10.19.2018

Od Rekera cd. Irmy

Błazenada - pomyślałem widząc jak panna Majers próbuje podrobić mój styl jazdy. Wyglądała jak potrącona krowa, którą znosi przy każdym zakręcie na lewą stronę. Widząc jak jej rudawa klacz rozwala kolejny stojak z drągami, miałem ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w twarz. Jedyne co nasuwało mi się na myśl w takich sytuacjach to jedna, wielka porażka. Jeśli każdy w tej żałosnej akademii miał papugować wszystko po mnie, to nie zapowiadam im dużego sukcesu.
- I jak mi poszło? - zapytała zadowolona z własnej głupoty próbując mi się jakoś podlizać co jeszcze bardziej napędziło wewnętrznego, wrednego mnie.
- Szczerze? Mój ojciec co się koni boi lepiej już jeździ - prychnąłem w odpowiedzi, uważając, aby Diabeł nie pogryzł ze złości znudzonej życiem kobyły - Jeszcze raz będziesz próbowała skopiować ode mnie technikę, a ci tego nie podaruję... Znajdź sobie własny styl tapeciaro - przewróciłem oczami nie mając zamiaru siedzieć już na innych treningach. Obserwując jeszcze przez chwilę czerwoną jak burak twarz brązowowłosej, postanowiłem zsiąść z gniadosza oraz udać się z nim z powrotem do stajni, gdzie nie mogąc się nikim wyręczyć, sam rozsiodłałem tą wredotę, odkładając cały sprzęt na przypisane mi miejsce. Nie mając co tutaj już robić, spokojnym krokiem ruszyłem do akademika, zaszywając się w jednym z jego pokoi. Co ja mam tutaj niby robić? - przeszło mi przez myśl, kiedy nieznośny promień słońca próbował trafić w źrenice mojego oka. Nudząc się jak mops, postanowiłem zadzwonić do Jeasona, który zawsze był mi najbliższy z całej naszej czwórki.
- No jak tam w tej Karolinie co? - odebrał po trzecim sygnale starając się jak najbardziej wyciszyć panujący dookoła niego hałas - Mam w domu dzieciarnie... Musze na nich uważać więc wiesz - westchnął na koniec oczekując ode mnie jakiegoś komunikatu, potwierdzającego, że zrozumiałem jego przekaz.
- Chujowo, a jak niby ma być? - burknąłem przekręcając się na brzuch - Dziwkarskie lale, nędza, zadupie i kłótnia z ojcem - fuknąłem ukazując swoje negatywne uczucia związane z tym miejscem - Wolałbym już siedzieć z tymi bachorami niż tutaj. Umrę tu po kilku dniach.
- Nie dramatyzuj... Na pewno nie jest aż tak źle - westchnął, warcząc pod nosem na swoją, pięcioletnią siostrę - O co znowu poszło?
- A jak sądzisz? Wywalił mnie do innego stanu, bo tutaj mam niby warunki! Ta jasne! On chyba tej rudery na oczy nie widział... - jęknąłem łapiąc się za kujące serce - Zapomniałem wziąć leków... - dodałem nieco ciszej chcąc mieć pewność, że nikt przechadzający się korytarzem nie usłyszy mojej paplaniny dotyczącej mojego stanu zdrowia.
- Za dużo nerwów... Spokojnie zabierze cię stamtąd po kilku dniach, bo zacznie tęsknić jak każdy ojczulek - powiedział to tak spokojnie jakby mówił o aktualnej pogodzie - Znajdę jakiś klub zastępczy i cię tutaj ściągniemy, obiecuje. Na razie muszę kończyć... Zadzwonię kiedy matka wróci po te małe potwory... Trzymaj się - nim zdarzyłem mu coś odpowiedzieć, w głośniku Iphonea, usłyszałem dźwięk zakończenia rozmowy.
- Dzięki za pocieszenie - powiedziałem sam do siebie wydostając z walizki niewielkie pudełko pełne okrągłych tabletek. Standardowo brałem tylko jedną, ale zważywszy na sytuację postanowiłem zaryzykować i przełknąć dwie naraz. Ulgę poczułem niemal od razu. Serce z powrotem wróciło do normalnego biegu, a oddech stał się spokojniejszy. A może by tak zrobić sobie samemu trening?

<Irma? ;3 Nie miałam pomysłu>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz