10.19.2018

Od Irmy cd. Rekera

Spałam chyba z cztery godziny, pozwalając słabemu organizmowi nieco wypocząć. Dawno nie czułam się taka słaba i zmęczona, ale czy tamta sytuacji z zaliczenia by mnie tak mocno zdołowała? Sama nie wiem ale od jakiegoś czasu puszczała mi się krew z nosa, nie mówiąc już o bolących połamanych żebrach, ale nie miałam po co iść do pielęgniarki bo jeszcze by odkryła się jestem nieubezpieczona i by chciała wzywać mojego ojca, który nie dość że by mi wlał to jeszcze i by narobił mi wstydu, bo na bank by przyszedł mijany w trzy dupy… Otworzyłam powoli swoje zmęczone powieki i czułam się jakbym całe ciało miała z ołowiu. Czułam się tak ciężka i nawet najmniejszy ruch ręką czy nogą był wysiłkiem. Pewnie jestem przeziębiona dlatego pomyślałam zmuszając się do wstania i rozejrzenia się wzrokiem po swoim pokoiku, który bardzo mi się podobał i nawet we własnym domu takiego nie miałam…
Wstając z łóżka spojrzałam na swoje blade ręce, które pod niebieska bluzą skrywały na swojej skórze bolesne ślady z domu po tym jak nieomal ojciec wykręcił mi rękę za to że wróciłam później do domu i nie ugotowałam jakiegoś obiadu. Widząc na budziku że zajęcia już minęły, nieco mi ulżyło ale i też się spięłam, gdyż martwiłam się że będę musiała jakoś odrobić te zajęcia. Mogłam mieć tylko nadzieję że nie mieli też żadnego zaliczenia z tamtych przedmiotów, a zwłaszcza z mojego „kochanego” ujeżdżania, za którym specjalnie to ja nie przepadałam. Może wybrać się na trening crossu? przeszło mi przez myśl lecz oczywiście zaraz wzięłam dwie mocne tabletki przeciwbólowe by w trakcie treningu nie czuć takiego bólu spowodowanego połamanymi żebrami podczas gwałtowniejszych skoków czy też przechyłów, starając się najechać właściwie na przeszkodę. Wiedząc że pewnie nikogo tam po zajęciach nie będzie, zwłaszcza w piątek, cicho wymknęłam się z pokoju i czmychnęłam do stajni, szybko siodłając swoją klaczkę, która była nieco zdezorientowana że ponownie ją siodłam dzisiejszego dnia. W sumie to skoki też wypadało by się poćwiczyć, bo nadal mam problem z lewą nogą przy skokach pomyślałam jeszcze gdy wyprowadzałam Flawię z jej czystego niemalże na połysk boksu. Wyszłam tylną częścią stajni, włożyłam stopę w strzemię, a następnie odbiłam się prawą nogą z ziemi, przerzucając kończynę nad siodłem, a następnie włożyłam ją w strzemię tak jak miałam lewą stopę.
- Potrenujemy nieco same mała – mówiąc to poklepałam ją lekko po szyi, a następnie dając lekki znak nogą ruszyłam w stronę toru do crossu. Szybko ustawiłam się na miejscu na odpowiedniej przeszkodzie i ruszyłam szybkim galopem przed siebie, przeskakując pierwszą przeszkodę na płaskim terenie. Gdybym miała telefon, to z pewnością bym sobie ustawiła stoper czy coś takiego, ale niestety telefonu nigdy na oczy nie widziałam więc cóż… Musiałam jechać na wyczucie i mając nadzieję że miałam w miarę dobry czas. Trening szedł mi nawet dość dobrze, do czasu kiedy miałam przeskoczyć przeszkodę z wielkiej kłody. Dałam klaczy przez przypadek błędną komendę, a następnie wykonałam kolejny błąd, bo klacz wyczuła moją niepewność i coraz większy strach gdy zbliżałam się szybko do przeszkody, a w efekcie klacz gwałtownie zahamowała zniżając swój łeb tak że przeleciałam nad jej głową i uderzyłam plecami w przeszkodę. Ból był nie do opisania i na chwilę zabrakło mi tchu, a przed oczami pojawiły mi się mroczki, więc na jakiś czas nie oddychałam w ogóle… Niby to była tylko chwila, ale wydawało mi się jakby sekundy przemieniły się w wieczność wypełnioną bólem i niepewnością, w połączeniu z szybkim biciem serca domagającego się zaczerpnięcia wreszcie dużego haustu powietrza do płuc. Zrobiłam tak po chwili bardzo szybko i ponownie wstrzymałam oddech czując rozrywający ból w klatce piersiowej i w plecach, gdzie najsilniejszy ból czułam między łopatkami.
Na szczęście w końcu po paru minutach się podniosłam ale bardzo powoli i w wyraźnym bólem. Dobrze ze wzięłam wcześniej te przeciwbólowe, bo nie mogłabym się pewnie normalnie już ruszać pomyślałam jakoś się prostując i szukając wzrokiem swojego konia, który na szczęście nie był daleko i stał w miejscu, z wodzami wiszącymi przy ziemi. Powoli się zbliżyłam trzymając się lewą ręką za klatkę piersiową i wyciągnęłam prawą rękę przed siebie by złapać za jej wodze, co nieco przestraszyło klacz, która uniosła nieco głowę do góry nerwowo oddychając i cicho rżąc.
- Już dobrze mała… - powiedziałam cicho łapiąc mocno wodze i powoli lewą ręką puszczając za brzuch, pogłaskałam ją między oczami – Już dobrze… To była moja wina, a nie Twoja – dodałam, a następnie pogłaskałam ją jeszcze po szyi.
Czując ból jakoś weszłam z powrotem na jej grzbiet lecz tym razem dużo wolniej niż poprzednim razem i mocniej wzięłam wodze. Zawróciłam nieco konia dając mu miejsce na rozbieg i przeskoczyłam przeszkodę która wywołała u mnie przed chwilą tyle strachu. Chyba nici ze skoków… ale z drugiej strony co będę robić w pokoju nie mając nic do nauki ani nic z elektroniki jak większość dzieciaków z akademii jak nie wszystkie? myśląc to jechałam dalej by skończyć cały tor, choć sprawiało mi to nie mały ból, ale powinno się zawsze kończyć to co się zaczęło… Jakoś dotrwałam do końca, lecz później zwolniłam konia do stępa. Ten dzień zdecydowanie nie należał do tych najlepszych, a co najgorsze zapowiadało się że będzie on jeszcze gorszy… Przypominając sobie że w kieszeni kurtki kiedyś chowałam przeciwbólowe z dwie tabletki, w nadziei że jeszcze tam są sięgnęłam tam i zaczęłam przeszukiwać wszystkie kieszenie i ku mojej uldze znalazłam! Szybko opróżniając plastikowe opakowanie tabletek, wycisnęłam je na swoją lekko drżącą dłoń, po czym jakoś je połknęłam, mając nadzieje że szybko podziałają, bardziej niwelując mój ból. W pewnym momencie zauważyłam jak przygląda mi się ten nowy w naszej akademii na którym punkcje szalały niemalże wszystkie dziewczyny w szkole!
No to ładnie już po mnie… pomyślałam wstrzymując na chwilę konia. Wiedziałam że nie za bardzo mnie lubi bo pochodziłam z tych biednych, a on takimi gardził, co widziałam tamtego dnia gdy spotkaliśmy się na korytarzu. Było to widać w jego oczach, a to jeszcze bardziej mnie zniechęcało do tego by w ogóle się odzywać. Już wystarczającym pośmiewiskiem byłam w szkole…
- Cześć… - powiedziałam bardzo cicho i by mu nie przeszkadzać swoją obecnością i nie patrząc mu w oczy skierowałam konia dłuższą trasą do akademii i powoli zaczęłam się oddalać.

< Reker? ;3 widziałeś jej upadek czy nie? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz