10.18.2018

Od Irmy do Rekera

Kolejny dzień nowego życia... Mojego i mojej młodszej, dziewięcioletniej siostrzyczki. Choć moja nauczycielka powiedziała że tutaj jestem bezpieczna z moja siostrą, to i tak każdej nocy budził mnie najmniejszy nawet szmer w pokoju, bojąc się że on po nas przyszedł. Ten ciągły strach mnie wykańczał ale z drugiej strony, to i tez dzięki niemu wciąż żyję. Martwiłam się o Sarę bardzo gdyż ona byłą jeszcze bardziej delikatna niż ja i dużo bardziej przeżywała wszystkie złe chwile niż ja, choć zawsze jak byłyśmy w domu, to starałam się ją chronić przed pięściami ojca by nic jej się nie stało... Nie raz obrywałam tak że miałam zapewne wstrząs mózgu, bo przecież on tłukł zawsze mocno i z całej siły, ale chroniłam siostrę, bo w końcu tylko we mnie ma swoje oparcie i wsparcie. Miałam też wielokrotnie złamane ręce czy też żebra ale to była moja codzienność i normalność. Do tej pory nienawidzę matki że nas z nim zostawiła, owszem ona sama nie była idealna ale ona przynajmniej nie piła i nie biła... Z resztą zawsze musiałam sobie radzić sama i tak było nawet po narodzinach Sary. Wstałam powoli z łóżka i lekko się przeciągnęłam ale nie za mocno gdyż moje siniaki nadal dawały o sobie znać i pewnie tak będzie jeszcze z dobry miesiąc... Patrząc chwilę w jasną dębową podłogę, westchnęłam lekko i powoli wstałam podchodząc do swojego niewielkiego okna, które było zasłonięte kremowa roletą i odsłoniłam okno, gdzie zobaczyłam od razu duży budynek stajni w oddali. Kolejny dzień walki o wolność pomyślałam szybko, po czym pociągnęłam za klamkę okienną i otworzyłam okno na oścież, gdzie od razu uderzył we mnie powiew świeżego i zimnego powietrza. Niemal natychmiast się rozbudziłam czując zimne powietrze na swojej skórze gdzie zauważyłam gęsiom skórę. Dzień mimo wszystko był piękny i słońce powoli się podnosiło zza drzew, ogrzewając stopniowo schłodzoną po nocy ziemię. Wzięłam do płuc nieco głębszy wdech na tyle ile potrafiłam poobijaną mocno klatką piersiową. Takie dni dawały mi nadzieję że będzie lepiej, a przynajmniej początki takiego dnia, bo to co dalej też się bałam. Stałam tak w oknie przez chwilę, dopóki nie usłyszałam na korytarzu krzątaniny innych uczniów, którzy grzecznie mówiąc chodzili jak słonie w składzie porcelany. Westchnęłam na to ciężej gdyż nie uśmiechało mi się przebywanie z innymi uczniami, choć Sarę do tego zachęcałam by miała jakiś kolegów i koleżanki, choć też miała parę osób które jej dokuczały, co mnie złościło. Biorąc do ręki poskładane ładnie ciuchy z fotela udałam się do łazienki, gdzie zaczęłam się powoli przebierać i umyłam starannie zęby, no i uporządkowałam w większy ład swoje włosy, związując je gumką czarną do włosów. Następnie udałam się do kuchni by sobie i siostrze zrobić jajecznicę i herbatę, bo ja nie jadałam śniadań na stołówce jak co poniektórzy. Wbiłam dwa jajka na rozgrzany olej, który zaczął nieco pryskać i syczeć gdy na rozgrzaną patelnię wlała się inna substancja po czym szybko ją rozmieszałam by wyszła z jajek papaja na jajecznicę. Moja siostra wolała jajecznicę na oleju a ja na maśle więc zawsze wstawałam też wcześniej by jej zrobić i sobie. Nastawiłam wodę na herbatę w czajniku, ówcześnie upewniając się czy wskaźnik pokazuje odpowiednią ilość wody, po czym wyjęłam dwa podpisane kubki z końmi moim i Sary imieniem oraz nazwiskiem. Zazwyczaj moja siostra szybko przychodziła czując zapach jajecznicy, lecz dzisiaj się spóźniała bardzo wiec domyśliłam się iż zaspała dlatego na szybko zjadłam swoją porcję z kanapkami z szynką, umyłam naczynia i patelnię, po czym wziąwszy talerz z pyszna jajecznicą i kromeczka chleba z pomidorkiem który był u niej obowiązkowo na śniadanie z jajecznicą, i ruszyłam w stronę jej pokoju, wracając się przy tym po kubek z herbatą dla niej, bo mi się zapomniało... Przeszłam spokojnie korytarzem z kremowo czekoladowym dywanem doszłam szybko do pokoju mojej dziewięcioletniej siostry, do której zaczęłam pukać spokojnie.
- Saruś budź się bo zaspałaś - powiedziałam głośno, na co usłyszałam głośną krzątaninę wstawania z łóżka.
- Budzik mi się wyłączył! - usłyszałam jej piskliwy i przejęty głos za drzwiami.
- Spokojnie Sara... - westchnęłam na to lekko - Otwórz mi przyniosłam Ci śniadanie - dodałam i w tej chwili dostrzegłam że przygląda mi się jakiś wysoki chłopak. Na pierwszy rzut oka nie brzydki, ale wyglądał na cwaniaczka nieco, co zaraz mi się nie spodobało. Niby nie ocenia się książki po okładce i ja sama się złościłam i było mi nie raz przykro jak byłam oceniana źle przez innych gdy mnie nawet nie znali, ale z reguły obierałam że wszyscy chłopacy są źli, ze względu na naszego ojca, który nam robił nieustannie krzywdę. Patrzyłam na niego tylko chwilę, nie odzywając się ani słówkiem nie znając go, choć właściwie to też i osobom których znałam nie mówiłam krótkiego "cześć". Wolałam z daleka się trzymać od ludzi, gdyż nie raz mnie oszukano i wiele osób udawało moją koleżankę czy też przyjaciela, tylko po to by się ze mnie pośmiać, dlatego tym bardziej unikałam kontaktów z innym. A po chłopaku było widać iż jest z tego dużo lepszego domu jeśli nie tego idealnego. Na szczęście nie stałam pod drzwiami długo, gdyż zaraz usłyszałam przekręcający się kluczyk w zamku drzwi siostry, która zaraz mi otworzyła, więc weszłam do środka.
- Oj Saruś mówiłam Ci nastawiaj sobie dwa budziki a nie tylko jeden... - odezwałam się do swojej siostry, kładąc jej jedzenie na stoliku, podczas gdy ona zamknęła ponownie drzwi.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Po szybkim śniadaniu, poszłam do stajni by przyszykować Flawię do treningu. Dzisiaj była środa więc miałam zajęcia skokowe z jednym z moich ulubionych nauczycieli, a było ich niewiele... Idąc w kierunku stajni dla koni akademii, minęłam stajnię dla koni prywatnych, gdzie wszystko było przepełnione luksusowymi rzeczami. Zwykła stajnia też była ładna ale normalnie czasami aż mi było głupio przechodzić obok tej wielgachnej stajni na bogato. Wchodząc do miejsca urzędowania koni, wszystkie końskie łby od razu zostały skierowane w moją stronę, nastawiając uszu i patrząc ciekawsko w moją stronę. Niektóre widząc mnie a nie swoich wybranych ulubionych ludzi, wróciło głowami do swoich boksów, a jeszcze inne lekko odgięły jedno ucho do tyłu będąc nieco znudzone. Nie przejmując się tym widokiem końskiej społeczności podeszłam do boksu Flawii, która już na mnie czekała i ciekawsko zaczęła mnie wąchać czy aby przypadkiem nie ukrywam przed nią jakiejś smakowitej rzeczy po kieszeniach. Jak zwykle się nie myliła, gdyż zawsze na dzień dobry miałam dla niej jakieś jabłko albo kosteczkę cukru bądź marchewkę, ale raczej miałam to drugie albo pierwsze z rzeczy do jedzenia dla niej. 
- No już, już - powiedziałam z lekkim uśmiechem, co rzadko mi się zdarzało i wyjęłam z kieszeni kurtki kosteczkę cukru, którą zaraz wzięła z mojej ręki futrując ją i wymachując śmiesznie głową do góry i w dół pokazując swoje wielkie zadowolenie. Pogłaskałam ją po miękkich chrapach, po czym poszłam szybko po jej sprzęt jeździecki, który musiałam jej założyć i by nie spóźnić się znowu na zajęcia... Ubrałam szybko klaczkę, która na szczęście nie protestowała dzisiaj tak jak wczorajszego dnia, gdzie pokazywała nieco swoje humorki, założyłam toczek i rękawice do jazdy konnej, a następnie wyprowadziłam klaczkę z boksu i pokierowałam ją na parkur zamknięty gdzie miały się odbyć dzisiejsze zajęcia.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz