11.23.2019

Od Sebastiana cd. Blue

- Hm... Za jedną zabijesz, za trzy zakochasz? - Uśmiechnąłem się szczerze, wyjmując z szafki wspomniane  tabliczki czekolady. - Fioletową krową się nie gardzi!
- Jesteś boski. - Odebrała mi słodycze. - Oby tak dalej Bash. - Rozpakowała pierwszą "zdobycz", po czym odgryzła jej spory kawałek.
- Czyli poczęstunek nie wchodzi w grę? - Zrobiłem minkę smutnego szczeniaka, którą zainteresował się sam Saint. Zszokowany bernardyn, wskoczył na moje kolana, a następnie zaczął wylizywać mi twarz. - Zostaw. - Wybuchnąłem nieopanowanym śmiechem. - Saaaaaaaaint!
- Jeśli ładnie poprosisz, to się podzielę. - Wzięła psa na ręce, powstrzymując go od dalszych pieszczot, jakie ukrył w wachlarzu swojej ziemniczkowości.
- Proooooszeeee? - Podniosłem się do siadu. - Bardzo ładnie proszę?
- Bardzo ładnie? - Zabrała kolejnego gryza.
- Taaaaak! - Obserwowałem czujnie jej ruchy.
- Zastanowię się. - Położyła się na miękkim łóżku. - Szkoda porzucać takie pyszności. - Rzuciła  poduszką, która oczywiście trafiła w moją głowę.
- Auć. - Podniosłem kremowy wałek. - Foch. - Zasłoniłem się włochatym materiałem, udając, że moje niezadowolenie sięgnęło zenitu.
- Nie gniewaj się. - Spełzła z posłania, żeby usiąść przed moimi stopami. - Baaaaash?
- Hm? - Odsłoniłem połowę twarzy. - Coś się... - Nie zdążyłem dokończyć, gdyż w moich ustach znalazł się pasek ciasteczkowej czekolady.
- Zadowolony? - Poprawiła rozczochrane włosy.
- Ogromnie. - Zacząłem ją łaskotać. - Teraz już się nie uwolnisz. - Nie mając zamiaru się ograniczać, kontynuowałem łagodne tortury, których efektem był głośny śmiech Branwell. Zadowolony z tej reakcji, przeszedłem palcami do najczulszych miejsc, aby wzmocnić jej radość. Zapamiętując, iż szyja jest najwrażliwszym miejscem kobiety, skupiłem się na niej do momentu, gdy leżącej zaczęło brakować tlenu.
- Zemsta! - Zakrztusiła się powietrzem. - Już po tobie! - Przygniotła mnie do dywanu, zaczynając tym samym moją "karę".
****
Dalej - Przycisnąłem łydkę do boku Glassa, który aktualnie pędził w stronę 50 centymetrowego oksera. Ogier był dzisiaj wyjątkowo nerwowy, a roznosząca się po hali muzyka, jeszcze bardziej go rozpraszała.
- Przytrzymaj go. - Stojący na środku Pol, ciągle oceniał moją jazdę. - Jeśli pozwolisz mu raz zmienić kierunek, będzie robił to przez całą lekcję. - Dodał, gdy holsztyn wylądował po drugiej stronie przeszkody.
- Staram się. - Skróciłem zbyt długie wodze. - Może starczy na dziś? Castle chyba nie czuje się teraz najlepiej. - Natarłem na ostatnią stacjonatę, czego następstwem okazało się, zrzucenie trzech drągów.
- Mamy jeszcze 20 minut. - Poprawił drewniane belki. - Skocz jeszcze raz i kończymy. - Zdecydował, co spotkało się z moim cichym westchnieniem. Wracając do galopu, przejechałem dwa razy dookoła ujeżdżalni, a dopiero potem próbowałem wykonać polecenie wujka. Niestety nie wszystko poszło po mojej myśli. W najmniej oczekiwanym momencie gniadosz postanowił bryknąć oraz zrzucić mnie ze swojego grzbietu. Na moje nieszczęście obok znajdowała się drewniana banda, na którą natrafiły moje plecy. Nie mogąc złapać oddechu, zacząłem stopniowo się dusić, a co za tym idzie, tracić przytomność.
****
- Powinieneś się cieszyć, że żyjesz. - Niezadowolony ojciec chodził wokół mojego łóżka. - Koniec z jeździectwem. Zajmij się jakimś innym sportem. 
- Tato to tylko upadek. - Westchnąłem, spoglądając na prawie pustą kroplówkę. 
- Tylko upadek? Sebastian, byłeś do cholery przez dwa miesiączce w śpiączce! Twój kręgosłup ledwie to przeżył, a ty nadal sądzisz, że był to TYLKO wypadek? - Nie ukrywał złości. - Masz więcej szczęścia niż rozumu. 
- Tato... - Jęknąłem, łapiąc się za brzuch. - Przemyśl to jeszcze. - Próbowałam go powstrzymać.
- Nie mam czego przemyśleć. - Narzucił na ramiona biały fartuch. - Wrócę do ciebie po obchodzie. W tym czasie zastanów się nad swoim zachowaniem. - Zostawił mnie  samego.
- I tak mi tego nie zabronisz. - Opadłem z sił. - Nie masz prawa. - Odpłynąłem na nowo do krainy snów. 
****
Ocknąłem się w swoim pokoju. Zimno jakie przedarło się przez moje ciało, uświadomiło mnie, że nie dostałem żadnego paraliżu. Wdzięczny Bogu, wstałem powoli z materaca, uważając przy tym, żeby nie nadepnąć śpiącego Sainta. Odzyskując potrzebną równowagę, podszedłem do zamkniętych drzwi. Los chciał, abym po ich otwarciu wpadł na zdezorientowaną Blu.
- Um... Hej? - Oparłem się barkiem o futrynę. - Wszystko dobrze?

Blu? ^.^
597 słów 

Event halloweenowy: wampiry i świry - Adam i Ronan

ADAM:
Mimo zapewnień ze strony Aniołka wcale nie byłem tego taki pewien. Zaczynałem sądzić, że nawet w pokoju hotelowym znalazłby się ktoś lub coś, co nie pozwoliłoby nam się nacieszyć wspólnymi chwilami przyjemności. A jednak dałem się pociągnąć na piętro, choć schody okazały się sporym wyzwaniem dla plątających się nóg i jakoś znaleźliśmy się w łazience. Zapobiegawczo zamknąłem drzwi na wewnętrzny zamek, by w razie nagłego wypadku, skończyło się na waleniu w drewno, a nie na czyimś nagłym wparowaniu w najmniej odpowiednim momencie. Człowiek uczy się na błędach.
- Wanna czy prysznic? - Spytałem, ściągając z siebie koszulkę i rzucając ją później na podłogę. Obie te opcje miały swoje zalety, co zdążyliśmy już przetestować.
- Obawiam się, że nie wystoisz pod prysznicem. - Aniołek uśmiechnął się z czułością i powoli rzecz po rzeczy, zdjął swoje ciuchy, a ja mogłem obserwować go z pełną uwagą oraz czystą przyjemnością. - A w wannie można wygodnie usiąść.
- A więc wanna - odparłem, zabierając się za przygotowanie kąpieli.

Event halloweenowy: straszna impreza - Ronan i Adam

ADAM:
- Podchodzę do pięknego młodzieńca z zamiarem zaoferowania mu drinka - oznajmiłem, puszczając oczko swojemu Aniołkowi, na co Nico parsknął krótkim śmiechem, a Gansey przewrócił oczami.
Miejscem rozgrywki okazał się nocny klub, którego klientelę stanowiły w dużej mierze wampiry, a wśród nich my, czy raczej nasze postaci. Dziś grałem Dorianem, czyli dość młodym członkiem Brujah i “synem” przywódcy ich tutejszego klanu. Teoretycznie powinienem skupiać się na umacnianiu swojej pozycji oraz zbieraniu dobrej reputacji, by kiedyś przejąć władzę, ale zamiast tego wolałem korzystać z życia, albo nie-życia. Dlatego też nie mogłem obojętnie przejść obok cholernie pociągającego blondynka, samotnie siedzącego przy barze z już w większości pustym kieliszkiem w dłoni.

11.22.2019

Event halloweenowy: wampiry i świry - Gansey i Blue

Gansey:
Naprawdę nie wiedziałem, jakim cudem Mikaelson zdołał przekonać właścicieli IHA, żeby zamienić stołówkę i akademiki w wampirzy dwór. Jasne, on i Blue dogryzali sobie niemal non stop, a każdy kto ich znał wiedział, że Azjata często nazywa ją wamiprem, ale nie sądziłem, że ten żart osiągnie taki poziom. Jak widać nie doceniłem Adama.
 - Wyglądasz jakbyś wypił sok z cytryny. - Gin jak zawsze potrafiła podnieść na duchu.
 - A ty, jakbyś miała zaraz zejść z tego świata. - Przesunąłem po niej wzrokiem. - I co ty masz na sobie?
 - Strój Selene z Underworld. Taki prawie. - Wzruszyła ramionami. - Wyglądam lepiej niż ty w tym wdzianku pseudo-Volturich.
 - Shhh bo jeszcze Blue usłyszy. - Położyłem jej palec na ustach.
 - Strój jest boski, to ty jesteś brzydki. - Wyszczerzyła się.
 - Mała szumowina - rzuciłem.
 - Mamut. - Wystawiła język. - Nie wyrwiesz Sky z taką twarzą!
I wybiegła z pokoju. Prawdopodobnie na stołówkę, gdzie - tak czułem - czeka Nico w stroju pseudo-Michaela…

Event halloweenowy: magia nocy - Ronan

Przybycie do Akademii Magii było dla mnie wielkim wydarzeniem. Co prawda przebywały tam zarówno dobre, jak i złe istoty, ale mi to nie przeszkadzało. Sam, jako bożek miłości, byłem gdzieś pomiędzy. Poza tym, czekali tam na mnie moi przyjaciele. Blue i Gansey… nie mogłem się doczekać, kiedy ich spotkam. Ostatnio widzieliśmy się jakieś dwa miesiące temu, tylko dlatego, że mój ostatni cel, umykał mi sukcesywnie przed nosa. Całe szczęście miłości nie da się uniknąć, więc i cel w końcu udało się złapać. Teraz stałem w gabinecie dyrektora ściskając w rękach łuk i co chwila poprawiając chiton i peplos.
 - Ronan, jak miło, że w końcu udało ci się do nas dołączyć. - Dyrektor zasiadł za biurkiem. - Mam nadzieję, że nauka nie przeszkodzi ci w wypełnianiu obowiązków…
 - Nie. - Pokręciłem głową. - Mam parę celów na liście i większość jest… tutaj.
 - Cieszę się. - Uśmiechnął się mężczyzna. - Panna Branwell i pan Campbell zgłosili się, żeby oprowadzić pana po szkole. Czekają za drzwiami.
 - Dziękuję. - Ukłoniłem się lekko i wyszedłem.
Blue rzuciła mi się na szyję niemal od razu. Niemal, bo musiała wyprzedzić Ganseya.

Event halloweenowy: cukierek albo psikus - Adam i Ronan

ADAM:
Aniołek miał rację. Nie potrzebowałem dużo pracy, by skompletować swój strój na wieczór. W zasadzie wystarczyło otworzyć szafę w mojej sypialni i trochę pogrzebać w stercie ciuchów, by znaleźć trochę idealnie wręcz pasujących do zjawiskowego demona. Czarne, wąskie spodnie nieźle podkreślające co trzeba, równie czarna koszula z mankietami i kołnierzykiem, w której rozpiąłem parę górnych guzików, moja ulubiona skórzana kurtka… Miałem nawet wysokie nieco ponad kostkę buty na obcasie, wystarczająco wysokim, by jakoś wyglądały, ale nie na tyle, bym się zabił przy chodzeniu. Planowałem ten cosplay odkąd obejrzałem wszystkie sześć genialnych odcinków i choć nie myślałem o nim specjalnie na tę okazję, zdążyłem wcześniej zamówić czerwoną perukę oraz ciemne okulary. Te drugie może nie były identyczne do posiadanych przez Crowleya, jednak wystarczały by zakryć oczy. Nie miałem tylko odpowiednich soczewek, ale no trudno. I tak miało być ciemno, więc nikt nie zwróci uwagi. Najwięcej czasu zajął mi makijaż, a w tym tatuaż, narysowany na szyi z pomocą wodoodpornego eyelinera, który ostatecznie wyszedł znośnie. Ostatnim elementem były małe, czarne skrzydła z tektury i sztucznych piór, zrobione przez cholernie utalentowaną Jane. Dziewczyna mimo początkowego boczenia się na mnie za kradzież Ronana, naprawdę zaangażowała się w dopracowanie szczegółów naszego stroju i byłem pewien, że mój blondynek będzie wyglądał dziś zjawiskowo.

11.16.2019

Event halloweenowy: straszne rękodzieło - Adam i Ronan

RONAN:
Środowe poranki były męczące. Poranki były męczące. Wyjątkiem była sytuacja, kiedy byłeś kotem. Koty mogły robić co chciały, kiedy chciały i nie przejmować się niczym innym. Tak jak dzisiaj. Chociaż nie, dzisiaj było inaczej. Adam spał spokojnie za moimi plecami. Odwróciłem się i przeczesałem jego włosy palcami. Ten delikatny gest sprawił, że zamruczał przez sen, zupełnie jak wspomniany kot i nie otwierając oczu, skulił się bliżej mnie. Uniosłem lekko kącik ust i  pochyliłem się, by szepnąć mu do ucha:
 - Adam, czas wstawać.
Brak reakcji był spodziewany. Postanowiłem budzić go etapami. Byłem mniej ordynarny niż Yurio, który po prostu na niego wskakiwał i miauczał, aż nie został nakarmiony. Przesunąłem ustami po jego policzku, szyi i dotarłem do ramienia. Spotkało się to z kolejnym pomrukiem zadowolenia.
- Chcesz mnie obudzić, czy zatrzymać w łóżku? - spytał z uśmiechem, po czym westchnął i rozchylił powieki, skupiajac na mnie spojrzenie. - Bo jak narazie zachęcasz mnie do tego drugiego.
- Jest ósma, a zajęcia zaczynają się po dziesiątej. - Pocałowałem go lekko. - Mamy godzinę, mama zostawiła mi samochód, śniadanie chyba nie jest problemem.

11.13.2019

Event halloweenowy: drabble - Blue

Dynie były gotowe. Stroje czekały zawieszone w szafie. Blue siedziała przy biurku i kończyła próbny makijaż. Halloween zbliżał się wielkimi krokami, tak jak zbieranie cukierków. Teraz trzeba było wyglądać lepiej niż Adam. To nie było proste, bo Japończyk z reguły wyglądał dobrze. O nie, Blue Jane Branwell tak łatwo się nie podda. Eyeliner, podkład, peruka. Będzie idealną Czarną Wdową. Co prawda Sebastian nie był zachwycony wizją zbierania cukierków w stroju Hawkeye’a, ale przeżyje. Wystarczy, że ona ze swoją pewnością siebie będzie obok. Wesprze go. Tak samo jak Ronan i Adam się wspierają. Miłość. Ot, normalne uczucie łączące dwójkę ludzi.

100 słów

Event halloweenowy: drabble - Gansey

Stojąc przed drzwiami pokoju Sky, cała odwaga Ganseya wyparowała. Jasne, zależało mu na tym, żeby zbierała z nim i Gin cukierki. Ale zapukać było strasznie ciężko. A co jeśli się nie zgodzi? A co jeśli jej się nie spodoba? Jego myśli zerwały się do galopu i nie pomagały. Wcale. No dalej Gansey, dasz radę. To tylko głupia deska! Wyciągnął rękę i zapukał. Raz. Drugi. Trzeci. Zero odzewu. Czyli Sky nie było. Wyrok został odroczony. Odetchnął z ulgą i ruszył do siebie. Nie czuł się, ani jak zwycięzca, ani jak przegrany. W końcu to tylko kolejny pretekst do odwiedzenia jego sympatii.

100 słów

Event halloweenowy: drabble - Ronan

Halloween przychodził zawsze na koniec października. Trochę jak zjawa nawiedzająca dom. Mogło jej normalnie nie być, ale o konkretnej porze straszenia zawsze się pojawiała. Blondyn nie lubił tego święta. Jasne, było kolorowe, a darmowe cukierki to niewątpliwy plus, ale nie. Ile razy wolał zaszyć się w domu i nucić razem z Cooperem słowa swoich ukochanych piosenek? Ile razy wzdychał, kiedy Blue robiła przymiarki jego stroju? No ile? Wiedział, że dużo. Tak jak wiedział, że nie chce zawieść brata i spędzić z nim to popołudnie. Nie chciał zostawiać Blue i odbierać jej małej rywalizacji. Dlatego zawsze z uśmiechem uczestniczył w święcie.

100 słów ^^