– A ty gdzie się wybierasz? – Gin posłała mi zdziwione spojrzenie, kiedy kolejne ciuchy lądowały w mojej walizce.
– Dostałem zaproszenie na wycieczkę do Anglii. – Uniosłem kącik ust. – Grzech nie skorzystać, nie?
– Jak uważasz. – Młoda uniosła ręce. – Jak mniemam, już wiesz, co będzie ze mną?
– Czy Nico przypadkiem nie zaprosił cię na nocowanie? – Wyszczerzyłem się.
– Ugh, nienawidzę cię. – I wyszła.
***
Dom Leo, jak przystało na dom księcia, był okazały, duży i zupełnie nie w moim stylu. Ale nic na to nie poradzę, że wolę gnieździć się w klitkach i tym podobnych rzeczach. Byłem dziwny, ot co. Ale pani, która prowadziła mnie do pokoju Leo była przemiła. Kiedy w końcu się tam znalazłem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Wow, sądziłem, iż go wyrzucili. Trzeba cię wyprać Richardzie. Nie możesz zmieniać swojej barwy.
– Nazwałeś pluszaka na moją cześć? Uroczo. – Nie mogłem się powstrzymać.
– Co ty tu robisz? – Biedny miś, wylądował na łóżku. – Kto się wpuścił? Miałeś zadzwonić, a nie stawiać się osobiście. Jak zwykle nie słuchasz tego, co się do ciebie mówi. – Policzki chłopaka stały się czerwone.
– Nigdy nie słucham tego, co do mnie mówią. – Zaśmiałem się. – Nie bądź zły… Kochanie? Tak chyba mówi na ciebie Ro.
– Ugh, przestań. – Przewrócił oczami. – Ronan jest…
– Poduszką twojej dziewczyny, wiem. – Oparłem się o ścianę. – To tak. Chcę lecieć z tobą. Dawno nie byłem w Anglii.
– Byłeś w Anglii? – Uniósł brwi, kiedy podszedłem bliżej.
– Lubię podróżować. – Usiadłem na łóżku, czując się nieco ośmielonym. – Moi rodzice też. Siostra mniej, ale wystarczy, że się czymś zajmie.
– Chyba masz zgodną rodzinę. – Przerwał pakowanie i się zamyślił.
– Raczej. – Popatrzyłem na niego. – Może nie królewska, ale się kochamy. I kierujemy się swoim szczęściem.
– Ale nigdy nie słuchasz, co się do ciebie mówi. – Zaśmiał się cicho.
– Nie, z reguły wiem, co mam robić. – Sięgnąłem po maskotkę. – Witaj Richardzie. Chcesz się zaprzyjaźnić? Czy zostaniesz z Leosiem i nauczysz go asertywności?
– Daj go. – Książę wyrwał mi z rąk maskotkę i wrzucił ją do walizki.
– Najpierw go wypierz, przyda mu się kąpiel. – Posłałem mu długie spojrzenie. – Musi się dumnie prezentować, skoro nazywa się Richard. – Więc… daj mi bardziej szczegółowe wytyczne i spierniczam. Ah i ciesz się, że nie zmuszam cię do żarcia, tak jak prosiła tamta pani…
– Ugh. – Książę chyba był zirytowany. – Wyślę ci wszystko SMS-em.
– Jest tylko mały problem. – Wstałem. – Nie masz mojego numeru. Ani ja twojego. Dlatego tu jestem.
– ...Oh. – Speszył się. – Zaraz to ogarnę.
– Po prostu daj mi swój telefon, zadzwonię do siebie. – Wyciągnąłem rękę.
– Jasne. – Po chwili cofnął rękę. – Ale nic mi nie poustawiasz? Ani nie podejrzysz?
– Masz mnie za Branwell? – Uniosłem brew.
– No nie. – Podał mi telefon, a ja szybko wpisałem swój numer i zadzwoniłem do siebie.
– Okej, już. – Oddałem mu telefon. – Czekam na SMS!
I wstałem, a potem wyszedłem z pokoju i z domu.
***
– Leonard. – Potarłem oczy. – Co ty tu robisz?
– Wyjeżdżamy za godzinę. – Zaczął mnie obserwować. – Szykuj się.
– Hmmm… – Przeczesałem włosy. – Mogę wrócić do łóżka na pół godziny… też chcesz?
– Ubieraj się. – Włożył ręce w kieszenie i przybrał swoją dumną pozę.
– Nie podoba ci się coś? – Zerknąłem na niego.
– Twoje bokserki są zbyt… zielone. – Przesunął wzrok niżej, by po chwili wrócić do mojej twarzy.
– Hmmm… – Oparłem się. – Mów dalej.
Leo? Gotowy na podróż?
520 słów
10.25.2019
10.23.2019
Wydarzenie Halloweenowe!
Uhuuu, buuu, kszzz… co tam się dzieje? A tak. Październik. Zbliża się Halloween. Ten jeden dzień w roku, kiedy możesz poczuć się jak dziecko i zebrać cukierki, przebrać się w straszny strój, albo iść na imprezę. Oczywiście Impossible Horse Academy również o tym nie zapomina. Od 23.10.2019 do 17.11.2019, można napisać opowiadanie i zgarnąć dodatkowe punkty!
STRASZNA IMPREZA
Halloween bez imprezy jest jak święta bez choinki. Trzeba świętować z przyjaciółmi tę noc pełną duchów, nie? Jak to wygląda? Idziecie do klubu? Może sami urządzacie imprezę? Kto jest zaproszony, kto odpowiada za przekąski, picie i tym podobne?
Ograniczenie: minimum 300 słów
Nagroda: 85 pkt
CUKIEREK ALBO PSIKUS
Jest Halloween, jest zbieranie słodyczy! Nie możesz sobie tego odmówić! Pytanie tylko z kim? A może sam? Przebierzesz się, czy nie? Jeśli tak, to czy sam zrobisz strój?
Ograniczenie: minimum 400 słów
Nagroda: 100 pkt
STRASZNE RĘKODZIEŁO
Skoro Halloween ogarnęło wszystko, czemu nie akademik, albo dom? Czas przyozdobić swoją przestrzeń! Dekorujesz tylko swój pokój? Może pomagasz komuś innemu? Albo przyłączysz się do ekipy dekorującej Akademię?
Ograniczenie: minimum 500 słów
Nagroda: 100 pkt
WAMPIRY I ŚWIRY
Według Adama Mikaelsona, Blue Jane Branwell jest wampirem. Padł więc pomysł, by jednego dnia (a właściwie nocy) poudawać wampiry (i w międzyczasie obejrzeć “Zmierzch” - seans odbędzie się na stołówce). Jak do tego podchodzisz? Podoba ci się to? Bierzesz udział? Upodabniasz się do Volturich? A może idziesz w stronę Underworld?
Ograniczenie: minimum 700 słów
Nagroda: 280 pkt
NAWIEDZONA STODOŁA NUMER 1313
Akademia nie jest może najstarszym dziełem architektonicznym, ale rozniosła się plotka, że gdzieś na jej skraju stoi nawiedzona stodoła. A w Halloween przybywają tam duuuuchy! Odważysz się tam pójść? Kogo weźmiesz? Zobaczysz ducha? A może osobę, która się za niego podaje?
Ograniczenie: minimum 700 słów
Nagroda: 280 pkt
MAGIA NOCY
Skoro Halloween jest świętem, może stać się halloweenowy cud. Na ten jeden dzień w roku zapomnijmy o normalności i wyobraźmy sobie, że jesteśmy nadnaturalnymi! Znajdziesz jakiegoś demona? A może wampira? Usłyszysz wycie wilkołaka? Kim sam się staniesz?
Ograniczenie: minimum 500 słów
Nagroda: 100 pkt
DRABBLE
Nie każdy czuje się dobrze w długich formach, więc może spróbować się z drabblami na dowolny temat powiązany z Halloween.
Ograniczenie: drabble musi mieć dokładnie 100 słów
Nagroda: 40 pkt.
~Administracja~
10.11.2019
Od Leonarda cd. Ganseya
- Oczywiście, oczywiście. - Przewróciłem teatralnie oczami. - Chciałem się tylko zapytać, czy nie zechciałbyś lecieć ze mną do Londynu. Przypadkowo kupiłem dwa bilety i szkoda, żeby się zmarnowały. - Natychmiast przeszedłem do sedna sprawy, licząc na to, iż mężczyzna zgodzi się, potowarzyszyć mi przez te krótkie, dwa dni. Oczywiście na samym początku planowałem zabrać ze sobą Noah, lecz ta w tym samym czasie chciała wybyć gdzieś z Blu. Nie chcąc psuć im wspólnego weekendu, zdecydowałem się poszukać kogoś innego, a tym kimś okazał się właśnie znany wszystkim Glendower.
- Skąd ta nagła zmiana? - Uniósł brew w pytającym geście. - Z maminsynka wyrósł bad boy? - Zażartował, nie odrywając ode mnie swoich błękitnych ślepi. Cóż, muszę przyznać, że miejscami bywał uroczy, a nawet bardzo uroczy. Gdybym był odrobinę milszy... Nie. Stop. Nie wolno mi o tym myśleć. To zaszło zdecydowanie za daleko.
- Mam swoje powody. - Mruknąłem, spoglądając na portrety nieznanych mi ludzi. - Zadzwoń, jeśli nie stracisz ochoty na zwiedzanie wysp. Raczej nikt inny nie zechce tego biletu. - Dodałem, wycofując się w stronę otwartych drzwi, które wyrzuciły mnie na plac potężnej uczelni. Ciekawie byłoby znowu zacząć się uczyć - pomyślałem, kierując się w stronę prywatnego parkingu, gdzie ciągle stało moje czarne BMW. Nie chcąc zamartwiać się bredniami, zasiadłem w wygodnym fotelu kierowcy, co było pierwszym krokiem do powrotu do domu.
- Skąd ta nagła zmiana? - Uniósł brew w pytającym geście. - Z maminsynka wyrósł bad boy? - Zażartował, nie odrywając ode mnie swoich błękitnych ślepi. Cóż, muszę przyznać, że miejscami bywał uroczy, a nawet bardzo uroczy. Gdybym był odrobinę milszy... Nie. Stop. Nie wolno mi o tym myśleć. To zaszło zdecydowanie za daleko.
- Mam swoje powody. - Mruknąłem, spoglądając na portrety nieznanych mi ludzi. - Zadzwoń, jeśli nie stracisz ochoty na zwiedzanie wysp. Raczej nikt inny nie zechce tego biletu. - Dodałem, wycofując się w stronę otwartych drzwi, które wyrzuciły mnie na plac potężnej uczelni. Ciekawie byłoby znowu zacząć się uczyć - pomyślałem, kierując się w stronę prywatnego parkingu, gdzie ciągle stało moje czarne BMW. Nie chcąc zamartwiać się bredniami, zasiadłem w wygodnym fotelu kierowcy, co było pierwszym krokiem do powrotu do domu.
*****
- Znowu nie jesz? - Zrzędliwy głos Madeleine zderzył się z moimi uszami. - Co z tobą? Znowu coś cię dręczy?
- To nic. - Odparłem, przybliżając do ust porcelanową filiżankę. - Nie mam ochoty na słodycze, a tym bardziej na obiad. Raczej jeden dzień głodówki mnie nie zabije. - Ciągnąłem, robiąc krótkie przerwy na uzupełnienie płynów.
- Jeden dzień? To już trzeci! Zaraz zaczniesz tracić przytomność, wszystko będzie cię boleć, a w najgorszym przypadku się rozchorujesz. - Zaczęła robić awanturę. - Myśl Leo! Nie jesteś małym dzieckiem.
- A ty nie jesteś moją matką. - Skarciłem ją wzrokiem. - Wystarczy, że zjadłem śniadanie. Starczy mi to do wieczora, a teraz racz wybaczyć, ale muszę się spakować. - Wstałem, odruchowo zasuwając za sobą krzesło.
- Na pewno chcesz tam jechać? - Próbowała zatrzymać mnie w jadalni.
- Na pewno. Raczej już nic nie stracę.
*****
To się przyda, to też, no i oczywiście to też - wrzucałem do walizki coraz to starsze ubrania, w których nikt nie miał prawa mnie rozpoznać. Bluza z Sherlocka? Of course! Zmęczone życiem jeansy? Nie mam nic przeciwko. W końcu czego się nie robi, aby ukryć swoją tożsamość? Pochłonięty pakowaniem, wyciągnąłem z szafy wygnieciony szalik, w którym ukryła się maskotka rudego lisa.
- Wow, sądziłem, iż go wyrzucili. - Spojrzałem w koralikowe oczy pulchnej maskotki, nie tracącej swego uśmiechu. - Trzeba cię wyprać Richardzie. Nie możesz zmieniać swojej barwy.
- Nazwałeś pluszaka na moją cześć? Uroczo. - Nagle zza moich pleców wyszedł uchachany Campbell, cieszący się do ścian, jak głupi do sera.
- Co ty tu robisz? - Burknąłem, rzucając misiem o łóżko. - Kto się wpuścił? Miałeś zadzwonić, a nie stawiać się osobiście. Jak zwykle nie słuchasz tego, co się do ciebie mówi. - Tupnąłem nogą, delikatnie się czerwieniąc.
- Wow, sądziłem, iż go wyrzucili. - Spojrzałem w koralikowe oczy pulchnej maskotki, nie tracącej swego uśmiechu. - Trzeba cię wyprać Richardzie. Nie możesz zmieniać swojej barwy.
- Nazwałeś pluszaka na moją cześć? Uroczo. - Nagle zza moich pleców wyszedł uchachany Campbell, cieszący się do ścian, jak głupi do sera.
- Co ty tu robisz? - Burknąłem, rzucając misiem o łóżko. - Kto się wpuścił? Miałeś zadzwonić, a nie stawiać się osobiście. Jak zwykle nie słuchasz tego, co się do ciebie mówi. - Tupnąłem nogą, delikatnie się czerwieniąc.
Gansey?
Leo się wstydzi misia xd
478 słów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)