5.02.2019

Od Adama i Ronana - Malowanie jajek

Adam
Nigdy nie obchodziłem Świąt Wielkanocnych. Boże Narodzenie owszem, ale nie Wielkanoc. Matka jak większość Japończyków, wyznawała shintoizm pomieszany z jakimiś buddyjskimi obrządkami i razem z ojcem towarzyszyliśmy jej podczas różnych religijnych uroczystości, gdy tylko przebywaliśmy razem w jej rodzinnej posiadłości. Lubiłem te festiwale pełne straganów, pokazy fajerwerków rozświetlające nocne niebo, lampiony, odwiedzanie świątyń, wiązanie życzeń na drzewach… Wszystkie te drobne tradycje, których doświadczałem w dzieciństwie. Traktowałem je tak samo jak urodziny, Walentynki i inne okazje do zabawy, ale nigdy jak część wiary. Nie wiem, czy kiedykolwiek naprawdę w coś wierzyłem. W coś więcej niż magiczne duchy z folkloru i bajek opowiadanych przez dziadków. Może i tak, może nie, ale na pewno w końcu przestałem. Musiałem przestać.
Nie zdziwiło mnie, że rodzice byli zajęci pracą, bo po części właśnie z jej powodu wysłali mnie do Akademii, a wracanie do pustego domu na obrzeżach Nowego Jorku, nie miało większego sensu. Równie dobrze, mógłbym spędzić ten wolny od zajęć tydzień tutaj, we własnym pokoju, mając za towarzyszy Yurio, gry na konsolę i słodycze. Nie przeszkadzała mi samotność. A jednak, gdy Aniołek zaproponował mi wspólne spędzenie Wielkanocy, nie odmówiłem. Nie wiem dlaczego i szczerze, już chwilę później chciałem zmienić zdanie, ale mimo to stałem teraz przed znajomymi drzwiami, z torbą pełną rzeczy na najbliższe parę dni. Nie wziąłem ich dużo, tylko trochę ubrań, kosmetyków i szkicownik z przyborami do rysowania, w którym znajdowały się ostatnie strony mojego komiksu.
Nawet nie trudziłem się z szukaniem kota, który od jakiegoś czasu wybierał się na wycieczki do Hammera i jeśli gdzieś miałem go znaleźć to pewnie właśnie u Ronana. W sumie cieszyło mnie, że znalazł sobie przyjaciela, choć równocześnie byłem troszkę zazdrosny, bo przecież to ja zajmowałem się nim przez ostatnie lata, a wciąż lubił mnie mniej niż cholernego blondynka i jego zepsutego zwierzaka.

Przycisnąłem dzwonek, po czym odruchowo poprawiłem włosy oraz upewniłem się, że włożona w spodnie koszulka dobrze leży i czekałem aż ktoś podejdzie do drzwi. Liczyłem, że będzie to Aniołek, choć to nie tak, że nie lubiłem jego rodziny. Miał naprawdę spoko rodziców oraz energicznego brata, który szalał na punkcie tego głupiego serialu, w którym zdarzyło mi się zagrać. Po prostu… Chyba czułem się w ich obecności trochę nie na miejscu. Jakbym wcinał się w czyjeś życie. Bo Ronan kochał swoich krewnych, a oni kochali jego i ta zażyłość oraz zrozumienie jakie mieli między sobą, była lekko przytłaczająca. Nie rozumiałem tego co się działo między nimi, choć sam nie mogłem narzekać na własnych rodziców. Troszczyli się o mnie, zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej, praktycznie w niczym mnie nie ograniczali i nie widzieli problemu w spełnianiu moich często głupich zachcianek, kiedy byłem dzieckiem. Wiedziałem, że nawet teraz gdybym czegoś potrzebował, matka znalazłaby czas by ze mną porozmawiać, choćby miała ważną sesję na planie zdjęciowym. Ale nie mogłem do niej zadzwonić, chociaż chciałem. Chciałem opowiedzieć jej o Aniołku, o ludziach, których tu poznałem, o jeździe konnej i mijającym czasie, ale nie sięgałem po telefon. W końcu rozmowa zeszłaby na któryś z niewygodnych tematów i musiałbym kłamać, a że nie lubiłem tego, starałbym się wymigać od pytań, zirytował się, wkurzył i znów powiedział coś, czego później bym żałował, więc wolałem nie dzwonić wcale.

Ronan
Widok Yurio w łóżku obok mnie chyba powinien przestać mnie dziwić. Bardziej dziwiło mnie jakim cudem udawało mu się tu dotrzeć. Postanowiłem jednak nie zadawać sobie takich pytań. Lepiej mi się z tym żyło.
Uważając na koty i otwierając klatkę Nyx, omiotłem wzrokiem pokój w poszukiwaniu jakichś ciuchów. Uśmiechnąłem się, gdy zauważyłem kupkę na biurku - prawdopodobnie przyniosła ją mama i zadbała, żeby koty jej nie obsiadły. Wziąłem ją do łazienki i już po chwili byłem gotowy. Mama dała mi po prostu ciemne jeansy i moją ulubioną koszulkę z herbem Hufflepuffu. Tak przygotowany zbiegłem szybko na dół i pierwsze co zobaczyłem to…

- Ni! - Rzuciłem się siostrze na szyję.
- Hej Pufku. - Nilsa szczelnie mnie przytuliła. - Tak, tego mi było trzeba.
- Przyjechaliście. - Uśmiechnąłem się i odsunąłem. - Hej Noam.
- Cześć Ro. - Uścisnął mi rękę i też przytulił. - Mała niespodzianka. Stąd wszyscy pojedziemy do Sioux Falls.
- Polecimy. - Poprawiła go Nilsa. Miała na sobie bluzkę z Ravenclawu. Coś czułem, że Nico założy dziś tę z herbem Gryffindoru. - Nie opłaca się jechać całą drogę.
- Okej. - Uśmiechnąłem się. - Cieszę się, że przyjechaliście.
- W końcu są święta, prawda? - Mama mnie objęła. - Rodzina musi być w komplecie.
- Cześć! - Dało się usłyszeć od progu głos Blue. - Jak tam? Ooo... Nilsa!
Tym razem to Blue rzuciła się na moją siostrę. Ta tylko się zaśmiała i przygarnęła do siebie dziewczynę. Nie zauważyłem Klio, więc pewnie znowu została na tarasie i zaczęła obserwować nasze podwórko.
- Cześć Blue. - Zaśmiała się. - Ładna bluzka.

- Wyglądasz jak Adam Parrish. - Potargałem włosy przyjaciółce.
- Jasne. - Przewróciła oczami. - Rodzice już czekają na nas w Sioux Falls i dziękują za zaproszenie.
- To dla nas przyjemność. - W pokoju pojawił się tata. - Ronan, obudź Nico, zaraz tu będzie Adam.
- Adam? - Uniosła brew Nilsa.
- To może ja obudzę Nickolasa. - Blue już biegła po schodach.
- Adam. Mikaelson. - Przeczesałem włosy. - Też chodzi z nami do Akademii. Miał zostać na święta, więc pomyślałem… cóż, że go zaproszę.
- Jasne. - Nilsie zaświeciły się oczy. - No cóż. Liczę, że dobrze go poznam. - Zaśmiała się.
- Bardzo możliwe. - Poszedłem do kuchni przygotować jedzenie Hammerowi i Yurio.
Rodziców chyba już nie dziwił widok drugiego kota. W sumie to trzeciego. Bo trzeci właśnie ocierał mi się o kostki.
- Cześć Beka. - Podrapałem go za uchem. - Niestety, ty musisz poczekać na swojego pana.
- Kolejny kot? - Nilsa stanęła obok z kubkiem w ręku.
- Ten jest Nico. A ja ciągle mam Hammera. - Uniosłem kącik ust.
- To po co stoi tu trzecia miska? - Zapytała się.
- To dla kota Adama. - Wyjaśniłem. - Często się tu ostatnio pojawia.
- Okej. - Zerknęła na schody, gdzie z dumą schodził Hammer i Yurio, a za nimi Nico i Blue.
- Siostra! - Młody niemal zwalił się ze schodów, by ją przytulić. - Czeeeść!
- Ubierz się ciapciaku. - Potargała mu włosy. - Słyszałam, że zaraz ma być tu Adam.
- Tak! - Zaklaskał w dłonie. - Super, nie?
- Czemu on tak się cieszy? - Zdziwiła się.
- Adam grał w jego ulubionym serialu. - Przewróciłem oczami. - Będzie zachowywał się jak na prochach. Ciągle. Bo Adam.
- Ej! To nie mną jest romantycznie zainteresowany! - Nico poruszył brwiami.
- Hm, ciekawych rzeczy się dowiaduję. - Nilsa popatrzyła na mnie spod okularów. - Chyba będę musiała go przycisnąć. - W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To on! - Nico aż podskoczył.
- Idź się ubierz. - Nilsa już otwierała drzwi. - Cześć.

Adam
Ku mojemu zaskoczeniu, w progu zobaczyłem nie Ro, nie Nico, ani nikogo, kogo znałem. Przede mną stała ładna, na oko trochę starsza ode mnie dziewczyna w okularach z dużymi, ciemnymi oprawkami. Jej rysy były łagodne, a pociągnięte delikatną szminką usta rozciągnięte w przyjaznym uśmiechu, który mimo lekkiego szoku odruchowo odwzajemniłem i zsunąłem z uszu słuchawki. Nadal jednak słyszałem głos Tae, więc szybko sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni po telefon, by wyłączyć muzykę. Przy Aniołku, by mnie to nie obeszło, ale jednak pierwsze wrażenie…
- Hej - przywitałem się i wyciągnąłem do niej rękę. - Adam Mikaelson. Przyjaciel Anioł… - Przysłowiowo ugryzłem się w język i poprawiłem. - Przyjaciel Ronana. A ty jesteś…?
- Nilsa Chainsaw-Miranda. - Uścisnęła moją rękę. - Starsza siostra tych dwóch idiotów. - Poczucie humoru zdecydowanie miała na plus, więc nieco się rozluźniłem, choć… Tak, teraz w sumie dostrzegłem podobieństwo.
- Ronan często o tobie wspominał - stwierdziłem, sięgając pamięcią do moich rozmów z blondynkiem. - Prawnik, tak? Podobno to ty masz mi zniszczyć życie, jak zrobię coś nie tak.
- Jesteś bystry i inteligentny, lubię cię. - Nie zaprzeczyła, czyli mogłem uznać, że tak. - Więc… podejrzewam, że to ostatnie powiedziała akurat Blue. Sprecyzuję: to będzie o wiele gorsze niż tego, czego się spodziewasz - mówiła to z promiennym uśmiechem i cóż chyba też ją polubiłem. Parsknąłem więc krótkim śmiechem, a gdy wpuściła mnie do domu państwa Chainsaw, od razu zacząłem wzrokiem szukać swojego Aniołka.
- Postaram się być dla niego miły. Przynajmniej na tyle, na ile będzie chciał…
- Adam! - Na czubku schodów pojawił się Nico z nabożnym uśmiechem i koszulką z herbem Gryfonów. - Yurio już przyszedł! Popatrz! Lubi Bekę! - Oho, czyli nie pomyliłem się co do miejsca pobytu swojego zwierzaka.
Przeniosłem wzrok tam, gdzie wskazywał dzieciak, czyli do kuchni i dostrzegłem trzy koty częstujące się zostawioną im karmą. Jakoś nie dziwiło mnie, że parszywiec dostał własną miskę. Wszyscy uznali go już najwyraźniej za stałego bywalca. No i dobrze, o ile nie próbował nikogo ani niczego zabić.
- Widzę - odparłem, a mały już stał przede mną z oczami błyszczącymi z ekscytacji. Ta jego fascynacja mną była trochę straszna, ale nie narzekałem, bo w końcu dzięki temu miałem sprzymierzeńca w kwestii podrywu blondynka. Zmierzwiłem mu włosy, jak to miałem już w zwyczaju i miło się uśmiechnąłem, patrząc na jego reakcję. - Beka, tak? Też lubisz Yuri on Ice?
- Mam figurki Pop! - Zaśmiał się. - I plakaty, i Makkachina, i breloczki, i czekam na film, i oglądałem to już chyba z siedem razy. Totalnie tam się całowali. - Ok, mogłem się spodziewać takiej wyliczanki.
- Jestem tego pewien - zaśmiałem się i zatknąłem kciuki za pasek, bo nie wiedziałem co zrobić z rękoma. - Nie wiem, czy w Stanach będzie premiera, ale w Tokio mógłbym załatwić bilety do kina…
- Obawiam się, że młody nie może ot tak sobie pojechać. - Głos Aniołka był nieco przekorny. - Nie ma takiego komfortu jak my. - Odwróciłem się szybko, by stanąć oko w oko z moim cudownym blondynkiem, który podpierał ścianę przy wejściu do salonu i pewnie musiał mnie obserwować odkąd tylko przekroczyłem próg.
- Nie? Przecież od szkoły też są przerwy - zauważyłem, by trochę pociągnąć temat. Zaproszenie Ronana na wycieczkę do Japonii było… Kuszące. Choć z drugiej strony, wtedy musiałbym już przedstawić go rodzinie, a ta perspektywa na ten moment średnio mi się uśmiechała. Za dużo pytań i wyjaśnień.
- Pytanie czy pokryje się z premierą. - Podszedł do brata i pociągnął go za włosy w dość braterski sposób. - Bo inaczej nie może.
- Słyszysz młody? Pojedziemy do Japonii - powiedziałem radośnie, przybijając z nim żółwika.
- Marzyciele. - Blondynek oczywiście przewrócił tylko oczami, jakby wcale nie cieszył się z takiego obrotu spraw, ale byłem pewien, że też chciałby zobaczyć tę premierę. - Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spać.
- W twoim pokoju? - Spytałem zaczepnie, bo oboje wiedzieliśmy, że nawet jeśli oficjalnie miałem nocować gdzie indziej, ostatecznie i tak trafiałem do jego łóżka.
- Niestety. - Powiedział, niby smutny. - Pokój gościnny zajmuje Ni i Noam. - Wyszczerzył się, choć nie wiedziałem czemu. Mi na pewno fakt, że jechali z nami inni jakoś nie leżał. Wystarczyło już, że Jane się wcinała, kiedy tylko mogła. - Ale spokojnie, mam materac.
- Jakoś będziemy musieli ze sobą wytrzymać - powiedziałem z teatralnym westchnięciem, jakby wymagało to od nas dużego poświęcenia. - To prowadź, bo ta torba zaczyna mnie wkurzać i… Chyba powinienem dopasować się do konwencji, Puchonku. - Dźgnąłem palcem herb na jego koszuli.
- Więc chodźmy, Ślizgonie. - Ruszył w górę schodów, dzięki czemu mogłem uważnie przyjrzeć się ruchom jego zgrabnego tyłka.

Ronan
I nagle materace wstawione do mojego pokoju nabrały sensu. Ale w końcu Nilsa i Noam nie będą się gnieździli na kanapie. Chociaż podejrzewam, że Adam nie będzie zachwycony faktem, że Blue nocuje z nami. Ale w sumie… powinien się tego spodziewać. Jeśli BB tu nocowała, to nie spała w pokoju gościnnym. Zazwyczaj w ogóle nie spała, bo urządzaliśmy sobie maratony filmowe, ale to inna historia. Teraz wypadałoby się wyspać. Chociaż podejrzewałem, że jeśli Adam przekupi ją odpowiednią ilością słodyczy, wróci do Akademii na noc.
- Proszę. - Otworzyłem drzwi do mojego królestwa. - Ogólnie możesz spotkać się z określeniem Narnia. Nie wiem czemu Nico i Nilsa tak nazywają mój pokój.
- Może dlatego, że masz tu sporo fantastycznych rzeczy - stwierdził, podchodząc do regału z książkami i wybrał z niego pierwszy tomik „Zniewolonego Księcia”. - Na przykład to. Musisz naprawdę lubić tę serię, skoro aż kupiłeś polską wersję. Choć przyznam, że te okładki są prawdziwym arcydziełem.
- Wbrew pozorom nie było takie drogie. - Wziąłem drugi tom. - I kocham te okładki, okej? Są piękne. Patrz na to jak Laurent patrzy na Damena!
- I jaki błękitny kolor mają jego oczy - zauważył z zachwytem. - Tak, też kocham te arty i te książki. W japońskiej wersji są jeszcze obrazki do poszczególnych scen. Łaźnia, pocałunek na murach… Rozdział dziewiętnasty. - Uśmiechnął się lekko.
- Widziałem na internecie. - Pogładziłem grzbiet książki. - Ale te są dla mnie lepsze. Mam nadzieję, że do trzeciej dodadzą coś ekstra.
Popatrzyłem na Adama, który ciągle przyglądał się okładce pierwszego tomu. Było coś niezwykłego w tym widoku, jakby robił to o wiele dokładniej, głębiej niż jakikolwiek inny człowiek.
- Nie mogę się doczekać trzeciej. - Powiedziałem ciszej, znowu patrząc na błękit oczu Laurenta. - Okładki oczywiście. Książki przeczytałem.
- Nie obraziłbym się za jakiś artbook, najlepiej ze szkicami z procesu tworzenia. Interesuje mnie jak dokładnie autorka nakłada na siebie te kolory, by wyszły tak naturalnie - zamyślił się Adam, przesuwając delikatnie palcami po powierzchni rysunku.
- Wyczuwam przydługą gadkę, której nie rozumiem. - Cicho się zaśmiałem. - Ale okej. - Wziąłem od niego torbę i położyłem ją na łóżku. - Możesz się przebrać. - Skierowałem się do drzwi. - Idę pomóc mamie.
- Oh, sorry. - Przybrał nieco speszony wyraz i odłożył książkę na miejsce. - Po prostu lubię sztukę tak samo jak ty zwierzaki - odparł, po czym dość niespodziewanie, chwycił mnie za ramię i odwrócił ku sobie. - Przez twoją rodzinkę, nie miałem okazji odpowiednio się przywitać - powiedział cicho z kącikami ust uniesionymi w tym swoim szelmowskim uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy. - Parsknąłem przyjaźnie i położyłem dłoń na jego boku. - Więc… - Nim dokończyłem, zbliżył się do mnie i pocałował. Jedną ręką objął mnie w talii, a palce drugiej wplótł w moje włosy, kiedy pogłębił pocałunek, najwyraźniej spragniony jeszcze większej bliskości.
Przewróciłem oczami i przysunąłem się bliżej. Nie żebym się tego nie spodziewał. W końcu to było normalne, a jednak…
Kolejną rzeczą, którą usłyszałem było głośne krakanie Nyx i japońskie przekleństwo rzucone przez Adama. Odsunąłem się i zauważyłem, że ptak wbił się pazurami w jego ramię i dziobał dziobem po głowie. Całe szczęście nie na tyle mocno, żeby uszkodzić. Bardziej, żeby go zirytować. Zagwizdałem i wyciągnąłem rękę.
- Nyx! Nie ładnie panienko. - Delikatnie pacnąłem ją z naganą. - Co ja ci mówiłem o atakowaniu ludzi, no co? Żeby to było ostatni raz!
Kruk wyglądał na nieco skruszonego, ale zdecydowanie nie dlatego, że faktycznie żałował czynu. Zapomniałem, że mój pokój odbiera trochę inaczej. Podszedłem do okna i otworzyłem je.
- No dalej panienko, wylataj się. - Puściłem ją i odwróciłem się do Adama. - Przepraszam. Zapomniałem, że tu jest bardziej… zazdrosna? Terytorialna?
- U mnie atakuje mnie futrzak, u ciebie Nyx, na zajęciach Jane… - Właśnie zaliczył Blue w poczet zwierząt. - Czy jest choć jedno miejsce, gdzie mógłbym cię całować bez ryzykowania swoim życiem?
- Stajnia? - Zaśmiałem się cicho. - O ile Hespero i Kelpie będą w boksach.
- A psy Wiktora na smyczy i w kagańcach - parsknał chyba średnio przekonany do tego pomysłu. - Coraz bardziej podoba mi się opcja z wyjazdem do Tokio.
Westchnąłem, ale z uśmiechem. Ten chłopak był wręcz niemożliwy. Odgarnąłem mu włosy za ucho i lekko cmoknąłem.
- Muszę nauczyć Nyx, że tu też nie jestem tylko jej i Hammera. - Uniosłem kącik ust. - Wiesz. Ona była pierwsza. Nic dziwnego, że jest zazdrosna. To trzeba przepracować. A teraz serio muszę iść pomóc mamie, więc przebierz się Ślizgonie.
I poszedłem na dół.

Adam
Cholerne ptaszysko i w ogóle wszystkie zwierzaki, które nie potrafią poszanować ludzkiej prywatności. Aniołek sobie poszedł, a jak zostałem sam w jego pokoju, co normalnie uznałbym za całkiem niezłą okazję do myszkowania, ale aktualnie bardziej zależało mi na jego towarzystwie. Poza tym ciekawiło mnie w czym to chłopak musiał pomóc. Niewiele wiedziałem o Wielkanocy, poza paroma podstawowymi informacjami i tym co zobaczyłem w Strażnikach Marzeń czy Kuroshitsuji.
Porzuciłem więc na razie pomysł myszkowania po sypialni i przyklękłem przy torbie z zamiarem znalezienia konkretnej koszulki, co okazało się nie takie proste. Dobrą chwilę grzebałem w ciuchach, część wyrzucając na podłogę, aż dobrałem się do zielonego T-shirtu z herbem swojego ulubionego domu. Przebrałem się szybko, z zadowoleniem przyjmując fakt, że wszystko do siebie pasowało, więc nie musiałem zmieniać spodni, czy dżinsowej koszuli i posprzątałem z grubsza wyrządzony bałagan. Poprawiłem rozczochrane włosy, obejrzawszy się w lustrze zawieszonym na drzwiach szafy. Miałem nadzieję, że lekko zaróżowione policzki jeszcze o niczym nie świadczyły, bo tak jak siostra blondynka, chyba nie miałałaby nic przeciwko, tak z czystego poszanowania dla właścicieli domu, wolałem zachować pozory.
Kiedy zszedłem na dół, pierwsze skierowałem się do kuchni, gdzie spodziewałem się zastać Ronana i tak, był tam razem z panią Chainsaw, która krzątała się przy kuchence.
- Dzień dobry - zwróciłem na siebie ich uwagę. - To naprawdę miło z państwa strony, że zgodziliście się bym spędził z wami Święta. - Wbrew powszechnej opinii, Ślizgoni potrafili być mili i uprzejmi.
- Nawet tak nie mów, kochanie. - Mamę Aniołka można było porównać do Kangurzycy z Kubusia Puchatka. Opiekowały się wszystkimi w tym samym stopniu. - To miłe dla nas! Każdy powinien czuć się w Święta dobrze. - Odstawiła jeden z garnków na tacę leżącą na blacie. - Cieszymy się, że swoje spędzisz z nami.
- Aha - skinąłem głową, zupełnie nie wiedząc, co na to powiedzieć. Ta przyjazna aura, trochę mnie krępowała, więc włożyłem ręce do kieszeni spodni i zwróciłem wzrok na parujące naczynie. - Przygotowuje pani coś do jedzenia? Jajka?
- Nie. - Zaśmiała się. - To barwienie wydmuszek. Te są akurat fioletowe. Gotują się zielone i pomarańczowe, a zaraz zrobimy czerwone i niebieskie.
- A resztę zabarwimy barwnikami. - W kuchni pojawił się Nico z małymi woreczkami. - Niektórych kolorów nie da się zrobić naturalnie.
- Pisanki - domyśliłem się, kojarząc fakty. - Będziemy je ozdabiać? Nie wiem, czy potrafię - przyznałem się, bo przecież nigdy nie musiałem tego robić. Znałem teorię, ale między nią, a praktyką była ogromna przepaść. - Nauczysz mnie? - Spytałem dzieciaka, domyśliwszy się, że go to ucieszy. Zazwyczaj nie przepadałem za bachorami, albo raczej nie wiedziałem jak z nimi postępować, ale z tym osobnikiem radziłem sobie chyba całkiem nieźle.
- Nah, ja będę malował czyste. - Wzruszył ramionami. - Ro potrafi drapać. Ale jak chcesz, też możesz pomalować. Z kolei Ni lubi ozdabiać, ale ja się po tym za bardzo kleję.
- Myślę, że z pędzelkiem bardziej się przydam niż z wykałaczką - stwierdziłem z uśmiechem. - Więc jesteśmy w jednej drużynie. - Co prawda, moją działką były bardziej szkice ołówkiem i grafika komputerowa, ale z farbami również miałem do czynienia. Nie byłem w tym tak dobry jak… on. - Myślisz, że pisankowi Avengersi i pokemony też przejdą? - Szybko wyrzuciłem z głowy niepotrzebne myśli.
- Na ten rok zaplanowaliśmy coś bardziej z anime. - Zmarszczył nos Nico. - Avengersi byli rok temu, ale ty możesz namalować co chcesz.
- To co zaplanowaliście? - zainteresowałem się, w głowie już planując jakieś projekty, które powinienem był w stanie wykonać.
- Studio Ghibi. - Uśmiechnęła się Nilsa, która właśnie weszła z małą walizeczką. - Dowolny film.
- Totoro, Nekobus i Bóg Bez Twarzy wydają się być całkiem proste do wykonania - zauważyłem po chwili zastanowienia. W sumie brzmiało to jak całkiem fajna zabawa. - To kiedy zaczynamy?
- Wy już możecie. - Ronan oderwał się od obserwowania wody. - Ja poczekam na swoje.
- Prowadź, dzieciaku - rzuciłem do Nico, który z uśmiechem i niemal podskakując, poprowadził mnie do salonu, gdzie na stole już czekały zestawy farbek, kolorowy papier, włóczka, klej i masa innych pierdółek do ozdoby jajek.
Usiadłem obok młodego, ogarniając wzrokiem co było mi potrzebne i po zastanowieniu wziąłem jedno białe jajko oraz pędzelek. Przysunąłem do siebie bliżej kubek z wodą, podobnie jak i zestaw specjalnych barwników, a następnie zabrałem się do nanoszenia na gładką skorupkę szarego koloru. Starałem się na tym naprawdę skupić, bo nie chciałem zepsuć pisanki, więc nie zarejestrowałem kiedy dzieciak podszedł do telewizora i gmerał coś przy odtwarzaczu płyt. Dopiero gdy usłyszałem aż za dobrze znajome intro, mało brakło, a upuściłbym trzymane jajko. Podniosłem głowę i wbiłem wzrok w ekran, by zobaczyć na nim sekwencję otwierającą któryś z kolei odcinek „Dance Revolution”. Mogłem się tego spodziewać. Cholera mogłem. Ale i tak miałem ochotę spieprzyć z tego pomieszczenia, gdy tylko w pierwszej scenie pojawiłem się ja oraz Christian, to znaczy Arthur.
- Nico, Boże drogi, nie rób nam tego. - O dziwo moim wybawieniem okazał się Ronan. - Oglądasz to chyba piąty raz od początku weekendu! Puść coś nowego chociaż!
- Tak jak doceniam twój gust, tak chyba zgodzę się z Aniołkiem - powiedziałem, starając się przybrać lekki ton.
Nie żebym nie lubił swojej roli. Miałem na tyle poczucia własnej wartości, by bez udawanej skromności przyznać, że jako aktor byłem naprawdę dobry, podobnie jak i reszta obsady, z którą przyszło mi współpracować. Nawet miło wspominałem czas na planie zdjęciowym, ćwiczenie roli, wygłupy podczas nagrań i mini imprezy przy premierze każdego kolejnego odcinka. A jednak chciałem to wszystko wymazać z pamięci, jakbym mógł udawać, że nic takiego nigdy się nie wydarzyło. Że nigdy nie było kariery aktora, którą mógłbym porzucić. Głupi przypadek chciał, że akurat młodszy brat blondynka, musiał mieć obsesję na punkcie tego konkretnego serialu.
- Narzeeekasz! - Jęknął.
- Puść The Originals! - Ku mojemu zaskoczeniu z piwnicy wybiegła Blue. - Chcę Klausa!
- Jane! - Nagle zupełnie zapomniałem, że wkurwiała mnie jej obecność. - Tak! Żądamy Klausa i krwi czarownic!
- O nieeeee. - Jęknął naraz Ronan i Nilsa. - Dlaczeeegooooo?
- Nie doceniacie prawdziwej sztuki - zaśmiałem się, po czym przybiłem z Branwell piątkę.
- Masakra. - Powiedziała Nilsa i wyjęła z kuferka więcej ozdób.

Ronan
Powoli przeniosłem jajka do salonu i usiadłem na jednym z wolnych krzeseł. Zupełnie przypadkiem tuż obok Adama. Co prawda miałem tylko “naturalne” kolory, ale mama kazała mi dołączyć do reszty. Podwinąłem pod tyłek jedną nogę i wygodnie oparłem łokieć o stół, biorąc z magicznego pudełka odpowiednią igłę. Dyskretnie oparłem kolano o nogę Adama i zacząłem skrobać. Kątem oka zauważyłem, że na chwilę odwrócił wzrok od swojej pracy i uśmiechnął się do mnie, po czym szturchnął mnie łokciem. Miał szczęście, że akurat wtedy oderwałem na chwilę igłę od delikatnej skorupki.
- Dzięki za ratunek przed Nico - powiedział szeptem, tak bym tylko ja słyszał. - Mam nadzieję, że bardzo nie przeszkadza ci zbiorowy mord w tle - parsknął cichym śmiechem, co w jego przypadku było zupełnie normalne, gdy mowa była o masakrze. - Ostatnio ty puściłeś Grę o Tron.
- Nie, ale mam dość. - Skrzywiłem się lekko. - Zaczyna się dziewiąty raz oglądania The Originals. Mogę zacząć ci cytować Klausa. - Zerknąłem na ekran i ubiegłem słowa głównego bohatera.
- Shhhh! - Reakcja Blue i Nico była niemal natychmiastowa.
- Liczcie się z tym. - Wskazałem na nich igłą, zauważając przy okazji, że Adam bardziej wyglądał na rozbawionego niż oburzonego.
- Nie powiem, by mi to przeszkadzało - skomentował, przysuwając usta bliżej mojego ucha, pewnie by tamta dwójka go nie zlinczowała. - Lubię roleplay.
- Cóż. - Wróciłem do skrobania Totoro, a mama akurat weszła z pozostałymi skorupkami. - Jaki?
- Mógłbym poważnie odpowiedzieć, że między innymi LARPy, ale wiesz, że aktualnie chodzi mi o coś innego - wyjaśnił, oczywiście uważając, by moja mama nie załapała treści naszej dyskusji.
- Więc kim ty byłbyś, jeśli ja jestem Klausem? - To pytanie zadałem, kiedy kobieta zniknęła na zewnątrz. Prawdopodobnie poinstruować tatę i Noama co, gdzie i jak załadować do samochodu.
- Wychodzi na to, że Caroline - zaśmiał się. - Ale nie rozumiem jak można być nieśmiertelnym wampirem hetero.
- Ja też. - Zrobiłem kolejny wzorek. - Ale nie jestem nieśmiertelnym wampirem.
- Hetero tym bardziej nie - zażartował z głupim uśmiechem, domalowując swojej pisance uszy.
- To zostawię Nilsie i Nico. - Puściłem mu oczko. - Ale nie przeczę, że miałem kilka dziewczyn.
- Ty? Niemożliwe. - Jego zaskoczenie było bardziej niż udawane. - Ktoś jeszcze poleciał na tą śliczną twarzyczkę, złote loki i twój cudowny charakter?
- Nie zapominając o cudnym uśmiechu i byciu gentlemanem. - Dodała swoje pięć groszy Blue.
- I wiecznie słodkim zwierzątkom. - Mruknął Nico.
- Nie zapominając o szarmanckim zachowaniu i otoczce bycia nowym. - Zaśmiała się Nilsa. - Eh i ta początkowa nieśmiałość. Łamacz serc. Ile dziewczyn się przez ciebie pokłóciło tylko po to, żebyś wybrał chłopaka…
- Dzięki, wiecie? Serio. - Prychnąłem i skupiłem wzrok na jajku, a brunet chyba cudem powstrzymywał się od głośnego śmiechu.
- Ale przecież mają rację. Naprawdę nie można ci się oprzeć - stwierdził chłopak, kiedy udało mu się uspokoić.
Sarknąłem i znowu zacytowałem słowa Klausa zanim Joseph Morgan zdążył wypowiedzieć je w serialu. Blue popatrzyła na mnie wilkiem, a Nico westchnął.
- Kwestie pozostałych też znasz? - Wyraźnie denerwowanie naszych towarzyszy jako tako przypadło mu do gustu.
- Nie waż się mu na to pozwalać. - Blue wycelowała w niego jakąś gałązką. - Nie chcę żeby znowu parodiował Rebekę!
- O - brzmiał na zainteresowanego. - Damskie role też ci pasują?
- Zabij demona dzisiaj, jutro zmierz się z diabłem. - Starałem się nadać mojemu głosowi barwę jak najbardziej zbliżoną do Claire Holt, co Adam skwitował śmiechem.
- Nieźle, nieźle Aniołku - rzucił rozbawiony.
Może i udało mi się sparodiować jej głos, ale Nico i Blue nie byli zadowoleni, bo na głowie Adama wylądowało jajko i gałąź. Tylko dlatego, że nachylił się w moją stronę nie zauważając pocisków.
- Cóż, właśnie stałeś się moją tarczą. - Cmoknąłem go w policzek. - Dzięki.
- Nie powiem, by było to moim zamiarem, ale… Uznam, że było warto. - Uśmiechnął się, odkładając na bok skończoną już pisankę, by wyschła i zabrał się za następną.
Sam nie byłem nawet w połowie swojej, więc - ignorując lecący w tle serial - zacząłem żwawiej ozdabiać swoją pisankę. Co prawda nie miałem jakiegoś wielkiego talentu plastycznego, ale nauczyłem się obchodzić z igłą i jajkiem. Po chwili zacząłem cicho nucić najnowszą piosenkę Toma Odella. Nilsa szybko ją podłapała i razem nuciliśmy melodię. Po trzecim powtórzeniu melodii zacząłem cicho śpiewać.

Adam
Malowanie jajek okazało się prostsze niż sądziłem. Kolory były wyraźne i mimo moich wcześniejszych obaw, szybko wysychały, więc nakładanie na siebie paru warstw nie sprawiało problemu. Totoro był skończony i spokojnie siedział sobie w opakowaniu z pulpy papierowej czy z czego tam się robiło te jajeczne pudełka. Przydałoby mu się towarzystwo, więc kolejną pisankę zacząłem barwić na pomarańczowo, by swoim odcieniem pasowała do futerka Nekobusa. Słyszałem jak Ronan nuci sobie jakąś wpadającą w ucho melodię na spółkę z siostrą i w sumie podobało mi się to. Lubiłem jego głos. Był łagodny i ciepły, taki słuchając którego można spokojnie zasnąć. Dlatego nie przeszkadzałem mu, gdy śpiewał. Po prostu skupiłem się na pracy i chyba cieszyłem ogólnym klimatem, który przywodził mi na myśl rodzinne spotkania w Japonii, kiedy to mama z babcią przygotowywała tradycyjne mochi, a dziadek z ojcem popijali sake, opowiadając historie o lisich duchach. Ogólna wesołość, współpraca i poczucie więzi między tak różnymi od siebie osobami, które jednak wiele łączyło. Z jednej strony czułem się jakbym wpychał się w prywatne życie tej dużej rodzinki i nie chciałem im przeszkadzać, z drugiej… Nie chciałem z tego rezygnować.
- Ładnie, Aniołku - rzuciłem do blondynka, gdy piosenka ucichła. - Wcale mnie nie dziwi, że śpiewać też umiesz idealnie.
- Żałuj, że nie słyszałeś jak gra na skrzypcach. - Westchnęła Nilsa. - Miał talent. I lenia.
- Skrzypcach? - To mnie zaintrygowało, choć w sumie… Chwyciłem swojego blondynka za dłoń i przyjrzałem się jego palcom, długim i smukłym. Palcom skrzypka. - Powinienem się domyślić - powiedziałem delikatnie gładząc kciukiem tę gładką, jasną skórę. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że mamy jeszcze sporo do zrobienia i niechętnie puściłem chłopaka, by wrócić do malowania.
- Gdzieś jeszcze są… w piwnicy, albo na strychu. - Zmarszczył nos. - A u dziadków jest fortepian.
- Musisz coś dla mnie kiedyś zagrać - postanowiłem, będąc pewnym, że przy najbliższej okazji nie zapomnę poruszyć tego tematu. - Nie znam się na muzyce klasycznej, ale widziałem trochę fajnych coverów z anime.
- Zmusiłem go, by nauczył się „Sadness and Sorrrow”! Na obu instrumentach! I wymiata! - Nico szczerzył się szeroko i definitywnie wyglądał na podekscytowanego, co bardzo szybko udzieliło się również mi.
- Poważnie? - Popatrzyłem na Ronana z niedowierzaniem, które zaraz zmieniło się w zachwyt. - Kocham to! Najlepszy soundtrack z Naruto - oświadczyłem z przekonaniem. Jakieś kilka lat temu miałem niezłą fazę na przygody młodego ninja, ze względu na crusha w postaci emo Sasuke i Itachiego… I Neijego. I Kabuto… Tak, miałem dużo ulubieńców.
- Czego nie robi się dla świętego spokoju. - Uśmiechnął się lekko i zaczął kolejne, tym razem czerwone, jajko. - Nie wiesz jak bardzo potrafi być wkurzający.
- Mogę się domyślać - stwierdziłem, bo nie było zbyt trudno wyobrazić sobie młodego, jak non stop wisi nad bratem i prosi o zagranie ulubionego utworu.
Podobny obraz
Miałem szczęście, że jak na razie byliśmy z dzieciakiem dość jednomyślni, a raczej to ja częściej prosiłem go o przysługi niż on mnie. Z zapłatą za nie oczywiście nie miałem problemu, patrząc na jego obsesję na punkcie „Dance Revolution”. Jakiś plakat, podpis, pokazanie kilku ruchów tanecznych, zdjęcia z planu, których mimo wszystko nie mogłem się pozbyć z telefonu… W ostateczności miałem możliwość skontaktowania się ze starymi znajomymi, ale tego wolałem nie robić. Nie odzywałem się do żadnego z nich od dłuższego czasu i byłoby to zbyt… Niezręczne.
- Z jakiegoś powodu nie przepadam za dziećmi - rzuciłem, zieloną farbą podkreślając oczy futrzastego autobusu. Rudy koteł zaraz dołączył do swojego kolegi w pudełku i obaj szczerzyli się wesoło, więc następne jajko mogło zostać poświęcone postaci z innego filmu. Może teraz Spirited Away?

Ronan
Oczywiście musieli przypomnieć o moich dość mizernych lekcjach. Rodzice chcieli mi tym zrekompensować coś zupełnie innego, o czym nie miałem ochoty obecnie myśleć. Chciałem mieć dobry humor. A lew musiał wyjść dobrze, bo to było jajko dla Nico.
- Zrób Gryyyyyyfaaaaa! - Popatrzył na moją igłę. - Prooooooszę.
- Młody, jestem artystą muzykiem nie artystą plastykiem. - Skrzywiłem się. - Nie oczekuj cudów.
- To poszukaj skrzypiec i zagraj. - Naburmuszył się.
- Popieram dzieciaka - odezwał się Adam, nawet nie odwracając wzroku od swojej pisanki, której w skupieniu usiłował nadać czarną barwę bez zbytniego ubrudzenia się farbą.
- Najpierw pisanki. - Westchnąłem.
- Nie uciekną. - Blue wyszczerzyła się. - Pomyśl, że wyłączymy Klausa.
- Jesteście niemożliwi. - Westchnąłem i wstałem.
Oczywiście wiedziałem, gdzie są skrzypce. Mało, bo mało, ale czasami na nich grałem. Głównie dlatego, że ćwiczyły te same mięśnie, których używało się do strzelania z łuku, co było jednym z marzeń na przyszłość. Wszedłem do swojego pokoju i sięgnąłem po pudło stojące na szafie. Długie, nieco ciężkie i przykurzone. Otworzyłem je i wyciągnąłem futerał. Potem go otworzyłem i przejechałem palcami po błękitnym materiale. Potem znowu zamknąłem futerał i ruszyłem na dół.
- Tylko nie spodziewaj się nie wiadomo czego. - Rzuciłem do Adama i wyciągnąłem instrument.
Blue wyłączyła telewizor, a ja zacząłem stroić skrzypce. Nilsa wróciła do malowania, a Nico wesoło podskakiwał.
- Będzie grał, będzie grał! - Pochlapał twarz farbą.
- Nickolas! - Nilsa wzięła chusteczkę. - Spokojnie.
- Oj nie mów, że się nie cieszysz! - Machnął ręką. - Możesz go o coś poprosić. - Zwrócił się do Adama.
- Nickolas?
- Tja. - Skrzywił się. - Wolę Nico.
Delikatnie puknąłem smyczkiem w skrzypce. Wszyscy popatrzyli się w moją stronę.
- Sadness and sorrow? - Uniosłem brwi.
- Nie chcę psuć tej atmosfery - stwierdził starszy brunet, po czym zastanowił się chwilę. - Na pewno potrafisz zagrać History Maker.
- Hm, przestał grać wcześniej. - Zasępił się młody.
- Jesteś pewien? - Oparłem podbródek na instrumencie i przyłożyłem smyczek do strun. Zamknąłem oczy i zacisnąłem palce na strunach. Popłynęły pierwsze dźwięki.
Wbrew pozorom wywijanie smyczkiem nie było głównym zadaniem w graniu na skrzypcach. To tylko wydobywało dźwięk. Najważniejsze były struny. Dlatego - trochę inaczej niż inni - ja operowałem strunami prawą ręką, a w lewej miałem narzędzie. Dzięki temu byłem bardziej pewny. Zwrotka przyszła naturalnie, a w głowie słyszałem słowa. Więc kiedy usłyszałem jak Adam głośno śpiewa refren, lekko uchyliłem powieki. Chyba go zaskoczyłem, gdy zacząłem drugą zwrotkę, do której dołączył Nico. Kolejny refren śpiewali już wszyscy. Kiedy skończyłem, opuściłem smyczek i uśmiechnąłem się. Azjata wpatrywał się we mnie z lekko rozchylonymi ustami, a oczy niemal mu świeciły z zachwytu.
- Mówiłem, że potrafisz - powiedział, odwzajemniając mój uśmiech. - Jesteś niesamowity. Jeśli grasz na fortepianie równie dobrze, to rezerwuję sobie miejsce na prywatny koncert - stwierdził wesoło i puścił do mnie oczko, bo oczywiście nie mógł przepuścić okazji do flirtu.
- Wolę skrzypce. - Schowałem instrument do futerału i położyłem go na sofie. - Mniej strun i bardziej poręczne.
- Ale pianino też mamy. - Oburzył się młody. - Tylko jeszcze nie dotarło. Na nim też czasem ćwiczysz?
- Skrzypce do ciebie pasują. Wyglądasz z nimi… Emmm… Tak, nawet nie wiem jak to opisać...
- Jak rzeźby Michała Anioła. - Parsknęła Blue.
- W sumie to tak. Po prostu, aż się prosisz, by cię narysować - powiedział w końcu chłopak, opierając głowę na dłoni. - Ta linia szczęki, przymknięte oczy, palce dynamicznie poruszające się po strunach, usta zaciśnięte w skupieniu, a jednak brak oznak zdenerwowania. Tylko pewność, jedność z muzyką i… - urwał nagle, odwracając wzrok, z powrotem ku pisance. - Po prostu... Cudownie!
- Jak uważasz. - Poczułem rumieńce na policzkach i siadłem do stołu.
- Zagraj coś jeszcze. - Poprosiła Blue. - Ten nowy motyw z Gry o tron!
- Light of seven? - Uniosłem kącik ust.
- Tak! - Klasnęła w dłonie Nilsa. - Zagraj!
- Dzieciaki, idziemy na obiad! - Zawołał tata. - Potem pomalujecie dalej!

Adam
Brawo Adam, zrobiłeś z siebie debila. Oczywiście, że Aniołek wyglądał cudownie. Delikatnie, pięknie, zachwycająco, niesamowicie… Po prostu idealnie i cholera to było niebezpieczne. Musiałem się przymknąć, odwrócić wzrok i na powrót zająć malowaniem, by uspokoić myśli oraz towarzyszące im uczucia, zanim palnąłbym coś jeszcze głupszego. Obiad był tutaj niczym wybawienie, bo nie ma nic bardziej pochłaniającego uwagę niż jedzenie, a dania przygotowane przez panią Chainsaw były arcydziełami sztuki kulinarnej. Wiedziałem co mówię, bo sam chcąc nie chcąc znałem się na gotowaniu oraz pieczeniu w stopniu zależnym od rodzaju przysmaku. Najlepiej wychodziły mi desery, ale ku mojemu ogromnemu smutkowi, człowiek nie mógł przeżyć na samym cukrze, więc musiałem nauczyć się też przyrządzania innych, bardziej sytych posiłków.
- Czym twoja mama się dziś pochwali? - zagadałem do Ronana, wstając od stołu.
- Mówiła coś o kuchni francuskiej. - Wsadził ręce w tylne kieszenie spodni. - Ale kto wie, co to u niej dokładnie znaczy. - Ja za to na pewno wiedziałem na co francuskiego miałem ochotę, ale… Adam ogarnij się.
- Cokolwiek to jest, na pewno będzie równie zachwycające co ty - stwierdziłem z uśmiechem, otaczając chłopaka ramieniem, kiedy razem szliśmy w stronę wyjścia na taras.
- Czyli jesteś fanem twórczości mojej mamy? - Zaśmiał się szczerze, na co sam zawtórowałem mu śmiechem.
- Na to wygląda - odparłem szczerze rozbawiony, bo nie mogłem zaprzeczyć. - Zarówno jedzenie jak i ty idealnie wpasowujecie się w mój gust.
- Znowu się zarumienię przez ciebie. - Pacnął mnie w ramię. - Drugi raz w ciągu pięciu minut!
- Hmmm podoba mi się to - przyznałem szczerze, po czym cmoknąłem go lekko w policzek, zanim zdałem sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzą. Blue i Nico mi nie przeszkadzali, ale...
- Ho ho ho, Ro w końcu kogoś przyprowadził - powiedział jeszcze nieznany mi mężczyzna, a ja lekko zażenowany odsunąłem się od Ro i zatknąłem dłonie za pasek.
- Adam, poznaj Noama. - Pani Chainsaw przedstawiła nowego członka rodziny, a w jej głosie wyraźnie słyszałem ciepło uczuć. - To mąż Nilsy.
- Um… Cześć - ogarnąłem się szybko i wystawiłem do niego rękę. - Adam Mikaelson. Kolega Ro… - Nie dokończyłem, bo mu mojemu zaskoczeniu, Noam po chwyceniu mojej dłoni, przytulił mnie jak dobrego przyjaciela i potargał mi włosy. Zupełnie nie wiedziałem jak zareagować na taką nagłą zażyłość, więc tylko uśmiechnąłem się niezręcznie i cofnąłem o krok, by zwiększyć dystans. - Miło mi pana poznać.
- Ej, nie postarzaj mnie tak. - Zaśmiał się. - Wystarczy Noam.
- A więc miło mi cię poznać, Noam - poprawiłem wcześniejszą wypowiedź, choć dziwnie się z tym czułem. Siostra Aniołka to jedno, słyszałem o niej tyle, że wydawała mi się równie znajoma, co Nico, ale on? Ech… Powinienem się w końcu przyzwyczaić do bezpośredniości dorosłych w Ameryce. - Ronan zaprosił mnie na święta, więc spędzę z wami najbliższe parę dni - wyjaśniłem, odruchowo stając bliżej swojego blondynka.
- Jasne. Będzie weselej. - Mężczyzna siadł obok Nilsy i pocałował ją czule.
- Czemu wszyscy w twojej rodzinie są tacy…? - Odezwałem się do chłopaka szeptem, ale nawet nie miałem pojęcia co dokładnie chciałem powiedzieć.
- Dotykalscy? Międzyludzcy? - Usiadł i pociągnął mnie na miejsce przy sobie. - Tacy… jesteśmy. Poczekaj na moją babcię. Uwielbia karmić.
- Chyba miałem na myśli „otwarci”. Znam cię od coś jakby miesiąca, a wszyscy już traktują mnie jak członka rodziny. A co gdybym był seryjnym mordercą? Albo wilkołakiem? Cokolwiek…
- O ile nic się nikomu nie stanie to ciągle tacy by byli. - Uniósł kącik ust. - Masz białą kartkę.
- Jakoś mnie to nie pociesza - uznałem, bo brak uprzedzeń co do mojej osoby zakładał przy okazji przymus starania się o dobre wrażenie, a znałem siebie na tyle, by wiedzieć, że łatwo mogę wszystko zepsuć.
- Adam, poczekaj! - Przy moim boku nagle zmaterializował się młody, którego uśmiech był wręcz promienny. - Zamknij oczy.
- Dlaczego? - Przekrzywiłem nieco głowę, wpatrując się w niego ze zdezorientowaniem.
- Oh po prostu to zrób. Jak nie zamkniesz oczu nie będę mógł dać ci niespodzianki – powiedział, jakby ta konkluzja była największą oczywistością. Co miałem więc zrobić? Westchnąłem po prostu i nawet lekko uniosłem kąciki ust, bo mimo swojej nachalności, Nico miał w sobie coś, co kazało mi grać w jego grę.
- Lubię niespodzianki - odparłem, zamykając oczy jak kazał i czekałem, aż poczułem, że dłoń dzieciaka unosi moją, po czym kładzie na niej coś bardzo lekkiego.
- Już możesz zobaczyć - zezwolił, więc tak też zrobiłem i popatrzyłem na otrzymany prezent.
Trzymałem pisankę. Białe jajko, oplecione starannym malunkiem, przedstawiającym smoka w japońskim stylu, którego nie mogłem nie rozpoznać.
- Haku - stwierdziłem, z nieskrywanym podziwem przyglądając się małemu arcydziełu, bo cóż, młody miał talent. - Naprawdę nieźle ci wyszedł. Ale czemu mi je dajesz? To znaczy, każdy robił pisanki tak jakby dla wszystkich, co nie? - Zdezorientowany popatrzyłem na Aniołka, licząc na jakieś wyjaśnienie, bo wychodziło na to, że coś odnośnie malowania jajek wielkanocnych mi umknęło podczas szukania informacji na szybko w internecie.
- W rodzinie od strony mamy jest tradycja, że wymieniamy się pisankami. - Uśmiechnął się blondynek. - Nie musimy dawać ich każdemu, ale to taki… miły prezent. Większość robimy przed świętami, albo cały rok. Trochę jak te jajka Fabergé. - Moment zajęło mi skojarzenie dziwnej nazwy z przedmiotem, a gdy mi się udało, byłem jeszcze bardziej skołowany.
- Ale czemu dajesz je mi? Wygląda na to, że poświęciłeś mu naprawdę dużo pracy, a przecież ledwo się znamy i…
- Bo jesteś ważny! - Zaśmiał się młody. - I nie chodzi o to, że występowałeś w DR. Jesteś przyjacielem Ronana. Czyli kimś wyjątkowym. - Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Kurwa.
- Przepraszam. Zaraz wrócę tylko… Pójdę umyć ręce - powiedziałem, odkładając delikatnie pisankę na blat stołu i nie ważąc na spojrzenia pełne zdziwienia, wstałem z miejsca, po czym minąłem skonfundowanego dzieciaka. Musiałem jak najszybciej znaleźć się gdzieś sam, nie ważne jak bardzo nietaktownie by to wyglądało.
- Czy to znaczy, że mu się nie spodobała? - Usłyszałem jeszcze pełne zawodu słowa Nico, zanim po schodach wbiegłem na piętro i zamknąłem za sobą drzwi łazienki.
***
- Co to jest? - Trzymam w dłoni kolorowe jajko, błyszczące od brokatu, który pokrywa misterny wzór z zielonych liści i fiołków o intensywnie fioletowej barwie.
- Pisanka - odpowiada z uśmiechem, a w jego głosie słyszę cień dumy, taki sam jak zawsze, gdy chwali mi się nowym obrazem. 
- Aha? - Kiwam głową, bo nie mam pojęcia co powinienem na to odpowiedzieć.
- To prezent. Malowałem je z mamą w każde Święta Wielkanocne, gdy jeszcze… Gdy wszystko było w porządku. - Jego wesołe oczy na moment tracą blask, ale zanim zdążam coś powiedzieć, pocieszyć go jakoś, po smutku nie pozostaje żaden ślad. - Tę zrobiłem wczoraj w nocy, jak tato zasnął. I jest twoja.
- Nie robi się ich do koszyka czy coś?
- Zwykle tak - odpowiada i przysuwa się do mnie bliżej na parkowej ławce. Mógłbym go pocałować. Myślę o tym, ale tego nie robię, bo wiem jak bardzo nie lubi zwracać na nas uwagi innych. - Ale gdy ją robiłem, myślałem o tobie, więc teraz ci ją daję. 
- Czemu? - Pytam, ale cieszę się z prezentu, z tego, że o mnie myśli, że wciąż coś tworzy, że tworzy coś dla mnie.
- Bo jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, Adam - mówi ze szczerością, przez którą nie mogę powstrzymać uśmiechu. I wtedy, ku mojemu zupełnemu zaskoczeniu, całuje mnie. Tutaj, publicznie, nie przejmując się, że ktoś może nas zobaczyć. Więc obejmuję go, przyciągam do siebie i odwzajemniam pocałunek. Bo go kocham.
***
Zimna woda szczypała moją twarz, ale pomogła mi się otrząsnąć. Stałem w łazience, opierając trzęsące się ręce o chłodną umywalkę i wpatrywałem się w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałem tragicznie, z zaczerwienionymi oczami, mokrymi włosami przyklejonymi do czoła i rozmazanym makijażem, wkurwiony na siebie za użycie tego cholernego eyelinera. Kto by przypuszczał, że nagle pożałuję lekceważenia Aniołka w sprawie porad co do wyglądu…
- Kurwa, Adam ogarnij się - powiedziałem do lustrzanego sobowtóra, zirytowany stanem w jaki wprowadziła mnie ta jedna, głupia rzecz. Cholerna pisanka i cholerna Wielkanoc.
- Adam? - Pukanie do drzwi i dobiegający zza nich głos Ronana, niemal mnie wystraszyły. - Wszystko w porządku? - Nie, kurwa nic nie było w porządku.
- Tak - odparłem cicho, chcąc przekonać bardziej siebie niż jego, po czym podniosłem głos, by mnie usłyszał. - Tak, wszystko jest ok. Po prostu… Nagle źle się poczułem. Nie wiem, czy powinienem teraz jeść - dodałem, starając się brzmieć na tyle normalnie, na ile byłem w stanie. - Nie czekajcie na mnie. - Czułem się jak ostatni idiota, psując im rodzinny obiad przez swoje żałosne problemy. - Przeproś ode mnie swoją mamę, dobra? Zjem później, gdy poczuję się lepiej. - Zacisnąłem dłonie mocniej na twardym materiale, aż pobielały mi kostki. Wiedziałem, że jak zawsze wszystko spieprzę.
- Jesteś pewien? - Zapytał. - Znaczy… uh… to na pewno nic groźnego? Nie brzmisz… za dobrze.
- Na pewno - odparłem pewniej, nawet siląc się na uśmiech, którego nie był w stanie zobaczyć. - Musiałem dziś rano wypić za dużo tej ramune sody, czy coś. Ciągle mówisz, jakie to niezdrowe i hej, wyszło na to, że pewnie masz rację - zaśmiałem się wymuszenie, prosząc w myślach, by kupił tę wymówkę i odpuścił, bo nie miałem siły na dyskusję.
- Okej. - Prawdopodobnie pokiwał głową. - Jakbyś czegoś potrzebował to… jesteśmy na tarasie. Aha. Węgiel i takie tam leki na niestrawność są w kuchni, pierwsza szuflada pod mikrofalówką.
- Dzięki. Ale może przejdzie jak trochę odpocznę. Nie lubię tabletek - przyznałem choć po części szczerze. - Nie przejmuj się mną i nie każ swojej rodzince na siebie czekać.
- Jasne. - Po chwili ciszy dodał. - Hammer i Yurio pewnie są u mnie w pokoju, więc możesz do nich dołączyć.
- Podobno mruczenie kota jest lecznicze - stwierdziłem, tym razem nie musząc już udawać uśmiechu. - Ok. Zajrzę do nich za chwilę - zgodziłem się z chłopakiem, a gdy usłyszałem oddalające się od drzwi kroki, osunąłem się na podłogę i oparłem głowę o wyłożoną kafelkami ścianę. A dzień zaczął się tak dobrze…

I na tym zakończmy malowanie pisanek ^^
Około 7365 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz