12.23.2019

Od Arleny cd. Sebastiana

Super zaczynasz znajomości Arlena – pomyślałam już po wszystkim gdy oddaliśmy znalezione słuchawki do sekretariatu. Chłopak błyskawicznie się ulotnił, nim zdążyłam mu podziękować, mimo iż jego zachowanie było niestety troszkę nie miłe… Ale czego można było się spodziewać? Nowy zawsze miał przechlapane, bo był ten dziwny i niezbyt mile widziany. Tutaj były już zawiązane pewne relacje między uczniami, a ja w zasadzie nagle dołączyłam do tej szkoły i to tuż przed samymi świętami! Zazwyczaj takich uczniów się nie przyjmuje, zwłaszcza iż taki uczeń ma sporo nauki do nadrobienia. Cóż przynajmniej dano mi szansę, ale doskonale zdawałam sobie sprawę że będą na mnie kładzione większe naciski bym nie odstawała od grupy jak piąte koło u wozu. Wzdychając na to wszystko lekko, jakoś ruszyłam w stronę akademika, gdzie pomogły mi dotrzeć oznaczenia w postaci tabliczek informacyjnych.
Docierając wreszcie do swojego pokoju, opadłam ciężko na swoje pościelone elegancko łóżko, po czym wyjęłam z kieszeni swój telefon, czyli Samsung A40. Doskonale zdawałam sobie sprawę iż to nie jest najnowszy model, bo istniały dużo bardziej zaawansowane niż mój, ale ja o bardzo lubiłam bo był szybki i nie zawieszał się tak przez coraz to nowsze aktualizacje które automatycznie pobierał mając dostęp do bezpiecznego łącza internetowego. Poza tym robił piękne zdjęcia, co też miało dla mnie ogromne znaczenie. Szybko odblokowując ekran jednym pociągnięciem palca, weszłam w zieloną słuchawkę i wybrałam od razu numer kierunkowy do swoich dziadków, a raczej do babci, do domu, gdyż dziadek wciąż jeszcze był w dalekiej podróży by wrócić. Ku mojemu zdziwieniu babcia nie odbierała, co było do niej kompletnie nie podobne! Zawsze niemalże czatowała przy telefonie stacjonarnym by móc w każdej chwili ode mnie odebrać połączenie gdy gdzieś wyjeżdżałam, a tu nagle ona nie odbierała…
Może po prostu poszła do toalety? Tak może gorzej się poczuła, zadzwonię później – pomyślałam, uspokajając nieco swoje nerwowe myśli. Żeby nieco rozwiać czarne chmury nad moją głową, wstałam z łóżka i podeszłam do swojej zielonej walizki, skąd wyjęłam swojego laptopa. Z sekretariatu dowiedziałam się jakie jest tutaj hasło i login do Wi-Fi, więc dość szybko zaczęłam przeglądać różne strony internetowe, od butów po jakieś fajne błyskotki. Sprawdzenie tego wszystkie zajęło mi dość sporo czasu, dzięki czemu też mój brzuch bardzo dobitnie zaczął się upominać o jakieś jedzenie.
Czas coś zjeść – zadecydowałam, po czym nieco niepewnym krokiem wyszłam ze swojego pokoju i pytając się spotkanych po drodze uczniów gdzie tu jest jakaś kuchnia, wytłumaczyli mi jasno drogę, tak więc udałam się za ich wskazaniami. Gdy już dotarłam w wyznaczone przez siebie miejsce, zaczęłam przeglądać ku mojemu zdziwieniu ogromnemu pełną lodówkę przeróżnych produktów w poszukiwaniu czegoś ciekawego do zjedzenia.
Na twarożek nie mam ochoty, na pasztet też nie… Jajka mi się już znudziły… Może zjem…Hmm… O tak! Zjem sobie kanapki z serem żółtym z keczupem! - pomyślałam zadowolona ze swojego planu, po czym zaczęłam sobie spokojnie robić swój posiłek. Kiedy już wszystko było prawie gotowe, nagle do kuchni wparowała jakaś dziewczyna i już poznany mi wcześniej chłopak. Dziewczyna była tak energiczna że ciężko było za nią nadążyć. Najpierw coś mówiła iż jestem nowa i się z tego powodu dziwi, a później nagle urwała ten temat i zaczęła mówić o jedzeniu, by zaraz po kolejnej chwili przeszukiwać lodówkę w poszukiwaniu swojego wyznaczonego w głowie celu. Zaskoczona taką szybkością i zmiennością zdania oraz działania dziewczyną, postanowiłam iż lepiej się nie odzywać, tylko po prostu zrobić swoje i cichutko się ulotnić. Z resztą po wcześniejszej reakcji chłopaka na moją prośbę o pomoc, wnioskowałam iż nie chce on ze mną się znowu użerać w postaci lepszego zapoznania się… Nie mówiąc o tym iż miał już swoja towarzyszkę, tak więc wolałam im obojgu nie przeszkadzać. Tak więc kiedy nie patrzyli, ulotniłam się cicho z kuchni z talerzem kanapek do swojego pokoju.
**
- Czemu nie odbierasz babciu? - zaczęłam do siebie cicho mówić, gdy po raz kolejny nie mogła się do niej dodzwonić. Dzwoniłam już ósmy raz! I wciąż w słuchawce nikt mi nie odpowiadał… Miałam coraz to gorsze przeczucia, przez co nie potrafiłam już wysiedzieć w miejscu. Byłam już pewna iż coś się musiało stać, gdyż takie zachowanie do mojej babci nie było po prostu podobne! No mógł jeszcze jej się zepsuć telefon, ale szczerze w to wątpiłam, gdyż jakiś czas temu babcia specjalnie jechała wraz z dziadkiem do miasta by kupić nowy telefon, gdyż po prostu stary się zepsuł. Do dziadka nawet nie miałam jak zadzwonić, gdyż on nigdy nie nosił przy sobie swojego telefonu komórkowego, bo zawsze jak on sam mawiał, jemu to jest do życia nie potrzebne. Więc zawsze zostawiał go w domu i nie było możliwości by się z nim normalnie skontaktować. Było to bardzo kłopotliwe, ale cóż jak widać starsi ludzie tak po prostu mieli… Czując frustrację, postanowiłam wybrać numer do najbliższych sąsiadów moich dziadków, czyli państwa Roberts. Byli to też starsi ludzie, ale najbardziej się przyjaźnili z moimi dziadkami i w razie potrzeby zawsze można było liczyć na ich wsparcie bez żądania niczego w zamian. Tak jak się spodziewałam, zaraz po trzech sygnałach nastąpiło połączenie.
- Halo? - usłyszałam kobiecy głos.
- Dzień dobry Pani Roberts, tu Arlena Moss, wnuczka państwa sąsiadów – przedstawiłam się lepiej by mogła wiedzieć kim jestem. Oszustów było pełno, tak więc starsza pani bywała bardzo ostrożna co do swoich rozmówców.
- A dzień dobry kochana! - usłyszałam w słuchawce, więc kobieta musiała mnie rozpoznać, gdyż ostatnio była u nas na cieśnie i herbacie przed moim wyjazdem – Coś się stało? - spytała zaraz widząc na swoim zegarze późną porę.
- Cóż… nie jestem do końca pewna pani Roberts… Chodzi o moją babcię, nie mogę się z nią skontaktować, a dzwoniłam już naprawdę wiele razy i wciąż nie mam z babcią żadnego kontaktu, a dziadek jest w podróży, gdyż zawiózł mnie do pewnej akademii jeździeckiej, a babcia została sama w domu – wyjaśniłam jej na szybko – To do niej nie podobne żeby tyle czasu nie odbierała telefonu, boję się że może jest chora, albo coś złego się stało. Czy mogłaby Pani sprawdzić czy u niej wszystko dobrze? Może za bardzo się martwię, bo może telefon się zepsuł ale sygnał połączenia jest, no nie wiem już sama – mówiłam chaotycznie.
- Spokojnie kochana, spokojnie! - uspokoiła mnie wchodząc mi w słowa – Ile razy dzwoniłaś kochana? - spytała po chwili gdy się nieco uspokoiłam.
- No dzwoniłam już dziewięć razy w różnych odstępach czasowych, ale nadal nie mogę złapać z babcią kontaktu – wyjaśniłam.
- To faktycznie dziwne, to do Tatiany nie podobne… Posłuchaj no kochana! Zaraz tam do niej podjedziemy i wszystko sprawdzimy, dam Ci znać gdy już będzie wszystko wiadomo dobrze? Póki co się nie denerwuj… - mówiła spokojnie, próbując uspokoić moje już prawie zszargane ze zmartwienia nerwy.
- Dobrze, będę czekać na telefon, dziękuję bardzo Pani Roberts – podziękowałam kobiecie.
- Nie ma za co, to do usłyszenia kochaniutka! - usłyszałam jeszcze, po czym nastąpiło koniec połączenia, przez rozłączenie się starszej kobiety po drugiej stronie słuchawki. Poczułam się znowu samotna pośród tej przejmującej wokoło mnie ciszy. Powoli rękami mi opadła na udo, mocno wciąż trzymając w dłoni telefon, a wzrok wodził po całym pokoju jakby miało mi to coś pomóc. Miałam w duszy nadzieję że nic poważnego się nie stało, lecz wciąż czułam ten straszny niepokój w sobie. Nie wiem nawet ile czekałam na telefon, ale gdy w końcu zadzwonił, to prawie wypadł mi telefon z ręki! Szybko się pozbierawszy, szybko przeciągnęłam zieloną słuchawkę w bok, dzięki czemu nastąpiło połączenie z rozmówcą po drugiej stronie.
- Halo? - spytałam szybko, denerwując się w środku cała.
- To ja kochana… Byliśmy u Twojej babci – mówiła urwanie i dziwnym głosem, co mi się nie podobało.
- Wszystko z nią w porządku? Co się stało? - pytałam w stresie, chcąc szybkiej odpowiedzi.
- Nie za dobrze kochana… Twoją babcię zabrało pogotowie, miała prawdopodobnie udar – usłyszałam, przez co zamarłam całkowicie. UDAR?! Jak to udar?!!! Babcia była zawsze w świetnej kondycji fizycznej jak na swój wiek! Jak to się mogło stać? - myślała nerwowo, nie mogąc pozbierać myśli w całość. Dodatkowo przerażał ją fakt iż jej babcia leżała pewnie tak nie wiadomo gdzie tyle czasu sama, nie mogąc otrzymać od nikogo wsparcia! Poczuła momentalnie jak robi jej się niedobrze, a serce wali jak oszalałe.
- Twoja mama już o wszystkim wie skarbie! Będzie dobrze zobaczysz! Twoja babcia jest bardzo silną kobietą! - próbowała podnieść mnie na uchu, słysząc iż się w ogóle nie odzywam, mimo iż połączenie ciągle trwało. Zaraz też zaczęłam myśleć o dziadku, który o niczym zupełnie nie wiedział i jechał tak niczego nie świadom do domu, myśląc iż babcia będzie na niego czekać jak zawsze w domu cała i zdrowa!
- Nie martw się, powiemy Twojemu dziadkowi co się stało, gdy przyjedzie – powiedziała jeszcze, odgadując moje myśli momentalnie.
- Dobrze… Dziękuję Pani Roberts – odezwałam się w końcu drżącym lekko głosem, gdyż zbierało mi się na łzy.
- Będzie dobrze kochana zobaczysz! Zajmiemy się wszystkim tutaj, a teraz jedyne co możesz zrobić dla swojej babci, to trzymać za nią kciuki i nadal pilnie się uczyć! Ona by tego chciała… - powiedziała, co sprawiło iż nieco poczułam się lepiej. Miała rację, była przyjaciółką mojej babci, więc znała ją doskonale i wiedziała że zawsze trzymała mocno za mnie kciuki. To sprawiło ze nieco się pozbierałam w sobie. Nie chciałam zawieźć babci, mimo iż w głowie nadal kotłowało mi się od czarnych myśli.
- Dobrze. Jeszcze raz dziękuję za wszystko pani Roberts – podziękowałam jej, wpatrując się otumanionym wzrokiem w swoją pościel.
- Nie ma za co kochana… Trzymaj się! - odparła kobieta, po czym się rozłączyła.
**
Nie mogąc dłużej wysiedzieć w miejscu, postanowiłam się przejść po akademii i nieco pozwiedzać. Nadal było mi smutno z tego czego się dowiedziałam, a w dodatku przez nagłe zachorowanie babci o wigilii nie było nawet mowy. Nie chodziło mi tu o prezenty, lecz o spędzenia wspólnie czasu z rodziną. Uwielbiałam piec z babcią ciasta i przeróżne inne potrawy, pomagając jej w kuchni. To był magiczny czas… Niestety na te myśl zrobiło mi się jeszcze gorzej i nie pomagały tu nawet kolorowe światełka, które wisiały niemalże wszędzie na korytarzach. Oczy bolały mnie już od płaczu, który dość długo trzymał mnie gdy jeszcze wcześniej przebywałam w swoim pokoju. Teraz nie miałam już siły na płacz, a jedynie chciałam odwrócić swoje myśli od ciągłego zamartwiania się o starszą kobietę, która była mi tak bliska sercu. W pewnym momencie tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam osoby która szła prosto na mnie i tak oto się zderzyliśmy tak, że wylądowałam tyłkiem na podłodze, która skutecznie i szybko mnie ocuciła. Potrząsając lekko głową na lepsze ocucenie, podniosłam zaraz lekko głowę i jak się okazało, był to znowu ten sam chłopak, którego widziałam wtedy w stajni i w kuchni!
- Przepraszam – cofnął się – Nic Ci się nie stało? - spytał zmartwiony, podczas gdy ja podniosłam się jakoś z podłogi. Cóż… plus był taki iż wylądowałam tyłkiem na dywanie, więc za bardzo nie odczuwałam tak owego upadku na cztery litery.
- Nie nic… Ja też powinnam przeprosić, zamyśliłam się – odparłam spokojnie, nie chcąc żadnego konfliktu.

1820 słów :-)
Jest smutna ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz