10.25.2019

Od Ganseya cd Leonarda

– A ty gdzie się wybierasz? – Gin posłała mi zdziwione spojrzenie, kiedy kolejne ciuchy lądowały w mojej walizce.
– Dostałem zaproszenie na wycieczkę do Anglii. – Uniosłem kącik ust. – Grzech nie skorzystać, nie?
– Jak uważasz. – Młoda uniosła ręce. – Jak mniemam, już wiesz, co będzie ze mną?
– Czy Nico przypadkiem nie zaprosił cię na nocowanie? – Wyszczerzyłem się.
– Ugh, nienawidzę cię. – I wyszła.
***
Dom Leo, jak przystało na dom księcia, był okazały, duży i zupełnie nie w moim stylu. Ale nic na to nie poradzę, że wolę gnieździć się w klitkach i tym podobnych rzeczach. Byłem dziwny, ot co. Ale pani, która prowadziła mnie do pokoju Leo była przemiła. Kiedy w końcu się tam znalazłem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Wow, sądziłem, iż go wyrzucili. Trzeba cię wyprać Richardzie. Nie możesz zmieniać swojej barwy.
– Nazwałeś pluszaka na moją cześć? Uroczo. – Nie mogłem się powstrzymać.
– Co ty tu robisz? – Biedny miś, wylądował na łóżku. – Kto się wpuścił? Miałeś zadzwonić, a nie stawiać się osobiście. Jak zwykle nie słuchasz tego, co się do ciebie mówi. – Policzki chłopaka stały się czerwone.
– Nigdy nie słucham tego, co do mnie mówią. – Zaśmiałem się. – Nie bądź zły… Kochanie? Tak chyba mówi na ciebie Ro.
– Ugh, przestań. – Przewrócił oczami. – Ronan jest…
– Poduszką twojej dziewczyny, wiem. – Oparłem się o ścianę. – To tak. Chcę lecieć z tobą. Dawno nie byłem w Anglii.
– Byłeś w Anglii? – Uniósł brwi, kiedy podszedłem bliżej.
– Lubię podróżować. – Usiadłem na łóżku, czując się nieco ośmielonym. – Moi rodzice też. Siostra mniej, ale wystarczy, że się czymś zajmie.
– Chyba masz zgodną rodzinę. – Przerwał pakowanie i się zamyślił.
– Raczej. – Popatrzyłem na niego. – Może nie królewska, ale się kochamy. I kierujemy się swoim szczęściem.
– Ale nigdy nie słuchasz, co się do ciebie mówi. – Zaśmiał się cicho.
– Nie, z reguły wiem, co mam robić. – Sięgnąłem po maskotkę. – Witaj Richardzie. Chcesz się zaprzyjaźnić? Czy zostaniesz z Leosiem i nauczysz go asertywności?
– Daj go. – Książę wyrwał mi z rąk maskotkę i wrzucił ją do walizki.
– Najpierw go wypierz, przyda mu się kąpiel. – Posłałem mu długie spojrzenie. – Musi się dumnie prezentować, skoro nazywa się Richard. – Więc… daj mi bardziej szczegółowe wytyczne i spierniczam. Ah i ciesz się, że nie zmuszam cię do żarcia, tak jak prosiła tamta pani…
– Ugh. – Książę chyba był zirytowany. – Wyślę ci wszystko SMS-em.
– Jest tylko mały problem. – Wstałem. – Nie masz mojego numeru. Ani ja twojego. Dlatego tu jestem.
– ...Oh. – Speszył się. – Zaraz to ogarnę.
– Po prostu daj mi swój telefon, zadzwonię do siebie. – Wyciągnąłem rękę.
– Jasne. – Po chwili cofnął rękę. – Ale nic mi nie poustawiasz? Ani nie podejrzysz?
– Masz mnie za Branwell? – Uniosłem brew.
– No nie. – Podał mi telefon, a ja szybko wpisałem swój numer i zadzwoniłem do siebie.
– Okej, już. – Oddałem mu telefon. – Czekam na SMS!
I wstałem, a potem wyszedłem z pokoju i z domu.
***
– Leonard. – Potarłem oczy. – Co ty tu robisz?
– Wyjeżdżamy za godzinę. – Zaczął mnie obserwować. – Szykuj się.
– Hmmm… – Przeczesałem włosy. – Mogę wrócić do łóżka na pół godziny… też chcesz?
– Ubieraj się. – Włożył ręce w kieszenie i przybrał swoją dumną pozę.
– Nie podoba ci się coś? – Zerknąłem na niego.
– Twoje bokserki są zbyt… zielone. – Przesunął wzrok niżej, by po chwili wrócić do mojej twarzy.
– Hmmm… – Oparłem się. – Mów dalej.

Leo? Gotowy na podróż?
520 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz