5.03.2019

Od Blue – Śmigus Dyngus

Lany poniedziałek, Wielkanoc 2017
Jak co roku w Sioux Falls poniedziałek wielkanocny był stanem napięcia. Nigdy nie wiedziałeś, kiedy ktoś wejdzie i zacznie cię oblewać wodą. W tym roku miałam przewagę. Ustawiłam budzik na szóstą i modliłam się, żeby Nyx, albo Hammer nie obudzili wcześniej Ronana. Nie sądziłam, żeby Nico wstał wcześniej. To jeszcze dzieciak. Uniosłam się i na palcach ruszyłam do łazienki. Tam sięgnęłam po przygotowany wcześniej pistolet napełniony po brzegi wodą i ruszyłam na misję. Ronan spokojnie spał na materacu rozłożonym na podłodze w jego dawnym pokoju, Nico na dole na kanapie. Nilsa i Noam w pokoju gościnnym. Jeśli dobrze się ustawie, będę mogła oblać Nico z piętra, potem pobiec do Ronana i zaatakować młode małżeństwo. To brzmiało jak plan.
Na palcach ruszyłam do schodów i ustawiłam się idealnie, by spryskać Nico. I wtedy poczułam na plecach pistolet.
– Nie ładnie BB. – Usłyszałam cichy głos Ronana. – Nie powinnaś tak atakować z zaskoczenia.
– Już nie rozpaczaj Amorku. – Nosz kurwa mać! Musiał się obudzić! – Mam ci przypomnieć zeszły rok?
– Nie musisz. – Trzymał palec na spuście. – Teraz ładnie oddasz mi pistolet i dasz się oblać.
– Nienawidzę ciebie i tych zasad. – Podałam mu broń i z uniesionymi rękami dałam się oblać. Dość mocno. – Teraz oddaj i lecimy oblać Nico.
– Jasne. – Podał mi mniejszy i z zadowoleniem ruszył po schodach. – Za rok się odegram!
– Mówisz to od pięciu lat. – Zaśmiał się i nachylił nad Nico. – Popatrz jak słodko śpi… już niedługo.
Ustawiliśmy się idealnie i na trzy oblaliśmy młodszego brata blondyna. Wyskoczył i zaczął piszczeć.
– Aaaaaaa! – Zakrył się. – Przestańcie! Stop! Jestem cały mokryyyyy! – Wył jak ranne zwierzę.
Ronan się zaśmiał i pędem ruszył do Nilsy i Noama. Nico niestety pewnie obudził resztę, więc mieliśmy mało czasu. Jednak się udało. Wpadliśmy do sypialni, gdy wstawali. Dzięki temu, udało nam się zmoczyć ich, ale nie łóżko. Operacja lany poniedziałek została wykonana. I znowu to Ronan ocalał jako jedyny suchy.
– Ronan, jesteś zbyt sprytny. – Zaśmiała się Nilsa. – Znowu tylko ty jesteś suchy.
– Już niedługo. – Babcia polała blondynka wodą. – I tradycji stało się zadość.
– Dzięki babciu. – Przytulił kobietę i opróżnił resztę magazynku na mnie. – Jeszcze możesz oblać rodziców.
– Taki mam zamiar. – Kobieta zachichotała i poszła na dół.
My z kolei ruszyliśmy do siebie i w końcu się przebraliśmy. Znaczy ja zdjęłam mokrą piżamę, a Ronan wytarł się ręcznikiem, bo w końcu – jak każdy facet – latał w samych bokserkach. Przesunęłam po nim wzrokiem i podeszłam.
– Moment, moment Chainsaw. – Podeszłam do niego. – Zrobiłeś sobie tatuaż?
Policzki Ronana pokryły się purpurą. Uśmiechnęłam się.
– Veni vidi amavi? – Odczytałam, śledząc palcem atrament.
– Przybyłem, zobaczyłem, pokochałem. – Wymruczał.
– Nie wiem, czy to dobra dewiza życiowa Amorku. – Odsunęłam się. – Ale chyba twoja.
– Nie może być dobra lub zła. – Westchnął. – Po prostu jest.
– Jak kochasz, to cię ranią. – Parsknęłam. – I dobrze o tym wiesz.
– Jak widać jestem masochistą. – Założył koszulkę. – Bo nie chcę z tego rezygnować.
– Ludzie są dziwni. – Westchnęłam i odwróciłam się. – Zapnij mi stanik.
Chłopak podszedł do mnie i posłusznie wykonał polecenie. Był prawdopodobnie jedynym facetem, który potrafił to zrobić i nigdy jeszcze nie tknął palcem dziewczyny w TYM sensie.
– Dziękuję Amorku. – Założyłam bluzkę ze Slytherinu. – Jesteś niezastąpiony.
– Nie mów tak, bo znowu ochlapię cię wodą. – Zaśmiał się. – Albo się zarumienię.
– To tylko prawda Ronan, czysta prawda. – Uśmiechnęłam się.

534 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz