12.22.2019

Od Sebastiana cd Arleny

- To nie moje. - Oddałem jej niebieskie słuchawki. - Chyba ci się coś pomyliło. - Wróciłem do spokojnego Glassa, który konsumował właśnie resztki marchewki.
- Jak nie twoje, to kogo? - Nieznajoma ponownie zawitała pod drzwiczkami drewnianego boksu.
- Nie wiem, kręci się tutaj sporo ludzi. - Wzruszyłem ramionami. - Możesz zanieść je do głównego biura. Na pewno ktoś się po nie zgłosi. - Zdjąłem ogierowi brokatowy kantar. Cóż, Blue to Blue. Z nią się nie dyskutuje.
- A gdzie to jest? - Przekrzywia głowę. - Dopiero przyjechałam i nie znam jeszcze dokładnego rozkładu budynków.
- Niedaleko domu kadry. - Wzruszyłem ramionami. - Na pewno trafisz. - Poprawiłem siatkę z sianem, chroniąc ją tym samym przed rychłą śmiercią.
- Nie mógłbyś mnie zaprowadzić? - Mina kobiety wyrażała potworne niezadowolenie.
- Powinienem zająć się koniem. - Rzekłem od niechcenia. - Ale jeśli tak bardzo nalegasz, to tam z tobą pójdę. - Nakryłem gniadosza derką, która po ostatnim spotkaniu z jego zębami, została pozbawiona dwóch pasów. - Bądź grzeczny. - Poprawiłem krzywe podogonie.
- Jesteś niemiły. - Odwróciła się do mnie plecami. - Jeśli masz to zrobić z łaski, to mi w ogóle nie pomagaj.
- Kobiety. - Przewróciłem oczami. - Chodź już. Nie mam zamiaru odpowiadać za twoje zaginięcie.
***
Powinienem coś zjeść. - pomyślałem, drapiąc Sainta za oklapniętym uchem. Kluska z miesiąc na miesiąc była coraz większa, a moje łóżko, zaczynało mu powoli nie wystarczać. Uważając na jego obśliniony pysk, powoli zszedłem z wygodnego materaca, a następnie spojrzałem na tarczę ściennego zegara. Kolacje wydadzą dopiero za dwie godziny. Może do tego czasu zapcham się kanapkami? - wsunąłem stopy w wysokie trampki, których sznurówki zniknęły gdzieś w odmętach mrocznego pokoju. Potykając się o pojedyncze zabawki bernardyna, opuściłem przypisane mi lokum, z celem odnalezienia odnowionej niedawno kuchni.
- Gdzie tak zmierzasz? - Roześmiana Blue wbiła palce w moje żebra.
- Najeść się. - Zgiąłem się z bólu. - Nie wytrzymam do dziewiętnastej. - Przyznałem, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Tosty? Z Nutellą? Co ty na to? - Zabawnie poruszyła brwiami. - Dużo tostów z Nutellą. - Zdecydowała za mnie.
- Dobrze. - Przetarłem oczy. - Będą tosty z Nutellą. - Ruszyłem w dalszą drogę, umilają przez ciekawe opowieści Branwell na temat planów świąt. To zaskakujące, że przez kilka godzin dziewczyna potrafiła uszyć dla siebie nową bluzę, której motywem przewodnim były święta. No tak… Święta…
- Pójdę po chleb. - Dwudziestolatka wbiegła do schludnego pomieszczenia, gdzie oprócz nas przebywał ktoś jeszcze. - O! O? - Przyjrzała się nowej. - Nie wiedziałam, że jest ktoś nowy.
- Jak widać jest… - powiedziała tamta.
- Nie zauważyłaś? - Rzuciłem ze śmiechem.
- Nie. Mam lepsze rzeczy do roboty niż interesowanie się tym, kto przychodzi. - Blue wyjęła chleb i Nutellę. A potem inne kremy. - Decyduj Bash, kanapki same się nie zrobią. - Chyba nie przejęła się dziewczyną.
- Nutella. - Odkręciłem wieczko słoika. - Ile zjesz?
- Zobaczę. - Dziewczyna otworzyła wszystkie pozostałe słoiki i zaczęła tworzyć dziwaczne kombinacje. Po drodze zgarnęła jeszcze kilka dżemów i owoców. Potem je policzyła. - Pięć wystarczy. Zrobiłeś swoje? A nie, czekaj. Miałam coś… no tak! Amorek prosił, żebyś w końcu do niego dołączył. - Oparła się i konspiracyjnym szeptem rzuciła mi do ucha. - Ma niespodziankę.
- Jaką? - Uniosłem w zdumieniu brwi.
- Gdybyś wiedział, jaka by to była niespodzianka. - Zaśmiała się. - Jest u Mikaelsona. Idź, podrzucę ci tosty jak je zrobię. - Wyjęła mi z kieszeni klucze.
- Nie, zostanę i pomogę - zdecydowałem. - To był mój pomysł.
- Jak chcesz. - Wsadziła tosta i wróciła do opowieści o nowym projekcie cosplay'u dla Ro.
***
- Dziwna jest. - Zmarszczyła nos Blue, siedząc na kolanach Ronana, ku niezadowoleniu Adama. - Ta nowa.
- Ty nie lubisz ludzi BB. - Zauważył Ro i podał mi pakunek. - Wesołych świąt. Nie wiedziałem, co kupić, więc liczę, że będziesz zadowolony.
- Nie musiałeś. - Zakłopotałem się. - Na pewno mi się spodoba. - Odpakowałem starannie zapakowany przedmiot. - To jest wspaniałe! - Uradowałem się.
- Dzięki. - Uśmiechnął się. - Więc wesołych świąt!
- Kiedy wyjeżdżacie? - Blue popatrzyła na nich zainteresowana.
- Jutro. - Ronan cicho mruknął, gdy Adam szepnął mu coś do ucha. - A ty?
- W sobotę. - Westchnęła. - Mam jeszcze zmianę w barze. - Uśmiechnęła się. - Dobra, czas na mnie. Mikaelson, masz swojego kochasia dla siebie. Chodź Bash. - I ruszyła do drzwi.
Na korytarzu przyglądała mi się zaciekawiona.
- Co dostałeś? - Zapytała.
- Książkę i figurkę Azymondiasa. - Pokazałem jej niebieskiego smoka. - Głupio mi, że nic dla niego jeszcze nie mam.
- Super. - Uśmiechnęła się. - Spoko, Ronan nie oczekuje nic w zamian. - Zaśmiała się. - Zawsze możesz zrobić jak ja i wykminić coś po świętach. - Stanęła przed drzwiami. - To ten. Szczęśliwej Hanuki, gdybyśmy się nie widzieli. - Przytuliła mnie i weszła do siebie do pokoju. Nie mając nic do roboty, postanowiłem przejść się trochę po przystrojonej akademii. Migoczące dookoła lampki, nadawały IHA szczególnego klimatu. Zapatrzony w świąteczne ozdoby, wpadłem nagle na bliżej nieokreśloną osobę. Jak się potem okazało, była to ta nowa dziewczyna, wpadająca na mnie od samego rana.
- Przepraszam. - Cofnąłem się. - Nic ci się nie stało?

Arlena?
749

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz