- Yhym. - Przetarłem zaropiałe oko. - Długo jechaliśmy? - Odpiąłem sztywny pas.
- Z 18 godzin? - Poszła w moje ślady. - Nie martw się, nie odczujesz tego. Spałeś jak zabity przez cały ten czas. - Opuściła czerwonego pickupa. Wzdychając na to cicho, przeciągnąłem zastałe mięśnie, a następnie zerknąłem w stronę nadjeżdżającego Forda. No tak. Nowy koń Noah. Pewnie kabanos dostanie i tak więcej miłości niż ja. - pomyślałem z lekkim rozczarowaniem. Nie chcąc sprawiać problemu, wyślizgnąłem się z obłoconego pojazdu. Cóż, gorzej już raczej nie będzie… Prawda?
***
- Wyglądam w tym koszmarnie. - Mruknąłem, przeglądając się w lustrze. - Nie przysłali niczego innego? - Ściągnąłem przyciasnawą koszulę. Znowu zły rozmiar. Dlaczego ci Amerykanie muszą sobie wszystko utrudniać? Czwórka nigdy nie będzie dwójką, a dziesiątka ósemką! Ugh. Bezsens.
- Niestety nie. - Madeleine przejęła niepasujące odzienie. - Reklamacja? - Poprawiła roztrzepane włosy.
- Tak. - Skinąłem głową. - Jak nie przyjmą, to wyślij to Jamesowi. - Naciągnąłem na siebie granatową bluzę. Przynajmniej w tym mogłem poczuć się chociaż na chwilę swobodnie.
- Dobrze. - Wzięła do ręki karton. - A, właśnie. - Zatrzymała mnie w drzwiach. - Dzwonili ze stajni. Twój trening został przeniesiony na osiemnastą czterdzieści pięć. Wypadałoby się tam pojawić.
- Jasne, jasne. - Ziewnąłem. - Postaram się być na czas.
***
Pod stajnia znalazłem się kilka minut po godzinie szóstej. Nie chcąc marnować cennego czasu, poszedłem od razu pod boks Attacka, który nie był dzisiaj w dobrym humorze.
- Wiem, wiem. - Pociągnąłem go za kantar. - Poćwiczymy przez godzinę i wrócisz do spania. - Podpiąłem do kółka poprzecierany, w niektórych miejscach uwiąz. Uważając na długie zęby ogiera, ruszyłem żwawym krokiem w stronę przypisanego mi stanowiska. Ku memu zdziwieniu, nie spotkałem tam żadnej, żywej duszy. Może to i dobrze. Przynajmniej nikt nie będzie się we mnie zaczepiał. - Zostań. - Zatrzymałem gniadosza na środkowej macie.
- Leo, koń to nie pies. - W korytarzu pojawiła się zmęczona Noah.
- Wiem, ale on to rozumie. - Wymieniłem drobny karabińczyk z jego większym odpowiednikiem. - Myślałem, że poszłaś już spać. - Ściągnąłem z Life'a derkę.
- Jest za wcześnie. - Zmarszczyła brwi. - Mamy dzisiaj święto, że zjawiasz się na treningu?
- Nie. - Wziąłem do ręki zgrzebło. - Nudziło mi się w domu, więc jestem. - Skupiłem się na szorowaniu szyi olbrzyma.
- Jasneeee. - Zajrzała do otwartej skrzynki. - Mogę to? I to? - Wskazała paczkę świeżych smaczków oraz nieodpakowaną szczotkę do rozczesywania ogona i grzywy.
- Jeśli chcesz. - Pozbyłem się niechcianej sklejki. - Tylko uważaj, bo można nią łatwo wyrwać włosy. - Ostrzegłem ją.
- Zapamiętam. - Przeglądała dalej mój inwentarz. - Nudy. - Podniosła się z ziemi.
- Wiem. - Przesunąłem plastikiem po grzbiecie wierzchowca. - Ze mną zawsze są nudy.
- Nie powiedziałam tego. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. - Więc się mnie nie czepiaj. - Zaszeleściła opakowaniem "cukierków".
- Nie czepiam się. - Zabrałem się za czyszczenie kopyt. - Stwierdzam fakty.
- Głupek. - Przewróciła oczami.
- Książę nudy i głupców? - Uniosłem brew, a na jej twarz wpełzł leniwy uśmiech. - Tak w ogóle to jak idzie ci z Testem? - Zmieniłem temat naszej rozmowy. - Wszystko okej? Chętnie ci pomogę, jeśli czegoś potrzebujesz.
Noah?
457
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz