❖❖❖❖❖
- Jak to ktoś nowy będzie w drużynie? - zmarszczyłem brwi, zgniatając przy tym w rękach dwukolorową piłkę - Wiem, że Castiel ma kontuzją, ale damy sobie radę... Wróci przecież za kilka tygodni - starałem się usunąć ten pomysł panu Lasamariemu z głowy, lecz ten nadal uparcie twierdził, że znalazł nam idealnego kandydata na rezerwowego. Zrezygnowany, machnąłem jedynie na to wszystko ręką, przez co uniknąłem niepotrzebnej, niezbyt zrozumiałej dla innych kłótni.
- Jest nowy, dlatego nie bądźcie dla niego niemili. Dajcie mu szansę, to na prawdę miły chłopak... Przyjdzie tu za niecałe piętnaście minut - ciągnął dalej swoją mowę, zapewne uważając, iż coś to da - Będę się już zbierał. Mam nadzieję, że się nie pozabijacie - wyszedł z hali, pozostawiając naszą siódemkę sam na sam.
- Sądzisz, że ten świeżak da sobie radę? - zapytał Jay, siadając na ławce obok mnie - Musimy mieć kogoś zastępczego w drużynie. Nigdy nie wiadomo, jak potoczą się wydarzenia na zawodach... Uważam, że powinniśmy dać mu szansę - poklepał mnie po plecach, ale ja zamiast odwzajemnić ten gest, wolałem pogrążyć się w swoich myślach, dotyczących najbliższego meczu. Jako kapitan naszej drużyny nie miałam prawa zawalić. To ja musiałem opracować wszystko tak, abyśmy wygrali te zawody. W końcu jeden zły ruch i już na zawsze możemy pożegnać się z akademickimi półfinałami. Nie mogłem na to pozwolić! Oj nie mogłem!
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Może wszystko nam zepsuć - westchnąłem, wywołując jednocześnie naszą ofiarę, którą okazał się chłopak z wczorajszego wieczora - No ładnie... - dodałem dla samego siebie, starając się nie ulec narastającej w moim wnętrzu presji.
- Cześć - przywitał się pewnie, otrzymując przywitanie od reszty drużyny. Nie mając zamiaru się odzywać, wbiłem wzrok w ziemię, oczekując zniknięcia pasożyta z mojego terenu - Dyrektor kazał mi tutaj przyjść... Ponoć szukacie kogoś do drużyny? - mówił spokojnie, rozglądając się po nieznanej jeszcze przestrzeni.
- Pójdę już, sami sobie wyznaczcie ćwiczenia - zmieniłem temat naszej rozmowy, która i tak dążyła jedynie do bezsensownej paplaniny - Mam nadzieję, że Anthony umie chociaż odbijać porządnie piłkę... Jeśli zniszczysz nam mecz, wylecisz stąd na zbity pysk.
<Anthony? ;3 Postaraj się nie zabić xd>
789 słowa.
- Sądzisz, że ten świeżak da sobie radę? - zapytał Jay, siadając na ławce obok mnie - Musimy mieć kogoś zastępczego w drużynie. Nigdy nie wiadomo, jak potoczą się wydarzenia na zawodach... Uważam, że powinniśmy dać mu szansę - poklepał mnie po plecach, ale ja zamiast odwzajemnić ten gest, wolałem pogrążyć się w swoich myślach, dotyczących najbliższego meczu. Jako kapitan naszej drużyny nie miałam prawa zawalić. To ja musiałem opracować wszystko tak, abyśmy wygrali te zawody. W końcu jeden zły ruch i już na zawsze możemy pożegnać się z akademickimi półfinałami. Nie mogłem na to pozwolić! Oj nie mogłem!
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Może wszystko nam zepsuć - westchnąłem, wywołując jednocześnie naszą ofiarę, którą okazał się chłopak z wczorajszego wieczora - No ładnie... - dodałem dla samego siebie, starając się nie ulec narastającej w moim wnętrzu presji.
- Cześć - przywitał się pewnie, otrzymując przywitanie od reszty drużyny. Nie mając zamiaru się odzywać, wbiłem wzrok w ziemię, oczekując zniknięcia pasożyta z mojego terenu - Dyrektor kazał mi tutaj przyjść... Ponoć szukacie kogoś do drużyny? - mówił spokojnie, rozglądając się po nieznanej jeszcze przestrzeni.
- Pójdę już, sami sobie wyznaczcie ćwiczenia - zmieniłem temat naszej rozmowy, która i tak dążyła jedynie do bezsensownej paplaniny - Mam nadzieję, że Anthony umie chociaż odbijać porządnie piłkę... Jeśli zniszczysz nam mecz, wylecisz stąd na zbity pysk.
<Anthony? ;3 Postaraj się nie zabić xd>
789 słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz