Ronanie Niallu Chainsawie, chyba postradałeś rozum. To było jedno i jedyne zdanie, które krążyło w mojej głowie od kiedy znalazłem się w łazience z Adamem. Nie żebym bał się o swoje popędy, bo z tego co zdążyłem zauważyć, to niemal nie istnieją (plusy bycia aseksualnym), mimo to czułem się nieco skrępowany. Jednak po krótkiej sesji całowania przyszło kolejne zdanie. Ronanie Niallu Chainsawie, jesteś w dupie. Czułem jak coraz bardziej zakochuję się w Adamie, dobrze wiedząc, że nie powinienem. Rozum wrzeszczał, że się mylę i jestem głupi. Bo byłem. Ale serce, które aktualnie wygrywało tą nierówną walkę, miało to gdzieś. Powinienem się wycofać. Ale nie mogłem. Blue miała rację. Miłość boli. Nie chcąc dłużej myśleć na jakikolwiek temat, skupiłem się na Adamie i zabawie z pianą. W końcu siedzieliśmy w ogromnej wannie pełnej mydlin o zniewalającym zapachu. Więc kiedy fioletowe bąbelki wylądowały mi na głowie stwierdziłem, że mogę ochlapać go wodą. W końcu włosy też może umyć, prawda?
- Nie mam nic przeciwko pianie. – Ochlapałem go lekko. – Szczególne z płynu.
- Zazdroszczę dużej wanny. Może częściej powinienem zostawać u ciebie na noc... - Stwierdził z rozmarzonym uśmiechem.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że bardziej podoba ci się wizja kąpieli w wannie niż spędzanie czasu ze mną. - Dmuchnąłem w niego pianą. - A tego nie chcesz.
- Podoba mi się wizja kąpieli z tobą - wyjaśnił, przysuwając się do mnie i lekko unosząc mój podbródek. - I spania razem w twoim łóżku.
- A kto powiedział, że będziemy spali w jednym łóżku? - Uśmiechnąłem się figlarnie.
- Ja - odparł pełen pewności siebie.
- Chyba musisz mnie przekonać. - Odsunąłem się.
Potem zadowolony sięgnąłem po płyn do mycia i gąbkę. Chcąc nie chcąc, była to kąpiel i chyba przyszedł najwyższy czas, żeby się umyć.
- Wydaje mi się, że potrafię być bardzo przekonujący gdy chodzi o ciebie - rzucił, po czym chwycił mnie lekko za nadgarstek. - Mogę ci pomóc? Tak w ramach odpłaty za ten masaż.
Uniosłem lekko kącik ust i oddałem mu namydloną gąbkę.
- Odezwał się w tobie Laurent? - Zmrużyłem oczy.
- Tak trudno uwierzyć w moje dobre intencje? - Spytał niby urażony, ale jego uśmiech jakoś mnie nie przekonywał. - No dalej, odwróć się.
Co miałem zrobić? Oczywiście, że się odwróciłem. Potem poczułem przyjemny dotyk na plecach. Chyba nawet wyrwało mi się zadowolone mruknięcie.
- Podoba ci się? - Dłoń z gąbką delikatnie przesuwała się po moich plecach, a na skórze przy karku poczułem lekki pocałunek.
- Nie przerywaj. - Usiadłem wygodniej i pozwoliłem, żeby Adam kontynuował.
Potem było jeszcze milej. Czułem gąbkę, najpierw na plecach, potem na rękach, nawet na klatce piersiowej. Adam taktycznie nie zbliżał się do południowych rejonów, ale nie zamierzał być grzeczny. Co jakiś czas czułem delikatne muśnięcia, lekkie przygryzienia i lekkie cmoknięcia. Potem poczułem jak oblewa mnie wodą, żeby spłukać pianę. Miałem się odwracać, ale chłopak przytrzymał mnie i zmoczył głowę.
- Ej! Czy ty bezkarnie chcesz umyć moje loczki? - Udałem poważny głos.
- Tak - znowu przyznał się jakby uznał, że wszystko mu wolno. - Przecież jak dotąd sprawiam ci jedynie przyjemność, co nie? Więc zrelaksuj się i nie protestuj.
- Tam masz mój szampon i odżywkę. - Wskazałem palcem i lekko odchyliłem się do tyłu, żeby spojrzeć na Adama. - Pamiętaj, że o loczki będę zły.
- Obejdę się z nimi najostrożniej jak potrafię - odparł z czułym uśmiechem, po czym wylał nieco szamponu na dłonie i uważnie rozprowadził go na moich wilgotnych włosach. Zaraz poczułem jak jego palce w przyjemny sposób masują mi głowę.
Znowu mruknąłem zadowolony i pozwoliłem sobie na brak myślenia. Palce Adama sunęły powoli między moimi włosami, a każde muśnięcie wysyłało przyjemne mrowienie na całe ciało. Mogłem tak zostać wiecznie, ale niestety Adam skończył myć mi głowę. Za wcześnie, jak na mój gust.
- Jeszcze. - Odchyliłem głowę. - Tylko troooochę. Prooooooszę.
- Czy przed chwilą, nie protestowałeś, jakie to loczki są dla ciebie ważne? - spytał zaczepnie, ale wrócił do przerwanej czynności. - To co? Teraz mogę liczyć na wspólne spanie w łóżku?
- Jak będziesz miział to tak. - Podsunąłem się nieznacznie i oparłem o niego. Bez dotykania dolnych stref. - Lubię mizianie.
- Jak sobie książę życzy. - Czułem jak jego klatka piersiowa wibruje od cichego śmiechu.
- Czy ty mnie właśnie zdegradowałeś? - Popatrzyłem na niego z udawanym wyrzutem.
- Ups. Sorki. - Uśmiechnął się przepraszająco. - Po prostu ten tytuł brzmi ładniej niż "król" czy "królowa", nie sądzisz?
- Sądzę. - Cmoknąłem go w szczękę. - No dobra. Chyba czas wyjść.
- Poczekaj moment, tylko sam się umyję - odparł ze śmiechem.
- Pomóc ci? - Wyszczerzyłem ząbki.
- Dam radę - rzucił krótko, a jego uśmiech chyba stał się lekko nerwowy.
- W takim razie jak już się umyjesz to zrobię ci jeszcze jeden masaż. - Uśmiechnąłem się, a potem musnąłem jego usta. - Mam zostać, czy…
- Jeżeli zależy ci, bym dotrzymał obietnicy... - Przyciągnął mnie do siebie, kładąc jedną dłoń na moim karku i pocałował. Krótko, ale czułem, że odsunięcie się ode mnie wymaga od niego dużo silnej woli. - Nie testuj mojej samokontroli - dokończył, wpatrując się we mnie wzrokiem, w którym dostrzegłem błysk pożądania.
- W takim razie. - Odsunąłem się. - Będę czekał w łóżku.
Potem znowu lekko się zaczerwieniłem, bo wypadałoby wyjść. A to oznaczało… cóż… odsłonięcie się. Całe szczęście zauważyłem, że Adam odwraca głowę. Dzięki temu spokojnie owinąłem się ręcznikiem. Potem podszedłem ostatni raz i chlapnąłem w niego wodą.
- Nie musisz się spieszyć. - Cmoknąłem go w policzek i ruszyłem w stronę wyjścia.
Jednak, oczywiście, coś musiało pójść nie tak. Kiedy otworzyłem drzwi wpakował się we mnie Nico.
- Hej, ja tylko muszę do… oh. - Chyba zauważył Adama. - Tooooo jaaaa… pójdę… na dół. - I zniknął.
Popatrzyłem na wannę, ale nie zobaczyłem Adama. Schował się pod wodę. Westchnąłem.
- Zajmiemy się tym później.
***
Leżałem na łóżku przykryty kołdrą i czytałem kolejny rozdział swojego ulubionego fanfica o Stonym, kiedy Adam wszedł w bokserkach do pokoju. Popatrzyłem na niego i się uśmiechnąłem.
- Szybko.
- Nie mogłem kazać ci długo na mnie czekać - odpowiedział wesoło, wycierając jeszcze małym ręcznikiem mokre włosy, po czym podszedł, by usiąść na krawędzi łóżka. - Twój brat ma prawdziwy talent do pojawiania się w najmniej odpowiednich momentach. - Parsknął śmiechem.
- To prawda. - Usiadłem i podsunąłem się do niego. - Coś wymyślę. Więc… obiecałem ci masaż, a ty mi mizianie.
- Oddaję się w twoje ręce - powiedział z uśmiechem i pocałował mnie w kącik ust.
- Więc kładź się. - Ruchem głowy pokazałem wolną połowę łóżka.
Mimo wszelkich chęci Adam jednak nie mógł się tam położyć. Gdzieś między początkiem czytania, a teraz na wolnej pościeli usadowił się Hammer. I teraz, na naszych oczach, na łóżko wskoczył Yurio i położył się obok Hammera, ocierając się o niego przymilnie.
- To co mówiłeś o tym przyjęciu? - Parsknąłem śmiechem.
- Szkoda, że kociaków z tego nie będzie. Zostalibyśmy dziadkami - roześmiał się rozbawiony.
- Jestem za młody na bycie dziadkiem. - Zaśmiałem się z nim. - Poza tym. Czy chciałbyś jakieś sześć miniaturek Yurio?
- Fakt - odparł po chwili namysłu. - Wystarczy, że jeden pchlarz już mnie nienawidzi.
- Od razu nienawidzi. - Oparłem brodę o jego ramię. - Inaczej okazuje przywiązanie.
- Tia, jasne. Ciebie uwielbia, a do mnie łasi się tylko gdy chce żarcie. - Mówił lekceważącym tonem, ale wydawało mi się, że naprawdę troszkę go to trapiło.
- A ja uwielbiam ciebie. - Uśmiechnąłem się figlarnie. - No i to nie mnie broni.
- Broni mnie, bo to ja go karmię. Choć pewnie gdyby coś mi się stało, po prostu przeniósłby się do ciebie - stwierdził, po czym przywołał na twarz lekki uśmiech. - To co teraz? Podłoga może i wydaje się wygodna, ale nie polecam na niej spać.
Wsunąłem nos w jego włosy. Ciągle były lekko wilgotne. Uśmiechnąłem się.
- Hammer. - Kot uniósł głowę. - Złaź. - Jednym płynnym ruchem położyłem się tak, że dłonią pacnąłem w podłogę. Ham miauknął i nie patrząc na niezadowolonego Yurio, skoczył na podłogę, a potem udał się do swojego ulubionego pudła. Niepocieszony toyger ruszył za nim, sycząc na nas. - I mnie też już nie lubi. - Podniosłem się do siadu, mając twarz Adama naprzeciwko swojej. - To co proponujesz, skoro całe łóżko jest nasze?
- Myślę, że mamy sporo możliwości - odpowiedział i szybko skrócił dystans między naszymi ustami.
Pocałunek był gorący, namiętny i niecierpliwy. Nie zarejestrowałem momentu, kiedy Adam przyparł mnie do łóżka i wplótł palce jednej ręki w moje włosy. Moje ręce owinęły się wokół niego i przysunęły go bliżej. Tańczyliśmy na krawędzi zabawy i zakazu. Jeden zły ruch i nic nie będzie takie samo. Kiedy odsunąłem się, by złapać oddech, oczy Adama błyszczały.
- Sporo możliwości, a ciągle wybierasz tą jedną. - Przesunąłem palcem po jego szyi.
- Nic nie poradzę na to, że tak na mnie działasz - tłumaczył się z figlarnym uśmiechem. - Kiedy mam cię na wyciągnięcie ręki, nie potrafię przestać myśleć o tym, by trzymać cię jeszcze bliżej.
- Obawiam się, że tak czy siak, nie mam jak uciec. - Musnąłem ustami jego szczękę, a moje palce powędrowały na jego ramiona. Jednym ruchem przekręciłem go pod siebie. - Więc pozwól, że teraz ja się tobą zajmę.
Przygryzł wargę i na moment przymknął oczy, a jego usta ułożyły się w szczęśliwy uśmiech. Poparł się na łokciu i drugą ręką przyciągnął moją twarz do swojej, by znów załączyć nasze wargi. Tym razem lekko, nieśpiesznie.
- Jestem cały twój - wymruczał tuż przy moim uchu, łaskocząc je ciepłym oddechem.
Lekko otarłem się o jego policzek i jak siedziałem, wziąłem jego prawą rękę. Potem powoli i sukcesywnie zacząłem masaż.
- Jeśli coś będzie nie tak, mów od razu. - Powoli rozluźniałem jego mięśnie między ramieniem, a łokciem.
- Oczywiście - opadł na poduszkę ze śmiechem, zakrywając oczy wolną ręką. Mogłem się domyślić, że co innego chodziło mu po głowie, ale wyglądało na to, że nie zamierzał narzekać, choć na jego twarzy prócz rozbawienia malowała się także odrobina rozczarowania.
- Mówię serio. - Pochyliłem się i go pocałowałem. - Nie chcę cię skrzywdzić.
- Nie jestem taki delikatny. - Po pocałunku jego twarz nieco się rozpogodziła.
- Wolę się upewnić. - Uśmiechnąłem się i kontynuowałem masaż ręki.
Adamowi chyba spodobało się masowanie palców, bo poprosił o więcej. Uśmiechnąłem się delikatnie i po drugim razie, musnąłem każdy palec ustami. Właśnie wziąłem drugą rękę chłopaka, gdy obok łóżka usłyszałem miauczenie. Ciche i piskliwe, a to oznaczało jedno…
- Beka, znowu chcesz wejść? - Odchyliłem się lekko i podsadziłem kociaka, który sam by nie wszedł na łóżko. - Mała podróżnicza.
Kotka miauknęła cicho i umościła się na klatce piersiowej Adama.
- Chyba masz kota, który cię uwielbia.
- Miła odmiana - stwierdził wesoło, podnosząc kociaka i trącając jego nosek swoim.
Beka polizała go z czułością i zaczęła się przymilać. Zaśmiałem się cicho i zaniechałem masażu, przy okazji schodząc z Adama. Jeśli tu była Beka, zaraz powinien tu być Nico. A kolejne dwuznaczne sytuacje nie były konieczne. Chłopak był tak zaaferowany zabawą z kociakiem, że nawet nie protestował. W tym czasie Yurio chyba wyczuł, że coś jest nie tak, bo wpatrywał się w Adama i Bekę jak zaczarowany. W końcu prychnął jakby pretensjonalnie, wyszedł na środek pokoju i wydał z siebie przeciągłe miauknięcie. Brunet słysząc to, zwrócił na niego wzrok i uśmiechnął się nieco wrednie.
- No co? Ona wie jak mnie traktować - rzucił do niego, drapiąc kociaka za uszami.
Toygerowi najwyraźniej taki komentarz nie przypadł do gustu, po miauknął ponownie i nie doczekawszy się odpowiedzi, zmienił zawołanie na wkurzone syczenie. Beka na ten odgłos zjeżyła futro i odskoczyła od Adama wystraszona. Z kolei Hammer zaczął syczeć na Yurio. Kotcepcja. Cmoknąłem na ragdolla, wziąłem na ręce masquerada i popatrzyłem wymownie na Adama.
- Nie chcę martwych kociaków. - Rzuciłem.
- I że niby mam zrobić… co? - Popatrzył się na mnie i Yurio z miną wyrażającą jedno wielkie pytanie.
- Zająć się swoim kotem! - Przewróciłem oczami. - Inaczej nie dostaniesz Beki. - Chłopak westchnął, po czym podniósł się do siadu i zawołał na swojego zwierzaka z miłym uśmiechem.
- No już, chodź tu mały terrorysto. - Kot posłał mu mordercze spojrzenie, fuknął i z godnością podszedł do… mnie. Na ten widok Adamowi zrzedła mina, opadł na materac i przykrył głowę poduszką, po czym mych uszu doszło stłumione wołanie. - Nie ważne! Dajcie mi po prostu umrzeć....
Popatrzyłem z wyrzutem na kota, westchnąłem i mój Boże, przydałaby się jakaś pomoc! Całe szczęście ta linia była otwarta 24/7, a do pokoju wbił Nico.
- O, tu jest! - Zadowolony podszedł do mnie i przejął Bekę. - To my już sobie pójdziemy! Dobranoc! - I już go nie było.
- Przynajmniej nie wspomniał o łazience… - mruknąłem.
W tym samym czasie Adam jak mantrę powtarzał “Dajcie mi umrzeć” na przemian z “Yurio, spierdalaj paszczurze niewierny”. Pokręciłem głową i znowu siadłem obok, bo skoro Nico miał się tu nie pojawić…
- Mam nadzieję, że nie mówisz na poważnie. - Musnąłem jego ramię. - Jako książę domagam się obiecanego miziania.
Zawodzenie na moment ustało, po to tylko by zmienić swoją formę na “Zabij mnie. Nikt mnie nie kocha. Weź sobie tego kota, on mnie nie chce.”
- Bo cię wykopię z łóżka. - Założyłem ręce. - Na kanapę. Bez buzi.
Ta groźba zmusiła go do wystawienia głowy spod osłony, a jego spojrzenie przybrało smutny i urażony wyraz, który w połowie na pewno był udawany.
- Zero współczucia - stwierdził z wyrzutem i ustami w podkówkę.
- Nie jesteś dzieckiem słońce. - Cmoknąłem go w policzek. - Możesz to rozegrać inaczej.
Adam? Noc jeszcze młoda…
2265 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz