Kiedy ustawiłam przeszkody w dość nie prostej kombinacji, aczkolwiek musiałam bardziej potrenować skręty na przeszkody wiec potrzebowałam takiego treningu, zawłaszcza że miałam problem z tą lewą nogą by trzymać nią konia by mi nie uciekał na boki. Gdy ustawiłam już przeszkody, jeszcze raz się przeszłam po parkurze od przeszkody do przeszkody każdej, uważnie stawiając długie kroki i licząc ile koń będzie miał do przeszkody. Musiałam się upewnić że będzie mieć dość miejsca by nie rozbić się o jakąś przeszkodę, przez brak miejsca, a przecież koń jest bardzo długi więc potrzebuje znaczną ilość miejsca, a w szczególności musi mieć szansę by odbić się nogami aby pokonać daną przeszkodę. Kiedy byłam już w stu procentach pewna wszystkiego, wróciłam do swojego konia, który zainteresował się nieco swoim odbiciem w lustrze niewielkim co mnie nieco rozbawiło, ale dała się spokojnie od swojego "nowego znajomego" odciągnąć. Wsiadłam na nią spokojnie, skracając wodze odpowiednio, a następnie ustawiłam się na starcie, a w głowie odliczyłam czas startu. No Flawia oczywiście nie była takim koniem jakiego ma ten nowy uczeń, więc nie startowała w spokojnej i cichej hali gwałtownie i nagle jak to potrafił jego koń, ale i tak ją uwielbiałam! Była moją ulubioną klaczą i od razu mi wpadła w oko gdy przybyłam do akademii, no ale wracając do treningu, to pogoniłam klaczkę do galopu, a następnie pokonałam szybko pierwszą przeszkodę, czyli podwójną stacjonatę.
W sumie to zrobiłam sobie tor składający się z szesnastu przeszkód przeróżnych by uczyć się przez nie właściwie skakać. Niektóre były dla mnie zupełnie nowe, a niektóre już bardzo dobrze znane, ale wolałam teraz potrenować pokonywanie takich przeszkód, niż na lekcjach by nie stać się po raz kolejny obiektem drwin i wyzwisk. Przejechałam w sumie parkur z pięć razy i za każdym razem lepiej mi to wychodziło, bo zdarzały mi się oczywiście zrzutki, gdyż wciąż się uczyłam najeżdżać odpowiednio, jak i odpowiednio wcześnie wychylać się w siodle do przodu. Może i z punktu widzenia normalnego obserwatora, który nie jeździ konno wydaje się to proste, ale w rzeczywistości takie to nie było, i bardzo dokładnie trzeba było opracować każdy swój ruch by koń zrobił to czego się od niego oczekuje.
W końcu zatrzymałam klaczkę która już nieco się zgrzała, a ja nie chciałam jej jeszcze bardziej zamęczać intensywnym treningiem, zważywszy iż jakiś czas temu już miała skoki i cross. Zadowolona z jej ciężkiej pracy i posłuszeństwa poklepałam ją po szyi dziękując jej tym samym na co cicho zarżała, a ja poluzowałam jej nieco wodze by nie musiała tak ciągle trzymać sztywno głowy. Kiedy miałam już jechać ku wyjściu, nagle usłyszałam dziwne "buczenie" które rozchodziło się gdzieś po hali, a klacz zastrzygła uszami i stałą się czujniejsza, więc złapałam mocniej za wodze, na wypadek gdyby przypadkiem nie zachciało jej się nagle wyrwać ze strachu do przodu albo bryknąć sobie dla zasady.
- Spokojnie - powiedziałam cicho nastawiając bardziej swoje uchu, by zlokalizować lepiej skąd dochodzi owy dźwięk. Po chwili zsiadłam z konia, i zaczęłam kierować się tym hałasem i jak się okazało, na samym środku hali leżał zakopany w brązowym piasku srebrny telefon, a na jego wyświetlaczu pojawiła się informacja że dzwoni jakiś "Jay". Zdziwiona tym wszystkim podniosłam wibrujący telefon z piasku i w sumie dziwiłam się że żaden koń na niego nie najechał gdyż leżał centralnie na środku toru przeszkód, na którym ćwiczyliśmy z panem Polem. Nie wiedziałam za bardzo co robić, ale musiałam znaleźć właściciela owego telefonu, a pytanie się każdego czyj to telefon zajęło by wieki, nie mówiąc o tym że ktoś mógłby się podać za właściciela, a mógł nim oczywiście nie być, gdyż z tego co widziałam, to taki tani ten telefon nie był... Muszę odebrać by się dowiedzieć do kogo należy telefon pomyślałam i przeciągnęłam zieloną słuchawkę w bok tak jak wskazywał wyświetlacz, a po chwili telefon nawiązał połączenie z rozmówcą po drugiej stronie telefonu.
- Halo? - spytałam dość niepewnie trzymając klaczkę za wodze zwisające na jej szyi.
- Ocho... Nie sądziłem że Reker tak szybko przeleci jakaś laskę - usłyszałam rozbawiony głos, co mnie poirytowało. Kolejny baran pomyślałam zniesmaczona jego słowami.
- Uznam że tego nie słyszałam... - mruknęłam cicho w odpowiedzi - Wiesz do kogo należy ten telefon? Znalazłam go na hali do skoków - dodałam by rozwiać jego wątpliwości.
- Yyy... no należy do Rekera... - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- A nazwisko byś tak może podał? - westchnęłam na to ciężko - Nie chce mi się ciągnąć co chwilę Cię za język, a z resztą nie mam czasu na pałętanie się po całej akademii szukając barana który go zgubił - dodałam nieco zniecierpliwiona, pokazując że nie mam ochoty na durne żarty czy też zwątpienia.
- Należy do Rekera Blackfreya, mojego kumpla - odezwał się wreszcie.
- Uhu... super... - mruknęłam średnio zadowolona - Wiesz jaki numer pokoju ma ten niezadowolony i wiecznie burczący baran? - spytałam zdając sobie sprawę że nie powinnam tak się odezwać, zwłaszcza że może podkablować tamtemu później wszystko. Jednak z drugiej strony po dzisiejszych wydarzeniach dnia, miałam dosyć już serdecznie kolejnych niespodzianek czy też uśmieszków głupkowatych ze stron innych.
- Numer trzy - odparł spokojnie.
- Dzięki... - powiedziałam krótko i już chciałam się rozłączyć kiedy ponownie się odezwał.
- Jak oddasz mu telefon, to mogłabyś mu powiedzieć że dzwoniłem? - spytał.
- Tak, tak... Powiem - mówiąc to rozłączyłam się, a telefon znowu przeszedł w blokadę uniemożliwiającą korzystanie z telefonu. Widząc to schowałam telefon do kieszeni, a następnie poszłam z klaczą do stajni by się nią należycie zająć po ciężkim treningu, bo w końcu jakbym to zrobiła później to groziło by to jej że się rozchoruje albo gorzej się będzie dużo czuć.
Docierając do stajni, szybko wprowadziłam Flawię do boksu, a następnie rozsiodłałam, na co wyraźnie klaczce ulżyło. Była mokrawa, więc musiałam ją wytrzeć do sucha ręcznikami i zająć się dokładnie pielęgnacją jej sierści i nóg. Samo wycieranie dokładne jej zajęło mi 45 minut, a następnie kopystką wyczyściłam jej kopyta, bardzo uważnie i ostrożnie uważając na jej strzałki. Później wyczyściłam ją zgrzebłami i szczotkami tak by uporządkować jej sierść i wyczyścić z kurzu, bo jednak jakiś tam osiadł na jej sierści w czasie treningu.
Następnie wyczesałam porządnie jej grzywę oraz ogon i szczerze mówiąc to następnego dnia wiedziałam ze muszę ją umyć porządnie, gdyż po prostu już to było u niej wymagane, tak jak strzyżenie sierści, która była już za gruba i na treningach klaczka przez nią bardziej się pociła niż zwykle. Pociągnęłam jeszcze parę razy grzebieniem po jej krzywce na czole, po czym pocałowałam ją w chrapy.
- Już jesteś czyściutka - powiedziałam z uśmiechem na co lekko trąciła mnie pyskiem w lewe ramię.
Kiedy wychodziłam z boksu, uważnie się upewniłam, że klaczka ma świeżą wodę w poidle i jedzenie, a gdy to zauważyłam, zamknęłam jej boks, biorąc do rąk siodło z derką i uzdę by odnieść to do siodlarni, gdy nagle usłyszałam cichy huk. Zdziwiona tym obejrzałam się za siebie i ujrzałam ten sam srebrny telefon. No tak zapomniałam o tym westchnęłam w myślach ciężko i już miałam podnosić telefon, kiedy nagle ta cała Stefani Majers mi go buchnęła z przed nosa i uciekła!
- Na razie tępa frajerko! - krzyknęła do mnie, a ja nie miałam zamiaru za nią biegać... Postanowiłam że powiem wszystko Rekerowi jak go spotkam, choć pewnie nie będzie chciał ze mną rozmawiać, bo pewnie tamta zmora mu naopowiada jaka ja to jestem złodziejka i wszystko... Zmęczona tym wszystkim odniosłam sprzęt Flawi na swoje miejsce, a następnie ruszyłam szukać powolnym krokiem tego cudaka. Ten dzień jeszcze ma jakieś niespodzianki? przeszło mi przez moją zmęczoną głowę i obolałym ciele od dzisiejszych "atrakcji" dnia.
< Reker? ;3 paskuda do was przyleci i nakłamie xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz