamy proooobleeem! – Ciągnęłam za klamkę. – ZAMKNĄŁEŚ DRZWIIIIII!!!
– Co? Serio? - Przypatrywał się moim wysiłkom z miną wyrażającą głębokie zamyślenie.
– Kurwa oddawaj klucz! – Pociągnęłam jeszcze raz.
– Kurwa już – odparł z irytacją, po czym zaczął przeszukiwać… bokserki. – Ja pierdole, gdzie moje spodnie?!
– W pokoju! – Pacnęłam się w czoło. – Umrzemyyyyy!
– Kuuuuuurwa nieeeee! Ja mam jutro randkę! - Załamany chłopak chwycił się za głowę i opadł na kolana.
W tym momencie na korytarzu pojawił się Yurio, z dumą skoczył na klamkę i popchnął drzwi do środka.
– Oooooooo. – Popatrzyłam na mebel. – Taaaak to działa. – Podniosłam Adama. – Dobra nasza, nie umrzemy Mikaelson!
– Wszyscy kiedyś umrzemy – wymamrotał, kładąc się na podłodze korytarza. – Wszyscy umierają. Ciągle umierają – jęczał ledwo wyraźnie, głosem chyba bliskim płaczu. - On też umarł. Moja wina… Jestem debilem, Branwell. Debileeeeeeeeeeeem.
– Już do tego doszłam geniuszu! – Wciągnęłam go do pokoju. – Ale ty nie umrzeeeesz teraaaaaz. Masz jutro randkęęęęęęęę! Nie z nim, z Roooooo!
– On też umrzeeeeee.
– Ale nie przez najbliższe pięćdziesiąt laaaat. Chyba. – Zamyśliłam się i zaczęłam przeżuwać tosta. – No dalej! Żryyyyj!
– Dobra – chlipnął po czym zajął się ofiarowanym żarciem. - Boże kocham tosty z dżemem. Kochasz tosty z dżemem?
– Taaaak! – Położyłam się na podłodze. – Ale wolę brzoskwiniowyyyy.
– Bluźnisz! - Oberwałam poduszką.
– Wcale nie! – Oddałam. – Ro zawsze wpierdalał cały truskawkowy, więc musiałam wybrać iiiiinnyyyyy!
– Ale Ro tu nie ma!
– A ja wciąż wolę brzoskwinie! – Rzuciłam w niego kapciem. – Więc zamknij się debilu. Albo opowiedz o konkurencji Ro.
– Ro ma konkurencję? - Miał już odrzucić buta, ale zatrzymał się w trakcie ruchu z wyrazem konsternacji na twarzy.
– Ten cooo mu się dedło! – Wyrzuciłam ręce w górę.
– Dedło? Nie jestem nekrofilem idiotko!
– Duchy są groźniejsze niż trupy! – Wycelowałam w niego palcem. – Żyjesz jego wspomnieniem i porównujesz jego i Ro!
– Głupia jesteś! – Kapeć przeleciał obok mojej głowy. – Nie boję się duchów! Nie mam pięciu lat!
– DEEEEEEBIIIIL! – Rzuciłam się w jego stronę i przygniotłam. – Mówię o WSPOMNIENIACH! Nie duchach jako duchach!
– Złaź ze mnie wariatko! – wydarł się i próbował mnie strącić, w wyniku czego mój szlafrok znalazł się na podłodze obok. – Albo nie… – Uśmiechał się jak debil. – Chcesz powtórkę z pierwszej nocy?
– Czy ty wcześniej nie mówiłeś, że chcesz się pieprzyć z Ro? – Sięgnęłam po alkohol i wypiłam łyka. – Hm? – Pochyliłam się nad jego twarzą.
– Ro tu nie ma… Poza tym szanse mam marne, więc daj ten alkohol! – Odebrał mi butelkę.
– Eeeej! Dobra. – Sięgnęłam po kolejną paczkę pocky i usadowiłam się wygodniej. – Więc pieprzyć się, tak?
- Tak. Bo czemu nie? – Ułożył się wygodnie.
– Nieeeeee chceeeee miiiiiii sięęęęęęęęęęę! – Odgięłam się. – Eeeeeej… może uprzedzimy Roooooo, co?
– O czym? O seksie? Po cholere?
– Niiii. O randce! – Pacnęłam go w pierś. – Musi się przygotoooować!
– A to nie miała być niespodzianka? Chciałem niespodziankę. Po to dzwoniłem do ciebie… Tak. Po to. Chyba.
– A jeśli jedzie na uczeeelnię? – Wycelowałam w niego palcem. – On ma zajęcia!
– A który dziś dzień? - To było niezwykle trudne pytanie.
– Emmmm… kolejny dzień tygodnia? – Zamyśliłam się. – Wait!
Rozejrzałam się po pokoju i namierzyłam telefon. Odpaliłam ekran i po wnikliwej obserwacji powiedziałam:
– Sobota!
– Chuj – jebsnął się głową o podłogę. - A nie. Czekaj. Nie jesteśmy w Japonii.
– Nooooo nie. Ameryyyyyyka! – Zamachałam mu rękami przed oczami. – Nie ten kontynent.
– Japonia to kontynent?
– Za trzeźwy jesteś. Pij. – Podałam mu butelkę. – A ja piszę do Ro!
***
– Dobra… dwadzieścia jeden pytań! – Nakazałam mu, kiedy już wygodnie się usadziłam.
– Co ty? Lance?
– Jaki kurwa Lance? – Uniosłam brwi i dopiłam wino. – Masz go, czy co?
– No Lance. Lance McClain. Niebieski palladyn. Voltron. Serio kurwa nie kojarzysz? - Podparł się na łokciach, by spojrzeć mi w twarz.
– Ten od super kosmicznego zielonego elfa Mikołaja? – Uniosłam brew.
– Aha. - Kiwnął powoli głową. - I od gej fioletowego elfa i sukowatej księżniczki.
– Ok. Nie. To nie ja! – Zamachałam nogami. – Gramy! Zaczyyynaj!
– Nieeee. Ty zacznij. Lubisz być na górze.
– Ba! – Usadowiłam się wygodniej. – Hmmmm… toooo… co najbardziej lubisz w Amorkuuu?
– Boże Jane zachowajmy to family friedly. - Znów opadł plecami na podłogę.
– Nawet nie widziałeś go bez koszuuulki! – Dźgnęłam go w klatkę piersiową.
– Mam bujną wyobraźnię – parsknął śmiechem. – A tak na serio… - Zamyślił się dłuższą chwilę. – Jest inny. Inny ode mnie i od ludzi, z którymi zadawałem się przez ostatnie miesiące. Nie wiem jak to określić. Po prostu… Jest. Widzi mnie jakim jestem, a nie jakim się wydaję. Wkurwia mnie to. I przeraża. Ale chcę tego.
– Liczyłam, że powiesz oczy, tyłek, talia, wiesz? – Mruknęłam. – Ale też może być. Jeśli go chcesz to go weź!
– A myślisz, że po co idę z nim na randkę? – Westchnął. - Kurwa. To brzmi jakbym tylko tego od niego chciał.
– Nie waaaaażne. – Wstałam, żeby poszukać jakiegoś niezaczętego opakowania pocky. – Powinieneś z nim być! Dawaj mnie to pytanie!
Potem na chwilę skoncentrowałam się na przeszukiwaniu szafki, która była skrytką na słodycze chłopaka. Niestety nie uwzględniała ona tego, jakże imprezowego, wieczoru. Z niezadowoleniem odkryłam, że nie ma już żadnych pocky. W nadziei na znalezienie ich gdzie indziej, zaczęłam przeszukiwać wszystkie znalezione w pokoju opakowania. Nic.
– No to chuj, zaczynamy to dziwne picie. – Mruknęłam do siebie i biorąc porządnego łyka z butelki odwróciłam się do Adama, który chyba czegoś znowu chciał. Debil.
– Kretynko! Odpowiedz! – Machał żałośnie rękami.
– Na co? – Zlustrowałam go wzrokiem.

Adam? :D
1522 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz