5.13.2019

Od Ronana cd Adama

Nie bez powodu zostałem dzisiaj w domu. Nie bez powodu wyłączyłem telefon na leniwe popołudnie. Nie bez powodu wybrałem najbardziej ekscentryczne bokserki z mojej szafy. A mimo to, wciąż ktoś coś ode mnie chciał. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale cholera jasna! Okazało się, że trzy ostatnie stopnie schodów są tak samo zabójcze jak całe schody…
– Ogarnij się, bierz łyżwy i jedziemy na lodowisko! – Adam był zbyt radosny, a ja za bardzo odczułem brak koca, którym się przykryłem przed telewizorem.
– Mam złamaną rękę Adam. – Pomachałem mu przed nosem gipsem syntetycznym.
– Ręka to nie noga, możesz z nią jeździć. – Rzucił lekko chłopak. – No dalej, ogarnij się i jedziemy!
W tym momencie miałem coś powiedzieć, ale uprzedził mnie okrzyk Adama:
– O kurwa!
Spojrzałem pod nogi i zauważyłem łeb Edgara. Spojrzał się na mnie szczerząc się i wywalając język. Był zadowolony z życia i chciał się przywitać. Tak sądziłem.
– Edgar, siad. – Machnąłem ręką. Siadł. Podrapałem go za uchem i popatrzyłem na Adama. – Już nie musisz się go bać. Okazał się spokojnym pieskiem.
– Ten spokojny piesek próbował zabić mi kota! – Adam cofnął się o krok.
– Bo był przestraszony. – Przesunąłem nogę tak, żeby pies stał obok mnie, a nie między nogami. Kolejne złamanie nie było mi potrzebne.
– On był przestraszony, tak? – Prychnął brunet.
– To jak takie koło. – Podrapałem się po głowie. – Strach napędza strach. No dalej. Możesz go pogłaskać.
Adam rzucił mu sceptyczne spojrzenie i wyprostował dumnie głowę.
– Może innym razem, teraz ogarnij się. Taksówkarz na nas czeka.
Westchnąłem tylko i ruszyłem do salonu, a psiak ruszył za mną z wywalonym jęzorem. Uniosłem kącik ust. Hammer właśnie przeciągał się na kanapie, a Nyx siedziała na krawędzi stołu. Wyłączyłem telewizor, a ptak wzbił się do lotu i po chwili siedział na moim ramieniu.
– No i nici z leniwego dnia panienko. – Pogłaskałem ją pod dziobem. – Niestety muszę zapakować cię do klatki na to popołudnie.
***
– Nie mogłeś załatwić innego transportu? – Szepnąłem do Adama, kiedy jechaliśmy do miasta.
– Uwierz mi, nie chcesz siedzieć w aucie kiedy jestem za kółkiem. – Parsknął śmiechem.
– Wiesz, że choćby Noah ma prawo jazdy, tak? – Uniosłem brwi. – W ostateczności ko…ronowana głowa. W sensie LeŁoś.
– Czekaj. Kto? – Uniósł brwi.
– LeŁoś Windsor. – Wzruszyłem ramionami. – Połowica Jeżozwierza. Wnuk królowej Elżuni. – W dwa ostatnie słowa wlałem tyle ignorancji, ile się dało.
– Brzmisz jakbyś naprawdę go lubił. – Adam nawet nie starał się ukryć ironii.
– Cóż, nie mogę powiedzieć, że jestem jakimś fanatykiem religijnym, ale o protestantach nie mam najlepszej opinii. – Skrzywiłem się. – Szczególnie anglikanach. Jak on. No i nie dam skrzywdzić Jeżozwierza. Wyzwala we mnie instynkt braterski.
– To ta z irokezem, tak? – Zapytał.
– No… Jeżozwierz. To mówi za siebie. – Westchnąłem. – Proste.
– Wybacz Aniołku, ale wygląda na to, że nie mam tak dużych znajomości jak ty… – Głupio się uśmiechnął.
– Blue by się nie zgodziła. – Zauważyłem kąśliwie. – Normalni ludzie nie grają w serialach ot tak.
– To był tylko jeden sezon. – Westchnął chłopak i przewrócił oczami.
– Na zawsze zapamiętany. – Uśmiechnąłem się ironicznie. – Czytałem tego fanfica mojego brata. Nie jest zły. Mogę ci zacytować co…
– Nie dzięki! – Przerwał w połowie. – Patrz! Jesteśmy na miejscu!
Wyszczerzyłem się tylko i wyszedłem z samochodu. Adam zabronił mi brać portfela. Potem zapłacił, a samochód powoli wytoczył się z podjazdu.
– Więęęęęc… lodowisko. – Popatrzyłem na budynek. – Mogę wiedzieć skąd ten pomysł? Oglądałeś Yuri on Ice, czy co?
– Na pewno do twoich zdolności magicznych nie wlicza się czytanie w myślach? – Uniósł brew.
– To było oczywiste. – Prychnąłem. – Wiesz. Lodowisko. Wiosna. Mało kto o tym myśli… a ty nazwałeś kota Yurio.
– Okej, to było dość oczywiste. – Przyznał po chwili ciszy. – To chodź!
Złapał mnie za rękę (tą zdrową) i pociągnął do wejścia. Przewróciłem oczami i mu pozwoliłem. Dyskusja z nim dzisiaj była niemal jak walka z wiatrakami. Przynajmniej jeśli chodzi o naszą… randkę.
– To teraz oświeć mnie, dlaczego tu nie ma ludzi, hm? – Uniosłem brwi.
– Eeeeeem… sam mówiłeś, że jest wiosna i mało kto o tym myśli… – zaczął.
– Tu zawsze ktoś jest. – Mruknąłem.
Jednak Adam zdawał się to zignorować, a mężczyzna, który siedział przy wejściu po krótkim „Dzień dobry” Adama po prostu nas wpuścił.
– Co ty knujesz Mały Demonie, hm? – Popatrzyłem na niego, gdy już siedzieliśmy przy szafkach, a ja starałem się zawiązać łyżwy.
– Daj mi to. – Zignorował swoje obuwie i pomógł mi. – Wiem, że Branwell była wściekła jak ostatnio ją wystawiłeś, ale nie sądziłem, że złamie ci rękę.
– Czekaj… skąd wiesz… że była wściekła? – Uniosłem brew.
– Wiesz, że ja i Jane rozmawiamy? Od jakiegoś czasu? – Zapytał. – Sam nas sobie przedstawiłeś…
– I gadacie o mnie, tak? – Uśmiechnąłem się lekko.
– To takie dziwne? Jesteś całkiem… interesującym tematem. – Uniósł kąciki ust.
Z lekką dozą satysfakcji wyprostowałem drugą nogę w iście laurentowym stylu. Niestety sytuacja była dokładnie odwrotna niż w książce.
– Zazwyczaj nie mam problemu z tym, że przed kimś klęczę, tak teraz uważaj z tymi łyżwami, dobrze? – Zażartował. Prawdopodobnie.
– Oh, król podobno klęka tylko przed swoją królową. – Przygryzłem lekko wargę. – Boga dziś w to nie mieszajmy.
– Na pewno ładnie wyglądałbyś w złotej koronie. – Skończył wiązać mi łyżwy.
– Wolę srebro. – Wstałem. – Bardziej pasuje do błękitu.
Adam ciągle przede mną klęczał, co z boku musiało się wydawać niezwykle… intrygujące. Zanim zdążyłem pomyśleć, odgarnąłem mu włosy z twarzy.
– W czymś ci jeszcze pomóc królowo? – Zapytał zaczepnie.
– To król powinien podejmować decyzje. – Zamknąłem szafkę. – Ale radziłbym, żebyś zawiązał swoje łyżwy i żebyśmy zaczęli jeździć. Naprawdę jestem ciekaw, co przygotowałeś.
– Skąd te niecne podejrzenia? – Zaczął wiązać swoje łyżwy.
– Puste lodowisko Adam. Nie wierzę w przypadki. – Założyłem ręce. – Zręcznie to przygotowałeś, biorąc pod uwagę, że BB przysłała mi dziwnego SMS-a ledwo rano.
– SMS-a? – Uniósł brwi. – Myślałem, że kuźwa zasnęła…
– O wpół do szóstej. – Przewróciłem oczami. – Stawiam na kaca. To w jej stylu.
– Nie ważne! – Złapał mnie za rękę. – Chodź! Łyżwy!
***
Pusta tafla. Zero odmierzania czasu. Zaczyna grać opening Yuri on Ice. Uniosłem brwi i popatrzyłem na Japończyka. Adam uśmiechał się zadowolony i kiwał głową.
– Dziwię się, że nie kazałeś tego udekorować… czymkolwiek. – Parsknąłem zgryźliwie.
– Nie udawaj, że ci się nie podoba Aniołku. – Wyszczerzył się.
– Nie udaję Mikaelson. – Westchnąłem. – Wczoraj byłem w szpitalu! Do jedenastej w nocy! Miałem inne plany na dziś. Zawierające Scarlett Johansson i Chrisa Evansa! Ale okej. Nie jest tak źle. Ciesz się.
– Oh. Wybacz. – Jego entuzjazm nieco opadł i wbił wzrok w łyżwy. Podejrzewałem, że może było mu trochę przykro.
– Po prostu… potem wrócimy do mnie do domu. – Potarłem oczy zdrową dłonią. – Nigdzie indziej nie pójdziemy.
– Zapraszasz mnie do siebie Aniołku? – Jego głos znów był zadziorny.
– Każdy wie, że po lodowisku najlepsza jest gorąca czekolada, tak? – Uniosłem brwi.
– Piękny i inteligentny… idealna królowa. – Skłonił się lekko, odjeżdżając do tyłu. – No chodź. Jane mówiła, że umiesz jeździć.
Przewróciłem oczami i powoli podjechałem.
– Pamiętaj, że to królowe przodują w spiskach, mój królu. – Uniosłem lekko kącik ust.

Adam? Randka dla ciebie!
1099 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz